sobota, 23 maja 2015

Impala

One-Shot: Castiel x Dean 

   


Z dedykacją dla Akune.


__________________


    Spotykałem się w życiu z różnymi paradoksami. Widziałem wiele odstępstw od powszechnie przyjętych schematów, oksymorony, które teoretycznie nie miały prawa istnieć. Poznałem wampira, który nie zabijał ludzi, wilkołaka o sercu tak czystym i szczerym, nieskalanym przez żadne negatywne emocje, demona, który oddał życie za człowieka. Jednak największym paradoksem, z jakim przyszło mi się spotkać, był ten, który dotyczył bezpośrednio mojego brata.
    Dean nigdy nie wierzył w przeznaczenie, w to, że ktoś patrzy na nas z góry. Zabijał potwory czające się w mroku, wypędzał demony, które opętywały ludzkie dusze, lecz gdy go o to kiedyś zapytałem, powiedział, że aniołów nie ma i nigdy nie było, przybierając przy tym tę swoją minę, którą tak dobrze znałem, a która mówiła: „Oh, daj spokój, Sammy, znalazłbyś sobie lepiej jakąś dziewczynę, a nie zadawał bezsensowne pytania. Widziałeś kiedyś anioła? Nie? No właśnie. Nie widziałeś i nie zobaczysz, bo one nie istnieją.”
    Cały Dean. Uparty, myślący tak prostolinijnie. Przeprowadzenie z nim egzystencjalnej rozmowy podchodziło zawsze pod wysiłek iście syzyfowy. Czasem udawało mi się skłonić go do wyznań, ale tylko gdy był pijany. W innej sytuacji cały jego świat skupiał się wyłącznie wokół starego rocka, seksu i jabłkowego ciasta. Od czasu do czasu dochodziło do tego jeszcze zabicie jakiegoś potwora, pozbycie się demona, rozwalenie przypadkiem tej swojej ukochanej Impali, którą jednak zawsze potem naprawiał w pocie czoła, a gdy kończył, siadał za kierownicą i ze łzami wzruszenia włączał w odtwarzaczu piosenkę Kansas.
    Właśnie - Impala. Choć ciężko powiedzieć, by była jedyną kobietą w życiu Deana, to jednak na pewno była jedyną, którą szczerze kochał. Jego przywiązanie do tego samochodu wydawało się wręcz irracjonalne. To jak on o niego dbał, jak się troszczył... Prawdę powiedziawszy, ważniejsza od niej była jedynie rodzina, wszystko inne należało do wartości podprogowych.
    Tak, mój brat był dziwną osobą. Nie grzeszył szczególną inteligencją, a rozmowa z nim przypominała momentami dialog wyrwany z filmu porno. Ponadto potrafił zirytować mnie tak jak nikt inny, ale naprawdę go kochałem. W końcu zawdzięczałem mu więcej niż ktokolwiek. Oddał za mnie życie, a takiego długu nie da się spłacić.
    Dean poświęcił się, bym ja mógł przeżyć. Nigdy nie zaakceptowałem tej jego decyzji, miałem mu ją za złe. Ale cóż, on zawsze najpierw coś robił, a potem zastanawiał się nad konsekwencjami. Choć z konsekwencji podpisania umowy z demonem raczej musiał zdawać sobie sprawę.
    Kiedy umarł, myślałem, że już więcej go nie zobaczę. Jakie więc było moje zaskoczenie, gdy stanął pewnego dnia przed moimi drzwiami. Nie wiem, kto był w tamtej chwili bardziej zdumiony - ja czy on.
    Jak się później okazało, Deana wyciągnął z Piekła anioł - istota, w której istnienie mój brat nigdy nie wierzył. Zabawne, prawda? Zostać uratowanym przez kogoś, kto podobno nie istnieje, zawdzięczać życie komuś, komu od zawsze odmawiało się prawa bytu.
    Anioł, który uratował Deana był zupełnie inny, niż wyobrażenie tych istot, które do tamtej chwili miałem. Nie bił od niego oślepiający blask, białe skrzydła nie wyrastały z jego pleców. Postać, w jakiej się przed nami pojawił, była ludzka, jednak nie to wydawało się najdziwniejsze. Chodziło tu raczej o jego charakter, zachowanie.
    Anioł, który przedstawił się jako Castiel, zdawał się dziwnie chłodny i obojętny. Tak jakby od wewnątrz był pusty, jakby nie wypełniały go żadne uczucia. Jak lalka, manekin, którego sznurkami poruszały osoby znajdujące się w Niebie.
    Z początku byliśmy do niego sceptycznie nastawieni. I słusznie, bo jak się później okazało, uratowanie Deana nie było wcale aktem miłosierdzia, lecz częścią pewnego planu, w którym mój brat grać miał rolę narzędzia. Anioły chciały wykorzystać go w wojnie z demonami, na pole bitwy wyznaczając Ziemię. Łatwo sobie wyobrazić, co zostałoby z naszej cywilizacji, gdyby do takiego starcia kiedykolwiek faktycznie doszło.
    O ile obraz pozostałych aniołów pasował mi do takiej bezwzględności i zdecydowania, dążenia po trupach do obranego wcześniej celu, to jednak w Castielu szybko dostrzegać zacząłem coś, co odróżniało go od jego braci. Choć z początku tego nie zauważałem, po pewnym czasie, który spędził w naszym towarzystwie, Cas zaczął wydawać się nieco inny, zdecydowanie mniej okrutny i nieczuły. Kiedy rozmawiał z Deanem, w jego głosie nie słyszałem tej zimnej nuty, którą wyczuwało się u innych aniołów.
    Ponieważ to właśnie on wyciągnął mojego brata z Piekła, powstała między nimi jakaś dziwna więź, coś, czego nie potrafiłem do końca zrozumieć. Zaskakujące, ale bardzo szybko zaczęli się całkiem dobrze dogadywać, choć różnili się przecież pod każdym względem. Byli jak ogień i woda, jak yin i yang. Stanowili swoje całkowite przeciwieństwa, dlatego ich relacja przypominała kwiat, który wykwitł na dnie morza, płomień, który zapalił się w próżni. Nie miała realnego wytłumaczenia, teoretycznie nigdy nie powinna wykształcić się między nimi żadna nić porozumienia. A jednak, wbrew wszelkiej logice, wykształciła się.
    Z tego właśnie powodu nie rozumiałem, czemu Castiel zgodził się na wykorzystanie Deana jako narzędzia, posłużenie się nim i zniszczenie Ziemi. Nie wierzyłem, by przez cały ten czas tylko grał, oszukiwał mojego brata. Wydawało mi się, że on o niczym nie wiedział. Choć to oczywiście były tylko moje przypuszczenia.
     Nie mam pojęcia, jak Dean odebrał prawdę, gdy się o wszystkim dowiedział. Poczuł się zdradzony, zabolało go to? Nie wiem. Nigdy nie odpowiedział na to pytanie, choć wielokrotnie mu je zadawałem.
    Cóż, nie miało to właściwie aż tak dużego znaczenia, ponieważ w chwili, w której Dean się poddał i oddał w ręce aniołów, Castiel go uratował. Kiedy mojego brata otoczyła ciemność i pustka, Cas wdarł się do niej, złapał go za rękę i wyrwał ze szponów mroku. A przynajmniej w taki właśnie sposób Dean mi tamte wydarzenia później opisywał.
    Z początku nie potrafiłem tego zrozumieć. Nawet jeśli anioły nie postępowały słusznie, Castiel był jednym z nich. Zdradzając je, zdradził własną rodzinę. Poświęcił wszystko - swoją pozycję w Niebie, łaskę, wszystko, co się dla niego liczyło. Poświęcił to dla jednego człowieka. 

