One-shot: Autorski
Płytki sen przerywa dźwięk dzwoniącego
telefonu. Zaspana blondynka unosi głowę i nieprzytomnym wzrokiem spogląda na
wyświetlacz. Widząc znajomy numer, lekko wzdycha, odgarnia do tyłu zmierzwione
włosy i odbiera połączenie.
– Tak, Reo? O co chodzi?
– Tak, Reo? O co chodzi?
Od strony głośnika dobiega ją zasapany
oddech współpracownika. Czeka, aż mężczyzna się uspokoi i ponawia pytanie.
– Wybacz, że o tej porze, ale jest jeszcze
jedno wezwanie na dzisiaj. Południowa dzielnica, strefa starych kamienic.
Mówią, że masz zjawić się natychmiast.
Blondynka przeciera ręką twarz, rozmazując już i tak mocno naruszony makijaż. Spogląda na wiszący na ścianie zegar i, ziewając, sięga po kurtkę.
Blondynka przeciera ręką twarz, rozmazując już i tak mocno naruszony makijaż. Spogląda na wiszący na ścianie zegar i, ziewając, sięga po kurtkę.
– Podaj mi dokładny adres. Będę za
piętnaście minut. Dwadzieścia, jeśli nie złapię od razu taksówki.
– Już ją zamówiłem. Czeka na ciebie na
parkingu.
– Dzięki, Reo. To co z tym adresem?
– Dzięki, Reo. To co z tym adresem?
***
Oczy są zwierciadłem duszy – lustrem, w
którym odbija się cała prawda o kłębiących się w ludzkich sercach uczuciach. Podobnie
jak lustro nie kłamią, choć czasem mogą być trudne do przejrzenia zupełnie jak
brudna tafla szkła, na której powstały obraz staje się niewyraźny. A jednak nawet
te, które skrywają się za mętną powłoką, zawsze mówią prawdę. Trzeba tylko
umieć ją dostrzec.
Ciemnowłosy chłopak spogląda w lustro z
pogardą. Osoba po drugiej stronie odwzajemnia spojrzenie. Spojrzenie oczu
szarych jak poranna mgła, wypełnionych znudzeniem i niechęcią. To wzrok kogoś,
dla kogo życie jest jedynie ponurą egzystencją, nieniosącą ze sobą nic poza
utrapieniami i bezsensownym wyścigiem szczurów.
Chłopak zbiera niesforne kosmyki w kucyk i odwraca się od lustra, spoglądając na pokój, który nie przypomina wcale sypialni nastolatka.
Chłopak zbiera niesforne kosmyki w kucyk i odwraca się od lustra, spoglądając na pokój, który nie przypomina wcale sypialni nastolatka.
Wypełniony jedynie najpotrzebniejszymi
rzeczami, bez żadnych urozmaiceń, udogodnień. Jednoosobowy materac, biurko,
notes z przyborami, podręczniki szkolne, ubrania ułożone jedno na drugim na
półce na książki. Żadnych obrazów, roślin, plakatów. Żadnych instrumentów czy
sprzętów elektronicznych. Otynkowane na biało ściany, niepokryte jakąkolwiek
farbą, boazerią czy korkiem. Pokój tak zimny i pusty, bez śladu czyjejkolwiek
obecności. Identyczny jak reszta mieszkania. Sprawiający równie deprymujące
wrażenie. Zupełnie jakby rezydująca w nim osoba była jedynie duchem.
Chłopak chowa podręczniki do torby, ubiera
się i wychodzi na dwór. Kierując się w stronę szkoły, nie zwraca uwagi na
otoczenie. Dla niego wszystko jest jednolite, równie bezsensowne i wyblakłe.
Świat w jego oczach dawno już utracił kolory i zapachy. Kiedy ojciec zostawił matkę z długami, kiedy matka popełniła samobójstwo, kiedy rzekomo
najbliższa rodzina, do której trafił, dała mu mieszkanie i zostawiła samego
sobie, zdanego wyłącznie na siebie.
Miłości nie ma i nigdy nie było. To ułuda i
iluzja, o której marzą naiwni ludzie. Chłopak zrozumiał to bardzo szybko.
Świadomość ta zadziałała na niego jak znieczulenie. Przestał odczuwać ból
spowodowany stratą i odrzuceniem. Otoczył się kamiennym murem i schowany za
nim, wiódł życie monotonne, proste i puste.
„Miłość to kłamstwo” – zawsze to sobie
powtarzał. A jednak nie potrafił do końca wyzbyć się nadziei. Nie umiał wyrwać
tego kwiatu z korzeniami. Jakaś jego część zawsze w nim pozostawała,
nieprzerwanie wyciągając swoje zielone ramiona ku słońcu. Roślina, dla której
światło stanowiło pragnienie bycia kochanym. Roślina, która szukała jedynie
odrobiny czułości.
Chłopak był ze sobą skłócony. Nie wierzył w
miłość, a jednak świadomie pozwalał tej nikłej nadziei żyć we własnym sercu,
licząc, że kiedyś się ona spełni. Pozwalał na to, choć nie potrafił
odpowiedzieć samemu sobie na pytanie „czemu?”. Być może był to jedynie objaw
jego masochizmu.
Chłopak patrzył na życie przez szarą
zasłonę. Niesprawiedliwość przestała go poruszać, szkolne upokarzanie nie miało
dla niego znaczenia. Poddawał się mu, nie bronił. Pozwalał, by ludzie z gangu robili
z nim, no co tylko mieli ochotę.
Zdawał
sobie sprawę, że w ten sposób traci szacunek do samego siebie, ale gdyby
próbował oponować, skończyłoby się na czymś znacznie gorszym od odrobiny
przemocy.
Tylko czasami emocje brały w nim górę. W
takich chwilach miał ochotę zanurzyć głowę w zimnej wodzie i już jej nie
wyciągać. Ale nie umiał. W coś jeszcze wierzył. Ale sam nie wiedział w co.
***
Lekcje mijają mu tak samo jak zwykle. Nic
się nie zmienia. Nauczyciele mówią o rzeczach, które w późniejszym życiu do tak
niewielu rzeczy się przydają. Potem dzwoni dzwonek, a szkolny gang, czekający
na niego pod klasą zaciąga go do łazienki i profanuje jego ciało. On zaś po
prostu odpływa, wyłącza się, przestaje odczuwać dotyk, ciosy i cuchnące
nikotyną oddechy.
