sobota, 27 czerwca 2015

Kochajmy, Póki Czas

One-Shot: Aladyn x Judal


 
 Dla Yazu, z okazji urodzin.


____________________


     Odkąd pamiętam, tkwiłem w pustce. Zawieszony w próżni, otoczony dziwną mgłą, przez którą nic nie mogło się przedrzeć, trwałem w samotności. Zamknięty w miejscu, które nie znało światła czy jakichkolwiek uczuć, z dala od ciepła, mając za towarzysza jedynie ciszę i mrok, nie mogąc opuścić swojego więzienia choćby na moment, bezczynnie czekałem. Czas płynął, mijały dni, miesiące, lata, a może i całe stulecia czy tysiąclecia. Nie wiem. Urodziłem się w nicości, a w niej czas biegł inaczej. Ponieważ nie istniało tam życie, nie było też śmierci. Niestarzejące się ciało nie mogło powiedzieć mi, jak wiele czasu już minęło, a ile jeszcze pozostało przede mną. W próżni nie istniały żadne pytania, podobnie jak nie istniały żadne odpowiedzi.
    Nic nie wiedziałem, o niczym nie miałem pojęcia. Nie znałem niczego poza tym, co mnie otaczało. Mój świat ograniczał się jedynie do tej pustki i mroku, do ciszy i chłodu. Nie wiedziałem, czy coś znajdowało się poza miejscem, w którym tkwiłem, nie miałem pojęcia nawet, kim sam byłem.
 
Ten byt zrodzony pośród ciemności, kołysany wiecznie przez jej zimne fale - czy to jestem ja?

    Zawieszony w niebycie powoli płynąłem przed siebie. Unoszony przez mrok sunąłem naprzód bez żadnego konkretnego celu. I choć zdawało mi się, że ta powolna, monotonna wędrówka, którą odbywałem wśród czarnych odmętów, trwała niezwykle długo, to jednak ani razu nie dotarłem do krańca tej pustki, nie dotknąłem ściany więżącego mnie miejsca. Tak jakby nie miało ono końca, jakby było wszystkim - całym światem, niemającą granic otchłanią zapomnienia.
   Nie wiem, co dokładnie się zmieniło, ani czy coś zmieniło się w ogóle. Jednak nadeszła taka chwila, kiedy moje plecy otarły się o twardą, śliską powierzchnię. Było to wrażenie tak inne, tak obce, że w pierwszej chwili zapragnąłem uciec jak najdalej od tego niepokojącego, tajemniczego tworu. Dziwne, przecież żyjąc w pustce, nie znałem emocji. Strach był mi obcy. Czyżby za moją reakcję odpowiadał wrodzony instynkt przetrwania? Byłem istotą, która takowy posiadała?
    Po kilku minutach, a może i latach, zdecydowałem się zmierzyć z nieznanym. Wyciągnąłem przed siebie rękę i dotknąłem śliskiej powierzchni. Była chłodna, jednak nie tak jak otaczający mnie mrok. W porównaniu z nim zdawała się promieniować ledwie wyczuwalnym ciepłem. Tak jakby napływało ono z drugiej jej strony, delikatnie ją nagrzewając.
    Nie wiedziałem, jak gruba była, z czego została stworzona. Być może znowu zadział tu instynkt, a może inna, pierwotna siła, której imienia nie znałem. Coś kierowało moimi działaniami, coś sprawiło, że uniosłem rękę i stuknąłem palcem w tajemniczą powierzchnię. A ona ukruszyła się pod tym dotykiem - usłyszałem cichy trzask pękającego materiału, zobaczyłem białe rysy, które powstały w miejscu, w którym chwilę wcześniej znajdował się mój palec.
    Gdy ponowiłem czynność, powierzchnia ustąpiła, rozsypując się w drobny, biały mak. W tej samej chwili oślepiło mnie światło zbyt jasne dla kogoś, kto przez tyle czasu tkwił pośród mroku. W twarz uderzył wiatr, zmysły zaatakowały intensywne, niekomponujące się ze sobą zapachy. Ogłuszy mnie krzyki i dźwięki, zdezorientowały wrażenia, których nie potrafiłem nazwać po imieniu. Niczego zresztą nie potrafiłem wtedy nazwać, niczego zinterpretować. Dziś wiem już, czym to wszystko było, poznałem określenia, imiona. Nauczyłem się o świecie, do którego trafiłem. Wtedy jednak nie wiedziałem niczego.
    Pierwszy raz opuszczając pustkę, wpadając do nowego, nieznanego mi miejsca, otumaniony tak wieloma obcymi wrażeniami poczułem się oszołomiony. Wszystkiego było zbyt wiele, nowy świat mnie przytłoczył. Nim zdążyłem choćby odetchnąć, moje ciało zareagowało, wyprzedzając jakiekolwiek myśli. Straciłem przytomność i, upadłszy się na twardy grunt, ponownie osunąłem się w niebyt. Był on jednak inny od tego, który dotychczas znałem. Zaskakująco szybko powróciłem do siebie, do świata, którego nie rozumiałem.
 
