ŹRÓDŁO WĄTPLIWOŚCI
Więc dlaczego zdajesz się nade
wszystko pożądać ciepła?
Dlaczego z całego tego drzewa
tylko ty wyglądasz jakbyś jeszcze żyła?
Dlaczego ten kolor musi mieć tak
wiele odcieni?
Nadzieję na co?
Za czym tęsknisz?
Kapiącej krwi towarzyszą opadające, czerwone płatki. Jeden za drugim odrywają się od łodygi i opuszczają drzewo, aż w końcu zostaje tylko jeden. Ostatni, najintensywniejszy w swoim kolorze.
Czekasz? Wierzysz, że przyjdzie?
Dlaczego odchodzisz?
Nie umiem iść przez ciemność. Nie
wiem, co mogę spotkać pośród cieni.
Słyszysz to
drzewo? Ono krzyczy. Błaga o ratunek. Nie chce już dłużej trwać pośród mroku i
zimna.
Pozwolisz mu
cierpieć? Pozwolisz cierpieć nam?
Zapłoń.
Zapłoń.
Czekał na ciebie. Czekaliśmy razem.
***
Kuroko wzdryga
się i odrywa wzrok od tekstu, uświadamiając sobie, że od kilkunastu minut czyta
to samo zdanie, choć jego sens i tak do niego nie dociera. Wzdycha cicho i
wygląda przez okno.
Z sali
rozpościera się idealny widok na boisko znajdujące się przed szkołą. Kuroko
wyobraża sobie, że zamiast na lekcji, jest teraz tam, że ćwiczy podania, poci
się i cieszy grą. Może to niemal zobaczyć – dostrzec samego siebie
poruszającego się w rytm muzyki, którą wygrywa odbijająca się od kauczuku
piłka.
Chcę zagrać.
Minęło wiele czasu, wiele się wydarzyło.
Zmienił się. Nie jest już tą samą osobą, którą był jeszcze kilka miesięcy temu.
Odkrył niezwykłą technikę, opanował ją i stworzył na jej bazie styl, który dał
mu nadzieję. A jednak wciąż się waha. Wciąż nie jest pewien, czy z czymś takim
może pójść do Akashiego. Choć sam widzi, jak bardzo się rozwinął, nie wie, czy
czerwonooki rozgrywający będzie podobnego zdania.
To już dziś? A może jutro? Może lepiej poczekać jeszcze
kilka dni, jeszcze trochę poćwiczyć, postarać się bardziej udoskonalić ten
styl?
Kuroko wykorzystuje podobne wymówki już
od dwóch tygodni, zbiera się w sobie, by pójść do Akashiego, ostatecznie jednak
za każdym razem rezygnuje, wraca na boisko i ćwiczy, choć widzi, że nic więcej
nie może zrobić. Nie o własnych siłach, nie bez pomocy kogoś z zewnątrz. Zdaje
sobie sprawę, że nie jest już w stanie bardziej udoskonalić swojego stylu, że
teraz może rozwinąć go tylko poprzez grę z innymi.
Powinienem do niego pójść.
Kuroko opiera głowę na dłoni i
przymyka oczy. Nie chce teraz o tym myśleć, nie chce znowu roztrząsać
wątpliwości, które trapią go nieustannie od dwóch tygodni. Wcześniej ich nie
odczuwał, całą jego uwagę pochłaniało tworzenie i dopracowywanie nowego stylu
gry. Teraz jednak, gdy wreszcie udało mu się osiągnąć zamierzony cel, zaczęła
dręczyć go niepewność. Z jednej strony czuje, że wykonał powierzone przez Akashiego
zadanie, z drugiej obawia się, że nie postarał się wystarczająco, że wciąż może
wydobyć z odkrytej techniki coś więcej. Choć widzi, że na indywidualnych treningach
nie postępuje już na przód, to te wątpliwości nie ustępują, złośliwie wdzierają
się do jego umysłu, nie pozwalając mu skupić się na czymkolwiek innym. Ponure
myśli zdają się go pochłaniać, niszczą podwaliny dla pewności, które od tak
długiego czasu starannie budował. Wydobywają na światło dzienne jego obawy,
pokazują mu wszystkie słabości i wady, które tak bardzo starał się ukryć za
zasłoną nowej techniki.
