– Jednak
zmieniłem zdanie.
Spoglądam na
wznoszący się przede mną budynek w europejskim stylu, po którego brązowej
ścianie wspina się ciemnoczerwony bluszcz. Przed oszklonym wejściem, u szczytu
sześciostopniowych schodów stoi grupka ludzi. To właśnie ona najbardziej
przykuwa moją uwagę – a raczej znajdujące się w niej osoby, które wyglądają
tak, jakby na niczym im specjalnie nie zależało. Nawet z odległości, jaka nas
obecnie dzieli, jestem w stanie wyczuć tę deprymującą aurę, która się wokół
nich roztacza.
– W życiu tam nie
wejdę.
Słyszę, jak
stojąca za mną Yui cicho wzdycha. Jednak wbrew moim oczekiwaniom dziewczyna się
nie odzywa – wyręcza ją Tetsu, który wysiada z samochodu od strony kierowcy.
– Może i nie
wygląda to szczególnie zachęcająco, ale ta terapia jest naprawdę jedną z
najbardziej chwalonych. Z tego co słyszałem, prowadzący ma wieloletnie
doświadczenie i opinie o sposobie jego pracy są naprawdę dobre. Poza tym, nawet
jeśli zniechęca cię wygląd tych ludzi, nie możesz mieć pewności, czy nie pojawi
się tam ktoś, z kim odnajdziesz wspólny język.
Kręcę lekko głową
i zwracam wzrok w stronę Tetsu, mrużąc oczy, kiedy spoglądam pod słońce.
– Czasem
zastanawiam się, czy ty nie traktujesz mnie przypadkiem jak bohatera jednej ze
swoich książek.
– No wiesz co,
Daiki-kun? Jestem na tym etapie, że umiem jeszcze rozróżnić fikcję od
rzeczywistości. – Tetsu udaje obrażonego, choć na pewno doskonale zdaje sobie
sprawę, że tylko żartowałem, nawet jeśli nie dało się tego wyczuć po tonie
mojego głosu. W końcu zna mnie nie od dziś.
– Dobra,
chłopaki, dość pogaduszek. Spotkanie się niedługo zacznie – przerywa nam Yui,
chwytając za oparcie mojego wózka i popychając go lekko do przodu.
– Przecież powiedziałem,
że zmieniłem zdanie! – przypominam, podnosząc nieco ton głosu. Jednocześnie
łapię za kółka wózka, uniemożliwiając dziewczynie przesunięcie go do przodu.
Może i podczas rozmowy przy kolacji uległem siostrze, mając w pamięci zdecydowanie
nieprzyjemny sposób perswazji, którym potraktowała mnie poprzednim razem, ale
gdy patrzę teraz na tych ludzi, których wygląd nie wydaje się ani trochę zachęcający, moja uparta
natura każe mi działać. Nawet jeśli w przeszłości w podobnych
konfrontacjach z Yui czy Tetsu rzadko kiedy udawało mi się zwyciężyć.
– Daiki, daj
rzesz, do cholery, spokój! Przecież zgodziłeś się pójść!
– Ale zmieniłem
zdanie!
– Zajebiście, że
akurat wtedy, kiedy przejechaliśmy pół Tokio!
– Pech i ironia
losu.
– Ja ci zaraz dam
ironię!
Siłuję się z Yui,
która z całych sił napiera na wózek, starając się popchnąć go do przodu. Choć
wnętrze dłoni zaczyna mnie powoli piec od ocierających się o nie to w jedną, to
w drugą stronę kół, nie mam zamiaru puścić. Może i nie jestem już tak silny jak
kiedyś, ale jednak te kilka lat, przez które musiałem poruszać wózkiem
wyłącznie w oparciu o siłę mięśni ramion, sprawiło, że Yui, która na siłowni
okupuje głównie bieżnię, w takim starciu nie ma ze mną większych szans.
– Eh, z tobą to
się czasem naprawdę nie da...
Dziewczyna
wzdycha i staje przede mną, opierając ręce o biodra. Potem spogląda na Tetsu,
który nie włączył się do naszej walki o dominację, prawdopodobnie uznając, że
na niewiele by się przydał ze swoim szczupłym, wątłym ciałem.
Rozpierany od
wewnątrz przez satysfakcję, że udało mi się wygrać ten pojedynek, puszczam koła
wózka i rozcieram lekko zaczerwienione wnętrze dłoni.
– Nie
pozostawiasz mi wyboru, co?
Gdzieś głęboko w
moim umyśle zapala się ostrzegawcza lampka. Coś we mnie zaczyna krzyczeć, bym
miał się na baczności, bo Yui prawdopodobnie gotowa jest wytoczyć ciężką
artylerię.
Dziewczyna
wzdycha lekko, kuca przede mną i ujmuje moją dłoń w swoje, lekko ją ściskając.
– Naprawdę
myślisz, że zmuszałabym cię do pójścia na spotkanie, gdybym nie miała co do
niego pewności?
Spoglądam na nią
zaskoczony. Spodziewałem się wszystkiego – grożenia spaleniem mojej kolekcji
magazynów z Mai-chan, nagrań dźwiękowych, a nawet puszczenia ściągniętego na
telefon gameplayu z Dramatical Murder, którym potraktowała mnie poprzednim
razem – wszystkiego, ale nie czegoś takiego – spokojnego pytania, w którym
pobrzmiewa autentyczna troska.