Tamtego dnia po raz pierwszy zabiłem. 

    Zwierzę, które przez całe życie zamknięte jest w klatce, które nie zna niczego poza zimnymi prętami, w chwili, w której wyrywa się na wolność, staje się bestią. Mierząc się z tym, co obce, odruchowo przyjmuje postawę obronną. A najlepszą obroną jest atak.
    Byłem właśnie takim zwierzęciem - bestią, która zaczęła siać spustoszenie. Nie patrzyłem w twarze tych, których zabijałem, nie kontrolowałem swoich odruchów. Moje ciało reagowało za mnie, nie nadążałem za nim. To trochę tak, jakbym stał się obserwatorem, jakby nie dotyczył mnie ten taniec śmierci malowany czerwienią na bladych ciałach. Nie czułem nic, ni wstrętu, wyrzutów sumienia czy satysfakcji. Wychowany przez nicość nie znałem takich emocji. Biegłem przed siebie, rzucając się na każdego, kto stanął na mojej drodze, niezależnie od tego, kim był. Nie liczyło się dla mnie nic poza pragnieniem ucieczki, znalezienia się jak najdalej od tych dziwnych stworzeń - tak kruchych, tak słabych, tak przerażających w swojej obcości.

Tamtego dnia nazwano mnie potworem.

    Nie wiem, ilu ludzi wtedy zabiłem. Jednak wystarczyło to, by pełne pogardy i strachu głosy raz, na zawsze nadały mi miano najgorszego stworzenia, jakie kiedykolwiek stąpało po ziemi. Tylko czy było to słuszne określenie? Przecież ja tylko uciekałem, broniłem się przed tym, czego nie rozumiałem. Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo. 

Zwierzę wypuszczone z klatki nie kuli się w kącie, obnaża kły i atakuje, ponieważ tak nakazuje mu instynkt.

     Nikt jednak nie chciał spojrzeć na to w naukowy sposób. Nikt nie próbował zrozumieć, dociekać powodów, które mną kierowały. Stałem się obiektem nienawiści.
    
A zaszczute zwierzę, które zerwie się z łańcucha, jest niemożliwe do opanowania.

    Biegłem przed siebie, myśląc tylko o tym, by znaleźć miejsce choć odrobinę podobne do pustki, w której się wychowałem. Natrafiwszy na ciemną, wilgotną jaskinię, od której kamiennych ścian ciągnął chłód, poczułem się bezpieczny. W niej właśnie się skryłem - przesiąknięty zapachem krwi, z piętnem śmierci połyskującym na dłoniach.
    Nie wiem, jak długo tkwiłem w tamtym miejscu, w jaki sposób przeżyłem. Czym się żywiłem? Nie wiem. Tamten czas pamiętam jak przez mgłę, kształty są zamazane, kontury rozmyte. Nie mogę przypomnieć sobie, co się wtedy działo. Nie chcę.
    
Pamięć nie przynosi ukojenia.