A jeśli tylko
wydaje mi się, że się poprawiłem, jeśli cały ten trening nie miał żadnego
sensu?
Kuroko potrząsa głową.
Nie.
Wie, jaki był wcześniej, a jaki jest
teraz. Odciski na jego dłoni są rzeczywiste, pamięta wyraźnie ból spiętych
mięśni, skurcze, których doświadczył, pamięta każdy swój ruch, każdy krok,
który od rozmowy z Akashim przybliżał go do tego momentu, do chwili, kiedy
wreszcie może poczuć rosnącą w sobie siłę, której istnienia do tej pory nie
podejrzewał.
Ale czy wtedy nie
było podobnie?
Kuroko pociera w
zamyśleniu odciski na wnętrzu dłoni. Wcześniej też takie miał. Wtedy, zanim
poznał Akashiego, gdy grał jeszcze z Aomine, sądząc, że może rozwinąć się w taki
sam sposób jak jego przyjaciel.
Czym różnią się te
dwie sytuacje? A raczej, czy różnią się one w ogóle?
Wtedy też padał
ze zmęczenia, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. A jednak wszystkie jego starania
okazywały się nie przynosić najmniejszego nawet efektu. Nie czuł żadnej
wyraźnej zmiany, nie, kiedy patrzył na swoją bezużyteczność podczas gry.
Teraz jednak to
widzi, dostrzega, że jest inaczej niż wcześniej. Słyszy urywki rozmów pomiędzy
innymi zawodnikami z trzeciego składu i choć sam nie jest pewien, jak duże
znaczenia ma ta zmiana, to świadomość, że ktoś dostrzega nawet nieznaczną jego
poprawę, podnosi go lekko na duchu.
Piłka wpada do
kosza, ociera się o siatkę i z głuchym echem odbija się od boiska. Przestrzeń
przecina przeciągły dźwięk gwizdka, wykończeni zawodnicy wzdychają z ulgą,
padają na ziemię i leżą tak przez chwilę, głęboko oddychając.
Kuroko schyla
się, żeby podnieść piłkę, ale drżące z wysiłku ręce odmawiają mu posłuszeństwa.
Zamiera więc tak na chwilę w bezruchu, zupełnie jakby pozował do zdjęcia.
– ...nie
uważasz, że się poprawił?
– Mhm, też mi
się tak wydaje.
– A tak w
ogóle, czy on zawsze był taki niepozorny? Trochę to dziwne.
– Prawda?
Cholernie trudno go zauważyć.
Kuroko
spogląda w stronę dwóch zawodników, którzy zdają się o nim rozmawiać. Jest
zaskoczony, kiedy dociera do niego w pełni sens ich słów. Zaskoczony, ale
również zadowolony. Cieszy się, że ktoś zauważył jego poprawę. Nawet jeśli są
to tylko dwie osoby.
Przezwyciężając zmęczenie, schyla się jeszcze niżej i podnosi piłkę.
Myślami jest już jednak gdzie indziej, zastanawia się nad szczegółami
dzisiejszych, indywidualnych ćwiczeń, których z jakiegoś niezrozumiałego dla
siebie powodu nie może się doczekać.
Nawet jeśli sam
nie potrafi ocenić wartości wykonanego treningu, nawet jeśli nie jest pewien,
czy zmiana, która w nim zaszła, okaże się wystarczająca, to mimo wszystko widzi ją,
zdaje sobie sprawę z tego, że udało mu się poprawić. A jednak wątpliwości nie dają mu spokoju. Nie potrafi pozbyć się tego
wrażenia niepokoju, które męczy go od kilku tygodni, które mówi mu, że sam
fakt, że się rozwinął, nie musi oznaczać, że rozwinął się wystarczająco.