– Wiem, że
myślisz, że jestem w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel, ale akurat w
tym przypadku nigdy nie próbowałabym wywrzeć na tobie nacisku, gdybym nie była
przekonana, że moje działanie może ci pomóc. Na pewno zdajesz sobie z tego
sprawę.
Ma rację. Może i
Yui jest walniętą yaoistką, która czasem przesadza z dzieleniem się ze mną
swoimi fantazjami, ale wiem, że w poważnych kwestiach nigdy nie zrobiłaby nic,
co mogłoby mi zaszkodzić. Od zawsze tak było. Choć jako dzieci często się
kłóciliśmy, to jednak kiedy ktoś z zewnątrz okazywał względem któregokolwiek z
nas złe intencje, drugie zawsze się za pierwszym wstawiało. My mogliśmy się nawzajem
obrażać i szarpać za włosy, ale nikt inny nie miał takiego prawa. Potem do
naszego małego kółka wzajemnego zaufania doszedł jeszcze Tetsu i wprowadził
między nas powiew spokoju. Jego opanowana natura sprawiła, że zdecydowanie
rzadziej kłóciłem się z Yui. Bardzo się ze sobą zżyliśmy i stan ten utrzymał
się nawet, gdy dorośliśmy.
– Powiedziałam,
że cię tu zaprowadzimy, choćbyś bardzo nie chciał, ale wiesz, że nie
mam prawa zmusić cię, byś wszedł do środka. Nie będę przecież stać pod salą i
pilnować, żebyś przypadkiem nie uciekł. Zdaję sobie sprawę, co myślisz, gdy
patrzysz na tych ludzi. Wiem o tym, ale... chcę, żebyś mi zaufał, żebyś zaufał
nam. – Yui przerywa na krótką chwilę, a ja czuję, jak dłoń Tetsu zaciska się
lekko na moim ramieniu. – Proszę. Wejdź tam. To tylko jeden raz. Jeśli po
dzisiejszym spotkaniu wciąż nie zmienisz zdania, obiecuję, że nigdy więcej
żadne z nas o czymś takim nie wspomni. Ale ten jeden raz pójdź. Proszę.
Spoglądam to na
Yui, to na Tetsu i w oczach obojga dostrzegam dziwny błysk, coś, co sprawia, że
czuję, jak po moich plecach przebiega ostrzegawczy dreszcz. Odnoszę wrażenie,
że to całe spotkanie ma drugie dno i nie chodzi wcale o samo pójście na nie.
Co wy
kombinujecie?
Czuję podnoszące
na duchu ciepło dłoni zarówno Tetsu, jak i Yui. Czuję wsparcie, które napływa
do mnie wraz z tym dotykiem.
Prawdę
powiedziawszy,
spodziewałem się, że ta dwójka zrobi wszystko, byle bym tylko poszedł
na to
spotkanie, że oboje będą stać pod drzwiami sali, pilnując, żebym nie
uciekł. Wcześniej nie zamierzałem się specjalnie opierać, jednak po
przyjechaniu na miejsce zmieniłem zdanie. Niestety znacznie trudniej
odmówić, kiedy ta dwójka nie próbuje zaciągnąć mnie na spotkanie siłą.
Jeśli oboje
zachowują się w taki sposób, świadczy to jedynie o tym, że moja obecność
na tej terapii
jest dla nich naprawdę ważna. Mam tę pewność, ponieważ doskonale ich
znam i na podstawie samych ich spojrzeń jestem w stanie stwierdzić, jak
bardzo zależy im, bym
poszedł na to spotkanie – zdecydowanie bardziej, niż powinno.
– Daiki-kun,
kiedy wrócisz, zrobię na kolację twoje ulubione hamburgery.
Parskam cicho pod
nosem i spoglądam na Tetsu kątem oka.
– Ale z poczwórną
wołowiną.
Przyjaciel
uśmiecha się lekko i kiwa głową. Przez chwilę jeszcze się mu przyglądam, a
potem przenoszę spojrzenie na Yui, której granatowe oczy lśnią nieumiejętnie
skrywaną nadzieją.
– Ale tylko ten
jeden raz, żeby nie było!
Dziewczyna
uśmiecha się szeroko i kiwa energicznie głową. Ja zaś spoglądam w stronę
wejścia do budynku, zaciskając lekko palce na podłokietnikach wózka,
przygotowując się mentalnie na spotkanie z tymi nieciekawie wyglądającymi
ludźmi.
Ufam Yui i Tetsu.
Dlatego też mam nadzieję, że wiedzą, co robią. A jeśli okaże się, że jednak
nie...
...to powieszę za flaki pod sufitem.
***
Pokój jest obszerny i dziwnie
zaokrąglony. Ściany mają barwę morskiej zieleni, podłogę pokrywa wykładzina w
szarawym kolorze z powtarzającymi się co jakiś czas białymi wzorkami o bliżej
nieokreślonym kształcie. Sufit znajduje się wysoko – jedyny plus owego
pomieszczenia, dzięki któremu nie sprawia ono wrażenia klaustrofobicznego. W
powietrzu unosi się zdecydowanie zbyt intensywny, niemalże mdlący zapach
zielonej herbaty, którą prowadzący spotkanie poczęstował każdego z uczestników.