    Tak jak w pustce pojawiła się ściana, którą zdołałem rozbić, tak i tu pewnego dnia stanęła przede mną skąpana w świetle postać, która się mnie nie bała. Pamiętam wyraźnie te niebieskie oczy, w których tańczyły wesołe ogniki, długi warkocz w tym samym kolorze, uśmiech tak niepokojąco ciepły, który wykwitł na bladych ustach.
    
Tamtego dnia po raz pierwszy się zawahałem.

    Po tym, co o mnie mówili, dlaczego stanął przede mną ktoś, kto zdawał się nie czuć strachu? Lekkomyślny? Głupi? Naiwny? Czego chciał? Dlaczego uśmiechał się w taki sposób?
    Wahanie trwało tylko chwilę. Bestia to bestia, zawsze zaatakuje. Jednak nie zawsze uda jej się dosięgnąć tego, do którego gardła skacze.

Śmierć nie zawsze stoi po jej stronie.

    Niebieskowłosy chłopiec zaprosił mnie do tańca świadomie, z własnej woli. W lesie, przed wielką jaskinią zawirowaliśmy wokół siebie w przerażającym tangu śmierci. On jednak jedynie unikał, nie starał się mnie zabić. I choć nikt nie wygrał, choć nie wyłoniono zwycięzcy, ja poczułem się pokonany.

Ponieważ życie było po jego stronie.

    Chłopiec przychodził jeszcze wiele razy, niezmiennie z uśmiechem i błyskiem w niebieskich oczach. Nasze spotkania zawsze wyglądały tak samo. Tańczyliśmy, wirowaliśmy wokół siebie bez choćby najdelikatniejszego muśnięcia. Dominował nade mną, miał przewagę. A ja, choć chciałem, nie potrafiłem przejąć kontroli. 
    Zaskakująco szybko się do tego przyzwyczaiłem - do tych ciągłych starć, do zapachu jego spoconej skóry, do promiennego uśmiechu i malowanej błękitem obecności. Po pewnym czasie atakowałem go już tylko z przyzwyczajenia, moje mięśnie przestały spinać się na jego widok. To paradoksalne - przywiązałem się do kogoś, kogo próbowałem zabić.

Nawet nie zauważyłem, że zaczął się do mnie zbliżać.

    Nie pamiętam, kiedy dokładnie zrezygnowałem z prób dosięgnięcia go i zatrzymania bicia jego serca. Nie pamiętam dlaczego. Pewnego dnia najzwyczajniej w świecie nie zareagowałem na jego obecność. Nie chciałem?
    Tamtego dnia chłopiec zrobił coś, co mnie zaskoczyło. Kiedy nie wyszedłem z jaskini, usiadł przed nią i, przyłożywszy do ust złoty flet, który wcześniej zawsze nosił zawieszony na szyi, zaczął grać. Przestrzeń wypełniła wówczas cicha, spokojna melodia, porywająca w swojej prostocie, hipnotyzująca i oszołamiająca. Dźwięki płynące prosto z serca porwały mnie, uniosły do krainy, o której istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia. Otoczony złotem i błękitem zawisłem w niezwykłej utopii. Nie chciałem, by ta chwila się kończyła, pragnąłem słuchać tej niezwykłej melodii już zawsze. 
   
Nawet nie spostrzegłem, kiedy znalazł się tak blisko, że aż na wyciągnięcie ręki.

    Każdą bestię da się oswoić. A on tego właśnie dokonał. Tak zwyczajnie, po prostu. Grał dla mnie codziennie, przez czas niezwykle długi. Nic nie mówił, o nic nie pytał. Łączyła nas jedynie muzyka, melodia pozbawiona słów. 
    Z każdą kolejną nutą, z każdym świstem powietrza powoli się do niego zbliżałem. Nieznacznie, po trochu, ale nieprzerwanie. On tylko siedział, ożywiając melodię, to ja postępowałem naprzód. Wybór należał do mnie. I do nikogo innego.
    
Jeśli chcesz zdobyć zaufanie dzikiego zwierzęcia, musisz pozwolić mu, żeby to ono podeszło do ciebie.