Dlaczego?

    Powód zrozumiałem dopiero, gdy zobaczyłem, jak Dean z Castielem zaczęli na siebie po pewnym czasie patrzeć. W ich wzroku wyraźnie pobłyskiwało coś, co dobrze znałem, ponieważ w taki właśnie sposób zawsze spoglądałem na Deana, a on na mnie.
    Nigdy nie sądziłem, że mój brat mógłby obdarzyć kogoś poza mną podobnym uczuciem. Nie był łatwowierny, zaufanie innym przychodziło mu z trudem. Ostrożnie dobierał sobie przyjaciół. A jednak Castiela zaakceptował, zdawać by się mogło, tak łatwo. Czy to dlatego, ponieważ zawdzięczał mu życie, czy powód był zupełnie inny?
    Można by powiedzieć, że Castiel zmienił mojego brata, ale Dean nie pozostał mu dłużny. Prawdę powiedziawszy, oboje, nie zdając sobie z tego sprawy, zaczęli się nawzajem zmieniać już od ich pierwszego spotkania. Oni tego nie dostrzegali, ale ja, patrząc z boku, mogłem to zobaczyć.
    Obserwowałem, jak z anioła, który wydawał się na początku pusty i nieczuły, Dean zrobił z Castiela istotę, która nauczyła się prawdziwie kochać. Przez kilka miesięcy, które minęły od wyciągnięcia mojego brata z Piekła, relacje pomiędzy nim a Casem całkowicie się zmieniły. Nie wiem, jak tego dokonał, ale pokazał mu takie spojrzenie na rzeczywistość, którego anioł wcześniej nie znał. Pokazał mu nasz świat, otworzył te jego ciemne, anielskie oczy, przypominające niebo przed burzą i obdarzył przyjaźnią, ofiarowując Casowi coś iście niezwykłego. Uczył go o wszystkim i o niczym, o rzeczach potrzebnych, jak i o tych, które do niczego się w życiu nie przydawały. Raz pokazał mu nawet film porno. Nie zapomnę tego nigdy. Anioł oglądający pornosa. Doprawdy, tylko Dean mógł wpaść na taki pomysł.
    Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tę dwójkę tak do siebie ciągnęło. Dlaczego Dean wzywał Castiela nawet w środku nocy, dlaczego Cas stawiał się na jego wezwanie zawsze, niezależnie od dnia czy godziny.
    Jedną z kilku wad anioła było to, że nie miał ludzkich zahamowań, nie rozumiał istoty krępujących sytuacji. Dlatego, kiedy czegoś od Deana potrzebował, pojawiał się przed nim zawsze, nie zastanawiając się nad tym, czy dana chwila jest aby na pewno odpowiednia. Pamiętam, że raz nawet nawiedził go pod prysznicem. Nigdy nie zapomnę okrzyku przerażenia, który tamtego dnia wydobył się łazienki. Chciałbym zobaczyć minę Deana. Musiała być bezcenna.
    Kiedy Castiel zdradził dla mojego brata resztę aniołów, został zdegradowany w niebiańskiej hierarchii. To dziwne, ale nie wyglądał, jakby go to dotknęło. Choć przecież musiało. Stracił w końcu pozycję, która była dla niego tak ważna... Na jego miejscu każdy czułby żal. A jednak on zdawał się nie żałować wcale.
    Przez następne miesiące jego relacje z moim bratem zacieśniły się jeszcze bardziej. Stali się niemalże nierozłączni. Dean znacznie częściej się śmiał, a wesołe ogniki tańczyły w jego zielonych oczach. Castiel nauczył się uśmiechać, a sposób, w jaki patrzył na mojego brata, sprawiał, że chwilami czułem się w ich obecności nieco skrępowany. Choć oni sami pewnie nie zdawali sobie sprawy, jak to z boku wygląda, pomiędzy nimi zaczęło rodzić się coś, co zdecydowanie wykraczało poza definicję przyjaźni czy braterskiej miłości.
    Nie wiedziałem na pewno, ale tak właśnie przypuszczałem. Potwierdzenie dla swoich podejrzeń uzyskałem w dniu, w którym wydarzało się coś, co sprawiło, że niemalże straciliśmy Casa na zawsze. Pamiętam tamtą chwilę dokładnie, pamiętam te wszystkie emocje, które odmalowały się wtedy na twarzy Deana. On naprawdę bał się życia bez Casa. Ten przełamujący wszelkie stereotypy anioł był dla niego niezwykle ważny.


    - Sam, czemu tam nie wchodzisz?!
    - Jest zamknięte! Zablokowali wejście!
    - Co?! Cholera...
    - Możemy spróbować od tyłu...

    - Nie mamy czasu. Wsiadaj do samochodu, Sam. 
    - Do samochodu? Po co? Co ty zamierzasz zrobić? Nie mów, że...
    - To jest Cas.


    Kilka dni wcześniej Castiela dopadły demony. Zabrały go do starego magazynu, którego położenie udało nam się namierzyć dopiero po upływie tygodnia. Nie wiedzieliśmy, co tam z nim robili i, prawdę powiedziawszy, woleliśmy sobie tego nawet nie wyobrażać.
    Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wszystkie wejścia pozamykane były runami. Pooznaczano nimi drzwi, okna, nawet rury. Wszystko, poza ścianami.
    Dean nie zastanawiał się nawet przez chwilę, po prostu odpalił silnik i z rozpędu wjechał w jedną z nich, przebijając się na drugą stronę, roztrzaskując swoją ukochaną Impalę. Po tym widowiskowym wejściu samochód nadawał się jedynie do kasacji.
    Nigdy wcześniej nie widziałem, by Dean dla kogokolwiek poza mną poświęcił tak wiele. To może zabrzmieć śmiesznie, w końcu był to tylko zwykły, choć niezwykle piękny samochód, ale ja zawsze wiedziałem, że stanowił on serce i duszę mojego brata, ponadto był jedyną pamiątką po naszym ojcu. Dean naprawdę kochał Impalę. A jednak bez wahania zdradził ją dla anioła, dla kogoś, w kogo istnienie do niedawna nie wierzył.

„To jest Cas”.

    Tak wtedy powiedział, a w jego głosie pobrzmiewała dziwna stanowczość. W tamtej chwili pomyślałem, że dla tego anioła mój brat byłby w stanie zrobić dosłownie wszystko. 
    Dopiero kiedy zagłębiliśmy się w korytarze wewnątrz magazynu, zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Runy na ścianach wydawały się dziwnie znajome, nie wyglądały wcale na demoniczne. O tym, że są anielskie, zorientowaliśmy się jednak zbyt późno. A raczej, nawet gdy już się zorientowaliśmy, odsunęliśmy tę myśl na bok, ponieważ naszym oczom ukazał się przywiązany do żelaznego krzesła Castiel w niczym nieprzypominający anioła, którego zapamiętaliśmy.
    Cały we krwi, pokryty licznymi ranami, w podartych ubraniach, niedający żadnego znaku życia. 
    Pamiętam, jak Dean do niego dopadł, jak z przerażeniem malującym się w zielonych oczach klęknął przed Castielem, chwycił jego twarz w dłonie i zaczął do niego mówić głosem ochrypłym od łez:

„Cas... Cas, nie umieraj. Stary, nie rób mi tego, proszę. Cas. Cas... Do cholery, Cas! Nie żartuj w ten sposób...”