Nie wiem, co ten facet dokładnie zrobił z napojem, ale mdląca woń naparu
zdecydowanie zniechęca mnie do wzięcia choćby łyka.
– Witajcie, przyjaciele, na spotkaniu,
które za zadanie ma pomóc wam uporać się z tymi niezwykle bolesnymi problemami,
z jakimi musicie się mierzyć.
O cholera.
Kiedy już zdecydowałem się pójść na
to spotkanie, starałem się na nie mentalnie przygotować. Przez kilka dni
przeszukiwałem internet w poszukiwaniu artykułów o tym, jak przeżyć wśród
dziwnie myślących ludzi, jak radzić sobie z osobami, które próbują wmówić
człowiekowi, że ma straszny problem, wyolbrzymiając go, nie mając pojęcia, że
takie zachowanie przynosi zupełnie odwrotny skutek. Znalazłem też przy okazji
stronę, na której pewien anonim pisał, że po spotkaniu jednej grupy wsparcia
chciał popełnić samobójstwo, ale szybko zamknąłem przeglądarkę, obawiając się,
że jeszcze uwierzę w słowa, które widniały w otwartej karcie.
Zaufałem Yui i Tetsu. Tuż przed wejściem
do sali postanowiłem sobie, że powstrzymam się od przekleństw i wysłucham tego,
co prowadzący, a także inni uczestnicy spotkania będą mieli do powiedzenia.
Postanowiłem tak, ale nie sądziłem, że mogę trafić na kogoś, kto skoczył na
główkę do basenu uprzednio opróżnionego z wody.
– Wiem, że niektórzy z was musieli
zrezygnować z uprawiania sportu, który stanowił ich „raison d'être”...
Raison de co? O
czym on, do cholery, mówi?
– ...ale nie martwcie się, albowiem
jestem tutaj – wszyscy jesteśmy – by ulżyć sobie nawzajem w cierpieniu i
dostrzec również pozytywne strony obecnego życia.
Nie no, to są
chyba jakieś jaja.
Spoglądam na prowadzącego, starając się
dostrzec w jego wyglądzie coś, co świadczyłoby o tym, że uciekł z psychiatryka
lub stowarzyszenia dla ludzi pseudooczytanych. Niestety niczego takiego nie
zauważam. Mężczyzna wygląda zaskakująco przeciętnie, poza niemalże rażącą bielą
zębów, którą błyska przy każdym uśmiechu – a robi to wyjątkowo często – i dosyć
zniewieściale nogą założoną na nogę, nie sposób dostrzec w nim czegokolwiek, co
mogłoby wzbudzić podejrzenia.
Cóż, widać pozory
lubią mylić.
– Skoro już trafiliśmy do tego kręgu
zaufania i przyjaźni, myślę, że powinniśmy się lepiej poznać...
Przyglądam się
mężczyźnie jawnie przerażony, starając się zrozumieć, jak taki wariat mógł
zostać psychoterapeutą.
Yui, Tetsu, zamorduję was, kiedy stąd wyjdę, słowo daję.
Wywód mężczyzny o
kręgu przyjaźni i zaufania bardzo szybko zostaje jednak przerwany głośnym
trzaskiem. Wszyscy obecni w sali spoglądają zaskoczeni w stronę, z której
dobiegł ten dźwięk.
W otwartych
drzwiach stoi młoda, na oko dwudziestoparoletnia kobieta z krótkimi, brązowymi
włosami przytrzymywanymi nad czołem przez kolorowe spinki. Uważnie lustruje ona
zebranych spojrzeniem, na dłużej zatrzymując je na prowadzącym, który pod
wpływem jej wzroku zauważalnie się spina.
Kobieta wzdycha
lekko, kręci głową, po czym zamyka za sobą drzwi i podchodzi do mężczyzny.
– Przepraszam was
wszystkich za spóźnienie, nazywam się Aida Riko i jestem prowadzącą tego
spotkania – zwraca się do nas, uśmiechając się sympatycznie. – Ten pan mnie
chwilowo zastępował, choć miał wam tylko otworzyć salę. – W tej chwili Riko
rzuca samozwańczemu prowadzącemu piorunujące spojrzenie. – Na szczęście już
jestem, więc możemy zacząć właściwe spotkanie.
– Ale ja mogę
poprowadzić je do... – Mężczyzna nie kończy, kiedy Riko mruży swoje oczy,
spoglądając na niego jeszcze groźniej.
– Nie, nie
możesz – odpowiada tak cicho, że jestem w stanie usłyszeć to tylko dlatego,
ponieważ zajmuję miejsce tuż obok prowadzącego.
Mężczyzna
zwiesza
lekko głowę, ale po chwili podrywa ją i, błyskając bielą swoich zębów w
irytującym uśmiechu, żegna się z nami, życząc wszystkiego
najlepszego na nowej drodze życia. Kiedy drzwi wreszcie się za nim
zamykają, wzdycham z ulgą. Jak szybko zauważam, inni uczestnicy również
reagują w podobny sposób.