Czego ja się tak
naprawdę boję? Tego, że okaże się, iż to co do tej pory robiłem, było
bezsensowne, że nie przyniosło żadnego efektu, nie takiego, który umożliwiłby
mi zagranie w meczu? Tego, że usłyszę, że wciąż nie mogę stać się użyteczny? Że
zobaczę rozczarowanie w jego oczach?
Kuroko nie chce, by Akashi powiedział:
„przykro mi, nie zdałeś”. Owszem, nie chce usłyszeć tych słów wcale, ale nade
wszystko nie chce usłyszeć ich od niego. Z jakiegoś powodu myśl, że mógłby
zobaczyć ślad niezadowolenia, wykrzywiający nieznacznie blade usta wicekapitana,
że mógłby dostrzec cień żalu bądź rozgoryczenia, malujący się w czerwonym
spojrzeniu, sprawia, że nieprzyjemny dreszcz przebiega po jego plecach. Akashi
w niego uwierzył, zaufał mu, był pewien, że Kuroko sobie poradzi. I to właśnie
ta położona w nim nadzieja sprawia, że błękitnooki chłopak nade wszystko nie
chce rozczarować wicekapitana.
Jeśli ma się okazać, że nie poprawiłem się wystarczająco,
to może powinienem poczekać jeszcze trochę...
Kuroko pociera skronie, które powoli
zaczynają go boleć, od zbierającego się w jego głowie natłoku myśli. Ma dość
tej nieustannej walki z wątpliwościami, ta niepewność niezmiernie go męczy,
chciałby się od niej uwolnić, ale wie, że jest tylko jeden sposób, by zyskał ku
temu sposobność.
Muszę do niego pójść.
Kuroko zastanawia się, dlaczego tak
bardzo obawia się decyzji Akashiego. Zastanawia się, skąd wziął się ten jego
brak wiary we własne umiejętności. Przecież na samym początku, tuż po
dołączeniu do drużyny Teikō, był taki szczęśliwy, pewny swego, wierzył, że
nawet jeśli w wyniku sprawdzianu umiejętności trafił do trzeciego składu, to
poprzez ciężką pracę i wytrwałość uda mu się dopiąć swego, wspiąć wzwyż i
stanąć na boisku w biało-błękitnym stroju z wyszytą na nim nazwą
najsłynniejszego gimnazjum w Japonii.
To przez brak
postępów?
Załamał się,
kiedy jego cel okazał się niemożliwy do osiągnięcia. Chciał przecież nawet
zrezygnować z koszykówki.
Kuroko zdaje
sobie sprawę, że nie była to do końca przemyślana decyzja, nie jest też pewien,
co ją tak naprawdę wywołało. Perswazja trenera? Czy to, że sam dostrzegł, jak
bardzo jest słaby w porównaniu z innymi zawodnikami?
Ale czy nie każdy
by w siebie zwątpił, słysząc takie słowa, doświadczając tylu porażek?
A jednak Akashi
dostrzegł w nim siłę, coś, co wyróżniało się na tle wad. Wyciągnął do niego
pomocną dłoń i nawet jeśli zrobił to tylko ze względu na dobro drużyny, w
pewien sposób, nieświadomie go tym gestem pocieszył.
Kuroko skłamałby, mówiąc, że nie jest
zadowolony z takiego obrotu zdarzeń. Dzięki temu dostał przecież swoją szansę. Nawet jeśli teraz nie potrafi uporać się z wynikłymi z tego powodu wątpliwościami.
Kuroko nie jest w stanie zrozumieć jeszcze jednej rzeczy. Nie potrafi pojąć, dlaczego sam nie zauważył w swojej nikłej obecności niczego niezwykłego, dlaczego nie szukał głębiej, czemu wcześniej skupiał się tylko na podstawowych technikach, czemu nie pomyślał o czymś niestandardowym. I wreszcie, dlaczego zrozumiał go lepiej ktoś obcy, ktoś, z kim nigdy wcześniej nie miał kontaktu.
To się nazywa prawdziwa ironia losu.