    W tamtej chwili ja również poczułem strach o życie Castiela. Przez cały ten czas, który anioł spędził w naszym towarzystwie, stał się dla mnie cennym przyjacielem, nie chciałem go stracić. Jednak moja rozpacz nie mogła się równać z tą, która w tamtej chwili rozrywać musiała serce Deana.
     Paradoksalne, prawda? Kiedy mój brat wreszcie znalazł kogoś, kogo obdarzył szczerym uczuciem, kogoś, komu zaufał, na kogo się otworzył, ten ktoś miał umrzeć w jego ramionach.
    Wiedziałem o tym od dawna, znałem powód, dla którego Impala była tak ważna dla mojego brata. On bał się miłości, bał się odpowiedzialności, którą to uczucie za sobą pociągało. Dlatego wolał się nie angażować. Z nutą ironii w głosie powtarzał, że nie potrzebuje żadnej kobiety, bo wystarcza mu to, że ma ten samochód, ale ja zawsze wiedziałem, że to oddanie posiada drugie dno, ukryte znacznie.
    Impala była w rzeczywistości metaforą. Alegorią tego, co Dean skrywał na dnie swojego serca, bojąc się, że ktoś kiedyś po to sięgnie, jednocześnie jednak czekając na to. Bał się miłości, bronił się przed nią, jednocześnie jednak będąc jej ciekawym, pragnąc jej. Wiem, że tak właśnie było, choć nigdy się do tego przede mną nie przyznał.
    Cas dotarł na samo dno serca Deana, sprowadził światło tam, gdzie dotychczas gościł jedynie mrok. Zasadził ziarno na jałowej ziemi, a ono wyrosło i zamieniło się w piękny kwiat. Szkoda, że Dean zorientował się o tym dopiero w chwili, w której trzymał w dłoniach twarz umierającego Casa, cały czas, obłąkańczo powtarzając jego imię. Tak jakby mogło to w czymś pomóc... 
    Pomogło. Castiel się obudził. Jednak nie był to ten sam anioł, którego znaliśmy. Kiedy rany na jego ciele zaczęły się szybko zasklepiać, w spojrzeniu, którym obdarował mojego brata, nie dostrzegłem ani krzty miłości.
    Przypomniałem sobie wtedy o anielskich runach, które mijaliśmy i zrozumiałem, że to nie demony porwały Castiela. Zrobili to ich niebiańscy bracia, ci, którzy mieli żal do Casa o to, że zrzekł się należnego mu w Niebie miejsca dla zwykłego człowieka.
    Nie wiem, co takiego zrobili Castielowi, ale w jednej chwili stał się kompletnie inną osobą. Kiedy spróbowaliśmy do niego podejść, wykorzystując swoją anielską siłę, popchnął nas na ścianę, tak mocno, że na krótką chwilę świat zawirował przed naszymi oczami. Nie mogłem wtedy nic zrobić, ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Zamglonym wzrokiem przyglądałem się tylko, jak Cas znęcał się nad moim bratem, którego krew kapała na podłogę, chlapała na ściany, spływała po płaszczu i rękach anioła.
    Dean ani razu nie zaprotestował, nawet nie próbował się bronić. Patrzył tylko na Casa wzrokiem pełnym szczerej nadziei i powtarzał ciche słowa:

„Wróć do mnie”.

    Ale Cas nie wracał. Kiedy uniósł anielskie ostrze z zamiarem zadania ostatecznego ciosu, z ust Deana padły słowa, które sprawiły, że ręka anioła zadrżała. Castiel się zawahał, przez jego oczy przemknęło coś dziwnego.

„Cas, potrzebuję cię, stary”.

    Kiedy Dean powtórzył te słowa, Castiel opuścił rękę. Niebiańskie ostrze z głuchym dźwiękiem upadło na podłogę i potoczyło się po niej, aż pod moje nogi. Anioł, rozumiejąc, co niemalże zrobił, uklęknął przy Deanie, objął go mocno, a jego niebieskie oczy wypełniły się łzami. W tamtej chwili odniosłem wrażenie, jakbym patrzył na rozdzierające się, błękitne niebo, z którego zaczął padać deszcz. Wtedy też po raz pierwszy w życiu widziałem, jak anioł płakał.
    Następne dni spędziliśmy razem, Castiel nie odstępował powoli zdrowiejącego Deana nawet na krok. I choć patrzyłem na nich z uśmiechem, wiedziałem, że nie wszystko wróciło do normy. We wzroku Casa dostrzegałem niebezpieczną nutę, która mi się nie podobała. Czułem, że zbliża się coś, na co żaden z nas nie będzie miał wpływu. I miałem rację. 
    Gdy minął miesiąc od chwili, w której Dean prawie umarł, odnalazły nas anioły. Stanęły przed miejscem, w którym się schroniliśmy, odszukały nas pomimo run, które wypisaliśmy na ścianach. 
     Anioły przyszły po Castiela. Nie zamierzaliśmy go oddać, gotowi byliśmy walczyć, choć prawdopodobnie nie mielibyśmy żadnych szans. Cas nam na to nie pozwolił, dobrowolnie oddał się w ich ręce. Wiedział, że był to jedyny sposób, by nas ochronić, jedyny sposób, by ocalić Deana.
     Z beznamiętnym spojrzeniem jeden z aniołów przebił pierś Castiela niebiańskim ostrzem. On zaś patrzył wtedy prosto w oczy mojego brata, nie mówił nic, nie płakał, tylko się uśmiechał, a w tym uśmiechu właśnie kryły się wszystkie uczucia, jakie żywił do Deana. Potem na chwilę oślepiło nas jasne światło, powietrze stało się gorące, a kiedy moment minął, nie było już śladu po błękitnookim aniele, którego jeszcze chwilę temu przed sobą widzieliśmy. Z niedowierzaniem wpatrywaliśmy się w kontur czarnych skrzydeł, cień tych prawdziwych, których nigdy nie dane nam było ujrzeć, a który w momencie śmierci Castiela odbił się na ziemi wśród traw. Wpatrywaliśmy się, nie potrafiąc objąć umysłem tego, że Cas odszedł na zawsze i już nigdy nie wróci. 

„Castiel zdradził Niebo, zbuntował się i zignorował rozkazy. Karą za to jest śmierć”.

    Oskarżenie, które jeden z aniołów wypowiedział obojętnym głosem, wybudziło Deana z letargu. Rzucił się przed siebie, w jego wzroku pobłyskiwała złość i nienawiść. Jestem pewien, że gdyby mógł, zrównałby w tamtej chwili całe Niebo z ziemią.
    Żaden z aniołów nie pozwolił mu się tknąć. Niebiańskie istoty zniknęły, pozostawiając za sobą jedynie rozdzierającą uszy ciszę.
    Tamtego dnia Dean długo jeszcze stał na dworze, wpatrując się w zarys skrzydeł widoczny wśród traw. Z jego oczu spływały ciche łzy, którymi wyrażał całą swoją miłość, żal i smutek.
    Wtedy też Dean płakał po raz ostatni. Nigdy więcej nie ujrzałem jego łez. Myślę, że w chwili, w której Cas umarł, Dean zwyczajnie wypłakał je wszystkie.
    Castiel się zbuntował, zdradził Niebo, zrzekł się anielskiej łaski, upadł. Wszystko to zrobił dla Deana. I choć anioły potraktowały go jak złoczyńcę, ja doskonale wiedziałem, że on nigdy nim nie był.
    Cas poświęcił się dla mojego brata, oddał za niego życie. Zrobił coś, na co tak niewielu miałoby odwagę. Zgrzeszył tylko jeden raz, popełnił tylko jedno przestępstwo. A było nim to, że kochał Deana zbyt mocno.