    Nie rozumiałem tego chłopca, powodów, które nim kierowały. Dlaczego się nie bał? Dlaczego próbował się do mnie zbliżyć? Czemu pragnął towarzystwa potwora?

Tamtego dnia po raz pierwszy się odezwałem.


    - Dlaczego zawsze tu przychodzisz? Nie boisz się bestii?
    - Nie widzę tu nikogo takiego. Siedzi przede mną człowiek, taki sam jak ja.
    - Zabijałem...
    - Ponieważ nie znałeś niczego innego.


    Człowiek. Już nie zaszczute zwierzę, nie bestia, która wyrwała się z klatki. Nie bezimienna istota zrodzona w niebycie. Człowiek. 

Tamtego dnia poznałem uczucie szczęścia.

    Jego słowa wszystko zmieniły. Choć wciąż nie ufałem mu całkowicie, dopuściłem go do siebie, pozwoliłem, by pokazał mi świat, w którym żył. 
    Uczył mnie o nim. Za pomocą słów, gestów, a nawet ciszy. Uczył mnie o wszystkim, a ja coraz bardziej się do niego przywiązywałem. Ten uśmiech, który jak niezwykły kwiat pojawiał się na jego twarzy, ten błysk w oczach przypominających morskie fale zamknięte w szklanych kulach, to wszystko sprawiało, że czułem dziwne ciepło w piersi. I choć uczucie to było mi obce, polubiłem je. Nie chciałem, by odchodziło.
    
Oswojone zwierzę gotowe jest zabić w obronie tego, któremu zaufało.

    Pewnego dnia pojawił się przede mną cały we krwi, z licznymi ranami przecinającymi pierś i jedną największą, zdobiącą lewy policzek. Za nim zaś przybiegli ludzie, których twarze wykrzywiała żądza mordu. 
    Nie wiedziałem, kim byli, dlaczego go skrzywdzili. Nie miało to też żadnego znaczenia, nie interesowały mnie ich powody. Liczył się jedynie fakt, że sprawili mu ból, oszpecając na całe życie.   

Tamtego dnia po raz pierwszy uśmiechałem się, zadając cierpienie.

    Widział, co zrobiłem. Widział, jak zabijałem, jak bezwzględny i przerażający byłem. Widział to. A jednak nie uciekł. Został ze mną, oparł się o moją pierś, nie dbając o zapach śmierci, którym na nowo przesiąkłem. Zasnął, zaufał mi całkowicie. A ja, widząc to, całkowicie zaufałem jemu. 
    
Uczucia przychodzą niespodziewanie, nie pukają do drzwi.

    W chwili, w której otworzyłem się na niego, nie pozostawiając między nami żadnych barier, pękła nić mojej samokontroli. Kiedy ocknął się i spojrzał na mnie szklistym wzrokiem, nie potrafiłem utrzymać żądzy na wodzy. Nie dbałem o jego rany. Ale on wcale nie miał zamiaru mnie powstrzymać, wręcz przeciwnie - objął mnie, przyciągnął, pocałował. 
    Tamtego dnia całkowicie się w sobie zatraciliśmy - w tych muśnięcia, w dotyku dłoni i ust, w melodii granej przez urywane oddechy i stapiające się ze sobą ciała.
    Nie wiem, czy był szalony, czy nienormalny. Dlaczego wybrał akurat mnie, czemu starał się oswoić tego, którego wszyscy nazywali „bestią”, dlaczego pozwolił mi się posiąść, choć rany musiały palić go żywym ogniem. Nie wiem. I wtedy też się nad tym nie zastanawiałem. Kierował mną egoizm, pragnienie by mieć tego chłopca wyłącznie dla siebie. Gładząc ranę na jego policzku, obiecałem sobie, że będę go chronił, że już nigdy nie pozwolę go skrzywdzić. Nikomu.

Uwięziłem go, a może to on dał mi się uwięzić?

    Żyliśmy w abstrakcyjnej przestrzeni, tonęliśmy w innym obliczu pustki. Choć otaczał nas świat, nie dostrzegaliśmy go. Oddychaliśmy sobą, nasze serca biły tylko dla siebie. Tańczyliśmy na granicy absurdu, zatracając się we własnych uczuciach.