Kuroko nie jest w stanie zrozumieć jeszcze jednej rzeczy. Nie potrafi pojąć, dlaczego sam nie zauważył w swojej nikłej obecności niczego niezwykłego, dlaczego nie szukał głębiej, czemu wcześniej skupiał się tylko na podstawowych technikach, czemu nie pomyślał o czymś niestandardowym. I wreszcie, dlaczego zrozumiał go lepiej ktoś obcy, ktoś, z kim nigdy wcześniej nie miał kontaktu.
Czemu Akashi zdaje
się dostrzegać we mnie więcej, niż ja sam jestem w stanie?
Ta jedna rzecz
intryguje go od bardzo dawna. I choć Aomine powiedział mu, że Akashi jest
niezwykle spostrzegawczy, że widzi więcej niż inni, sama możliwości
dostrzeżenia w kimś ukrytego potencjału, z którego sam właściciel nie zdaje
sobie sprawy, wydaje się Kuroko rzeczą niemalże abstrakcyjną.
Jak uważnie trzeba
patrzeć, by zobaczyć coś takiego?
To, że Akashi
jest niezwykłą osobą, błękitnooki chłopak zrozumiał już podczas rozmowy z
nim, obserwując sposób, w jaki mówił wicekapitan, widząc zdecydowanie i
niezłomną pewność w czerwonych oczach. Mając ten obraz wyraźnie wyryty w pamięci, Kuroko nie potrafi zachować spokoju. Choć nie okazuje tego po sobie, w głębi duszy drży pełen niepewności. Obawia się decyzji wicekapitana. Ponieważ zadecyduje ona o całej jego przyszłości. O tym, czy spełni swoje marzenie, czy będzie zmuszony się z nim pożegnać.
Przez ponad rok bezowocnych wysiłków Kuroko miał czas zwątpić w siebie. Choć początkowo propozycja Akashiego wpłynęła na niego motywująco, to jednak z czasem słowa wicekapitana zaczęły mu ciążyć, stały się powodem wątpliwości, a wraz z ich pojawieniem się, jego wiara we własne umiejętności zmalała jeszcze bardziej.
Przez ponad rok bezowocnych wysiłków Kuroko miał czas zwątpić w siebie. Choć początkowo propozycja Akashiego wpłynęła na niego motywująco, to jednak z czasem słowa wicekapitana zaczęły mu ciążyć, stały się powodem wątpliwości, a wraz z ich pojawieniem się, jego wiara we własne umiejętności zmalała jeszcze bardziej.
Wyśmiałby mnie,
gdybym nie spełnił jego oczekiwań?
Kuroko lekko
wzdycha i spogląda na leżącą na ławce książkę otwartą na stronie, którą
wcześniej czytał. Wie, że dalsze takie rozmyślania nie mają żadnego sensu,
ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo by się nie starał, nie uda mu się
rozszyfrować Akashiego. Tak samo jak nie pozbędzie się wątpliwości, dopóki nie
zaprezentuje mu swojego stylu.
Po raz pierwszy w
całym swoim życiu Kuroko jest tak bardzo czegoś niepewny.
„...do tej pory nikt
nie był w stanie przejść moich testów. Mam wysokie wymagania”.
Tak jak
wszystkie inne emocje, Kuroko ukrywa również niepewność, nie chcąc zdradzać
swoich wątpliwości przed nikim, nawet przed Aomine. Jednocześnie wydaje mu się,
że gdyby ktoś miał dostrzec jego wahanie, mogłaby to być jedynie osoba taka jak
Akashi, która widzi w innych ludziach więcej niż to, na co pozwalają oczy.
Jeśli jednak wicekapitan powiedział coś takiego, oznacza to chyba, że nie
umiał w pełni przejrzeć Kuroko, nie zobaczył tego, czego błękitnooki chłopak nie chciał mu
pokazać. W innym wypadku, dlaczego miałby celowo wypowiadać słowa, które tylko
spotęgują niepewność kogoś, komu brak wiary we własne umiejętności?
Słysząc dzwonek na przerwę,
Kuroko chowa książkę do torby i razem z resztą uczniów opuszcza klasę. Kierując
się w stronę sali gimnastycznej, przygotowuje się mentalnie na trening, podczas
którego musi być całkowicie skupiony. Stara się wyrzucić ze swojego umysłu
wszystkie niepotrzebne myśli, które mogłyby go rozpraszać, zwłaszcza te, w
których dominuje czerwonooki rozgrywający.