31 komentarzy:

  1. SPAMUJE, ŻEBY NIE BYŁO, ŻE NIE UMIEM DOTRZYMAĆ OBIETNICY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie krzycz. Nie jestem głucha xd

      Usuń
    2. "Obserwowełam, jak z anioła, który wydawał się na początku pusty i nieczuły, Dean zrobił z Castiela istotę, która nauczyła się prawdziwie kochać." Zmienił Ci się rodzaj męski na żeński. "Obserwowałem". Hm, CZEKAJ, ObserwowEłam xD Teraz to zauważyłam, literki Ci się zamieniły ;D

      "Kiedy spróbowaliśmy do niego podjeść, wykorzystując swoją anielską siłą, popchnął nas na ścianę, tak mocno, że na krótką chwilę świat zawirował przed moimi oczami." W całym zdaniu piszesz liczbą mnogą, pod koniec zmieniło Ci się na pojedynczą. Nie wiem, może chciałaś przekazać, że tyko jednemu zawirowało przed oczyma, ale czytając całość to chyba błąd. Jak już to przed "naszymi" oczami. Poza tym to "siłę", nie "siłą".
      Z błędów to chyba tyle, albo jestem już ślepa.

      Milczenie przekonuje tylko w dwóch sytuacjach.
      Pierwsza, gdy wypowiedź jest retoryczna. A takowa nie potrzebuje kontrargumentacji.
      Druga, gdy brak zdolności retorycznych na wierzch wychodzi. Wówczas nie da się bronić swoich postulatów.
      Milczenie jest wymowne, owszem. Gdy wzbiera w nas gniew bądź wstyd, krępacja. Nigdy w innych warunkach.
      Może też być mylnie odbierane milczenie obserwatora. Ale ten w sporne dyskusje się nie wdaje.
      Nie przekonasz nikogo do swych racji milczeniem, ale także nie uczynisz tego, jeśli Twoja prawda nie stanie się ich prawdą.
      Jednak milczenie potrafi powiedzieć więcej niż słowa, które chcielibyśmy usłyszeć.

      Lepiej milczeć niż przekonywać idiotę do swoich racji.

      Krew jest zegarem odmierzającym czas naszej egzystencji. Nigdy nie myślałam o tym w tej kategorii, a było to dużym błędem, skoro dopiero teraz do tego faktu doszłam.
      Jesteśmy ograniczeni, żaden z nas nic na to nie poradzi.

      Nic mi nie obiecuj, bo jeszcze Ci uwierzę i będziesz ponosiła z mojego tytułu konsekwencje. Nie dziękuj, bo zaczyna się robić niezręcznie, przynajmniej dla mnie.

      Nie lubię przeceniać ludzi, jak i nie doceniać ich wad. Wystarczy, iż widzę do czego zmierzasz i na czym Ci zależy.
      A impala zakazała mi głębszych analiz. Podstawiłaś mi je pod nos, teraz żałuję. Nieładnie, bardzo, a ja przecież miałam tylko milczeć.
      Nie lubię się powtarzać, do czego mnie zmuszasz, w sumie na równi jak słodzić, choć w Twej piaskownicy wygląda to zupełnie inaczej.
      Pozwól mi w milczeniu cieszyć się tworami Twojego autorstwa. Ciesz się moim milczeniem, tym samym nie zmuszaj do słodzenia, bo kiedyś nastanie dzień wyzwolenia pawia z trzewi.
      Nie jestem tym rozczarowana, nie, mi trzewiki nie spadły.

      Teraz się boję, a zdarza mi się wracać do starych opowiadań i zdziwienia, kto mnie tak skrzywdził, że krzywdzę teraz blogerów.
      Aha! To dystans sprawia, że nadal tu jestem.
      Z szacunku dla czytającego staram się chociaż przestrzegać obowiązujących reguł, nie tworząc nowych, żeby strona techniczna tekstu nie ogłupiała go bardziej niż poruszana tematyka.

      Mówiłam, że skomentuję pierwsza, a przecież nie okłamałabym koleżanki tylko ze względu ma swoje egoistyczne racje.

      Jeśli nadal będziesz czytać to, co piszę, prawdopodobieństwo ogłuchnięcia jest bardzo niebezpiecznie wysokie.
      Głusi mają ten przywilej niesłuchania ludzkich kłamstw, próśb, błagań i jęków.

      Nieznajomość fandomu nie przeszkadza w komentowaniu.

      Usuń
    3. Podstawiłam Ci wszystko pod sam nos, mówisz? Wiesz co... przedstawienie wszystkiego z perspektywy Sama po części miało odnieść taki efekt, ponieważ narratorem był tylko obserwator, nikt wszechwiedzący. Sam zadawał pytania i sam sobie na nie odpowiadał, ponieważ właśnie tak zachowują się ludzie, próbujący coś zrozumieć. Właśnie dlatego użyłam takiej, a nie innej narracji, chciałam spróbować czegoś, co nie będzie pozostawiało aż tylu niedomówień.
      Ale nie umiem pisać zupełnie bez nich i one w tym tekście były, kilka ich przemyciłam. Jak chociażby paradoks Deana i Casa, który można rozumieć na kilka sposób, motyw samej Impali, zdrady/nie zdrady (?) Casa... One były, mniej niż zwykle, dużo mniej, ale były. Choć kwestia tego, czy ktoś je widzi, zależy, jak ta osoba na dany fragment patrzy, więc wiadomo, że mój zamiar nie zawsze zostanie przez czytelnika odebrany tak, jak chciałam.
      Napisałam Impalę z perspektywy Sama, ponieważ lubię eksperymenty. Fakt, mam jeden styl, który preferuję, ale każdy czasem potrzebuje odskoczni. Co za dużo, to niezdrowo. Z takiego założenia wychodzę, dlatego od czasu do czasu takie odskocznie będą.
      Ale jeśli nie nie podobało Ci się, a jedynie nie wywarło jakiegoś szczególnego wrażenia to i tak się cieszę. Jakoś nie chciałabym usłyszeć od Ciebie słów: 'zjebałaś po całości'. Nie wiem czemu. Tak jakoś.

      Poznaj fandom. Wierz mi, warto.

      Usuń
    4. Śmiesz twierdzić, że ja przeklinam? Ja bym Ci dała tylko jasno i klarownie do zrozumienia, że danym tekstem nie dałaś mojej próżności za wiele wolności. Mimo wszystko staram się okazywać szacunek do wielu osób, na przekleństwa pozwalam sobie sporadycznie, a i wtedy tylko odnoszę się do tekstu, nie do osoby. Nie bój się, to ty mnie przecież jesz ;//////////////////

      Lubię coś innego, a przecież obiecałam Ci, że jeśli napiszesz coś w podobnym tonie, pierwsza to skomentuję. Chociaż nie przypadła mi do gustu ta wszechmogąca bezpośredniość, było to coś, co chętnie przeczytałabym jeszcze raz.
      Zresztą stwierdzenie "zjebałaś" nie jest tu w ogóle trafne.