Wracając do domu, nie zauważa pijanego
motocyklisty, który wjeżdża na chodnik. Kiedy dostrzega rozpędzoną maszynę,
jest już za późno na jakąkolwiek reakcję. Po prostu stoi jak skamieniały i
spogląda w oczy najeżdżającej z przeciwka śmierci.
Nagle czuje szarpnięcie za ramię i zostaje
ściągnięty z chodnika. Przyglądając się przejeżdżającemu o włos od jego ciała
motocyklowi, uderza w coś twardego. Odwraca się i dostrzega wysokiego mężczyznę,
który patrzy na niego zmartwionym wzrokiem.
To, co dzieje się potem, chłopak pamięta
jak przez mgłę. Mężczyzna, któremu zawdzięcza życie, odprowadza go do
mieszkania i wchodzi do niego razem z nim, mówiąc przy tym coś o opiece i
możliwym szoku.
Chłopak jest zbyt zdezorientowany, żeby mu
odmówić. Pozwala się więc otoczyć troską, obiecując sobie, że odkryje, jakie
korzyści zamierza odnieść w ten sposób jego wybawiciel.
Jednak mężczyzna nie prosi o nic w ramach
podziękowań. Przygotowuje obiad, a kiedy upewnia się, że chłopak sobie poradzi,
po prostu go zostawia. Uśmiecha się przy tym lekko i pięknie, przypominając promyk
słońca, przebijający się przez warstwę burzowych chmur.
W sercu chłopaka coś się na ten
niecodzienny widok porusza. Coś, o czego istnieniu zdawać by się mogło, że już dawno
zapomniał.
Następnego dnia ponownie się spotykają.
Kiedy chłopak wychodzi do szkoły, mężczyzna czeka na niego przed jego
mieszkaniem. Odprowadza go i obiecuje przyjść również po zajęciach.
Chłopak nie pyta o nic, jest tym wszystkim
zbyt otumaniony. Po prostu kiwa głową i znika za szkolnymi drzwiami.
Po raz pierwszy odkąd zaczął mieszkać sam,
wyczekuje końca lekcji. Nie wie czemu, ale jakaś jego część bardzo pragnie
ponownie ujrzeć tamtego mężczyznę.
Kiedy słyszy dzwonek na przerwę, szybko
kieruje się w stronę wyjścia. Jednak tuż przed bramą wpada na gang, który nie
ma zamiaru puścić go bez codziennej dawki rozrywki.
Odciągają go w pobliskie krzaki i z
okropnymi uśmiechami na ustach przechodzą do interesującej ich części.
Po raz pierwszy odkąd to się zaczęło,
chłopak nie odpływa. Nie wyłącza się. Broni się i opiera. Krzyczy.
Kiedy otrzymuje mocny cios w głowę, świat
przed jego oczami zaczyna wirować, a czerń wyciąga ku niemu czułe ramiona.
Ostatnie, co zapamiętuje, to czyjś wysoki cień, który odpycha od niego oprawców.
Potem nastaje już tylko cicha ciemność.
***
Chłopak budzi się we własnym mieszkaniu.
Boli go głowa, a kiedy podnosi się do pozycji siedzącej, uświadamia sobie, że również
z jego brzuchem nie jest wszystko tak, jak powinno.
Starając się przypomnieć sobie, co się
wydarzyło, dostrzega siedzącą pod ścianą, znajomą postać, której głowa lekko
opada na bok. Jej oczy są zamknięte, a oddech równy.
Chłopak z trudem zsuwa się z materaca i na
kolanach zbliża w stronę mężczyzny. Kiedy tak mu się przygląda, uświadamia
sobie, jak bardzo piękna jest osoba, na którą patrzy. Tak piękna, że nie umie powstrzymać
się przed dotknięciem jej.
Wyciąga rękę i samymi koniuszkami palców lekko
muska gładki policzek. W tej samej chwili mężczyzna otwiera oczy i spogląda na
niego z delikatnym zdumieniem. Jednak, kiedy chłopak chce zabrać dłoń, tamten chwyta ją w
swoje i przysuwa do ust. Potem całuje ją, wciąż na niego patrząc.
Zaskoczony chłopak głośno wciąga powietrze.
Po jego ciele przebiega przyjemny dreszcz. To uczucie jest tak silne, tak inne.
Kiedy mężczyzna przyciąga go do siebie, dbając, by nie sprawić mu żadnego bólu,
chłopak po raz pierwszy od bardzo dawna ma ochotę się uśmiechnąć.
Mężczyzna zanosi go na materac i bardzo
powoli rozbiera. Potem znaczy językiem palące ślady na jego skórze. Zupełnie
jakby te usta zostawiały za sobą strumienie wrzącej lawy.
Chłopak drży. Nie pamięta już, ile razy jego
ciało znosiło gwałt zadawany przez członków gangu. Jednak tym razem, po raz
pierwszy w życiu odczuwa przyjemność.
Spogląda w roziskrzone oczy mężczyzny i oddaje mu się cały, pozwalając, by tamten zanurzył się w nim, aż po sam kraniec własnego jestestwa.
Spogląda w roziskrzone oczy mężczyzny i oddaje mu się cały, pozwalając, by tamten zanurzył się w nim, aż po sam kraniec własnego jestestwa.
Ich ciała łącząc się ze sobą, tworzą
niezwykłą harmonię. Pulsacyjnym ruchom bioder odpowiadają jęki uniesienia,
namiętnym pocałunkom, zdyszane oddechy. Każda czynność, każdy dotyk jest jak
gorąca gwiazda, która spadając z nieba, osiada na ich skórze, sprawiając, że
zaczynają lśnić srebrnym światłem najpiękniejszego spełnienia.
Są obrazem, który prezentuje doskonałość.
Są dopełniającymi siebie elementami natury, zagubionymi dźwiękami, które
odnalazły wreszcie swoje miejsce na pięciolinii.
Patrząca na nich z lustra osoba po raz pierwszy od wielu lat szczerze się uśmiecha, a w jej spojrzeniu
miejsce goryczy zostaje zastąpione przez radość.
Mężczyzna pochyla się i szepcze dwa ciche
słowa, które wprawiają ciało chłopaka w drżenie, dwa słowa, które poruszają
serce. Kwiat, który do tej pory skrywał się w odmętach jego duszy, przebija
swymi pnączami kamienny mur i wychyla się na światło dnia.