„...nie przyszedłbym tutaj, gdybym uważał, że nie jesteś
w stanie sprostać moim oczekiwaniom”.
Kuroko zdaje
sobie sprawę, że gdyby nie Akashi, prawdopodobnie nigdy nie dostałby od losu
drugiej takiej szansy. Z tego powodu postrzega wicekapitana zarówno jako powód
wszystkich swoich wątpliwości, jak i nadziei. Nie umie określić go
jednoznacznie, jego myśli związane z czerwonookim rozgrywającym są ze sobą
całkowicie sprzeczne. To trochę tak, jak gdyby Akashi był paradoksem ubranym w ludzką
skórę.
*klep klep* miejsce Pana Tego Świata
OdpowiedzUsuńNo więc... Od czego by tu... To może prosto z mostu?
UsuńDużo Kuroko. Bardzo dużo. Niebieskie stworzenie na razie widzę dominuje. W sumie nie powinnam się dziwić, bo w końcu ta seria nosi godny tytuł „Kuroko no Basket”, a nie „Akashi no Basket” czy jakoś tak... Przeboleje dla fabuły właściwej którą tak mi obiecujesz. Daj mi ją.
Dobra Tetsuya na bok *a kysz laleczko z saskiej porcelany z oczami malowanymi przez pijanego izraeiltę*
A wiec... Ta pierwsza część, kursywą, to co to dokładnie? Bo chyba nie ogarnęłam, a urzekło mnie to niemozliwie. Ech... Jakże bym chciała umieć tak pisać...
Mało braciszka. Mało go... Mało go... Do pieczenia chleba...
Łait łot?
Wybacz po wielkich męczarniach zakończyłam wreszcie pisać to na konkurs, wiec mój mózg obecnie rezyduje w porcelanowym dzbanku z miętą a przed oczami mam tylko spleśniały chleb... newermaind
Mam wieeeelką nadzieje że więcej mego krewnego w następnym i chcę już wreszcie fapułę.
Serio, o co chodzi z tym drzewem na początku?
Ten pisany kursywą fragment to jest właśnie to, o czym Ci pisałam wczoraj, to co miałam wyjaśnić w tym rozdziale, a czego nie wyjaśniłam, bo mi się rozdział wydłużył. I tak jak powiedziałam, jeśli przypomnisz sobie pierwszy rozdział Requiem, to powinnaś się zorientować, o co chodzi. A jeśli Twój musk po wypracowaniu jest jednak zbyt zmęczony na taką analizę (co całkowicie rozumiem), to musisz poczekać do następnego rozdziału (który postaram się wrzucić w przyszłym tygodniu), w którym to wyjaśnię (albo jeszcze następnego, niezwięzłość CLD nie ma ograniczeń, yolo~), bo ja nic zdradzać Ci tu nie będę~
UsuńAle cieszę się, że tak bardzo Ci się fragment spodobał, bo on jest fchuj ważny względem całej fabuły w Requiem. Serio, jest ważny.
Wiedziałam, że zaboli Cię duża obecność Tetsu, ale nie powiedziałabym, że on dominuje. Patrz, ostatni rozdział był w całości poświęcony Akaszowi. Chociaż Akashi no Basket? Grałabym~
Ne, a, a co z przedstawieniem wątpliwości Tetsu? Wiem, że go nie lubisz, dlatego może spojrzysz na to inaczej, niż osoby, które go lubią. Bo ja tu trzymam siekierę w gotowości, by odjebać sobie główkę.
Tak wiem, ostatni rozdział mam nawet ściągniety na telefon. Ale dla mnie Kuroko zawsze za wiele xd To ja jak znajdę śmoc to wgl od nowa przeczytam Requiem i ogarnę. Dawaj mi szybko ten kolejny rozdział, bo to ja ci siekierą-san łepetynkę odjebię i będę nią w kosza grała.
