OBSERWATOR
Obezwładniające
zimno wypełnia przestrzeń, czarny szron pokrywa ciemną korę, czerwone płatki
opadają, drzewo powoli usycha. Z każdą chwilą staje się smutniejsze, bardziej
przerażające w swojej samotności i tęsknocie.
Umierasz?
Wiatr porusza
suchymi gałęziami, drzewo cicho jęczy, zupełnie jakby odpowiadało na to
niewerbalne pytanie.
Twoje serce...
przestaje bić? Krwawi?
Płatki opadają
coraz szybciej, powietrze staje się gęstsze, mrok otwiera swoje oczy i powoli
wstaje z trumny, w której spał do tej pory.
Jak mogę ci pomóc?
Twoje serce... gdzie ono jest?
Niemy
obserwator nie poznaje jednak odpowiedzi na swoje pytanie, ciemność mu na to
nie pozwala, porywa go, oplata swoimi ciasnymi splotami. A on po prostu się jej
poddaje, bo wie, że nie może się przeciwstawić, że jest to ponad jego siły.
Patrzy jedynie prosto w nieprzeniknione oczy mroku, patrzy, myślami jednak
odbiegając od trwającej chwili.
To irytujące. Choć doszedłem dalej niż ostatnio, choć
udało mi się wreszcie zadać to pytanie, wciąż nie wiem, jak głęboki jest ten
tunel. Ile czasu minie, zanim dotrę wystarczająco daleko, bym mógł usłyszeć
odpowiedź?
Ciemność
zaciska się coraz ciaśniej, dusi i jego, i drzewo, które zaczyna płakać. Roni
czerwone łzy, wpatrując się w szybko gasnący blask widnokręgu.
Znowu nie mogę złapać powietrza.
Dwie istoty
czekają na ratunek, istoty tak różne od siebie, a jednak złączone przez tę samą
potrzebę – pragnienie życiodajnego
powietrza, ciepła i światła. Czekają na ratunek, bo wierzą, że przyjdzie.
Ah, jesteś. Nigdy nas nie zawodzisz.
Tak samo jak
wiele razy wcześniej czerwień nie pozostaje głucha na to niewypowiedziane na
głos wołanie, zapala się pośród mroku, płonie, lśni i parzy. Jest taka ciepła,
taka intensywna. I choć jej płomienie są zbyt gorące, to jednak ten ból, który
pozostawiają na wszystkim, czego dotkną, nie jest złym bólem, a raczej w pewien
sposób przyjemnym. Ponieważ niesie ze sobą to niezwykle silne wrażenie – wiarę
i nadzieję na lepsze jutro.
Nie zostawisz nas
nigdy. Możesz nam to obiecać?
***
Kuroko spogląda
na postać odbijającą się w lustrze. Przygląda się jej podkrążonym oczom, bladej
twarzy i jasnym włosom, które sterczą na wszystkie strony. Jego spojrzenie prześlizguje
się po wystających obojczykach, zdecydowanie zbyt szczupłych ramionach z ledwo
widocznym zarysem jakichkolwiek mięśni, brzuchu, który nie przypomina wcale
brzucha sportowca, przynajmniej nie takiego, który od roku regularnie trenuje.
Choć może odrobinę?
I tak jest lepiej niż na początku.
Kuroko wzdycha i
zakłada koszulę, nie mając dłużej ochoty, by podziwiać swoją niedoskonałość.
Potem próbuje jakoś ułożyć wyjątkowo niesforne włosy, myślami jest już jednak
gdzie indziej, przypomina sobie powód, dla którego tak źle mu się spało tej
nocy.
To już dzisiaj,
tak?
Mecz,
którego wyczekiwał, jednocześnie bardzo się go obawiając. Mecz, który
zadecyduje o jego przyszłości. Mecz, który rozstrzygnie wszystko.
Kuroko spogląda
na swoje dłonie, ze zdziwieniem zauważając, że zaczęły niemal niezauważalnie
drżeć. Jednocześnie w całym jego ciele rozchodzi się nieprzyjemne uczucie,
zupełnie jakby ktoś wylał wewnątrz niego gęstą, mrożącą substancję, która
docierając do nawet najmniejszej komórki, zatrzymywałaby jej metabolizm,
zahamowywała rytm skurczów mięśni, zmniejszała ilość wydechów, zwalniała
przepływ krwi przez naczynia. To tak, jakby na krótką chwilę ktoś niemal
całkowicie go sparaliżował.
Uspokój się.
Kuroko bierze
głęboki wdech, na kilka sekund zatrzymuje powietrze w płucach, by po chwili
bardzo powoli je wypuścić. Powtarza tę czynność jeszcze kilka razy.
Dziesięć, jedenaście, dwanaście...
Z każdą kolejną
sekundą, z każdym kolejnym wydechem zaczyna czuć, jak jego ciało powoli się
rozluźnia, jak opuszcza je ten dziwny chłód, a nieprzyjemne wrażenie
nieśpiesznie ustępuje.
Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia...
Kuroko przeciera
ręką czoło i wychodzi z łazienki. Trochę niepokoi go fakt, że lekcje jeszcze
się nie zaczęły, a on już zaczął odczuwać poddenerwowanie. Co gorsza, w nocy
było tak samo. Budził się wielokrotnie z wyjątkowo nieprzyjemnego snu, a potem
musiał długo czekać, by ponownie zasnąć. Nie potrafił się wyciszyć, uspokoić
oddechu, kiedy tylko opuszczał powieki, przed oczami umysłu stawały mu
wszystkie możliwe scenariusze pomyłek, jakie mógłby popełnić podczas meczu,
jego serce przyspieszało, a ciało pokrywało się zimnym potem. I tak przez całą
noc. Dlatego teraz, nie dość, że jest niespokojny, to jeszcze wyjątkowo
zmęczony i niewyspany. A przecież przed tak ważnym meczem powinien być
wypoczęty najbardziej, jak to tylko możliwe.