Jego uśmiech był moim światłem, a oczy przypominały gwiazdy.

    Pewnego dnia spadł deszcz, który roztopił naszą utopię wybudowaną na piasku. Deszcz, który zniszczył wszystko, niczego po sobie nie pozostawiając. 
    Zniknął. Na godzinę, minutę, a może na jedno mrugnięcie oka. Nie miało to dla mnie znaczenia. Kiedy się pojawił przesiąknięty zapachem obcej osoby, niosąc w ręku czerwony kwiat maku, nie zadawałem pytań, choć przecież powinienem. Raz jeszcze obudziła się we mnie bestia, którą udało mu się uśpić, zazdrość przejęła władzę nad umysłem. Świat zawirował, opadła czerwona kurtyna, krzyk rozdarł przestrzeń, runęły mury zamku zaufania i namiętności. Niebieskie oczy zaszły mgłą, krwisty kwiat wykwitł na bladej piersi. A ja zapłakałem, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co uczyniłem. Jeden, jedyny raz z moich oczu popłynęły łzy. Tak jakby mogły one cokolwiek zmienić...

Żal to chorąży winy.

    Uśmiech zamarł na jego ustach, kwiat maku wypadł z dłoni. 
    Dlaczego? Dlaczego się uśmiechał? Dlaczego żegnał mnie w taki sposób, bez oskarżenia malującego się w niebieskich oczach? 

Miłość bywa niebezpieczna. Prawdziwą odwagą nie jest wyjście jej na przeciw, lecz pogodzenie się z tym, że w każdej chwili można ją utracić.
Czerwony mak mówi: „Kochajmy, póki czas”.


    Tamtego dnia zapragnąłem ponownie znaleźć się w krainie bez dźwięku i emocji, wrócić do pustki, w której się urodziłem. Nie mogłem znieść tego bólu, żalu, złości na samego siebie. Chciałem przestać czuć, zapomnieć. 

 Za każdą zbrodnię czeka nas kara.

    Nie otrzymałem ukojenia. Ciemność mnie zostawiła, skazując na wieczne cierpienie. Dała mi to, na co zasłużyłem, nie pozwoliła zapomnieć. Wyryła mi wyraźnie w pamięci obraz tego uśmiechu, który zamarł na jego ustach, zmuszając, bym już zawsze żył z piętnem żalu i wyrzutami sumienia boleśnie wgryzającymi się w duszę.

Prawdziwą porażkę odnosi się wtedy, kiedy chce się chronić kogoś przed całym światem, a ostatecznie nie potrafi się go ochronić przed samym sobą.   

20 komentarzy:

  1. *Tu spoczywa komentarz Yuuki*

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nie płakaj, niedługo nadrobię smutny klimat fluffem, zobaczysz~!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. MY CIEBIE TEŻ
      *niewybaczyjejtegotelefonuopółnocy*

      Usuń
    2. Do kogo to nienawidzę? D: Przecież jeszcze przed chwilą tyle miłości było D:

      Usuń
    3. Kiri: Zadzwonię do Yazu o północy i wydrę się 'sto lat, Pedale'!
      CLD: A ona każe Ci spierdalać, bo właśnie napierdala w OSU.