UsuńTak... Zbyt zmęczony i wypełniony wiadomościami, bo teraz to ciesze się z sukcesów kumpla i wgl jestem przejęta. Plus dzisiejsza chemia... Zasnęłam oglądając turecką telenowelę, rozumiesz? I co dalej z Huren i Sulejmanem teraz już nie wiem?!
To ja może odpocznę?
*wydaje nakaz odpoczynku*
UsuńW sumie... biorąc pod uwagę, że zaczęłam Requiem we wrześniu, a mamy... koniec lutego i sześć rozdziałów + prolog.... może ja powinnam w następnym rozdziale zaznaczyć, że polecam przeczytać wszystko od nowa, żeby być na świeżo i wszystko ogarnąć. Niegłupi pomysł. Kto chce ogarniać, ten się zastosuje, a kto nie chce, to nie xd
+ wprowadzę w życie ten plan odnośnie publikacji Requiem, o którym Ci ostatnio mówiłam.
Zanim usiadłam do pisania komentarza poszłam sobie zrobić kawę, wzięłam jabłuszko, pochodziłam trochę po kuchni i wiem, co chcę napisać. Po pierwsze, kończymy wstęp, hurra! Jak szlag, jak można pisać 10-rozdziałowy wstęp?! Podziel się, masz za dużo talentu ;--; Opis myśli Tetsuyi bynajmniej nie przypomina ameby, przynajmniej jak dla mnie, ale pewnie antysympatycy błękitnego stworzenia się do niego mogą przyczepić ;P Moim zdaniem pokazuje, jak wiele dla mojego Kurosia znaczą słowa i uwaga Akashiego. Ktoś, kto przez całe życie jest cieniem, kogo nikt nie zachwala, ba, nie zauważa, naturalnie przywiąże się emocjonalnie do tego, kto wyciągnie ku niemu dłoń. Jako pierwszy był Aomine, ale z nim jest inaczej. A Akashi jest dla niego kimś, kto go dostrzegł w tłumie. Kto ze wszystkich bardziej wartościowych istot na ziemi, w całym 7 miliardowym tłumie osób odnalazł właśnie jego. Tak więc to naturalne, że rozważania i wątpliwości Tetsuyi osiągną rozmiar kilku rozdziałów, po prostu nie da się inaczej *chyba*
OdpowiedzUsuńPoczątek z tym drzewem łaknącym ciepła był tak piękny, że przeczytałam go 6 razy. Nie mogłam przestać, po prostu zachwyciłam się wizją Akasha *bo Yazu widzi tam Akasha* który z takim dziwnym natchnieniem dotyka zimnej kory drzewa. Las zimą, nawet pojedyncze drzewa tchną taką spokojną, samotną aurą, szczególnie jeśli w pobliżu nie ma żadnych przypadkowych obserwatorów. Wtedy można do woli kontemplować taką przechadzkę, i cichy lament drzew szumiących na wietrze.
Yazu siedzi wbita w krzesełko i czeka na następny rozdział, kocie. Nawet coś, co w twojej opinii jest totalnie zjebaną emocjonalną amebą dla mnie ma wartość. Poza tym pisałam ci już, że każdemu się zdarzają rozdziały, które same w sobie nie wnoszą nic nowego, jednak mają kluczowe znaczenie albo dla całości fabuły, albo dla samego w sobie autora. Pozwalają pozbierać myśli, zacząć lub wyjaśnić wątki, są więc potrzebne.