Chłopak zamyka oczy, po raz pierwszy
wierząc.
Miłość chyba jednak istnieje. Tylko trzeba umieć ją
dostrzec, pozwolić jej, by pokazała nam swój świat skąpany w kolorach spadających
gwiazd.
Tak właśnie myśli, czując, jak
mężczyzna doprowadza jego ciało na skraj szaleństwa i rozkoszy.
„Pozwól mi zostać
przy tobie”.
Szept
rozbrzmiewający w jego głowie, sprawia,
że spogląda na mężczyznę wzrokiem lśniącym z radości.
„Zostań na
zawsze.”
Kiedy budzi się następnego dnia, przez
chwilę boi się, że wydarzenia poprzedniej nocy okażą się jedynie snem. Jednak
gdy dostrzega spokojnie śpiącą przy swoim boku postać, uśmiecha się z ulgą i całuje ją w policzek. Ona zaś
szepcze cicho jego imię przez sen. Drobny gest, który dla chłopaka ma ogromne
znaczenie.
***
Dni mijają im na wzajemnym okazywaniu
uczuć. Prawie nie wychodzą z sypialni, kochają się i zatracają w sobie
nawzajem. Zapominają nawet o zakupach i potrzebie jedzenia. Chłopak przestaje
chodzić do szkoły, teraz kiedy odczuwa wreszcie emocje, których od zawsze skrycie
pożądał, nie chce zakłócać ich niczym innym.
Przez cały ten czas, który spędzają razem, wiele
się o sobie dowiadują. Chłopakowi najbardziej zapada w pamięć imię mężczyzny,
które niejednokrotnie powtarza, kiedy oddając mu się, dyszy w jego
ramionach.
„Len”.
Dla chłopaka to krótkie słowo, trzy proste litery
są najpiękniejszym brzmieniem pod słońcem.
„Len.”
„Kochaj mnie tak, żebym już nigdy nie przestał
wierzyć w miłość.”
Zamknięci w swoim małym świecie,
pochłonięci sobą, zapominają o życiu, które toczy się dookoła nich. Oddają się
sobie nawzajem, przestając reagować na pozostałe pragnienia ich ciał. Liczy się
tylko bliskość, rozkosz i spełnienie. Wszystko inne schodzi na drugi plan,
blaknąc, i tracąc na wartości.
***
Blondynka spogląda na blade ciało, leżące na
stole sekcyjnym. Widzi przed sobą młodego chłopca o ciemnych włosach i szarych
oczach. Kiedy uważnie im się przygląda, dostrzega radość, która zastygła w nich
w momencie śmierci.
– Wiesz już, jaki był powód?
Blondynka odwraca się w stronę Reo i kiwa
głową. Wskazuje na nogi chłopca, których skóra ma dziwny, fioletowo-czarny
odcień.
– Martwica tkanek w dolnych kończynach,
odwodnienie i wygłodzenie organizmu.
Reo spogląda zaciekawiony na martwą skórę.
– Czy to nie jest trochę dziwne? Żeby doszło do
tak rozległej martwicy, musiałby przez bardzo długi czas nie wstawać z łóżka,
nie wspominając o tym, że na pewno odczuwał głód i pragnienie. A może to było
po prostu wyrafinowane samobójstwo?
Blondynka spogląda na twarz chłopca raz
jeszcze i kręci przecząco głową. Jednej rzeczy jest pewna. To nie było
samobójstwo.
– Spójrz na wyraz jego twarzy, Reo.
Mężczyzna lekko się wzdryga i zerka tylko
na chwilę.
– Nie rozumiem, jak możesz bez żadnych
oporów, tak po prostu patrzeć w oczy trupa.
Blondynka uśmiecha się bezbarwnie i wzrusza
ramionami.
– Kwestia przyzwyczajenia. Gdybyś siedział
w tym zawodzie tyle lat, reagowałbyś podobnie. Choć fakt, że wytrzymujesz
tak długo w pomieszczeniu wypełnionym zapachem formaliny, jest naprawdę imponujący.
Większość śledczych wychodzi stąd, kiedy tylko natrafia się ku temu okazja. Ty
zaś wyjątkowo często tutaj wpadasz, nawet kiedy nie masz takiego obowiązku.
Reo spogląda na nią, przechylając głowę na
bok. Otwiera usta, żeby coś odpowiedzieć, ale ostatecznie zamyka je,
rozmyślając się.
– To jak? Skoro nie samobójstwo, to co?
Blondynka podchodzi do stołu i dotyka
zimnej dłoni chłopca. Choć pracuje w tym zawodzie już dwadzieścia lat,
nigdy nie patrzyła na powierzone jej ciała jak na zwykłe zwłoki. Ona zawsze
widziała w nich ludzi, którymi byli za życia. Może właśnie dzięki temu umiała
dostrzec więcej niż typowy specjalista medycyny sądowej.
Kiedy kilka dni temu weszła do mieszkania,
w którym odkryto martwe ciało chłopca, od razu rzucił jej się w oczy nienaturalny
porządek i prostota. Porównując ten widok, znalezione dowody oraz stan, w jakim
znajdował się zmarły, doszła do pewnego wniosku. Być może dosyć nieprawdopodobnego i zwykły
śledczy by w to nie uwierzył, ale Reo od dawna znał wartość jej przypuszczeń.
– Pamiętasz, co powiedzieli bliscy i ludzie
ze szkoły? Ten chłopak wiele przeszedł, stał się bardzo zamknięty w sobie,
pogrążył we własnym świecie. Myślę, że mógł się w nim zatracić, przestać odróżniać
fikcję od rzeczywistości. Jeśli z jakiegoś powodu cierpiał, to być może szukał
ukojenia tam, gdzie nie mogła dotknąć go żadna krzywda. Myślę, że zgubił się w
miejscu, które sam dla siebie wykreował i przestał odczuwać naturalne potrzeby fizjologiczne.
– A jak wyjaśnisz fakt, że zmarł w trakcie
onanizacji?
– Bardzo prosto. Odpowiedź jest zresztą na
kartce z rysunkiem, który znaleźliśmy w jego mieszkaniu.
– Tym niedokończonym, o samych konturach?
Blondynka przypomina sobie ten dziwny szkic,
który tak nią wstrząsnął. Mężczyzna bez twarzy, a jednak promieniujący dziwnym
uczuciem, które twórca włożył w swoje dzieło.