Kuroko przygryza wnętrze policzka, zaciska lekko zdrętwiałe dłonie i sztywnym krokiem kieruje się do kuchni. Jeśli może cokolwiek poradzić na swój obecny stan, to chyba tylko wypić herbatę, która ma podobno uspokajające działanie i postarać się nie skupiać myśli wokół nadchodzącego meczu. O ile jest to w ogóle możliwe.
Nie chcąc obudzić śpiącej jeszcze matki, Kuroko cicho zamyka drzwi do sypialni, włącza czajnik i siada pod oknem. Czekając, aż woda się zagotuje, wygląda na zewnątrz i przypatruje się porannej codzienności, która powoli zaczyna budzić się do życia.
Obserwuje mężczyznę w wojskowej kurtce, który każdego ranka, o tej samej porze wyprowadza swojego ogromnego psa, nucąc pod nosem melodię o ciągle zmieniającym się rytmie. Obserwuje dziewczynę z pastelowymi włosami zaplecionymi w finezyjne warkoczyki, ubraną w przerobiony na rockowo mundurek, która tak jak zwykle wymyka się przed dom, żeby zapalić papierosa, zapewne – jak chłopak podejrzewa – zanim jej rodzice wstaną. Obserwuje młodego, wysportowanego obcokrajowca w kolorowym, rzucającym się w oczy, obcisłym stroju, który co dwa dni o poranku przebiega ulicą, przy której mieszka Kuroko. Obserwuje starszą panią, która wychodzi przed dom i wolnym krokiem kieruje się w stronę parku. Chłopak wie, że zanim kobieta do niego dojdzie, minie około pół godziny, a kiedy wreszcie tam dotrze, usiądzie na ławce pod wyjątkowo okazałym drzewem wiśni i aż do południa będzie przyglądała się gładkiej powierzchni niewielkiego stawu. Codziennie tak robi. Kuroko wie o tym, ponieważ idąc do szkoły, za każdym razem przechodzi przez ten park, obok stawu i rozłożystej wiśni.
Słysząc ciche miauczenie, otwiera okno i, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, wyciąga rękę w stronę szarego dachowca. Kot podchodzi do niej bez zastanowienia, wystawiając się do głaskania.
Kuroko nigdy nie rozumiał dlaczego, ale zwierzęta zawsze bardzo go lubiły, były względem niego niezwykle ufne. Może dostrzegały w nim bratnią duszę, wyczuwały spokój, który od niego bił, a może zwyczajnie nie bały się go, ponieważ różnił się od innych ludzi? Niezależnie od powodu, jednej rzeczy był pewien – im nigdy nie przeszkadzała jego nikła obecność, a raczej, one po prostu zawsze go zauważały. I właśnie dlatego Kuroko tak bardzo je lubił. Ponieważ nie reagowały nerwowo na jego ,,nagłe” pojawianie się, dostrzegały go, zanim on zdążył dostrzec je. Przy nich mógł poczuć się wyjątkowo zwyczajnie, normalnie. A czasem właśnie czegoś takiego potrzebował. Poza tym żywił do nich sympatię z jeszcze z jednego powodu – ponieważ były dużo łatwiejsze w zrozumieniu niż niektórzy ludzie – znacznie mniej problematyczne. I cichsze. Dużo cichsze.
To nie tak, że nie lubił ludzi. Ale dużo łatwiej nawiązywało mu się kontakt ze zwierzętami. A to dlatego, ponieważ Kuroko od zawsze był obserwatorem. Spokojny i cichy, niezauważany przez innych, przyglądał się uważnie wszystkiemu, co się wokół niego działo, zapamiętywał zwyczaje różnych osób, a jeśli robił to wyjątkowo uważnie, po pewnym czasie potrafił nawet odczytać niektóre reakcje i emocje z ich gestów, mowy ciała. Stał się wyjątkowo spostrzegawczy, lecz nie można było go nazwać geniuszem. Nie takim jak Akashi, który potrafił bezbłędnie rozszyfrować nowo poznaną osobę. Kuroko potrzebował dużo czasu, by nauczyć się dostrzegać w innych to, czego na pierwszy rzut oka nie było po nich widać. Nie wszystko jednak mógł zobaczyć. Przynajmniej do tej pory.
Kot zaczyna cicho miauczeć, wyrywając chłopaka z zamyślenia, zwracając na siebie jego uwagę. Brzmi przy tym tak, jakby się czegoś wyraźnie domagał.
Kuroko przerywa drapanie go za uchem, wstaje i wyjmuje z lodówki kawałek szynki. Potem ostrożnie podsuwa ją kotu. Dachowiec ściąga mięso z jego dłoni i zaczyna jeść. A kiedy kończy, zeskakuje z okna i, przeciskając się między deskami w płocie, znika z pola widzenia błękitnych oczu. Tak jak każdego innego dnia.
Kuroko sięga po czajnik, w którym woda zdążyła się już zagotować i zalewa sobie herbatę. Potem wyjmuje z lodówki zrobione dzień wcześniej bento i z kubkiem parującego płynu w ręce kieruje się do swojego pokoju. Choć wie, że poza zabraniem drugiego śniadania, powinien zjeść jeszcze wcześniej coś w domu, nie może się do tego przemóc. Jego żołądek jest z nerwów zbyt ściśnięty, by był teraz w stanie cokolwiek przełknąć. Kuroko ma jedynie nadzieję, że kiedy w szkole skupi się na lekcjach, to stres opuści go przynajmniej na tyle, by udało mu się zjeść choć odrobinę bento i zebrać siły niezbędne do gry. W przeciwnym bądź razie jego udział w meczu może się skończyć, zanim się w ogóle zacznie.
Z tą niezbyt pozytywną myślą, obijającą się natarczywie o ściany jego umysłu chłopak upija łyk gorącej herbaty i zaczyna przygotowywać się do wyjścia.
Kuroko przygryza wnętrze policzka, zaciska lekko zdrętwiałe dłonie i sztywnym krokiem kieruje się do kuchni. Jeśli może cokolwiek poradzić na swój obecny stan, to chyba tylko wypić herbatę, która ma podobno uspokajające działanie i postarać się nie skupiać myśli wokół nadchodzącego meczu. O ile jest to w ogóle możliwe.