Taa, rozdziały są o wiele trudniejsze, szczególnie jeśli dana postać nie chce się nas słuchać... *nie, Temeraire i Murcielago wcale na mnie nie patrzą...* Jak się przyjrzeć favikonie to widać, że są tam dwaj Akashi, więc myślę że będą się kojarzyć ;D Tak więc moją opinię już znasz, siadaj i pisz dalej tę swoją wielowątkową, rozbudowaną do granic możliwości opowieść ;D Buziaczki, i weny, Clair-sama ;D
Ten wstęp pisany kursywą, to jest hmm.... nie zdradzę co, nie zdradzę z kim. Miałam to co prawda wyjaśnić już w tym rozdziale, ale Tetsu rozciągnął mi się na sześć stron i musiałam podzielić post. Także dowiesz się wszystkiego odnośnie tego fragmentu w następnym (albo jeszcze następnym, chuj wie, jak to z moim pisaniem będzie) rozdziale. Ale cieszę się bardzo, że tak Ci się spodobał, przyznam, że na jego dopracowanie poświęciłam najwięcej czasu w tym rozdziale, bo to BARDZO ważny fragment nie tylko w odniesieniu do wstępu do Requiem, ale i do całej (serio całej) fabuły. Oczywiście i tak nie wyszedł mi tak, jak chciałam, ale ocenę pozostawiam czytelnikom, bo jakbym sama miała zacząć oceniać, to większość teksów z tego bloga wylądowałaby w koszu.
UsuńWiesz, Yazu, nie wiem, skąd to się bierze, ale Ty w idealny wręcz sposób rozumiesz relacje Tetsu-Akashi w Requiem. Naprawdę, kocham to w Tobie, to, że tak idealnie odkrywasz w tym opowiadaniu pozycję tych dwóch postaci. Może to dlatego, że lubisz AkaKuro, ale naprawdę świetnie rozumiesz mojego Tetsu. Kurde, to jest naprawdę fchuj miłe.
Dziękuję za miłe słowa, podniosłaś mnie tym bardzo na duchu. Tego mi było trzeba, dziękuję, Yazuś~♥ *spina dupę i zamierza regularnie pisać Requiem, a nie z przerwami dwumiesięcznymi - wen nie ma nic do gadania, rozporządzenie krula kosmosu jest rzeczą najwyższej wagi*
Zaklepuję~
OdpowiedzUsuńMrrr.... Piękne, cudowne i ogólnie zajebioza <3
OdpowiedzUsuńCały rozdział z przemyśleniami bohatera, o tym co czuje i to jeszcze w taki sposób, że człowiek nie może się oderwać. Cholera, zazdroszczę. Te rozterki Tetsu są uzasadnione, w końcu zawsze uchodził za najsłabszego, nigdy mu się nie udawało, a tu ktoś mu nagle mówi, że może bardzo wiele.
OdpowiedzUsuńW tym opisie z drzewem się zakochałam, jest niesamowity. Przeczytałam go trzy razy. I jest krew, a krew dodaje zajebistości wszystkiemu.
Dziesięć rozdziałów wstępu? Hmm... *zastanawia się kiedy u niej rozpoczyna się właściwa historia* Dla mnie to brzmi trochę jak wyzwanie, ale nie na teraz. Teraz to wen mi powiedział, że mam pisać o flakach, a że dostarczyłam Yazu rozdział to jestem wolna, więc spadam pisać o flakach~
Eh, komentowanie mi jakoś nie idzie.
Drzewo jeszcze będzie nie raz się pojawiało, jest bardzo ważne, dlatego się cieszę, że Ci się podoba, bo dopracowywałam ten fragment tyle czasu....
UsuńUsłyszeć, że rozterki Tetsu są uzasadnione - bezcenne. Tak bardzo się bałam, że zrobiłam z Tetsu bezmózga amebę ;-;
Falki? Czy ja słyszę flaki? Ne, ja też chcę je potem dostać do przeczytania~!
Idzie, idzie, dowiaduję się z takich komentarzy dużo ważnych rzeczy (Tetsu nie jest amebą, bonzai~!).
To miejsce należy do Mesu i wara od niego.
OdpowiedzUsuńprzeczytane! A teraz trzeba poczekać aż Meseł wróci do domciu, bo się okazało, że pociąg jednak dzisiaj nie kursuje i Mesu musi czekać na kolejny. Za 3 godziny.
3 godziny czekania na pociąg? *łączy się w bólu* Dlatego nie lubię pociągów. Wredne, dżdżownicopodobne istoty, które w dupie mają punktualność i oczekujących pasażerów, którym nogi w dupę od czekania włażą.