– Tak. Myślę, że chłopak widział tę osobę w
swoim świecie jako kogoś bardzo mu bliskiego. Wykreował marzenie, które nadało
jego życiu sens.
Reo kręci głową w zdumieniu.
– Ty naprawdę masz niezłą głowę do takich
rzeczy.
Blondynka spogląda raz jeszcze w oczy zmarłego,
w których ta zastygła radość jest tak bardzo widoczna. Przypominając sobie
rysunek, zadaje w myślach pytanie, które kieruje do chłopca leżącego na stole,
choć wie, że nie może on jej już usłyszeć.
Czy dał ci
szczęście, którego szukałeś?
Choć czy
wyimaginowana radość może naprawdę radością być?
Wsuwając ciało chłopca do lodówki, w jej
głowie rozbrzmiewa wyraźnie to jedno słowo, nad którym tak długo się
zastanawiała. Słowo, które stało się powodem śmierci młodego człowieka. Imię, które
zapisane na tamtej kartce, niezwykle wyraźnie zapadło jej w pamięć.
Len.
Gdzie EreRi ?/fajjne chyba to ~Wielki Mistrz Monte
OdpowiedzUsuńEreRi będzie w styczniu. Ogólnie mam już całą wizję i szkic, ale za to nie mam czasu na wykonanie. W święta powinnam znaleźć go trochę, więc na początku roku możesz oczekiwać seksóf.
UsuńYea szekszyyyy ⊙ω⊙ ~WMM
UsuńEch, nadzieja umiera ostatnia.
OdpowiedzUsuńTak jak zaczęłam to kończyć, tak zaczęłam po prostu płakać. Przyjdziesz do mnie i mnie przytulisz? Nie zostawisz mnie chyba takiej samej? Mogłabyś opowiadać bajki na dobranoc i w ogóle. Żadnych zbereźnych rzeczy. Tak tylko trochę miłości, bo ja cię kocham w cholerę za te wszystkie teksty no za wszystko co tam tworzysz.
Dużo weny i chęci do pisania :D
Dawaj adres i rozkładaj ramiona! Pędzę do Ciebie z gorącą czekoladą w termosie i tęczą na papierze, żeby zatrzeć jakoś ślady tych łez.
UsuńJa i bajki na dobranoc? Hmm... no nie powiem wizja ciekawa chociaż.... jak znam siebie włączyłby mi się tryb mięsożercy i wszystkie dzieci uciekłyby przerażone do kąta xd
Nie mam dzieci, a siostry młodszej do łóżka, za żadne skarby nie wpuszczę. Więc nie ma stracha, może być i masakra :D
UsuńEj, a ja myślałam, że ty za krwawą sieczką nie przepadasz! I zawsze jak miałam zamiar wrzucić coś w tym klimacie to myślałam o Tobie, obawiając się, że mnie zamordujesz. To jak to z Tobą jednak jest, co, Hitomi?
UsuńNo mówiłam tak i to prawda, ale jak ty byś m i to opowiedziała... No, wiesz to inna sprawa.
UsuńA tak w ogóle dodałam Ślepy głos :D
Ah, czuję się normalnie zaszczycona. Czuję, że gdybym Cię kiedyś spotkała to przytuliłabym Cię za te wszystkie komplementy tak mocno, że pewnie byś się udusiła *ja delikatna*
UsuńWiem, wiem, widziałam, właśnie się do niego zbierałam.
Hyhy... Czyżby tą blond patomorfolog byłaś Ty?
OdpowiedzUsuńJujuu... Nie podejrzewałam cię o tak... normalnego shota. Wiesz spodziwałam się jakiś cudact i dziwact od których wena mi spiernicy i zostawię cię z Kaitusiem bez opieki. Ale nie, dostałam prostą i na swój sposób prawdziwą historię o tym jak samotność niszczy nasze zmysły. Ale była to śliczna historia. Naprawdę oczarował mnie ten tekst.
Po tytule myślałam, że chodzi o jakieś nawiązanie do roślinki, serio <3
Weny
Do roślinki? *przetwarza informacje* Ok, ciekawe skojarzenie, to Ci muszę przyznać, zaskoczyłaś mnie. Ale tak poza tematem to strasznie podoba mi się to imię. A co do blondwłosej pani patolog - powiedzmy, że to takie moje fikcyjne alterego.
UsuńEio jest oczarowana moim tekstem. I mówi, że jest śliczny. O Mój Boże świat się kończy. Ja od początku wiedziałam, że to nie jest tekst w moim stylu, ale nie pomyślałabym, że tak go odbierzesz. Cieszę się, że Ci się spodobał. Miło mi bardzo, naprawdę *uśmiecha się wyjątkowo głupio*
A powiedz mi jak mógłby mi się nie podobać? Był taki... prawdziwie bolesny.
UsuńI już się tak nie ekscytuj, bo się jeszcze posikasz. Zostaw sobie trochę tej ekscytacji na mój prezent noworoczne dla Ciebie.
Przez eventy klasowe omijają mnie ciekawe rzeczy... Nie wiem, co mam ci napisać, moja droga. Przez cały czas, od początku do końca, ryczałam jak bóbr i czytałam przez łzy. Nigdy, przenigdy bym nie pomyślała, że go wymyślił. No ja nie mogę no, nie wiem teraz, co ze sobą zrobić. Wstałam z łóżka i usiadłam do kompa specjalnie, żeby poczytać... Przepraszam. Nie wymyślę nic innego jak to, że twój styl jest magiczny.
OdpowiedzUsuńKurde, miło mi, że tak Cię poruszyłam, na tym mi zależało. Choć przyznam, że kiedy w nocy usiadałam przed laptopem, nie miałam pojęcia o czym piszę i dopiero w połowie zorientowałam się nad sensem tego wszystkiego. Nie sądziłam, że spontan może wyjść mi na tyle dobrze, by poruszyć czyjeś serduszko.
UsuńPod wpływem emocji i wszystkiego zapomniałam ci wspomnieć o czymś, o czym mówię z bólem... Znalazłam błąd.
Usuń,,równie bezsensowego'' nie pasuje gramatycznie do reszty zdania ,,Dla niego wszystko jest jednolite, równie bezsensowego''
Był jeszcze jeden, ale albo go poprawiłaś, albo teraz go zgubiłam i nie znajdę ;P
Oh, dziękuję Ci bardzo, poświęcam mnóstwo czasu na betę, ale czasem po prostu widzę tekst takim, jakim go pamiętam i po prostu nie dostrzegam tych błędów. Arigatou.