Nie chcąc obudzić śpiącej jeszcze matki, Kuroko cicho zamyka drzwi do sypialni, włącza czajnik i siada pod oknem. Czekając, aż woda się zagotuje, wygląda na zewnątrz i przypatruje się porannej codzienności, która powoli zaczyna budzić się do życia.
Obserwuje mężczyznę w wojskowej kurtce, który każdego ranka, o tej samej porze wyprowadza swojego ogromnego psa, nucąc pod nosem melodię o ciągle zmieniającym się rytmie. Obserwuje dziewczynę z pastelowymi włosami zaplecionymi w finezyjne warkoczyki, ubraną w przerobiony na rockowo mundurek, która tak jak zwykle wymyka się przed dom, żeby zapalić papierosa, zapewne – jak chłopak podejrzewa – zanim jej rodzice wstaną. Obserwuje młodego, wysportowanego obcokrajowca w kolorowym, rzucającym się w oczy, obcisłym stroju, który co dwa dni o poranku przebiega ulicą, przy której mieszka Kuroko. Obserwuje starszą panią, która wychodzi przed dom i wolnym krokiem kieruje się w stronę parku. Chłopak wie, że zanim kobieta do niego dojdzie, minie około pół godziny, a kiedy wreszcie tam dotrze, usiądzie na ławce pod wyjątkowo okazałym drzewem wiśni i aż do południa będzie przyglądała się gładkiej powierzchni niewielkiego stawu. Codziennie tak robi. Kuroko wie o tym, ponieważ idąc do szkoły, za każdym razem przechodzi przez ten park, obok stawu i rozłożystej wiśni.
Słysząc ciche miauczenie, otwiera okno i, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, wyciąga rękę w stronę szarego dachowca. Kot podchodzi do niej bez zastanowienia, wystawiając się do głaskania.
Kuroko nigdy nie rozumiał dlaczego, ale zwierzęta zawsze bardzo go lubiły, były względem niego niezwykle ufne. Może dostrzegały w nim bratnią duszę, wyczuwały spokój, który od niego bił, a może zwyczajnie nie bały się go, ponieważ różnił się od innych ludzi? Niezależnie od powodu, jednej rzeczy był pewien – im nigdy nie przeszkadzała jego nikła obecność, a raczej, one po prostu zawsze go zauważały. I właśnie dlatego Kuroko tak bardzo je lubił. Ponieważ nie reagowały nerwowo na jego ,,nagłe” pojawianie się, dostrzegały go, zanim on zdążył dostrzec je. Przy nich mógł poczuć się wyjątkowo zwyczajnie, normalnie. A czasem właśnie czegoś takiego potrzebował. Poza tym żywił do nich sympatię z jeszcze z jednego powodu – ponieważ były dużo łatwiejsze w zrozumieniu niż niektórzy ludzie – znacznie mniej problematyczne. I cichsze. Dużo cichsze.
To nie tak, że nie lubił ludzi. Ale dużo łatwiej nawiązywało mu się kontakt ze zwierzętami. A to dlatego, ponieważ Kuroko od zawsze był obserwatorem. Spokojny i cichy, niezauważany przez innych, przyglądał się uważnie wszystkiemu, co się wokół niego działo, zapamiętywał zwyczaje różnych osób, a jeśli robił to wyjątkowo uważnie, po pewnym czasie potrafił nawet odczytać niektóre reakcje i emocje z ich gestów, mowy ciała. Stał się wyjątkowo spostrzegawczy, lecz nie można było go nazwać geniuszem. Nie takim jak Akashi, który potrafił bezbłędnie rozszyfrować nowo poznaną osobę. Kuroko potrzebował dużo czasu, by nauczyć się dostrzegać w innych to, czego na pierwszy rzut oka nie było po nich widać. Nie wszystko jednak mógł zobaczyć. Przynajmniej do tej pory.
Kot zaczyna cicho miauczeć, wyrywając chłopaka z zamyślenia, zwracając na siebie jego uwagę. Brzmi przy tym tak, jakby się czegoś wyraźnie domagał.
Kuroko przerywa drapanie go za uchem, wstaje i wyjmuje z lodówki kawałek szynki. Potem ostrożnie podsuwa ją kotu. Dachowiec ściąga mięso z jego dłoni i zaczyna jeść. A kiedy kończy, zeskakuje z okna i, przeciskając się między deskami w płocie, znika z pola widzenia błękitnych oczu. Tak jak każdego innego dnia.
Kuroko sięga po czajnik, w którym woda zdążyła się już zagotować i zalewa sobie herbatę. Potem wyjmuje z lodówki zrobione dzień wcześniej bento i z kubkiem parującego płynu w ręce kieruje się do swojego pokoju. Choć wie, że poza zabraniem drugiego śniadania, powinien zjeść jeszcze wcześniej coś w domu, nie może się do tego przemóc. Jego żołądek jest z nerwów zbyt ściśnięty, by był teraz w stanie cokolwiek przełknąć. Kuroko ma jedynie nadzieję, że kiedy w szkole skupi się na lekcjach, to stres opuści go przynajmniej na tyle, by udało mu się zjeść choć odrobinę bento i zebrać siły niezbędne do gry. W przeciwnym bądź razie jego udział w meczu może się skończyć, zanim się w ogóle zacznie.
Z tą niezbyt pozytywną myślą, obijającą się natarczywie o ściany jego umysłu chłopak upija łyk gorącej herbaty i zaczyna przygotowywać się do wyjścia.
***
Przygląda się, jak poranny wiatr porusza
delikatnie śnieżnobiałymi zasłonami, wiszącymi przy oknie. Dotyka gładkiego,
cienkiego materiału, smukłymi palcami bada jego fakturę. Podziwia niemalże
rażącą w oczy biel, tę niezwykłą, nienaturalną wręcz czystość i
nieskazitelność.
Taki znajomy.
Do tej pory spotkał tylko jedną
osobę, której skóra miałaby podobny kolor. Nie tak jasny, a jednak zbliżony
odcieniem, przypominający płatki śniegu opadające z zimowego nieba. Chłodny,
podobnie jak chłodne jest opanowanie i spokój tej osoby, bijące z jej
błękitnego spojrzenia. Spojrzenia nieprzeniknionego, a jednak tak dziwnie
szczerego.