UsuńJestem (tak bardzo spóźniona)~~!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że nie wiem co napisać, mam totalną pustkę w głowie, a czekający na mnie opinion essay o emerytach wcale nie polepsza sytuacji xD Ale spróbuję, najwyżej wyjdzie żałośnie krótko, żałośnie nieproporcjonalnie do zawartego tu piękna, i po popełnieniu tej komentarzowej zbrodni zwyczajnie pójdę schować się w jakiś ciemny kąt czy coś ;;;;
Zaczynasz w charakterystyczny dla siebie sposób. Wiesz, kiedy czytam takie zagadkowe, przepełnione artyzmem i symboliką fragmenty, to w każdym słowie czuję Twój unikalny styl. Podziwiam ludzi, którzy piszą w tak szczególny, sobie tylko właściwy sposób, sprawiając, że nawet gdybym natrafiła na ich tekst bez jakiegokolwiek podpisu - wiedziałabym spod czyjej ręki owo dzieło wypłynęło.
Opis drzewa. Niby nic, ale no plz ;;;;; opis drzewa w Twoim wykonaniu to misternie utkany obraz przepełniony niesamowitymi metaforami i porównaniami, masą pięknych epitetów nadających tekstowi niepowtarzalny klimat. Tak, totalnie mnie tym opisem urzekłaś *_*
"Słońce, które wzeszło na zachodzie, zatrzymuje się na szarym niebie. Zatrzymuje się w pół drogi na szczyt, topi się i zaczyna niknąć. A potem spada, zsuwa się z widnokręgu. Umiera na zdradzieckim niebie, które go nie podtrzymało, umiera, nie osiągając zenitu. Umiera, za rękę trzymając nieprzeniknioną ciemność." - ten akapit jest genialny, jaram się nim bardzobardzo (to wygląda, jakbym chciała wydłużyć mój komentarz za pomocą kopiowania xd ale ja się serio jaram)
KURTYNA ŻYCIA OPADA - TO ZDANIE MNIE ROZBROIŁO. Kurtyna życia, czemu na to nie wpadłam? Kochamkochamkocham.
Okej... docieram do momentu, o którym nie mam nic do powiedzenia ;-; przepraszam, po prostu nie czuję tych ciągłych Kurokowych rozterek, bo - jak mówiłam - sport to nie moja bajka.
Znacznie bardziej nurtuje mnie, o co chodzi z tym pięknym wstępem, który mnie tak oczarował. I dobrze wiem, że niedługo uraczysz mnie wiedzą na ten temat, także czekam, czekam, czekam~~
*idzie pisać o emerytach*
Pozdrawiam ~~<3
Ooo, Shizuś, no..~~ Przytoczyłaś jedyny fragment, z którego jestem w całym tym rozdziale względnie zadowolona (z jakiegoś powodu, bardzo lubię wszelkie motywy upadającego nieba, albo czegoś co z nieba upada, ale to chyba dopiero drugi raz, kiedy to wplotłam do mojego tekstu *pełna podziwu dla swojej wstrzemięźliwości*).
UsuńAkurat, jeśli chodzi o Ciebie, to nie spodziewałam się niczego innego odnośnie rozterek Tetsu, więcej, jestem pełna podziwu, że, biorąc pod uwagę ilość sportowych wątpliwości w tym rozdziale, wgl dotrwałaś do końca, a nie trzasnęłaś czymkolwiek tam, na czym czytałaś i stwierdziłaś "nie, to nie dla mnie". Naprawdę bardzo mnie to cieszy. Co prawda nie mogę obiecać, że w następnych rozdziałach sportu będzie mniej, w końcu kurobasu to seria jakby nie było sportowa, a CLD ma małe skrzywienie na punkcie ociekających potem męskich ciał, ale jako że zbliżamy się do zakończenia wstępu, to oprócz sportu zacznie pojawiać się więcej tego, co nas - yaoizjebów, interesuje najbardziej.
Esej o emerytach? *łączy się w bólu* Chociaż chyba i tak lepsi oni niż ekologia, najgorszy dział, na jaki można trafić (przynajmniej moim zdaniem).