UsuńKocham Cie normalnie. Podobało mi się. Cud, miód i orzeszki w karmelu. Jak zwykle nie jestem pierwsza, ale już się przyzwyczajam. Przepraszam, że tak późno komentuje, ale nie miałam dostępu do komputera.
OdpowiedzUsuńTo było piękne. Dużo weny życzę *.*
Wybacz, że tak późno, ale kiedy zobaczyłem, że wstawiłaś coś, to byłem chwilę po czytaniu "Smilli w lodowym labiryncie" (czy coś ten teges), a Hoeg ma bardzo męczący styl pisania, no i nie miałem sił na czytanie xd Wybacz bardzo. Z kolei w piątek dostałem "Mechaniczną Pomarańczę wersję R" i wiesz... no tak troszkę się zaczytałem xd
OdpowiedzUsuńNo właśnie Pomarańczka... cóż mogę powiedzieć? Dziwi mnie to, że większość osób nie wraca do tej książki. Co w niej jest takiego okropnego? To, że Alex obija pysk jakiemuś staremu prykowi, gwałci dwie dziesięciolatki, bije faceta i gwałci jego żonę (które w wyniku tego umiera), zabija niechcący staruszkę, a potem morduje w kiciu faceta, który chciał go zgwałcić? Według mnie gorszącą rzeczą jest tylko ten... projekt? Eksperyment? Jak to nazwać? Okey, będzie eksperyment. Więc wracając do tematu: wg mnie okropny jest eksperyment, który został przeprowadzony na Aleksie. Zrobić z człowieka coś bez możliwości wyboru... okropne. Czytałem tę książkę bez większych emocji. Jedynie miałem ochotę urwać jaja tym doktorkom za to, ze obrzydli chłopakowi muzykę. No po prostu na szafot takich. Um, trochę to dziwne, że zbrodnie Alexa spłynęły po mnie jak po kaczce, a obrzydzenie muzyki powoduje chęć mordu... Ale, CLD, ten język! To jest coś wspaniałego! Temu tłumaczowi należy się jakaś nagroda! Przewspaniała robota. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że rozumiałem wszystko. Czytałem, że do języka tej powieści trzeba się przyzwyczajać, a ja wziąłem tę książkę w łapki, otwieram pierwszą stronę i wszystko rozumiem bez problemu. Hm, dziwne... Wiem jedno, że na 100% wrócę do tej książki. Może wtedy będę mieć jakieś refleksje albo zacznę myśleć o niej w nocy. Dziwne, że nie potrafię myśleć o książce w dzień, nee? Ej, chwila! To miało być o tym shocie, a nie o Pomarańczy! Gomen, troszkę się rozpisałem, a to i tak nie wszystko, co mogę powiedzieć o tej książce xd
Akapit o duszy - znowu żeś zrobiła ze mnie koloid. Czemu przez Twoje opisy cały czas się rozpływam? No czemu?! Jeszcze kiedyś zaleję klawiaturę... Zrobić z człowieka papkę kilkoma zdaniami, no kto to widział! To jest nie fair, aby tak cholernie dobrze umieć coś opisać. * zazdrość mod on*
Dobra, zazdro ciąg dalszy przez kolejne opisy, ale jeden akapit skojarzył mi się z Alexem po "resocjalizacji" xd Yh, czy Pomarańcza teraz będzie mnie prześladować? Nie chcę...
*kończy czytać* Ja pierdolę... CLD... ja... co ja mam powiedzieć? Co do.. O Kamiki-sama... Nie poryczałem się *robi dumną pozę, gdyż ma serce z kamienia* ale no... Kurwa. CLD, jesteś pierdolonym Bogiem. Tyle w temacie.
*patrzy na swój komentarza, który nie ma sensu* Napisałem więcej o Pomarańczy niż o Twoim tekście. Tak bardzo smutne... Ale naprawdę nie mam pojęcia, co pisać. No roztroiłaś mnie totalnie tym tekstem.
Ayo, któremu nie chce się logować xd
Nie przeszkadza mi to, że więcej w Twoim komentarzu Pomarańczy niż treści o moim shocie, naprawdę. Pomarańcza jest tego warta. Cóż, ja też nie rozumiem, czemu ludzie do niej nie wracają. Wiem, że jest mocna i ryje psychikę, ale ja ją uwielbiam. Zwłaszcza eksperyment. Nie zrozum mnie źle, nie jestem aż taką sadystką (co do tego z muzyką - mam takie same odczucia - jak można? - przecież muzyka to sens życia jest), chodzi mi o sam pomysł autora i o wykonanie. Opisy, pracująca wyobraźnia, obraz w umyśle i tak dalej. Dla mnie to magia. Niewiele książek jest w stanie wywrzeć na mnie takie wrażenie. Dlatego bardzo ją sobie cenię.
UsuńTo był jakiś akapit o duszy? *czyta tekst jeszcze raz* Nawet nie zauważyłam, które z moim przemyśleń tutaj wpakowałam. Tak to jest, jak się nie może w nocy spać i pisze na spontanie (nawet nie zorientowałam się, że stworzyłam własne alterego, zanim nie doszłam do połowy). Cóż, ten tekst jest inny. Naprawdę sporo w nim moich przemyśleń i wgl mnie (spontan, wszystko wina spontana, jego obwiniaj), dlatego jest taki... właśnie taki. Cieszę się bardzo, że wywarł na Tobie takie wrażenie.
"Kurwa. CLD, jesteś pierdolonym Bogiem. Tyle w temacie." - przepraszam idę pooddychać, bo zaraz się zapowietrzę. Takiego komplementu jeszcze nie słyszałam. Ayo, wiesz, że kocham Twoje komentarze?
P. S Jak się zalogujesz na konto, to zerknij sobie na googlowski hangout.
Oj tak, Pomarańcza jest warta kilku komentarzy. No po prostu cudeńko. Chociaż dalej przeraża mnie fakt, że ani raz się nie skrzywiłem podczas czytania tego.
UsuńMożemy przybić piątkę - tak samo nie ogarniamy, co piszemy xd
Ne, zapomniałem napisać, że lubię spontany. Bardzo je lubię. No i teksty pisane w nocy. A połączenie tego, to już zupełny odlot. I nie zamierzam obwiniać spontana, co najwyżej mogę bić mu pokłony like a talib xd
Ha! I kto daje najlepsze komplementy? Ja!