      Nie wiem, czy mnie zrozumiałaś, ale mi się podobało. Mówiłam tu o piaskownicy, nie o placu zabaw, zrozum w końcu ;///

      A, zapomniałam - miłego wyjazdu, wylotu, przelotu, lądowania i siedzenia mnóstwa godzin na lotnisku ;] Diametralnie poprawił mi się humor ;D

      Aha, jeśli w czasie tych 2 tygodni weźmie Cię na jakieś refleksje, zapisz je i zadedykuj dla mnie. Przyjmę to jako rewanż, a potem ja będę mogła mówić o Twojej wspaniałości.

      Usuń
    5. Oh, ja nie sugeruję, że Ty przeklinasz, ujęłam to jedynie we własne słowa. Choć nie znaczy to, że powiedziałabym tak jakiemuś autorowi, tzn. niepublicznie. Szacunek to podstawa. Owszem, jeśli kogoś bardzo lubię, to zjadę go prywatnie, ale PRYWATNIE, w dodatku ta osoba będzie wiedziała, że to nie jest wcale nic niemiłego, a wyraz mojej sympatii, ponieważ tylko do osób, które naprawdę lubię zwracam się bez żadnych zahamowań. I w tym wypadku 'zjebałaś' oznacza: 'no stary/stara, przecież znam Cię i wiem, że możesz napisać to tysiąc razy lepiej'. #CLD_dobra_rada

      Ale ja zrozumiałam, że Ci się podobało. Przecież nawet tak napisałam: 'Ale jeśli NIE nie podobało Ci się' - podwójne zaprzeczenie, czyli zaprzeczania brak xd

      Oh, dziękuję, jak miło. Chwilę temu Ayo życzył mi miłego umierania, a teraz Ty... Jesteście kochani ♥

      Nie rozpędzaj się, bo jeszcze się rozczarujesz. Ja się staram, ale nikt idealny nie jest, nikt nie pisze non stop dobrych tekstów. Ale jeśli na coś takiego mnie natchnie, to zadedykuję (jeśli najpierw przemogę moją niechęć do pisania tekstów na telefonie). Jeśli uznam, że jest wystarczająco dobre.

      Usuń
    6. Przecież muszę się trochę pomartwić o Twoją osobę, ale lot 2-3 godzinny nie jest taki zły. Ja w przyszłości chciałabym polecieć do Japoni - 12 godzin na dupie xD

      Jeśli kogoś lubię, lubię mu tego nie mówić. Niech się domyśla. Zresztą, zostawiam dużo, naprawdę dużo śladów swojej sympatii. *płody zgwałconej umysłowo dziewczyny zawsze najlepsze*

      Pisanie na telefonie - raz próbowałam i po tej wielkiej porażce do dzisiaj mam uraz. Ale i tak wierzę, że Ci się uda. Bo czemu niby nie?

      Usuń
    7. Dobra, jeśli jutro będę chciała wstać o rozsądnej porze i zrobić coś konstruktywnego, musiałabym się położyć jakieś dwie godziny temu. Na dzisiejszą noc to koniec spamu ;c

      Usuń
    8. Godzin lotu 4. Plus przestawienie zegarka o 2 godziny do przodu. Dodajmy sobie do tego wrzeszczące bachory, których zawsze pełno, a nawet słuchawki i głośny rock nie pomogą. Dobrze, że brat jest wygodny i będę miała na kim spać xd

      Płody zgwałconej..... przypominał mi się South Park i martwe gigantyczne płody zombie. Ah, te wspomnienia ♥

      Myślałam nad krótkim sequelem Pogoni, to by się dało napisać na telefonie. Ale to pod refleksje raczej nie podchodzi xd

      Dobranoc więc, ja jeszcze trochę posiedzę, po co spać, skoro można kroić zwłoki?

      Usuń
    9. Jednak nie umiem spać.

      Usuń
    10. *patrzy na zegarek* Ale jako w pół do piątej?! Gdzie są ostatnie trzy godziny z mojego życia?!
      Kto by przypuszczał, że zwłoki są takie czasochłonne...

      Ah, właśnie, prawie bym zapomniała. Dziękuję za przytoczenie błędów. Co do tej zmiany liczby, to chciałam w drugiej części zdania postawić nacisk na pojedynczą właśnie, ale chyba rzeczywiście lepiej to brzmi, kiedy całe zdanie jest w mnogiej.

      Usuń
  2. O rany... Destiel. No Destiel no. W sumie to nie wiem, co napisać. Czuję się trochę, jakby mi zaspoilerowano to, że Castiel ginie. A Castiel nie może zginąć, bo ja się nie zgadzam żeby Mishy nie było w serialu! To JEDYNY AKTOR, JAKI MI SIĘ KIEDYKOLWIEK PODOBAŁ. On nie może zginąć! Ból Deana wydaje mi się taki realny, namacalny... Castiel poleciał dla niego na samo dno piekieł, by go stamtąd wyciągnąć. CZY MOŻNA BYĆ BARDZIEJ ROMANTYCZNYM? Jeszcze oznaczył go swoją dłonią, jakby złożył podpis ,,to je moje, nie tykać!'' Nie wierzę, że Cass byłby w stanie skrzywdzić Deana. ON DLA NIEGO ZDRADZIŁ NIEBO. On dla niego zrobił wszystko... Dlatego to smutne zakończenie mnie wkurwiło. Oni mają być szczęśliwi do diabła! Dlaczego Dean nie może choć raz zaznać prawdziwego, słodkiego zakochania? Toż to niesprawiedliwe! ,,Dean nie zastanawiał się nawet przez chwilę, po prostu odpalił silnik i z rozpędu wjechał w jedną z nich, przebijając się na drugą stronę, roztrzaskując swoją ukochaną Impalę. Po tym widowiskowym wejściu samochód nadawał się jedynie do kasacji.'' To naprawdę pokazuje siłę uczucia. Impala jest święta, kij, że jak pada zostawiają okna otwarte. Impala to ich dom, ich wspomnienia, więź z ojcem, historia... Poświęcił ją dla Cassa... ,,Cas poświęcił się dla mojego brata, oddał za niego życie. Zrobił coś, na co tak niewielu miałoby odwagę. Zgrzeszył tylko jeden raz, popełnił tylko jedno przestępstwo. A było nim to, że kochał Deana zbyt mocno.'' Takie piękne, takie prawdziwe...
    Na 70% będę na Animatsuri w Wawce ;P Jeszcze jestem na etapie błagania rodziców, ale wątpię by się nie zgodzili, może nawet spakuję Wiedźmę ze sobą ;D Jeszcze raz życzę ci miłej podróży do Turcji! Baw się dobrze ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WSZYSCY KOCHAJĄ MISHĘ ♥ MISHA JEST CUDOWNY ♥
      Powiem tak, żeby nie zarzucać spojlerem - fabuła tego shota oddaje wydarzenia z serialu w bardzo niewielkim stopniu, spora ich część została zmieniona. Ale nie powiem która xd
      Zdradzić Ci sekret? Najpierw napisałam ostatnie zdanie, a potem całą resztę. Dlatego, rozumiesz, nie będę za to smutne zakończenie przepraszać, bo to od początku miał być stuprocentowy angst, so... Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
      ON ROZTRZASKAŁ DLA NIEGO IMPALĘ~!
      Wiedziałam, że to porównanie trafi. Wiedziałam od początku, w końcu każdy kto zna Deana wie, jaką świętością jest dla niego ten samochód. Dlatego zmetaforyzowanie Impali wydało mi się naprawdę dobrym pomysłem.
      Haha, też zawsze mam bekę z tych otwartych okien. Ot, logika xd
      Cieszę się bardzo, że Ci się podobało *tyle feelsów*, bo jeśli mam być szczera, kompletnie nie wiedziałam, co powinnam o tym shocie myśleć. Cieszę się, że wyszedł. Bardzo się cieszę~
      Ow, ow, bądź. Koniecznie. I weź Wiedźmę. Koniecznie. Będę Waszym Bohushim (choć nie wiem, czy załatwię sobie jedno oko złote, najwyżej będę czerwonookim Bohushim xd).
      Dziękuję, tak właśnie zamierzam zrobić, w końcu zasłużyłam ♥