      #nienawiść_za_telefony_od_nieznajomych_tak_bardzo

      Usuń
    4. Miałam cały szereg skojarzeń w czasie tego shota. Po pierwsze, niedawno oglądane Jurrasic World, z którym skojarzyła mi się ta bestia. Wychowany z daleka od ludzi, nie wiedział kim jest, kierował się tylko instynktem. Podejrzewam, że pod tą ciemną pustką kryły się dni, w czasie których nie odpowiadał za to, co robi, gdy był niewolnikiem woli Al Thamenu, ich prywatnym, czarnym Magim. Przy pierwszy przebłysku wolności, gdy opadły jego okowy, sam nie wiedział co ma zrobić. Przez tyle lat ktoś decydował o całym jego życiu, a tu nagle otrzymał wolność. Znał tylko śmierć, więc tylko tym mógł się zająć. Jego grzechy nie chciały go opuścić, a łańcuch zemsty i krzywdy nie miał końca. Stał się bestią, którą każdy utożsamiał z wcieleniem zła, podczas gdy on tylko szukał swojego miejsca na świecie. On nie znał nic innego ponad śmierć i zniszczenie.
      Drugie skojarzenie - Pachnidło. Główny bohater spędził całe mnóstwo czasu w jaskini, choć u niego to był węch, to z tego samego powodu. Jaskinia stanowiła synonim pustki, miejsca bez światła, ludzi, zapachów... To miejsce, gdzie mógł spędzić całą wieczność nie zastanawiając się nad swoim istnieniem. Tutaj nikogo nie musiał krzywdzić, i nikt nie mógł skrzywdzić jego.
      Trzecie skojarzenie - Mały Książę. Nie lubię tej książki, głównie dlatego że jest non stop przytaczana. Szału przez nią dostaję, ale znam motyw z oswajaniem lisa. Porównując to do wydarzeń z Magi Alladyn dostrzegł to zagubienie, brak wiedzy o sobie u Judala. Judal szukał samego siebie a Alladyn, jako jedyny ze wszystkich dostrzegł jego poszukiwania i postanowił mu pomóc. Czy pies wie, jak być psem, nie mając żadnego wzoru? Czy człowiek może być człowiekiem, gdy otaczają go same potwory? Alladyn zrozumiał, że to winą Al Thamen Judal jest taki, a nie inny i zamiast obarczyć go winą za wszystkie zbrodnie postanowił pokazać mu, czym jest człowieczeństwo, nadzieja i przebaczenie. Judal na początku chciał go zniszczyć jako zagrożenie, jednak w końcu zaakceptował. Z czasem nawet zaczął darzyć cieplejszymi uczuciami, dlatego nie wytrzymał gdy ujrzał, że ludzie go skrzywdzili. Alladyn również go już wtedy kochał, gdyż zaakceptował brutalną stronę Judala. Przyjął jego uczucia, a potwierdzeniem tego stało się pierwsze zbliżenie. On również tego pragnął, bo także kochał Judala.

      Usuń
    5. Wydaje mi się, że Alladyn nigdy go nie zdradził. Nie odciął się po prostu od tych ludzi, którzy zaakceptowali jego wybór. Chciał sprawić Judalowi prezent, pokazać mu ogrom swojego uczucia... Ale Judal to źle zrozumiał. Odkąd poznał, czym jest, poznał człowieczeństwo i wszystko z nim związane, był niepewny. Dlaczego Alladyn z nim jest? Jak to się stało, że go wybrał? Nie boi się go? Nie brzydzi się nim? Bał się. Strach zabierał mu sprzed oczu logiczne fakty, wszystkie dowody miłości i oddania. Dlatego gdy Alladyn odszedł, ten strach spotęgował wszystkie podejrzenia i domysły. A gdy wrócił, niosąc za sobą zapach ludzi, którzy się od niego nie odwrócili, ludzi dobrej woli i dobrego serca, wszystkie podejrzenia skumulowały się i wzgardził nawet tym makiem, symbolizującym miłość. Wzgardził wszystkim, co było dobre w ich relacji, kierując się chwilową zazdrością i słabością w sercu. Czuł się tak niepewnie, że nie mógł już tego znieść i całą frustrację wyładował na osobie, którą kochał, z wzajemnością. Znał tylko jeden sposób.
      Ciemność nie chciała go wziąć. Czy to znaczy, że nie miał odwagi się zabić? Czy też postanowił żyć, by już zawsze pokutować za swój grzech? Myślę, że postanowił to drugie. Czuł, że gdyby wzgardził żywotem podarowanym mu przez Alladyna, wtedy pogwałciłby wszystkie święte wspomnienia z nim związane. Dlatego mimo bólu, pragnienia osunięcia się w nicość... Żył i cierpiał.
      Widzę tu też lekkie odniesienie do mojej ,,Modlitwy''. Wybacz, że to piszę (ahh, ta pycha) ale jako osoba nie czująca tego shipu podejrzewam, że oparłaś to na jakimś istniejącym wzorcu. Pisałaś w komentarzu, że nie wiadomo, czy nie zdołał go ochronić przed światem, czy przed samym sobą. Myśl, że przed samym sobą... Gdy tak teraz na to patrzę, nigdzie nie jest napisane, że żyli w tej jaskini. Czy gdy Judal znormalniał, przenieśli się na wzgórza, do domu z dębowej bali? Czy uczył się o otaczającym go świecie z rycin krajobrazów? Ja wierzę, że tak. Że mieszkali w raju na ziemi, miejscu cichym, pełnym światła i miłości.
      Clair, naprawdę ci dziękuję. To przepiękny shot, przepiękny motyw, moja ukochane JuAla, które rozgrzewa mnie milutko od środka, tym bardziej że nie czujesz tego shipu. Naprawdę, jesteś cudowna że tak się namęczyłaś dla mnie, awwww <3 Dziękuję ci ślicznie, to było naprawdę... niesamowite.
      A DO TYCH, CO MI ZAJEBALI MOJE PIERWSZE MIEJSCE, SPŁOŃCIE W MĘCZARNIACH.