Okey, pozwalam Ci się śmiać na tę część komentarza - musiałem sobie wygoolować co to takiego hangout xd Matko Bosko, jakim żem ja debilem...
Łoooł! Te one-shoty na spontanie, wymyślone pod wpływem chwili, muszą Ci się zdarzać zdecydowanie częściej. Wreszcie coś autorskiego z czego bardzo się cieszę. Nie żebym nie lubiła fanficków, ale jakoś tak w coś autorskiego mogę po prostu się lepiej wczuć. :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że czytając tekst, czekałam tylko na jakieś sadystyczne sceny albo cokolwiek w tym stylu, ale dobrze, że nic takiego nie było (przynajmniej nie dosłownie przedstawione), bo dzięki temu końcówka mnie rozwaliła. Po prostu nie spodziewałam się tego! Jak Ci na to wpadł w ogóle pomysł, o czym ty myślisz o czwartej w nocy?! Ty, sadystko, ja już myślałam, że biedny chłopaczek znalazł miłość swego serca, a on, kurde, kipnął podczas onanizowania się! MISTRZYNI! xD Wielbię ten tekst za to. (Aż mi się przypomniało, jak niedawno z koleżanką wymyślałyśmy historię i był w niej jakiś stary gościu, który miał sale tortur i zmarł w niej, onanizując się.) Nie nooo, teraz to ja mam chęć na jakiś Twój autorski tekst, ale dłuższy. :P
A pani patomorfolog skojarzyła mi się z tekstem z Twojego profilu: "Kiedyś zostanę patologiem, a w mojej lodówce będą mieszkać zwłoki." Przez co tak jakoś sobie Ciebie wyobraziłam, mimo że nawet nie wiem, jak wyglądasz. xD
Pozdrawiam. :)
Nie wiem o czym ja myślę o 4 w nocy. Serio, ja się zorientowałam o czym piszę, dopiero kiedy przeczytałam te pięć stron w wordzie xd Ciesze się, że się podoba, jestem z tego tekstu właściwie całkiem zadowolona *co ja mówię*
UsuńA co do czegoś dłuższego autorskiego to mam takie jedno opowiadanie, które najpierw miało być two-shotem, ale z lekka (czyt. bardzo) mi się wydłużyło. Tylko muszę zrobić betę pierwszych rozdziałów, zanim je wrzucę. Ale może pod koniec stycznia uda mi się tego dokonać.
A pani patomorfolog to takie moje fikcyjne alterego xd
Uh, no dobrze, jestem po lekturze, i właściwie to po komentarzu też, ale nie chcący go usunęłam - jestem na siebie zła, bo mam taki mętlik w głowie, że nie jestem pewna, czy uda mi się odtworzyć to wszystko, co wcześniej napisałam... xD
OdpowiedzUsuńNo dobrze, postaram się.
Na początku pisałam, zdaje się, o tym, że znowu nie wiem, od czego zacząć. Twoje opowiadania wytrącają mnie z równowagi, sprawiają, że czuję się wręcz zakłopotana ._. ( teraz przychodzi czas na ctrl +a, ctrl + c, nie usuwaj się, głupi komentarzu xD )
Przyznam szczerze, że jestem zachwycona tym opowiadaniem i tym, w jaki świetny sposób wykreowałaś ten świat i połączyłaś rzeczywistość z fikcją. Od samego początku, gdy czytałam, byłam przekonana, że Len jest prawdziwy, myślałam o tym, że być może jest jakimś mordercą, który na sam koniec zabije głównego bohatera, nastolatka, ale nie, zaskoczyłaś mnie - okazał się fikcją... a może jednak nie? Może tak naprawdę był prawdziwy, istniał naprawdę, ale ludzie nie potrafią tego zrozumieć? Czy można powiedzieć, że główny bohater osiągnął nirwanę? Boże drogi, nie mam pojęcia, ale chyba mogę pozwolić sobie na takie stwierdzenie. W swoim opowiadaniu ujęłaś dwie podstawy życia - miłość i samotność - i stworzyłaś z nich rewelacyjną jedność, prowadzącą do ostatecznego końca, do ostatecznego szczęścia i śmierci z radością w oczach. To jest coś naprawdę niebywałego. Rzeczywistość czy fikcja? Kto potrafiłby to stwierdzić w 100%? Być może główny bohater tego opowiadania osiągnął coś, do czego dąży każdy człowiek w swoim życiu, ale zrobił to zupełnie inaczej, niż wszyscy inni. Jego umysł był w stanie przywołać do rzeczywistości coś, czego pragnął, czego potrzebował, urzeczywistnił to, czy, być może, po prostu osiągnął coś, co inni nazwaliby "niemożliwym". Kto wie, może każdy człowiek tak naprawdę potrafiłby coś takiego, ale ci z wyższych sfer próbują zrobić z ludzkości jednolitą masę, zwierzęta, które myślą w ten sam sposób, przestrzegają wytyczonych zasad i reguł, trzymają się kodeksu moralności, który "zdaniem wielu" jest prawidłowy i należy się go trzymać, a tych, którzy nie okazują cech charakterystycznych dla tej moralności, spychają na niepotrzebny nikomu margines społeczeństwa, karmią ich lekami próbując zmusić do myślenia "jak każdy inny". Ale może to właśnie ci ludzie z marginesu są bardziej wyjątkowi od tych, którzy twardo trzymają się tego, co mówi ktoś inny? Może tak naprawdę Bóg jest zły i próbuje zrobić z ludzi służących mu poddanych, a Szatan stara się odwieść ich od tego, pokazać, że w życiu najważniejsza jest wolność - w każdym tego słowa znaczeniu.