      Usuń
  3. Carry on my wayward son
    There'll be peace when you are done
    Lay your weary head to rest
    Don't you cry no more ~

    *bum* ♥

    Wrócę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam... Późno bo późno, ale jednak.
      Eh...
      xD

      Nasza tradycja:

      Błędy:
      1) "Od czasu do czasu dochodziło do tego jeszcze zabijcie jakiegoś potwora, pozbycie się demona (...)" - zabicie, bez "j"
      2) " Zostać uratowanym przez kogoś, kto podobno nie istnieje, zawdzięczać życie komuś, komu od zawsze odmawiało się prawda bytu." - prawa bytu, chyba? xD
      3) " I słusznie, bo jak się później się okazało, uratowanie Deana nie było wcale aktem miłosierdzia (...)" - powtórzenie się się xD
      4) "Łatwo sobie wyobrazić, co zostałoby z naszej cywilizacji, gdy do takiego starcia kiedykolwiek faktycznie doszło." - To zdanie nie do końca mi się podoba, tzn. ta druga część. Ja bym napisała "gdyby do takiego (...)" albo chociaż "(...) faktycznie by doszło.".
      5) "Kiedy spróbowaliśmy do niego podjeść, wykorzystując swoją anielską siłę, popchnął nas na ścianę, tak mocno, że na krótką chwilę świat zawirował przed naszymi oczami." - proszę nie podjadać Castiela xD + anielską siłą, nie siłę


      Ulubione cytaty:

      Brak ;_;

      Usuń
    2. Opinia ogólna:

      Jak dobrze wiesz, "Impala" była pierwszym opowiadaniem Destielowskim - ba, w ogóle pierwszym fanfickiem z Supernatural - które przeczytałam. Cieszę się ogromnie, że znów (jak w przypadku AkaAka/KiseKise), było Twojego autorstwa.
      Moje opinie są zawsze szczere, pamiętaj.
      Ekhem!
      Na początek znów powiem Ci, że długo się za to zabierałam, ponieważ chodzi tutaj o Supernatural - serial z prawdziwymi ludźmi xD Wiesz, to już jest po prostu wyższa szkoła yaoi xD Wspominam o tym, ponieważ chciałabym zaznaczyć, że to nie oznacza, iż byłam jakaś uprzedzona co do pairingu czy samego opowiadania. Muszę jednak szczerze Ci przyznać, że po przeczytaniu wszystich Twoich opowiadań straciłam "nadzieję" na to, że cokolwiek Twojego autorstwa mi się nie spodoba (chyba nawet gdzieś Ci już o tym pisałam).
      Niestety, z żalem muszę przyznać, że okazuje się, iż jednak coś takiego jest ;___;
      Ponieważ, przypominam, zawsze piszę szczerze, to nie będę Ci tu oczu mydlić i wyjaśnię na czym polegał mój problem (mój, bo to ja miałam problem z opkiem, nie Ty XD).
      Otóż, podczas czytania miałam totalne wrażenie, że to nie Ty to pisałaś. Oczywiście, nie twierdzę, że to opowiadanie nie jest Twojego autorstwa XDDD Jednakże, mając na uwadze ogólnie Twoją twórczość, mszę przyznać, że to opowiadanie w ogóle do Ciebie nie pasuje. We wstępie pisałaś, że „chciałaś spróbować czegoś nowego” - nie wiem dokładnie o co Ci chodziło, ale mam wrażenie, że to sprawa dotycząca stylu, w jakim napisałaś to opowiadanie.
      Zaczęło się fajnie, nie powiem. Ale podobał mi się tylko pierwszy akapit, bo później zaczęłam wyczuwać taką... no, dość sporą różnicę dzielącą to opowiadanie od Twoich pozostałych ficków. Bardzo chciałabym wiedzieć na czym ta różnica polega, żeby móc Ci ją wytłumaczyć, ale... nie mam pojęcia, przepraszam ;_; Po prostu czytając czułam, że to nie jesteś Ty, nie ma tutaj tej magii, która tak charakteryzuje całą resztę Twoich opowiadań. Nie zostałam więc zaczarowana, nie czułam się zachwycona, no po prostu, mówiąc niegrzecznie, nie urwało mi dupy :c
      Co nie znaczy, że opowiadanie jest źle napisane! Bo jest napisane bardzo dobrze, nawet bardzo-bardzo-bardzo! Z pewnością mogłabym polecić je osobom, które dopiero wkraczają na ścieżkę Supernatural, bo to opowiadanie naprawdę świetnie przedstawia relacje Deana i Castiela, to w jaki sposób to opisałaś jest fenomenalny, ale ten styl... xD No coś mi tu po prostu nie gra xD
      JEDNAKŻE! Ogromny plus, że opisałaś to z perspektywy Sama, i to w dodatku w taki sposób, że w Czytelniku rodzi się takie jakby przeświadczenie, że coś takiego opisane ze strony Deana nie byłoby właściwe (mam na myśli to rodzące się uczucie). Bo, tak jak piszesz, Dean za późno uświadomił sobie o swoich uczuciach, wcześniej pewnie nawet nie zastanawiał się co to takiego.
      ….
      Czuję się okropnie T___T Oto nadszedł ten dzień, w którym Yuuki nie spodobało się opowiadanie CLD T___T
      Znaczy, podobało mi się, ale... nie podobało ;___;
      No kurna, zaznaczam, że „Mindfuck”, bo mam rozpierdol w głowie :c
      Niemniej jednak, jeśli napiszesz kolejne opko z Supernatural, to i tak przeczytam, choć pewnie trochę minie czasu zanim się za niego wezmę xDD
      No. Ale nadal kocham Twoje opowiadania, oczywiście, po prostu „Impala” idzie na sam koniec kolejki ;_;
      Także... taka jest moja opinia. Etto... *nie wie jak tym razem skończyć komentarz*. Dziękuję za uwagę! Czekam na AkaKuro i AoKaga i na całą resztę też!