Czy te dwie cechy
nie powinny się czasem ze sobą kłócić?
Odwraca się tyłem do okna i zdejmuje
szlafrok. Ubranie z cichym szelestem zsuwa się na dywan, jednak styka się z nim
tylko na chwilę, bardzo szybko zostaje podniesione i przewieszone przez oparcie
fotela obitego żakardem w delikatny, elegancki wzór utrzymany w klasycznym
klimacie.
To już dzisiaj. Co
takiego mi pokażesz?
Czerwone oczy rozbłyskają iskrą
ekscytacji, kiedy ich właściciel skupia myśli wokół techniki, której tak bardzo
jest ciekawy – iskrą niechcianej ekscytacji.
Czekałeś na tę
chwilę? Jesteś gotowy, Kuroko Tetsuya?
***
Drewno. Lakierowane drewno. Błyszczący
parkiet pokryty w wyznaczonych miejscach smugami różnokolorowych farb. Linie
wyznaczające długość i szerokość, tworzące wzory tak dobrze znane wszystkim
tym, których kroki rozbrzmiewają na boisku. I ten zapach – z początku
uderzający w nozdrza, po chwili jednak niknący, do którego tak łatwo
przyzwyczaja się zmysł węchu.
Sala gimnastyczna pachnie lakierowanym drewnem.
Taka oczywista myśl rodzi się w umyśle
Kuroko, kiedy chłopak wkracza na boisko. Wcześniej nigdy tego nie zauważał, ale
teraz wyraźnie czuje unoszącą się w powietrzu woń lakierowanych desek. Zdaje mu
się ona niezwykle intensywna, tak jakby w ciągu jednej nocy ktoś wylał na
parkiet całą tonę preparatu, który nie miał szans, by wsiąknąć w drewno i
wywietrzeć.
,,Kiedy
jesteśmy zestresowani, kiedy się denerwujemy, nasz organizm przechodzi w stan
gotowości, a zmysły się wyostrzają...”
Kuroko przypomina sobie fragment z artykułu,
który kiedyś czytał i nerwowo zaciska pięści. Nie wie, czy powinien się
cieszyć, że ma bardziej wyczulone zmysły niż zazwyczaj, czy raczej bać,
ponieważ jego niepokój wywołany zbliżającą się perspektywą gry nie zmalał w
ciągu dnia ani trochę, a raczej tylko się nasilił. Pod koniec lekcji chłopak
był już tak zdenerwowany, że miał wrażenie, jakby z jego dłoni spływały
hektolitry potu. Oczywiście nie tknął ani kęsa bento.
Uspokój się. To tylko mecz. Zwykły, treningowy mecz. Już
nie raz w takich grałeś.
Próba przekonania samego siebie, że
wszystko jest w porządku, spełza na niczym. Nie pierwszy to już zresztą raz w
ciągu tego dnia, nie dziesiąty i nie dwudziesty w ciągu całego tygodnia.
Kuroko zaczyna się rozgrzewać, nie jest
jednak w stanie wystarczająco skupić się na wykonywanych ćwiczeniach, jego
myśli nie słuchają się go, podsyłając mu najgorsze możliwe scenariusze. Umysł
chłopaka powoli zasnuwa się zimną czernią negatywnych emocji, a on sam czuje,
jak powoli sztywnieją mu kolana, zupełnie jakby były zawiasami, które ktoś
zapomniał naoliwić. Jego ciało drży, zimny pot spływa po plecach, serce bije
nieregularnym rytmem. Najgorsze jest jednak uczucie, które drażni jego dłonie –
zaczynają one nieprzyjemnie mrowić, tak jakby ktoś nakłuwał je tysiącami
maleńkich igiełek. Jednocześnie chłopak odnosi wrażenie, jak gdyby końcówki
jego palców drętwiały, choć przecież krew dopływa do niech nieprzerwanie, bez
zmian.
Kiedy skala tego koszmarnego stanu zdaje się
sięgać szczytowego punktu, ktoś kładzie dłoń na jego ramieniu i lekko je
ściska. To ciepło wywołane krótkim dotykiem przywraca Kuroko do rzeczywistości,
wyrywa z odrętwienia, pobudza. Zupełnie jakby z tej dłoni przepływał do ciała chłopaka
impuls, który na krótką chwilę rozjaśniałby jego umysł, jakby ten dotyk mówił: ,,Nie ma się czym martwić, nie ma się
czego bać”.
Kuroko spogląda w czerwone tęczówki,
których właściciel bardzo uważnie mu się przypatruje, dostrzegając w nich swoje
odbicie i wypuszcza powietrze z płuc, które do tej pory nieświadomie
wstrzymywał. Patrzy w te oczy długo, nie odwraca wzroku, w tym chłodnym
spojrzeniu szuka oparcia i otuchy. I znajduje ją. Niewypowiedzianą, skrytą za
pozorną obojętnością. Dostrzega zaledwie jej cień, ale to wystarcza.
Rozpaczliwie się go chwyta, nie pozwalając mu uciec. Ponieważ jest on czymś,
czego w tamtej chwili Kuroko bardzo potrzebuje.
Trwa to zaledwie ułamek sekundy, ale zdaje się trwać znacznie dłużej. Na ten ułamek właśnie błękitnooki chłopak nieświadomie otwiera swoje serce na obce uczucia, na krótką chwilę pozwala opaść masce opanowania i spokoju, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Czerwień dociera do błękitu, błękit muska czerwień. Niemal niewyczuwalnie.
Zatopione w szkarłacie źrenice rozszerzają się ze zdziwienia, zaraz jednak wracają do swojej naturalnej wielkości. Ich właściciel otwiera usta i wypowiada ciche słowa, nieświadomie przerywając tę, w pewien sposób niezwykle intymną chwilę, z której charakteru żaden z nich nie zdaje sobie sprawy.
– Kuroko, pytałem cię o coś. Nie słyszałeś mnie?
Błękitnooki chłopak kręci przecząco głową, maska opanowania powraca na swoje pierwotne miejsce.