– Przepraszam was
za niego – mówi Riko. – On się dopiero uczy.
Nie wróżę mu za dobrze w tej branży.
Kobieta sięga po
jeden z kubków i unosi go do ust, pociągając z niego spory łyk.
– Wiem, że zapach
nie wydaje się szczególnie zachęcający, ale ta herbata jest naprawdę smaczna i ma
świetnie działanie rozluźniające. Spróbujcie.
Niechętnie
unoszę kubek do ust i przyglądam się warstwie zielonej pianki, unoszącej się na
powierzchni naparu. Przez niezwykle długi moment, tak jakby od tego zależało
całe moje życie – a przynajmniej zdrowie – rozważam spróbowanie napoju. A potem
zamykam oczy, wstrzymuję powietrze, by nie czuć tego mdlącego zapachu i
zanurzam wargi w herbacie.
Smak, który
rozchodzi się w moich ustach, jest zaskakująco przyjemny. Lekko mleczny, a
jednocześnie orzeźwiający. Rzadko kiedy pijam herbatę, a taką jak ta próbuję po
raz pierwszy w życiu.
– I jak? Smaczna?
Obecni na
spotkaniu potakują, a kobieta się uśmiecha. Potem zakłada nogę na nogę i opiera
kubek na swoim udzie.
– Zacznijmy od
krótkiego przedstawienia się, a potem przejdziemy już do właściwej części
spotkania. – Riko wskazuje na pierwszą osobę po swojej lewej. – Powiesz nam coś
o sobie? Jak się nazywasz, co lubisz robić?
Wskazany przez
nią, lekko anorektyczny chłopak opuszcza wzrok i zaczyna mówić drżącym głosem,
jąkając się, bawiąc się jednocześnie nerwowo palcami.
– Sa-saku-sakurai
Ryō się nazy-zywam. Lubię... chy-chyba gotować lu-lubię.
– Lubisz gotować?
To wspaniale! Sama znam jedną osobę, która ma podobne hobby.
Riko uśmiecha się
do Sakuraia promiennie, a on powoli unosi głowę i przez chwilę tylko przygląda
się kobiecie. Po kilku sekundach jednak niepewnie odwzajemnia uśmiech.
Kolejne osoby
przedstawiają się według tego samego schematu. Moja kolej przychodzi na samym
końcu.
– A ty?
Nie wiedząc, na
czym powinienem skupić spojrzenie, wbijam wzrok gdzieś w ścianę i odpowiadam,
zanim zdążam ugryźć się w język:
– Nazywam się
Aomine Daiki, a moje hobby to oglądanie magazynów z Mai-chan.
Przez chwilę w sali
panuje cisza. Potem kilka osób parska śmiechem, a sama Riko uśmiecha się
rozbawiona.
– Też lubię je
oglądać – mówi tak cicho, że tylko ja jestem w stanie to usłyszeć, po czym mruga do
mnie jednym okiem. Zaskoczony jej
komentarzem lekko rozchylam usta.
No nieźle...
Kiedy śmiechy
cichną, Riko spogląda po twarzach zebranych już nieco poważniejszym wzrokiem.
– Domyślam się,
że wszyscy tu obecni to osoby, które z powodu trwałych kontuzji przerwały
uprawianie różnych sportów. Jakie dyscypliny to były?
Odpowiedzi padają
naprawdę różne. Od baletu, przez tenis stołowy, aż po baseball. Nikt oprócz
mnie nie wypowiada jednak słowa „koszykówka”.
Wysłuchawszy
odpowiedzi, Riko kiwa głową, jakby sama się ze sobą zgadzała, a potem zadaje
kolejne pytanie.
– A co
uniemożliwiło wam dalsze uprawianie sportu?
I tym razem w sali
rozbrzmiewają bardzo różne odpowiedzi. Od kontuzji kolana, przez anemię, aż po
problemy odpornościowe. Kiedy przychodzi moja kolej na podanie powodu,
unoszę sugestywnie brwi. Riko jednak przygląda mi się tak, jakby oczekiwała ode
mnie słownego określenia. Wzdycham więc i spełniam tę jej niemą prośbę.
– Wózek.
Kobieta unosi
lekko brwi zaskoczona, jednak nie komentuje mojej odpowiedzi. Zamiast tego spogląda
w stronę drzwi.
– Możesz wejść,
Kagami.
Mężczyzna, który
wkracza do sali przypomina mi tygrysa. Ma rzucające się w oczy czerwone włosy z
czarnymi końcówkami i delikatnie asymetryczną grzywkę, przysłaniającą lewe oko.
Jest potężnie zbudowany i naprawdę wysoki jak na japończyka. W dodatku bije od
niego specyficzna dzikość, którą instynktownie wyczuwam, gdyż grając w
Lakonsach, kilkakrotnie spotykałem się z zawodnikami, wokół których roztaczała
się podobna aura.
– To Kagami
Taiga, mój wieloletni przyjaciel i osoba taka sama jak wy – przedstawia
mężczyznę Riko, po czym wskazuje mu miejsce po swojej lewej stronie. –
Chciałabym, żebyście wysłuchali jego historii.