Twoje opowiadanie naprawdę daje do myślenia... choć trochę mnie poniosło na tematy bardziej religijne xD
[ ctrl + a, ctrl + c - komentarz bezpieczny xD ]
W każdym bądź razie, jestem zachwycona tym opowiadaniem, chociaż chyba już to pisałam gdzieś powyżej, nie wiem - ale sądzę, że każdy mi to wybaczy, bo po tym opowiadaniu mam prawo mieć mętlik w głowie ;_;
Jeśli po każdym Twoim opowiadaniu będę miała taki rozpiździaj w mózgu, to uważaj lepiej, bo na Twoim koncie pojawi się stalker ( pierwszy, lub kolejny xD ) i nie da Ci spokoju *wzrok i uśmiech a'la Bokushi*. Tak tylko ostrzegam xD
Oh, właśnie leci sound z Shingeki no Kyojin, a zrobiłam sobie listę co mam po kolei Twojego czytać i następne mam właśnie "Szkarłatne Sacrum" ( chociaż już mi wzrok świeci ze złości, że nie ma drugiej części, chyba, że gdzieś ją tu kitrasz? ( znaczy chowasz, ah, ta poznańska gwara xD ).
Ah, właśnie! W poprzednim komentarzu ( Panie, świeć nad jego literami ) napisałam też, że mam nadzieję, iż napiszesz coś jeszcze w tym stylu, być może nawet z szanowną panią patomorfolog - przeglądałam komentarze i widzę, że to TWoje fikcyjne alterego, co mnie w ogóle nie dziwi, bo osobiście jestem zdania, że w każdym autorskim opowiadaniu gdzieś kryje się jakaś część autora, w końcu to spod jego łapki i mózgu wychodzi, nie? xD
Także, mam nadzieję, że coś tam nastukasz po maturze, ja sobie z chęcią poczekam ♥
[ ctrl + a, ctrl + c, na wszelki wypadek - OPUBLIKUJ ]
Zacznę od końca, bo tak mi będzie łatwiej.
UsuńTak, z panią patomorfolog jeszcze będziesz miała okazję coś przeczytać, mam dwa szkice z tej serii jeszcze, wiec po maturze powinnam się nimi zająć (tylko najpierw ogarnę resztę zamówień xd.
Ja zawsze kopiuje komentarz na wszelki wypadek, przy moich spamach kurwica mnie trafia, jak się kasują.
Ehkem... Cóż... Nie powiem, ten shot miał smusić do refleksji odnośnie samotności, ludzkiej psychiki i tego do czego zdolny jest nasz umysł i czy jest to niniewyobrażalne, piękne czy może przerażające. Miał pokazać głębię tego, co w nas jest, ale nie spodziewałam się, że ktokolwiek skłoni on do rozważań związanych z religią... Ale to chyba dobrze. Cieszę się, że tak na Ciebie podział ten shot. Naprawdę bardo się ciesze.
A co do Ereri, drugiej części nie ma, ale pod koniec przyszłego tygodnia powinna się pojawić. O ile nic mi nie popsuje planów.
Dobra, z racji tego, że wreszcie udało mi się zabrać za twój blog, to zostawię tu po sobie pamiątkę. Shot mi się podobał bardzo. Żałuje, że zwykle byłam zbyt leniwa by ruszyć twoje opowiadania, lecz przynajmniej teraz to się zmieni. Postać pani patomorfolog bardzo mi się podoba - jej spojrzenie na zwłoki, jak na człowieka, który kiedyś żył, a nie zwyczajną kolejną martwą ofiarę. Uczucia w tym utworze jakie towarzyszyły chłopakowi były takie żywe. Naprawdę jestem pod wrażeniem tego tworu, bo wydaje mi się idealny pod każdym względem. Do tego koniec mnie zaskoczył, gdyż uważałam, że Len jest prawdziwą postacią. A tu taka niespodzianka. Choć przez imię bohatera często kojarzył mi się Kagamine Len, ale mniejsza. Do tego podoba mi ta oryginalność opowiadania, bo się z takim nie spotkałam.
OdpowiedzUsuńJesteś chyba pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na spojrzenie pani patomorfolog. Wszyscy do tej pory skupiali się na chłopcu i na Lenie, a ew. odniesienia do blondynki dotyczyły tylko pytania, czy to moje alterego. Dlatego bardzo się cieszę, że to zauważyłaś, bo zależało mi na przemyceniu tego motywu między wierszami.
UsuńCieszę się, że shot Ci się spodobał, że uważasz go za oryginalnego, bo mam do niego naprawdę spory sentyment. Nie mogę powiedzieć, że jestem z niego w stu procentach zadowolona, ale lubię go. Właściwie to jedyny mój tekst, który lubię, so... Cieszę się bardzo, że Ci się spodobał.
A co do imienia 'Len' - nie kierowałam się Vocaloidami (właściwie to szczerze ich nie trawię), to po prostu jedno z moich ulubionych imion. Reo, Len, Kaito - to takie imiona, których w autorskich tekstach używam dosyć często. Jakoś tak... lubię ich brzmienie.
Widzisz, zauważyłam, bo sądzę, że miałabym takie samo spojrzenie na swoich nieco skostniałych i małomównych 'pacjentów' ;) Z resztą moje otoczenie uznaje, że patomorfolog, jako specjalizacja do mnie pasuje, a ja mam zamiar leczyć żywych ludzi. A co do motywu - dało się wychwycić, ale widocznie osoby powyżej mogły uznać, że to był mniej ważny motyw. Nie dziwie się, że go lubisz - też bym lubiła, gdybym takie coś stworzyła. Domyśliłam się, ale przez cały tekst miałam przeświadczenie, że ów imię coś mi mówi i gdzieś w połowie ogarnęłam, że chodziło o Vocaloida. xD
UsuńHaha, wiesz, ja mam wgl serię shotów z panią patomorfolog, tzn. serię jak serię, dwa są w formie szkiców, jeden to wciąż tylko w miarę skompresowana wizja (mam nadzieję, że po maturze znajdę w końcu czas na nadanie im nieco bardziej konkretnej formy, choć ilość czekających zamówień patrzy na mnie z wielkim wyrzutem, gdy wspominam o niezależnych shotach ;-;), w każdym razie ta seria ma alternatywną nazwę: 'z miłości do zwłok' xd To trochę/bardzo odzwierciedla spojrzenie pani patomorfolog xd
UsuńAle... ale jak to... tak na żywych... *wierna wyznawczyni patologii*
To chętnie je poczytam, jak się uporasz z listą życzeń od czytelników. Ja tak sobie właśnie przypomniałam, że sama zapominam o zamówieniach. Shit. xD Fajna nazwa. No na żywych. Mózg żywych ludzi jest ciekawszy, gdyż on mnie w gruncie rzeczy będzie interesował najbardziej.
OdpowiedzUsuńChcesz być neurochirurgiem? Czy neurologiem?