– Przepraszam, Akashi-kun, zamyśliłem się.
Wicekapitan nie wydaje się przekonany, ale nie drąży tematu dalej, zdejmuje dłoń z ramienia Kuroko i staje naprzeciwko niego, krzyżując ręce na piersi.
– Dzisiejszy dzień jest sprawdzianem nie tylko dla ciebie, ale też dla wszystkich innych osób. Dlatego nie ma potrzeby, żebyś skupiał się na tym bardziej niż to konieczne. Nie myśl o tym. Po prostu graj najlepiej, jak tylko potrafisz. W końcu to wszystko, co możesz w tej chwili zrobić.
Słowa Akashiego, choć są dosyć brutalne, działają na Kuroko tak, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody. Otrzeźwiają go. I, o dziwo, uspokajają.
– Niech twoje myśli skupią się wyłącznie wokół perspektywy wygranej, wokół sposobu, w jaki możesz do niej doprowadzić. Pamiętaj, że to ona jest warunkiem zdania przez ciebie tego testu.
Kuroko wie o tym. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale co najważniejsze widzi na nią szansę. Po słowach Akashiego, które sprawiają, że ucisk w jego piersi maleje, a niepokój zdaje się ustępować, Kuroko dostrzega ją, rysującą się przed nim wyraźnie i przejrzyście.
– Oprócz mnie będzie cię jeszcze obserwował trener pierwszego składu i nasz kapitan. Ocenią twój styl gry. Więc pokaż im, no co cię naprawdę stać.
Trwa to zaledwie ułamek sekundy, ale zdaje się trwać znacznie dłużej. Na ten ułamek właśnie błękitnooki chłopak nieświadomie otwiera swoje serce na obce uczucia, na krótką chwilę pozwala opaść masce opanowania i spokoju, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Czerwień dociera do błękitu, błękit muska czerwień. Niemal niewyczuwalnie.
Zatopione w szkarłacie źrenice rozszerzają się ze zdziwienia, zaraz jednak wracają do swojej naturalnej wielkości. Ich właściciel otwiera usta i wypowiada ciche słowa, nieświadomie przerywając tę, w pewien sposób niezwykle intymną chwilę, z której charakteru żaden z nich nie zdaje sobie sprawy.
– Kuroko, pytałem cię o coś. Nie słyszałeś mnie?
Błękitnooki chłopak kręci przecząco głową, maska opanowania powraca na swoje pierwotne miejsce.
– Przepraszam, Akashi-kun, zamyśliłem się.
Wicekapitan nie wydaje się przekonany, ale nie drąży tematu dalej, zdejmuje dłoń z ramienia Kuroko i staje naprzeciwko niego, krzyżując ręce na piersi.
– Dzisiejszy dzień jest sprawdzianem nie tylko dla ciebie, ale też dla wszystkich innych osób. Dlatego nie ma potrzeby, żebyś skupiał się na tym bardziej niż to konieczne. Nie myśl o tym. Po prostu graj najlepiej, jak tylko potrafisz. W końcu to wszystko, co możesz w tej chwili zrobić.
Słowa Akashiego, choć są dosyć brutalne, działają na Kuroko tak, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody. Otrzeźwiają go. I, o dziwo, uspokajają.
– Niech twoje myśli skupią się wyłącznie wokół perspektywy wygranej, wokół sposobu, w jaki możesz do niej doprowadzić. Pamiętaj, że to ona jest warunkiem zdania przez ciebie tego testu.
Kuroko wie o tym. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale co najważniejsze widzi na nią szansę. Po słowach Akashiego, które sprawiają, że ucisk w jego piersi maleje, a niepokój zdaje się ustępować, Kuroko dostrzega ją, rysującą się przed nim wyraźnie i przejrzyście.
– Oprócz mnie będzie cię jeszcze obserwował trener pierwszego składu i nasz kapitan. Ocenią twój styl gry. Więc pokaż im, no co cię naprawdę stać.
,,Im”? A co
z tobą, Akashi-kun? Nie jesteś ciekawy?
– Dam z siebie wszystko.
Błysk satysfakcji pojawia się na moment w
czerwonym spojrzeniu, ciepły uśmiech, dodający otuchy wykrzywia na krótką
chwilę wąskie wargi wicekapitana.
– W takim razie powodzenia.
Rozlega się przeciągły gwizdek, trener
trzeciego składu każe zawodnikom ustawić się na boisku. Błękitnooki chłopak zakłada na
siebie znacznik i powoli wypuszcza powietrze z płuc. Jest tak, jak powiedział
Akashi. Nie ma się nad czym zastanawiać. Kuroko nie dysponuje przecież takimi
umiejętnościami gry jak Aomine, nie posiada kilku technik w zanadrzu. Ma tylko
jedną. Więc jedyne co może zrobić, to sprawić, by przyćmiła umiejętności
innych. By przykuła uwagę. By zabłysła w pełni, tak jak wielokrotnie to sobie
wyobrażał podczas indywidualnych ćwiczeń. Musi po prostu spróbować, postarać
się ze wszystkich sił, bo kiedy rozpocznie się gra, będzie już za późno na
jakiekolwiek wahanie. Choć tak naprawdę, to już jest na nie za późno.
,,Wierzę w ciebie, Tetsu. Nie mogę ci
zagwarantować, że jeśli dalej będziesz starał się w ten sposób, uda ci się zagrać
w meczu, ale jeśli teraz się poddasz, to cały ten wysiłek faktycznie pójdzie na
marne. Naprawdę tego chcesz?”
Kuroko przypomina sobie słowa, które kilka
miesięcy temu wypowiedział do niego Aomine i z ich brzmieniem w pamięci zaciska
pięści, po czym pewnym krokiem wychodzi na boisko. A przynajmniej stara się, by
krok ten na pewny wyglądał. W tej samej chwili, w umyśle chłopaka rodzi się
wyjątkowo silne postanowienie, którego nie przyćmiewa nawet niepokój czy
wątpliwości. Postanowienie zrodzone z prostej prawdy, którą ukazał mu
Akashi.
Dam z siebie wszystko. Nie poddam się. Nic więcej nie
mogę zrobić. Mam w końcu tylko tę jedną szansę.