Czerwonowłosy
siada wygodnie na krześle i uśmiecha się do zebranych w sali osób.
– Tak jak
powiedziała Riko, nazywam się Kagami Taiga. Jestem zodiakalnym lwem, mam
dwadzieścia pięć lat i sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, ważę
osiemdziesiąt dwa kilo, a moja ulubiona potrawa to udon...
Przyglądam się
Kagamiemu z uniesionymi brwiami, nie będąc pewny, czy jest idiotą, czy jedynie
próbuje rozluźnić atmosferę panującą w sali, która dzięki Riko stała się i tak
dużo mniej napięta, niż była na początku.
Powiedz nam może
jeszcze, jaki jest twój ulubiony typ i jak często sobie walisz, co? Wszyscy są
tego na pewno niezwykle ciekawi.
–
...z Riko znam
się od dokładnie sześciu lat. Na jej prośbę postanowiłem przyjść tu i
podzielić się z wami moją historią. Można powiedzieć, że jestem
współprowadzącym
tego spotkania – Kagami lekko się uśmiecha. Po chwili jednak poważnieje i
zaczyna mówić już nieco twardszym głosem. – W koszykówkę nauczyłem się
grać jeszcze jako dziecko. Zawsze podziwiałem zawodowych graczy,
uwielbiałem
oglądać w telewizji mecze ligowe. Marzyłem, żeby kiedyś stać się na tyle
dobry,
by przyjęli mnie do jednej z takich drużyn. Dużo ćwiczyłem, poświęcałem
się
sportowi nawet kosztem nauki, choć to może nie było szczególnie mądrą
decyzją...
Słuchając
Kagamiego, ogarnia mnie lekka nostalgia. Jestem zaskoczony. To jak on mówi...
Czuję się tak, jakbym słyszał swoją własną historię.
– Niestety w
gimnazjum zdarzył się wypadek, w wyniku którego straciłem wzrok w jednym oku.
Lekarzom nie udało się mnie uratować. Od tamtej pory jestem w połowie ślepy.
Przyglądam się
Kagamiemu, czując, jak w mojej piersi rozchodzi się znajome zimno. Jego
historia brzmi tak podobnie. Wiem, jakie słowa zaraz padną, jestem pewien, że
usłyszę o rezygnacji i frustracji, choć nie mam pojęcia, jak taka opowieść
mogłaby pomóc osobom po podobnych przejściach.
– Jednak ani
przez chwilę nie pomyślałem o rezygnacji z marzeń. Mimo częściowego
upośledzenia wzroku, grałem dalej – a raczej starałem się grać. Szybko się
jednak zorientowałem, że w przypadku koszykówki nawet bardzo ciężka praca nie
jest w stanie zrekompensować tego, co odebrał mi wypadek. Ta świadomość, że
jednak nie uda mi się osiągnąć mojego marzenia, nieco mnie przybiła, ale i tak
nie zrezygnowałem z koszykówki. Choć opuściłem szkolny klub jako zawodnik,
pozostałem w nim na pozycji menadżera. Mimo wszystko miałem naprawdę duże
doświadczenie. I choć nie mogłem przyczynić się do zwycięstwa drużyny z boiska,
wciąż byłem w stanie zrobić to z zewnątrz. Na początku wydawało się to nieco trudne,
ale kiedy moja szkoła zajęła pierwsze miejsce na regionalnych zawodach,
cieszyłem się, mając świadomość, że wygrana jest po części również
zasługą mojej pracy jako menadżera. Dlatego mogłem się szczerze śmiać razem z
zawodnikami. Poza tym nie przestałem grać – choć nie mogłem już tego robić w
oficjalnych meczach, to jednak nikt nie miał prawa zabronić mi grywać
amatorsko.
Wraz z każdym
słowem Kagamiego moje oczy otwierają się nieco szerzej. Nie chce mi się
wierzyć, że po wypadku nie stracił nadziei, że tak po prostu przełożył dobro
drużyny nad uczucie straty i nauczył się czerpać przyjemność ze wspierania
kolegów z zespołu. Nie mogę uwierzyć, że tak zwyczajnie mu się to udało. Nie
mogę... a może nie chcę?
Spoglądam na
Kagamiego, czując, jak coś ściska mnie w piersi – coś jakby zazdrość.
Jakim cudem on
mógł tak łatwo sobie z tym poradzić?
– Podobnie było w
liceum. A kiedy skończyłem szkołę, udałem się na specjalne kursy
instruktorskie. Po dwóch latach szkolenia, udało mi się dostać do jednej z
lepszych drużyn ligowych w Japonii. Co prawda nie jako zawodnik, ale jako
doradca trenera. W pewnym sensie spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa. W
międzyczasie poznałem Riko, a ona przedstawiła mi swój pomysł dotyczący takich
spotkań. Kiedy jakiś czas później wcieliła go w życie, zdecydowałem się jej
pomóc, gdy mnie o to poprosiła. – Kagami uśmiecha się, a ja zaciskam usta w
wąską linię, nie chcąc, by ktokolwiek zauważył ich drżenie.