      Weny~

      Usuń
    6. I weź kurna napisz długi komentarz, odpiszą ci nim skończysz >.< To nie do was, pedały, do tych co mi zajebali moje miejsce jako pierwsza w szeregu!

      Usuń
    7. Uh, nie masz mi za złe takiej formy... Wiesz, na początku chciałam to napisać bardziej dosłownie, kanonicznie, ale ostatecznie zrezygnowałam (po wielu próbach), bo wyglądało to wtedy jak... płacząca kupka gówna. Więc postanowiłam napisać to w sposób, który każdy może zinterpretować, jak chce.
      Nawiązanie do Jurassic World... Fakt, było. To wciąż przez te feelsy, które ze mnie nie zeszły.
      Nawiązanie do Pachnidła - nie oglądałam xd
      Nawiązanie do Małego Księcia - chyba każdy motyw 'oswojenia' będzie się z tą książka kojarzył.
      Co do Twojej interpretacji względem Magi - przyznam, że jest idealna, naprawdę. Wyciągnęłaś nią z tego shota chyba wszystko, co mogłaś, naprawdę jestem zachwycona, że tak głęboko go przeanalizowałaś. Dziękuję za to~
      Co do Modlitwy - (ja to zaczęłam pisać tydzień temu tak nawiasem, ale szło mi tak opornie, że skończyłam dopiero dzisiaj xd) w mojej wizji oni cały czas siedzieli w jaskini, ale tak jak mówię, ten shot jest do całkowicie wolnej interpretacji, specjalnie tak go napisałam. A co do tego fragmentu, który przywiódł Ci na myśl Modlitwę - kiedy pisałam tamten komentarz, to to zdanie, które powstało w mojej głowie, o tym, że 'może nie mógł uchronić go przed samym sobą', tak mi się spodobało, że stwierdziłam, że będzie idealnym zwieńczeniem tego shota. Tyle, nic więcej xd Mówiłam Ci zresztą kiedyś, że ja często w komentarzach piszę zdania, które tak mi się podobają, że później wykorzystuję je w swoich tekstach *komentarzowy wen mode on*
      Cieszę się, że tak Ci się spodobało, bo ja serio bałam się, że mnie zabijesz za tego shota xd
      A co do nienawiści - ja tam wiedziałam, że chodzi o miejsce, ale jak Kiri się rzuciła, to nie mogłam się powstrzymać xd
      *łapie wenę* Przyda się, oj, przyda, Requiem czeka na mnie w kącie~

      Usuń
  4. *pokiereszowane zwłoki Mesu tu leżą i czekają na coś*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno nie jesteś dobra w pisaniu uroczych rzeczy.