Wykorzystując ostatnie chwile przed
rozpoczęciem meczu, chłopak spogląda w stronę stojącego pod ścianą Akashiego.
Po raz pierwszy odkąd go poznał, cieszy się z obecności czerwonookiego
rozgrywającego obok siebie, po raz pierwszy nie wpływa ona na niego nieswojo,
wręcz przeciwnie – dodaje otuchy. Kuroko naprawdę nie ma pojęcia, czy udałoby
mu się uspokoić nerwy, gdyby nie interwencja wicekapitana. Nawet jeśli
nie była ona celowa.
Jak wiele jeszcze
każesz mi sobie zawdzięczać, Akashi-kun? Nawet jeśli nie zawsze robisz to
świadomie?
Trener trzeciego składu wychodzi na
boisko, trzymając w dłoniach piłkę. Kuroko spogląda na nią, bierze głęboki
wdech i po krótkiej chwili wypuszcza powietrze ze świstem. A potem rozlega się
gwizdek i wszystko poza unoszącą się do góry piłką przestaje mieć jakiekolwiek
znaczenie. Gra się rozpoczyna.
moje
OdpowiedzUsuńTy szmato! Jak mogłaś mi tak tekst uciąć? Nie wiesz, że to zakrawa pod paragraf o znęcaniu się psychicznym? Zobaczysz pozwę Cię. Bekniesz za to.
Usuń"Ubranie z cichym szelestem zsuwa się na dywan" - czemu ja do cholery widzę tę nieskazitelną, jasną skórę po której nieśmiało prześlizgują się promienie słońca, chcącego dotknąć tego bóstwa, co zstąpiło między nas, grzeszne twory naszych pragnień i wspaniałomyślnie pozwala nam pławić się w swej doskonałości?! To już chyba jakieś spaczenie. Nieważne.
Eh... co ja z Tobą mam. Czemu z każdym rozdziałem z większą przyjemnością czytam akapity z Kuroko? Czemu zaczynam dostrzegać błękit (którego naprawdę nie cierpię a, o zgrozo, jest mi w nim tak ładnie) jako kolor motyla spokojnie unoszącego się na tle krwistego nieboskłonu? A wiedz, że motyle to moje ulubione owady. Ten motyl tak piękny zdaje mi się na tle zachodzącego dnia. Tak... pasujący tam, w tej chwili i podczas tego kresu. Naprawdę zaczynam lubić Tetsuyę. Fragment z tym niepozornym dachowcem miał w tym swój wielki udział. Wiesz jak bardzo szanuję zwierzęta i jak wielkie serce dla nich mam, zrobiłaś to specjalnie? A jeszcze do tego kot... Ah...
To drzewo. Mam dziwne wrażenie, że to drzewo jest jak mój nieszczęsny tułacz przedzierający się przez krwawe morze. Bo jest, prawda? Jest pozornie innym odnośnikiem do obecnej sytuacji, skłaniającym czytelnika do przemyślenia pewnych faktów i zastanowienia się "dlaczego ten urywek tu jest? może powinienem pozwolić by tekst mnie w sobie zamknął? może w ten sposób zrozumiem, co oznacza to przesłanie?" Dobrze myślę?
I wreszcie ten mecz. Już wyobrażam sobie jak opisujesz uczucia Kuroko, gdy szkarłatne spojrzenie będzie śledzić każdy jego ruch na scenie boiska. Bo kto jak nie ty Wieki Krul Kosmosu opisze to tak, żeby przeszły mnie ciarki i by moje ramiona pokryły się gęsią skórką? Czekam na to, oj bardzo czekam.
Śliczną masz ścieżkę dźwiękową. Pozwala utonąć w świecie Requiem, przybliża mi go. Pierwszy raz czytałam na kompie i pierwszy raz miałam styczność z playlistą. Też masz Bogów~ kocham ten soundtrack.
Piękne, Clair pedale, to było piękne. Nie zostawiaj mnie usychającej z niecierpliwości zbyt długo, bo mnie zabijesz. A nawet taki bluszcz jak ja skona bez światła jakie bije od Twoich tekstów.
Rany... jaka ja dziś miła... to chyba przez ten ból...
Weny~
O kurwa, Eio... prawie się przez Ciebie poryczałam... no normalnie powstrzymuję łzy. Kurwa.... nigdy nie sądziłam, że dostanę od Ciebie taki komentarz, tak rozbudowany, tak piękny, z tak cudowną interpretacją.... serio mam ochotę się rozryczeć. A to wszystko dlatego, bo Twoje zdanie tak cholernie dużo dla mnie znaczy *ociera nieistniejące łzy, natura zimnej suki przywraca ją do pionu*
UsuńJak mogłam uciąć? Ano, normalnie. Ja naprawdę chciałam w tym rozdziale opisać cały mecz, ale kurwa, nie dość, że wydłużył mi się niebotycznie w porównaniu z poprzednimi to i tak doszłam ledwie do pierwszego gwizdka... musiałam uciąć, bo inaczej ten rozdział przebiłby długością drugą część Sacrum, a wtedy dostałabyś go... za dwa tygodnie? Dodając do tego betę czegoś tak długiego.
Tetsu jako motyl... nie wiem, czy pamiętasz, ale w bodajże pierwszym rozdziale, była taka scena jak do Akasza podleciał błękitny motyl i usiadł na jego kolanie, a on wtedy pomyślał o Tetsu... pamiętasz? To już wiesz, że naprawdę myślimy niezwykle podobnie~
Tak, wiem, że kochasz zwierzęta, ale ja też je kocham. Zwłaszcza koty. Szare dachowce, takie niby zwyczajne, niewyróżniające się, a jednak każdy z nich kryje w sobie inną historię, inna melodia płynie z jego cichego miauczenia. I są dzikie. Wolne. Nieskrępowane przez żadne zasady, mogą iść, gdzie je dusza poniesie, bez żadnych zobowiązań. Tak bardzo je za to kocham~
To drzewo... zakochałam się w Twojej interpretacji. Gdybym wiedziała, że nasuwają Ci się przy czytaniu takie myśli, zmusiłabym Cię do ich pisania. Teraz mi się już nie wywiniesz xd
A co do potwierdzenia... *odstawia jakiś bliżej nieokreślony taniec* Kurde, wiesz, ja naprawdę chciałabym Ci powiedzieć, ale no... nie mogę. Bo to jest na razie sekret no, Wy macie myśleć, a ja Wam wszystko powiem już za kilka rozdziałów, a raczej powiem maleńką część, całość przesłania poznacie zaś za... kilkadziesiąt rozdziałów. Ale ponieważ napisałaś mi tak piękny komentarz, to zrobię to dla Ciebie wyjątek i powiem to na głos, choć nie powinnam: 'Po części masz rację. Po części'.