–
Mówię wam to
wszystko, ponieważ chcę, byście zrozumieli, że tak naprawdę nie nasze
kontuzje
nas ograniczają, ale umysł. Nawet jeśli nie jesteśmy już w stanie dłużej
uprawiać sportu, wciąż możemy zrobić coś innego związanego z nim,
nauczyć się
ponownie czerpać z niego przyjemność. Na początku nigdy nie będzie
łatwo, ale
to, co możemy zyskać po pewnym czasie, jeśli wytrwamy w swoim celu, zdecydowanie warte jest wysiłku.
Tylko
od nas samych zależy, czy zdecydujemy się spróbować, nikt nie podejmie tej decyzji za nas. Pewne jest natomiast to, że jeśli nie spróbujemy, nigdy nie dowiemy się, czy było
warto. Oczywiście
wszystko zależy od motywacji, ale jeśli naprawdę kochaliśmy to, co
robiliśmy,
dlaczego kontuzja czy cokolwiek innego miałoby nam to odbierać?
Przeszkoda
stanie przed nami jedynie wówczas, gdy naprawdę uwierzymy, że nie
jesteśmy w
stanie już zupełnie nic zrobić.
Cisza, która
zapada w sali po tych słowach Kagamiego, pełna jest napięcia. Wszyscy wpatrują
się w niego uważnie, przetrawiając to, co powiedział. A on dzielnie znosi liczne,
przeszywające go spojrzenia, kolejno spoglądając obecnym w oczy.
Opuszczam lekko
głowę, patrzę na swoje dłonie, które do tej pory bezwiednie zaciskałem na
powierzchni kubka z herbatą. Słowa Kagamiego trafiły we mnie z siłą strzały
wypuszczonej z kuszy. Niczym ostry grot wbiły się mój umysł i zaczęły odbijać
się potężnym echem wewnątrz niego. Wdarły się nieproszone, skupiając wokół siebie
całą moją uwagę.
Naprawdę ciężko
mi zrozumieć, jak ktoś, kto w jednej chwili stracił tak wiele, mógł równie
szybko się otrząsnąć i zmienić sposób patrzenia na świat. Jego marzenie zostało
mu odebrane, a on tak po prostu znalazł sobie nowe, nieco różniące się od
poprzedniego. Nie jestem w stanie tego pojąć. Nie wierzę w to, by ktokolwiek
posiadał aż tak silną i nieugięta wolę, by ktokolwiek był aż tak odporny
psychicznie. To dla mnie zbyt nierealne.
Czyżby kłamał?
Spoglądam na
Kagamiego i zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko nie była tylko tania,
psychologiczna zagrywka. To dosyć prawdopodobne, przecież tego typu działanie
opiera się zawsze, jakby nie było, na manipulacji. Pomagając komuś, psycholog
skłania go, by zaczął myśleć o czymś w inny sposób, by zmienił swoje
spojrzenie na daną kwestię. A jak inaczej nazwać coś takiego niż mianem
„manipulacji”?
Tyle że on
wcale nie brzmiał tak, jakby kłamał. Chociaż dla wyćwiczonej osoby to pewnie
nic trudnego.
– To spotkanie nie ma na celu jedynie
sprawić, byście zaakceptowali obecny stan rzeczy, ale byście się przede
wszystkim zastanowili, czy naprawdę chcecie zrezygnować na dobre ze sportu,
który uprawialiście. Czy chcecie odciąć się całkowicie, czy może jednak
spróbujecie podejść do niego od innej strony? Razem z Kagamim pragniemy pokazać
wam, że nawet jeśli tego wcześniej nie przyjmowaliście do wiadomości, to wciąż
macie wybór, nie musicie rezygnować ze wszystkiego. Tylko od was samych zależy,
czy zdecydujecie się działać, ale jeśli właśnie taką decyzję podejmiecie,
możecie liczyć na naszą pomoc. Odpowiemy również
chętnie na jakiekolwiek pytania, jeśli jakieś chcecie teraz zadać, a w razie
gdyby przyszły wam one do głowy później, każdemu z was rozdamy wizytówki z naszymi
numerami kontaktowymi. Oboje mamy spore doświadczenie, a także liczne kontakty
z osobami, które mimo różnych przeciwności zostały w jakiś sposób przy sporcie,
który uprawiały. Jesteśmy całkowicie do waszej dyspozycji. – Riko mówi głośno i
wyraźnie, brzmiąc tak, że coś we mnie mimowolnie każe mi jej zaufać.
Ah, te techniki
psychologów... naprawdę robią wrażenie.
–
Oczywiście zdajemy sobie sprawę,
że tego typu decyzje wymagają zastanowienia. Jednak jesteśmy tu
specjalnie dla
was, czas nie ma żadnego znaczenia. Począwszy od tej chwili, na każdym
spotkaniu Kagami będzie opowiadał bardziej szczegółowo, jak wyglądał w
jego
przypadku ten proces podejmowania decyzji, co się w trakcie dokładnie
działo, na czym polegało na początku to wspieranie drużyny...