UsuńNad chirurgią sama się kiedyś zastanawiałam. I nad anestezjologią. Ale jednak patologia skradła mi serce od pierwszego wejrzenia. To miłość aż po grób~
Zamówienia to zuo. Nie wiem, co mi odbiło, żeby powołać je do życia, teraz tego bardzo żałuję. Tzn. nie sądziłam po prostu, że tyle osób się na to rzuci, spodziewałam się góra czterech, pięciu, a wyszło... dużo więcej xd
No ale słowo się rzekło i trzeba się z niego wywiązać~
Neurologiem. Też myślałam nad anestezjologią. No widzisz, ja nie mam miłości do patologii, a ją mi przypasowują. xD Mi się nikt tak zamówieniami nie rzuca, więc da się jeszcze przeżyć. Przynajmniej masz motywację, by się w pisaniu nie obijać. xD
UsuńBy się nie obijać... A Requiem siedzi w kącie i zawodzi, że choć obiecywałam przed maturą zakończyć wstęp do niego, to oczywiście gówno z tego wyszło. Dodajmy sobie do tego niezależne shoty i jeszcze dwa krótkie opowiadania, które chcę równolegle do Requiem pisać po wykonaniu zamówień... *GDZIE JESTEŚ, MÓJ CZASIE?!*
UsuńPatrz, a mi przypisują i patologię, i nekrofilię, i wgl niedojebanie mózgowia w stanie 'przypadek-krytyczny-nie-do-odratowania' xd Na znajomych zawsze można liczyć xd
Dasz radę! Ja też mam pozaczynane x shotów i piszą się rozdziały dłuższych opowiadań w różnych odstępach czasowych. Choć te dłuższe twory nieco zaniedbałam. Sądzę, że teraz jakoś bardziej spróbuję to ogarnąć. By nagle po roku ni wrzucać rozdziału. Znajomi - czyli ci, którzy wytknął ci bardzo dziwne cechy. xD
UsuńJeju, takie teksty, zwłaszcza pisane przez Ciebie, dogłębnie poruszają człowieka. Do ostatniej chwili wierzysz w jakiś nieoczekiwany zwrot akcji z happy endem, a tu boom. Łzy lecą jak strumień :') Genialne
OdpowiedzUsuńOoo, dziękuję~ Kiedy słyszę, że coś, co piszę jest poruszające i doprowadza do łez... *idzie coś rozwalić z radości* To dla mnie naprawdę przeogromny komplement~
UsuńPrzeczytałam to trzy razy nim zebrałam się na napisanie komentarza.
OdpowiedzUsuńZa pierwszym razem to było gdy ujrzałam twój długi komentarz. Kurde, jak on zmotywował mnie do pracy! Zostawiłaś adres, to myślę-wejdę, zobaczę, gejozy nigdy dość. I się nie zawiodłam. Przejrzałam wszystko, ale szczególnie ten one shot mi się spodobał, ponieważ jest... no, CUDO.
Związek dwóch mężczyzn oparty na cierpieniu jednego z nich i tego co stworzył jego umysł, tony smutku z domieszką tajemnicy. A to wszystko w towarzystwie śmierci.
Zawarłaś tutaj wszystko co uwielbiam-i piszę to całkowicie szczerze!
Każde moje kolejne podejście za którym czytałam to opowiadanie tylko potwierdza moje słowa. Nigdy nie czytam czegoś więcej niż raz chyba, że na serio jest to dobre.
Oh, nie wiem co jeszcze mogę napisać, Twoje opowiadania są ciekawe, ale o tym zapewniają inni czytelnicy. Mi pozostaje przytaknąć na ich słowa gdyż nic nowego już pewnie nie wymyślę.
Ps. Pierwszego razu jak tu weszłam i przeczytałam fragment tego co stworzyłaś, pierwszą moją myślą było "Ło kur**, czemu ja tak nie umiem?!". Długo się zbierałam, ale w końcu mam czas i energię i jeszcze Cię dogonię!^ ^
No dobra. Jak juz siedze w tych Solankach to i Lena od razu skomentuje. Moje ogolne wrazenia juz znasz odnosnie patolog, wiesz o moim what the fuck i o moim uczuciu, ktore mozna porownac do tej pustki, gdzie pytasz kogos o imie, on pyta to twoje, ty mowisz, ze zapytales pierwszy, a on odpowiada, ze zapytal drugi.
OdpowiedzUsuńWiec nie bede o tym mowic. Skupie sie bardziej na moim negatywnych odczuciach. Wiem, ze bardzo tego shota lubisz, aczkolwiek nie pojmuje, czemu stawiasz go na rowni z Elegia. Sam pomysl byl naprawde swietny. Malo jest oryginalnych opowiadan pod wzgledem samego pomyslu, ale Twoj wlasnie taki jest. Tylko... Tu wielkie zaskoczenie - to, jak to napisalas, mi... Nie wystarczalo. Twoj styl, sposob pisania sam w sobie, czesto mnie gniecie. I lubie to gniecenie. Tutaj, mimo tak wielu mozliwosci zrobienia idealnej schizy- nie zrobilas tego. To mi wyglada bardziej na szkic, zapis, ze cos takiego chce napisac, ma zaczynac sie w taki sposob, konczyc w taki, przebiegac w taki. Ale, znajac Twoje mozliwosci, mysle, ze moglabys to opisac o niebo lepiej. Wiele mi zabraklo, po prostu wiele. Chociaz jesli wlasnie taki efekt niedorysowania, efekt szkicu (ktory swoja droga wzmacnia ta poczatkowa ozielbosc chlopca to swiata, ten jego chlod i dystans, obojetnosc na wszystko) chcialas uzsykac, to rozumiem. No i ta forma szkicu dopelnia tez taka... Nieobecnosc Lena, nieprawdopodobnosc tego, ze on naprawde istnial. Byl tylko wyobrazeniem chlopaka, ale przyjecie takiej formy jednoczesnie dopelnilo ta samotnosc, niemozliwosc spelnienia sie marzen. Choc nie wiem, czy mialas taki zamysl, to jednak zastanawiajac sie nad tym opowiadaniem, w ten sposob chcialam uzasadnic sobie wlasne odczucie niepelnosci shota. I kiedy mysle o tym w ten sposob, wtedy te negatywne mysli zwiazane z Lenem znikaja. Jednak naprawde wciaz nie rozumiem, czemu akurat Len stoi obok Elegii. XDDDD