Uh, dlaczego poczułam, że osiadł na moich barkach jakiś kosmiczny ciężar? Że wymagania względem mnie wzrosły do kolosalnych rozmiarów? Cóż... mam nadzieję, że Cię nie zawiodę~
Dziękuję, też ją kocham. Zwłaszcza Requiem i Eau de Vie, to moja mała miłość. A co do Bogów - w jednym komentarzu Ci kiedyś wspominałam, że mamy ten sam utwór w playliście xd
*idzie się rozklejać w kącie, wzruszona nadmiarem miłości w tym komentarzu*
Serio, wydrukuję sobie go, oprawię i powieszę na ścianie~
Jezus Maria to tylko komentarz. Chociaż ja przy pierwszym Twoim wypracowaniu niemal się poryczałam. Ah... Jak sobie wspomnę jak mi było ciepło na serduchu, że ktoś tak pięknie opisał moje bazgroły...
UsuńPo części mam rację, więc moje rozumowanie nie jest tak błędne? Ulga... A jeśli chodzi o same sceny z drzewem... Niesamowicie mnie urzekają...
Cieszę się, że moje zdanie jest dla Ciebie ważne, aczkolwiek nie wiem czemu mi głupio...
,, ponieważ różnił się od inny ludzi?'' Mały błąd.
OdpowiedzUsuńZnów, to drzewo... Podejrzewam, że to jest sen, który śni się Kuroko *miszcz interpretacji* To dość oczywisty wniosek, więc wcale się nie zdziwię, jak trafię choby kulą w płot, ale w sumie co mi szkodzi xD Tak czy siak, wizja Tetsu szukającego sposobu, by porozmawiać z tym szkarłatem wewnątrz drzewa, usychającego drzewa, móc poczuć ten przyjemny ból jaki sprawia jego palące ciepło... To Akash. No ja po prostu to czuję... A potem się okaże, że kurna nie xD
Akashi jest podekscytowany równie mocno co Tetsu xD Ale zawsze tak jest, fascynuje go tajemnica, choć wie, że moment jej odsłonienia może go rozczarować. Po prostu jakby odrzuca myśl o tym, skupiając się na swym przekonaniu o własnej nieomylności... Gdybym nie podejrzewała że spodoba mu się to, co zobaczy, pewnie bym mu wspólczuła (bo wcale nikt nie powiedział, że technika Kuroko musi go zachwycić, manga jedno, ficki drugie xD) NO PEWNIE, ŻE USPOKAJA CIĘ JEGO DOTYK. KOCHASZ GO, TYLKO JESZCZE O TYM NIE WIESZ. Ekhm. xD
Cieszę się, że tak szybko jest kolejny rozdział ;D Znów chcę więcej ;-; Gadka ,,będziesz rozczarowana'' na mnie nie działa! Tak więc pisiaj dalej, jak każdy rozdział ten również zostawił niedosyt ;D Weeeny~
Dziękuję Ci za ten błąd, o wspaniała Yazu ♥
UsuńEkhem.... ja tam nic zdradzać nie będę, czy to sen, czy nie sen, czy może wizja, którą zsyłają duchy nieczyste z innego wszechświata KOMUŚ, NIE WIEM KOMU... ja nic nie wiem xd Ale ciesze się, że tak to interpretujesz i drążysz, jako autorkę naprawdę mnie to cieszy ♥
*bosz, jak dużo miłości w tej odpowiedzi* No ale trudno się dziwić, jak sama morda mi się cieszy do ekranu po takim komentarzu. Wiesz, że uwielbiam Twoje komentarze~?
A co do techniki... tu też nic nie wiem.
JAKA PEWNOŚĆ SIEBIE XD JAKBY TO ZALEŻAŁO OD CIEBIE, TO PEWNIE WRZUCIŁABYŚ ICH DO ŁÓŻKA TU I TERAZ W RAMACH INTEGRACJI MIĘDZYSKAŁDOWEJ XD (nie żebym sama się przed tym ledwo powstrzymywała xd).
Rozdział szybko i mam nadzieję, że do matur utrzymam to tempo, co oznacza, że możesz liczyć na nowy rozdział pod koniec każdego tygodnia. O ile nic mi niespodziewanie nie wyskoczy, albo wena nie pójdzie fchuj (choć teraz nie powiem, żebym mogła specjalnie cieszyć się z jej obecności), to raczej powinien mi się ten plan publikacyjny udać~
Jestem tak, tak, tak. Trzy razy tak, przechodzisz dalej. Pisz dalej proszę.
OdpowiedzUsuńWeny, jak najwięcej.
To moja pierwsza wizyta tutaj... z braku czasu spojrzałam tylko przelotnie na tekst i muszę przyznać, że nawet po tak przelotnych oględzinach spodobał mi się styl, w jakim opowiadanie jest prowadzone, wydał mi się niezwykle przyjemny. Mam nadzieję, że nie obrazisz się jeśli wrócę tutaj później i należycie się z nim zapoznam, ostatnio niewiele czytam, a omijanie dobrych tekstów to wręcz zbrodnia :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się nie obrażę~ Gdzieżbym mogła, skoro mój własny czas jest przez naukę ostatnio drastycznie ograniczony.