Przestaję
słuchać, co Riko mówi i wbijam
wzrok w twarz czerwonowłosego mężczyzny, starając się dostrzec na
niej ślad czegoś, co powiedziałoby mi, że to wszystko jest zwykłą
ściemą, umiejętną zagrywką psychologiczną. Nic takiego jednak nie
dostrzegam.
Najwyraźniej wyczuwając, że się mu przypatruję, Kagami zwraca głowę w
moją stronę i wbija we mnie czujne spojrzenie. Nie odwracam wzroku. Przez jakiś
czas po prostu się tak w siebie wpatrujemy. Nie chcę być tym, który jako
pierwszy ucieknie spojrzeniem, bo to by oznaczało, że przegrałem. Wygląda
jednak na to, że Kagami również nie zamierza odpuścić.
Nasz wzrokowy pojedynek zostaje przerwany przez pytanie jednej z obecnych na spotkaniu osób, skierowane w stronę
czerwonowłosego mężczyzny. Kagami odrywa ode mnie spojrzenie i z uśmiechem na
ustach udziela odpowiedzi. Nie przysłuchuję się jej jednak, nie jestem w stanie
skupić się w chwili obecnej na czyichkolwiek słowach. Zbyt wiele myśli kłębi się
w mojej głowie, bym potrafił skoncentrować się na spotkaniu choćby na moment.
Całą jego resztę spędzam w zamyśleniu, z którego wyrywa mnie dopiero uderzenie
w gong.
– Dobrze, na dzisiaj koniec, kolejne
spotkanie odbędzie się za tydzień o tej samej godzinie. Mam nadzieję, że do
tego czasu uda wam się to wszystko przemyśleć. W razie jakichkolwiek
wątpliwości nie wahajcie się dzwonić do mnie czy do Kagamiego. Zaraz rozdam wam
wizytówki z naszymi numerami kontaktowymi. – Riko kończy mówić i wstaje,
wyjmując z kieszeni plik małych, prostokątnych papierków. Potem rozdaje je po
kolei wszystkim uczestnikom spotkania.
– Jeśli nie macie już żadnych pytań, to
możecie wyjść. Kubki po herbacie zostawcie na tym stoliku przy drzwiach –
oznajmia kobieta, po czym żegna się z nami.
Kiedy ludzie zaczynają podnosić się ze
swoich miejsc, szybko wykręcam wózkiem, chcąc uniknąć tłumu i, zostawiając
kubek z ledwo spróbowaną herbatą na wskazanym stoliku, opuszczam salę, a zaraz
potem cały budynek.
Gdy tylko znajduję się na zewnątrz, biorę
głęboki wdech. Przez chwilę trwam tak ze wstrzymanym powietrzem, dopiero po kilku
sekundach powoli je wypuszczając. Potem zjeżdżam po zejściu dla
inwalidów i kieruję się na parking.
Nie wiem, czy Yui i Tetsu zdawali sobie
sprawę, jak będzie wyglądała ta terapia, czy kierowali się jedynie zasłyszanymi
wcześniej opiniami. W każdym razie w jednym muszę im przyznać rację – spotkanie
na pewno do zwykłych nie należało. I nawet jeśli to wszystko była tylko
manipulacja psychologiczna, to jednak skłamałbym, mówiąc, że nie wywarła ona na
mnie żadnego wrażenia.
W dalszym ciągu słysząc w umyśle echo słów
Kagamiego, zaczynam powoli jechać wzdłuż parkingu, starając się wychwycić
wzrokiem błękitnego pick–upa siostry, która obiecała mnie odebrać. Nie zauważam
go jednak. Nie będąc pewny, czy to wynik mojego zamyślenia, ponownie
przejeżdżam całą długość parkingu, starając się nieco bardziej
skupić. Kiedy jednak i tym razem nie zauważam błękitnego samochodu, lekko
zaskoczony, wyciągam ze spodni telefon, wybierając numer Yui. Nie jestem zaniepokojony
nieobecnością siostry, każdy czasami się spóźnia, choć, fakt faktem, że jej
zdarza się to naprawdę wyjątkowo rzadko.
Yui odbiera po czwartym sygnale.
– Tak?
– Za ile będziesz? Bo pamiętasz, że miałaś mnie odebrać?
Po drugiej stronie słuchawki na krótki moment zapada cisza, po chwili jednak w tle zaczynają rozbrzmiewać jakieś przytłumione odgłosy, których nie jestem w stanie rozpoznać.
– Yui?
– Aaaa, tak. Wybacz, ale utknęłam w kosmicznym korku, był wypadek. Nie wygląda na to, by coś się miało zmienić przez najbliższą godzinę...
– To co, mam tu sterczeć jak kretyn?! – Nieco poirytowany podnoszę głos.
– Nie drzyj się na mnie, nie moja wina, że jakiś idiota przejechał na czerwonym świetle! – Yui nie pozostaje mi dłużna.
– Za ile będziesz? Bo pamiętasz, że miałaś mnie odebrać?
Po drugiej stronie słuchawki na krótki moment zapada cisza, po chwili jednak w tle zaczynają rozbrzmiewać jakieś przytłumione odgłosy, których nie jestem w stanie rozpoznać.
– Yui?
– Aaaa, tak. Wybacz, ale utknęłam w kosmicznym korku, był wypadek. Nie wygląda na to, by coś się miało zmienić przez najbliższą godzinę...