      Mam dla ciebie więc wiadomość. Możesz się wypierać, mówić, że oszalałam ( jakby to było coś nowego ), ale ten shot był dla mnie po prostu UROCZY. I NIC TEGO, KURWA, NIE ZMIENI. Więc możesz nie wiem... być z siebie zadowolona, zła, wkurwiona i jeszcze kilka innych emocji, ale mi to zwisa, bo to było UROCZE.

      * Mesu już sobie wyobraża te tortury, jakie czekają jej zwłoki, za tą całą uroczość. *

      Bardzo lubię Magi. Judal jest mraśny, a Aladyn jest takim słodziasznym cukierkiem.

      Idealnie oddałaś tutaj charakter, historię itp. Judala. Tak mi idealnie pasowało do tego, jaki jest. Chociaż brakowało mi trochę tego jego specyficznego... aktorstwa? Ale wybaczamy, bo wyszło pięknie.

      Aladyn też wyszedł ci idealnie. Zupełnie jakbyś wyciągnęła go z anime i włożyła do tego shota. Cud, miód i orzeszki.

      Cały opis "oswajania" Judala przez Aladyna przypomina mi oczywiście Małego Księcia i Lisa. Cudem by było, gdyby mi się nie kojarzyło, bo w sumie polega na tym samym. Ale motyw oswajania chyba zawsze się będzie z tym kojarzył, więc raczej to nic nowego.

      Smutno mi się zrobiło, gdy Aluś wrócił ranny... No bo.. no bo! On jest taki uroczy, jak można go skrzywdzić ;-; ? No jak, ja się pytam? Ludzie to podłe szmaty ;-;

      Na szczęście Judal wkroczył do akcji i pobył się problemu, a potem wspaniale "zaopiekował" się Aladynem. :DDD

      Jednak sielanka nie może trwać wiecznie. Judal myślał, że Aladyn należy wyłącznie do niego. Niestety, tak nie było. Nasz kochany cukierek miał przyjaciół, znajomych itp. Jednak niestety Judal źle to rozumiał i wziął to za zdradę. No i wyszło, jak wyszło...


      Idealnym podsumowanie, całego shota, jest jego ostatnie zdanie.

      Nie napiszę nic więcej, bo jestem w niezbyt dobrym humorze i mogłabym powiedzieć coś złego, więc skończę na tym momencie i pójdę się wyżywać na pisaniu.

      Usuń
    2. Oj, tortury Cię nie ominą za taką uroczość xd
      Nie no, żartuję, co prawda nie wiem, co w tym shocie jest uroczego (serio nie mam pojęcia), ale jeśli tak go odbierasz to... Ja nic nie poradzę xd
      Wiesz, ja o Judalu wiem naprawdę niewiele, nie czytałam mangi, średnio ogarniam się w kanonie, więc jeśli (mimo braku aktorstwa) podoba Ci się jego tutaj przedstawienie, to ja się bardzo cieszę. Podobnie jak cieszę się, że podoba Ci się przedstawienie Aladyna. I ostatnie zdanie. No, w ogóle cieszę się, że shot się podoba xd
      Idź się wyżywać, ja czekam na DOBRZEWIESZCO XD

      Usuń
    3. DOBRZEWIEMNACO czekasz!

      Jeszcze ciut będzie można poczekać ( w sumie na wszystko ) bo mój mózg obecnie zajęty jest moim chorym kotem, myśleniem nad tym, jakby tu zaszantażować dyrka przyszłego liceum, aby przyjął Mesu na kierunek ( przyjął na informatyczny, a Mesu chce na politechniczny. ZABRAKŁO JEJ 0.2 PUNKTA BY SIĘ DOSTAĆ KURWA ) oraz napierdalaniem w Togainu no Chi.

      Więc tego...


      Niech żyją gejowskie eroge!

      Usuń
    4. 0.2 punktu... Chyba bym rozwaliła coś, gdyby mi tyle zabrakło. No ale trzymam kciuki za udany szantaż *podrzuca różne rzeczy do różnych perswazji*

      Usuń
  5. Świetny rozdział, boże, mam wrażenie że piszesz lepiej za każdym razem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To je to shot, to nie rozdział xd Ale dzięki xd

      Usuń