      Usuń
    3. P.S - Dziękuję za pozdrowienia (we wstępie xD)! ^^ ♥
      Dopiero teraz zauważyłam... xD
      ______________________
      Musiałam skracać komentarz do 4096 słów, bo miałam niecałe 4300, a jak mi wyszło 4025 to i tak nie mogłam opublikować, bo ponoć za dużo ._. Mój Apache Office kłamie :c
      Dlatego spamik xD

      Usuń
    4. Ja wiem, że Impala jest kompletnie inna. I ja doskonale wiem, że nie jest w moim stylu, bo pisałam ją kompletnie inaczej. Ponieważ pisałam z perspektywy Sama - rzeczywistej osoby, starałam się napisać to w sposób 'bardziej rzeczywisty' bez rozbudowanych metafor i porównań (choć kilku sobie odpuścić nie mogłam), w sposób prostszy, w taki jak naprawdę myśli człowiek. Prawdę powiedziawszy ja sama jestem z Impali niezadowolona, wiec jeśli Ty też jak poprzednie osoby zaczęłabyś stawić ją pod niebo, to ja sama miałabym kompletnego mindfucka.
      No to teraz pytanie - czemu napisałam wgl takie opowiadanie?
      Bo było potrzebne. Patrząc na komentarze niektórych osób, doszłam do wniosku, że od czasu do czasu powinnam napisać jakąś odskocznię, bo mój styl bywa czasami męczący. Więc napisałam Impalę i opublikowałam, choć mnie samej się ona kompletnie nie podoba i nie podobałaby się nawet, gdyby była innego autorstwa. Innymi słowy, Impala jest niewerbalnie zadedykowana nie tylko Akune, ale także tym osobom, które uważają, że mój styl bywa ciężki do czytania i trudny do zrozumienia.
      Oczywiście cieszę się, że podoba się ona także osobom, które, jak same mówią, uwielbiają mój naturalny styl, bo to oznacza, że nawet pisząc inaczej, jestem w stanie stworzyć coś dobrego, że nie jestem uzależniona tylko od jednego stylu, ale przyznaję, że naprawdę bardzo czekałam na komentarz taki jak Twój, w którym wyraźnie zaznaczone będzie, że 'to nie jest prawdziwa CLD, to nie to, co lubię'. Wiem, że narzekam na mój naturalny styl, że mam mu wiele do zarzucenia, ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie rozstania się z nim. Dlatego Twój komentarz wywołał u mnie wielki uśmiech, naprawdę. Nie rozczarowałaś mnie, napisałaś dokładnie to, na co w głębi serca liczyłam. I bardzo Ci za to dziękuję.
      Za błędy ukłonik, jeden się nie zgadza, ale to już Ci mówiłam xd
      Po AoKaga nie oczekuj zbyt wiele, nie umiem pisać fluffów, zobaczysz, jeszcze mnie za tego shota zjedziesz (o ile ja sama wcześniej się nie zabiję, podczas jego pisania xd).

      Usuń
  4. Wow, wow i jeszcze raz wow. Nie wiem, jak mam opisać to co właśnie przeczytałam. W tym tekście było tyle emocji. Czułam się, jak w innym świecie. Idealne zakończenie. Ostatnie zdanie urzekło mnie. Czytałam, jak zaczarowana, a ostatni akapit czytałam dwadzieścia razy. Nie chciałam, żeby ta notka się skończyła. Przeczytałam z zapartym tchem. Błagam pisz więcej takich rzeczy, bo idealnie oddajesz emocje bohaterów. Haruka chce jeszcze! Przepraszam za nie składny komentarz, ale emocje nadal we mnie buzują, a po za tym piszę na telefonie.
    Poprawiam i dużo weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealnie oddaję emocje, mówisz? Cieszy mnie to niezmiernie, bo byłam do tego tekstu nastawiona wyjątkowo sceptycznie, pierwszy raz pisałam coś z takiej perspektywy i dlatego nie byłam pewna, jak wyjdzie mi oddanie emocji Deana. Ciesze się niezmiernie, że Ci się podobało.

      Usuń
  5. To... to jest... to po prostu... *umarła*
    Ten shot był przepiękny, zawarłaś w nim dosłownie istotę tego paringu. Tylko nie podobało mi się jedno - zakończenie. Zbyt smutne, choć myślę, że serial też się skończy równie smutno *jest po najnowszym odcinku i teraz czeka na 11 sezon*
    Bardzo ci dziękuję za to. Nie jestem w stanie nic więcej napisać, bo ten angst mnie wziął w swe ramiona i zmusił do płaczu. Dziękuję, dziękuję ;_;
    Akune

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPODOBAŁO JEJ SIĘ!
      Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, bo to na Twoją reakcję czekałam z niepokojem. Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, bałam się, że Ci się nie spodoba, bo choć Destiela kocham, to czuję się w tym parkingu dość niepewnie w kwestii pisania. Także był ten shot dla mnie sporym wyzwaniem.
      A co do zakończenia.... Najpierw napisałam ostatnie zdanie, a potem całą resztę. To od początku miał być angst bardzo angstów, więc... rozumiesz xd
      Mogę się postarać, żeby zakończenie shota z KP było mniej smutne (jeśli chcesz), ale wciąż nie obejrzałam tego anime do końca, więc wszystko zależy od odbiorę końcówkę~

      Usuń
  6. Świetny one-shot! Emocje bohaterów oddane idealnie, ten klimat, ta atmosfera... Narracja bardzo mi się podobała. Choć serialu nie znam, wszystko było zrozumiałe i udało Ci się zmusić mnie do napisania komentarza, a nie robię tego często xD

    Więcej takich tekstów! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *dumna z siebie*
      Tak, skłonienie do napisania komentarza kogoś, kto nie robi tego zbyt często, to jest zdecydowany powód do dumy xd
      Ciesze się, że Ci się podobało~

      Usuń
  7. Emocje. Kurde. Jakby spadł na mnie jakiś plecak. Tak czuje emocje jako ciężar...
    *Ayo nie zna, więc nie komentuje*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie bardzo mam siłę na cokolwiek, wybacz więc taki beznadziejny komentarz.
    Nie lubię Destiela. Ja wiem dlaczego ludzie to shippują, to jest jak najbardziej uzasadnione, ale ja jakoś nie czuję tego shipu. Dla mnie ta dwójka to bliscy przyjaciele, właściwie rodzina i uwielbiam patrzeć na nich razem, słuchać wymiany zdań pomiędzy nimi. No kocham ich, naprawdę. Ale nie potrafię zobaczyć w ich relacji nic więcej. I tak zaczynam czytać ten twój tekst i czytam i mnie wciągnął strasznie, kiedy skończyłam to miałam takie 'Huh? To już?'. Nie wiem jak ty to robisz, ale nawet jeśli piszesz o pairingu, którego nie lubię, to ja się i tak zachwycam. Naprawdę mi się podobał sposób w jaki z perspektywy Sama przedstawiłaś zmieniającą się relację między Deanem i Cassem. I TEN MOMENT, W KTÓRYM DEAN BEZ WAHANIA ROZBIŁ IMPALĘ, ŻEBY GO URATOWAĆ. Tak, to mnie kupiło, autentycznie się wzruszyłam. I, oh, to zakończenie, jak ja kocham takie zakończenia. Takie smutne, pełne cierpienia. Może jednak wbrew temu co zawsze myślałam jestem w jakimś niewielkim stopniu masochistką?
    Trafiłam kiedyś przypadkowo na bodajże dwa teksty z Destielem, ale żadnego nie potrafiłam skończyć. A potem ty mi wyskoczyłaś z czymś takim i mój opór przed tym pairingiem tak jakby nieco osłabł. Szanse na to, że zacznę ich shippować wciąż są bardzo małe, ale mimo wszystko... Kurna, podzieliłabyś się talentem xd
    Weny, dużo weny, w szczególności na Requiem~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *odwala taniec szczęścia*
      Boże, nawet nie wiesz, jak mnie ucieszył Twój komentarz. Ja sama Destiela lubię, ale to lubienie opiera się jedynie na dostrzeganiu podtekstów w serialu, czasem przejrzę parę artów, które wyskoczą mi na tumblrze. Nigdy jednak nie czytałam żadnego ff z tym shipem. Więc kiedy dostałam na niego zamówienie, zareagowałam mniej więcej tak: 'ka? ja mam to napisać? ale... JAK KURWA?!'
      No ale CLD nie da rady? Noł łej xd
      Impala to kompletny eksperyment, pisałam ją, kompletnie nie czując tego shipu, więc jeśli Tobie, osobie, która Desitela nie lubi, Impala się spodobała, to chyba zaraz zacznę walić głową o biurko ze szczęścia. Serio no *płonie płomieniem radości*
      Za wenę dziękuję, przyda się. ZWŁASZCZA NA REQUIEM (to naprawdę wyrodne dziecko jest).