UsuńJeśli po przelotnym spojrzeniu przypadł Ci do gustu mój styl, to pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że przy bardziej dokładnym wejrzeniu wrażenie się nie zmieni, i że się nie rozczarujesz~
Akashi. *.* *.* *.*
OdpowiedzUsuńomg omg omg
Jaram się jak dziecko, które po miesiącu wpieprzania warzyw w końcu dostało karton słodyczy. Ale nie jakiś tam wyrobów czekoladopodobnych. Toć to nic innego jak Lindt, Milka, Wedel, Wawel i Ritter.
Trafiłaś dokładnie w moje podniebienie *.*
Myślałam, że napiszesz 'po miesiącu wpieprzania warzyw w końcu dostało mięso'. Ah, ta moja podświadomość mięsożercy xd *CLD nie lubi słodyczy, woli mięso*
UsuńAle jednak białego Lindta nie odmówię... więc, jeśli takie porównanie przyszło Ci na myśl, to nie pozostaje mi nic innego jak widowiskowo szczerzyć mordę do ekranu~
Okej. Zabrakło mi słów. ( Mesu wróciła z yaoistycznego odwyku! )
OdpowiedzUsuńDlatego nic tu nie napiszę.
Narysuję.
Narysowałam komentarz. Łapaj ---> http://pics.tinypic.pl/i/00649/bsyx0c2wbqpp.png
Paczaj co przez ciebie robie. Powinnam Hermafrodytę wstawiać ( na dniach! ).
TO NAJLEPSZY KOMENTARZ JAKI W ŻYCIU DOSTAŁAM.
Usuń*umiera ze śmiechu*
KURWA, PIĘKNE~!
Och och, rumienię się~ :3
UsuńUcząc się od Kuroko nabywam sztuki uspokajania się - herbatka, głębokie wdechy i wydechy... tylko obecności przystojnego wicekapitana mi tutaj brakuje, aby dojść do siebie po tym rozdziale, który...
OdpowiedzUsuń... który niewątpliwie jest najpiękniejszym rozdziałem w całym Requiem, który do tej pory przeczytałam. Wiedziałam o tym już na samym początku. Kiedy wyobraziłam sobie Kuroko przed lustrem ( hot like wow O_O ), kiedy czytałam o tym jak siada w kuchni przy oknie... naprawdę, opis tej chwili wciągnął mnie do reszty, jest tak dokładny i perfekcyjny jak Levi podczas sprzątania, tak spokojny i relaksujący jak słuchanie Yirumy w ciepły, letni dzień na balkonie, w towarzystkie przyjemnego wiaterku...
Fragment o tym dlaczego zwierzęta tak lubią Kuroko i dlaczego on za nimi przepada bym doprawdy urzekający, oddałaś taką prostotę, ale jednocześnie coś na co nie każdy by wpadł. No bo kto by się przejmował zwierzętami w relacjach z Tetsu (nie licząc Nigou)?
Żałowałam trochę, że w podobny sposób nie opisałaś poranku Akashiego. Kiedy się zaczął czytałam z zapartym tchem ( dobrze, przyznaję, fragment z szlafrokiem był tak seksowny, że wyobraziłam go sobie niczym Rose z Titanica rozbierającą się przed Jackiem, gdy ten ją miał namalować xD... chwila, ona ściągała szlafrok? Nie pamiętam... xD ). No cóż, skończyło się szybko, ale i tak było piękne!
No i przechodzimy do truskawki na torcie ( nie lubię wiśni ). Czyli moment, w którym Kuroko wkracza na boisku i co? I Akashi kładzie mu dłoń na ramieniu, dodając mu tym gestem otuchy, pokazując tym samym, że on w niego wierzy i go pragnie, że wie na co go stać i liczy na niego! Że jest obok niego, by go wspierać i kochać, że on również może na niego liczyć. To znaczące spojrzenie, w tym najpiękniejsze zdanie: "Czerwień dociera do błękitu, błękit muska czerwień."
Oh, rany.
Dotarli do siebie.
Na krótko, ale jednak. Później piszesz o tym, że to chwila dość intymna - i tak właśnie i wcześniej ją odebrałam, to była wyjątkowo intymna chwila, znacznie głębsza niż te stereotypowe, fizyczne, ponieważ ta sięgała duszy, sięgała umysłu.
Tak dobrze wyobraziłam sobie tę scenę, że po przeczytaniu nie byłam pewna, czy przypadkiem nie było tego w anime, że po prostu spisałaś ten moment, wzbogacając opis o tę głębię, o to zanurzenie się w ich wzajemnych umysłach, muśnięcie ich dusz.
Oh, rany... ciężko mi się pozbierać, naprawdę... Będę musiała zrobić przerwę i jutro przeczytam pozostałe chapterki...
Oficjalnie stwierdzam, że ten rozdział stał się moim ulubionym.
Normalnie aż Ci za niego dziękuję.
Dziękuję ♥
Przez to wszystko zapomniałam o "błędzie", który znalazłam:
Usuń"O ile jest w ogóle możliwe." - chyba zjadło ci "to"?
Błąd poprawiony, danke.
UsuńTwoja radość mnie zabija, kocham Twoje porównania. I kocham Twój zachwyt. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Wiesz, jak koszmarne są moje obiekcje co do Requiem, tak więc no... Ale o ile niektórych rozdziałów nie lubię bardzo i jestem z nich koszmarnie niezadowolona, to ten akurat lubię, zresztą wiesz o tym, bo Ci mówiłam. Ten fragment, który przytoczyłaś, ta chwila tylko dla kolorów, które ich tworzą... Naprawdę jestem dumna z tego zdania. Może to tylko jedno i krótkie, ale... naprawdę mi wyszło. I podoba mi się, jako autorce, co w moim przypadku jest wyczynem na skalę kosmiczną.
Cóż, mam nadzieję, że pozostałe dwa rozdziały Cię nie zawiodą.
Dodam jeszcze, że jestem niezwykle ciekawa Twojej reakcji na następny rozdział. Dziewiątka jest... inna. Dziwna. Nie wiem, co o niej myśleć. Nie umiem powiedzieć, czy mi wyszła, czy nie, choć czuję, że ją po części zjebałam, ale... jest zbyt dziwna, żeby to ocenić *boże, pierdolę, już się zamykam*
Dziękuję za ten piękny komentarz *dużo miłości*