      Usuń
  9. Przybyłam, zobaczyć jak wiele opuściłam, bo w ostatnim czasie trochę przestałam siedzieć w czytaniu ff. Wchodzę, a tu taka miła niespodzianka w postaci Destiela. Bez namysłu wzięłam się za czytanie i jestem naprawdę zadowolona. Naprawdę to jeden z moich ulubionych paringów. W twoich wykonaniu naprawdę mi się podobał. Pisany z perspektywy obserwatora, którym był Sammy. A najbardziej w tym ficku mnie ujmowało to, jakie żywe emocje tutaj były. Nawet rozbicie Impali miało i symbolikę i tą nutę uczuciowości. Najbardziej jednak cieszy mnie to, że był smutny. Bo według mnie ten paring nie może mieć cukierkowego zakończenia, nawet jeśli uśmierciłaś mojego ulubionego anioła. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze coś z supernatural w twoim wykonaniu przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w planach songfica do Carry on my wayward son. Więc na pewno czegoś z nimi uświadczysz jeszcze xd
      Osobiście nie przepadam za parkingami z 'żywymi ludźmi', mimo że w serialu to jakby nie było fikcyjne postacie. Jednak Destiel jest wyjątkiem, kocham ten ship. Choć napisanie z nim czegoś było dla mnie wielkim wyzwaniem, bo wcześniej nawet niczego z nim nie czytałam. Dlatego cieszę się, że się podobało, i że zwróciłaś uwagę na tę ukrytą symbolikę.

      P.S zgadzam się. Destiel nie może mieć cukrowego zakończenia.

      Usuń
  10. Zaczne od tego, ze to opowiadanie bylo shotem konczacym moja przygode z Twoim blogiem (oto musimy sie pozegnac!). Dzis dumnie moge mowic, ze przeczytalam od Ciebie wszystko, co opublikowalas, a nawet udalo mi sie (mimo Twoich wrzaskow) przeczytac pare niepublikowanych wierszy. ;wwww;
    Po ogloszeniu tego faktu wszem i wobec, przejdzmy do samego opowiadania. XDDD
    Nie ogladalam Supernaturala, ale trudno (obracajac sie w pewnym srodowisku) nie znac przynajmniej bardzo ogolnego zarysu swiata. Dlatego, procz pewnych zaleznosci miedzy bohaterami, ich rasa i swiatem w jakich przyszlo im zyc, potratkuje tego shota jako autorskiego, nie bedac w stanie ocenic kanonicznosci charakteru bohaterow.
    ...
    Dobra, kurwa, dalej nie dam rady tak tego ciagnac.
    JA PIERDOLE, JAKIE TO BYLO PIEKNE
    Nie mowie tu nawet o samym stylu (chociaz ten nie byl tak miazdzacy jak w Twoich schiza), ale o samym pomysle. No kurwa, tak. Przedstawienie relacji dwojki osob z perspektywy trzeciej - TAK, TAK, TAK. Na poczatku bylam pewna, ze to bedzie incest i wtf, nie, Ekler jest z tego rodzaju bloggerow, co jak juz Ci maja zjechac psychike to napisza spod jakich tagow to zjechanie bedzie. A ze nie bylo wiadomej informacji - UCIEKAC BO SEKS BRACI, to szybko porzucilam ten pomysl. Jak sie pojawilo slowo impala to tylko czekalam, kiedy bedzie odniesienie do tego. Doczekalam bardzo szybko, bo juz na samym wstepie, ale wyjasnienie, dlaczego wlasnie to slowo stalo soe tytulem, dostalam dopiero pod koniec. I tu stworzyla sie bardzo ladna klamra, gdzie pierwszy opis samochodu rozpoczyna wlasciwy watek opowiadania, a wytlumaczenie jej ogromnego znaczenia go konczy. Chociaz mimo takiej ladnej klamry, jakby osi, wokol ktorej krecil sie shot, wciaz mam wrazenie, ze to taki tytul z dupy, pierwsze lepsze slowo, ktore Ci pasowalo, bo tytulow shota mogloby byc wiele, a Impala jest jednym z ciekawszy, jednak moim zdaniem nie najbardziej trafnych, jakie moglas uzyc (nie pytaj mnie, co by bylo bardziej trafne, blagam, jestem tu, zeby Ci zniszczyc ego, nie po to, by Ci pomagac XDDDDDDD). Troche mi ta Impala przypomina tytul do Elegii. Bo Elegia tez niby byla gdzies, ale caly czas w centrum, mimo, ze pojawiala sie w samym shocie jako wspomnienie, wokol niej krecila sie fabula. Tak jak w Elegii nie mam zadnych zastrzez (ta epopeja nie mogla miec innego tytulu), tak wlasnie tutaj sa, ale po co sie tak bardzo o tym rozpisuje, skoro i tak tego tytulu nigdy nie zmienisz? Tylko kosmos zna tajniki przyszlosci. Jam tylko pasterz prowadzacy trzode.
    Odbijajac od samego tytulu, od tego, ze pisalas to z perspektywy osoby trzeciej, to wyszla Ci naprawde... Delikatna milosc. Pokazalas to w tak delikatny, miejscami lekko slodki (taki, jak lody kokosowe) sposob, ze mialam ochote krzyknac: KOSMOSIE, CZEMUZ MNIE OKLAMUJESZ. TO PRZECIEZ NIE JEST EKLER. WEZCIE ODE MNIE TO NORMALNE, DELIKATNE I KOCHANE OPOWIADANIE.ZABIERZCIE ODE MNIE TE CIEPLUTKIE NICZYM KOLDERKA FEELSY.
    Ale szybko sprawilas, ze przestalam tak krzyczec.
    To byl jak taki plaskacz Judala do krzyczacego Alibaby. Taki plaskacz i warczenie; Kurwa, Saluja, stul pysk, zachowujesz sie, jakbys mnie nie znal.
    A potem byly feelsy gniotace. Czulam sie jak maslo pod stopami wiejskich kobiet, ktore ubijaja je w wielkich beczkach (lol, czy one na pewno ubijaly maslo?). Czulam sie jak Saluja, ktory smacznie spal, dopoki Judal nie wrocil z nocnej zmiany z roboty nie postanowil jebnac sie wprost na niego (bo jak gdzies isc spac po nocnej zmianie, to tylko do lozka Saluji). Po prostu czulam sie zle. Ja sie czulam zle, ale opowiadanie wciaz bylo swietne. To tylko ja umieralam w smutku.
    W ogole, zrobilas dobra reklame Supernaturala. Niewazne, ile mi o nim mowiono, nawet nie myslalam, by to obejrzec- po tym shocie bardzo na powaznie planuje to zrobic (bardziej na powaznie niz Ace) .
    Chcialam, by moj komentrz do shota, ktory zakknczy moje nadrabianie Twojego bloga byl inny. Madry, inteligentny, pelen trafnych i wynilwych uwag.
    Ogolnie wyszlo jak zawsze.
    Moj wewnetrzy Saluja nie umie inaczej.

    OdpowiedzUsuń