– To co, mam tu sterczeć jak kretyn?! – Nieco poirytowany podnoszę głos.
– Nie drzyj się na mnie, nie moja wina, że jakiś idiota przejechał na czerwonym świetle! – Yui nie pozostaje mi dłużna.
Wzdycham ciężko i na krótką chwilę
przymykam oczy. Wiem, że nie powinienem na nią krzyczeć, to przecież nie jej
wina. Ale nic nie poradzę na to, że nie uśmiecha mi się tak długie czekanie.
– Okej, daj znać, jak już coś się ruszy. Poczekam.
– Okej, daj znać, jak już coś się ruszy. Poczekam.
– Jesteś pewien?
– A co innego mam zrobić?
Dziewczyna nie odpowiada, przez długą chwilę po drugiej stronie słuchawki panuje cisza.
– No dobra, to jesteśmy w kontakcie – odzywa się wreszcie.
– Jesteśmy – potakuję i kończę połączenie. Potem chowam telefon do kieszeni i wykręcam wózkiem, wracając nieco bliżej wejścia do budynku, w którym odbyło się spotkanie. Nie żebym miał ochotę spotkać kogoś z uczestników, po prostu parking w dużej mierze znajduje się w cieniu i powoli zaczyna robić mi się zimno.
Kiedy ponownie czuję promienie słońca na swojej twarzy, zatrzymuję wózek przy murku i, odchylając głowę do tyłu, zamykam oczy, nie widząc lepszego sposobu na spożytkowanie czasu, który zmuszony jestem spędzić, czekając na Yui.
Siedząc tak w promieniach słońca, otoczony przyjemną ciszą, robię się nieco senny. Jednocześnie wszystkie moje myśli związane ze spotkaniem, które do tej pory mnie męczyły, zaczynają powoli dawać za wygraną.
– Opalasz się?
Dziewczyna nie odpowiada, przez długą chwilę po drugiej stronie słuchawki panuje cisza.
– No dobra, to jesteśmy w kontakcie – odzywa się wreszcie.
– Jesteśmy – potakuję i kończę połączenie. Potem chowam telefon do kieszeni i wykręcam wózkiem, wracając nieco bliżej wejścia do budynku, w którym odbyło się spotkanie. Nie żebym miał ochotę spotkać kogoś z uczestników, po prostu parking w dużej mierze znajduje się w cieniu i powoli zaczyna robić mi się zimno.
Kiedy ponownie czuję promienie słońca na swojej twarzy, zatrzymuję wózek przy murku i, odchylając głowę do tyłu, zamykam oczy, nie widząc lepszego sposobu na spożytkowanie czasu, który zmuszony jestem spędzić, czekając na Yui.
Siedząc tak w promieniach słońca, otoczony przyjemną ciszą, robię się nieco senny. Jednocześnie wszystkie moje myśli związane ze spotkaniem, które do tej pory mnie męczyły, zaczynają powoli dawać za wygraną.
– Opalasz się?
I cholera wzięła całą ciszę.
Niechętnie otwieram jedno oko i spoglądam na osobę, która stoi obok mnie, choć po samym jej głosie, jestem w stanie poznać, kto to.
– Pewnie. O taką opaleniznę trzeba dbać, bo zejdzie – odpowiadam nieco sarkastycznie.
– Hę? To opalenizna, a nie naturalny kolor? – Kagami wydaje się być szczerze zaskoczony. Zastanawiam się, czy naprawdę jest tak głupi, że połknął haczyk, czy tylko udaje.
– Pewnie. Najprawdziwsza na świecie solarka.
Przez chwilę
Kagami tylko mi się przygląda, potem jednak wybucha śmiechem.
– Dobre. Naprawdę
dobre. Wyglądałeś tak poważnie, że ktoś inny pewnie by się nabrał.
– Ktoś inny? A ty
czemu się nie nabrałeś?
Kagami siada obok
mnie na murku i uśmiecha się szeroko.
– Ponieważ już
wcześniej wiedziałem, że to twoja naturalna karnacja.
Zaskoczony
prostuję się na wózku.
– Wiedziałeś?
Skąd?
– Z wywiadu dla
magazynu Sports Way.
– Z wywiadu... –
Otwieram nieco szerzej oczy, kiedy dociera do mnie znaczenie słów, które Kagami
właśnie wypowiedział. – Ty... ty... co do... – Nie jestem w stanie zadać
składnego pytania.
Mężczyzna uśmiecha się do mnie tak jakoś
dziwnie – w sposób, który sprawia, że mam ochotę przywalić mu w twarz. A potem
pochyla się nade mną lekko, uważnie świdrując spojrzeniem. Dopiero w tak
bliskiej odległości dostrzegam, że jego oczy mają barwę intensywnej czerwieni.
A przynajmniej jedno – to niezasłonięte przez grzywkę.
– Tak, doskonale wiem, kim jesteś. Aomnie Daiki, były as niegdyś najlepszej drużyny w Japonii – Tokio Lakons.
– Tak, doskonale wiem, kim jesteś. Aomnie Daiki, były as niegdyś najlepszej drużyny w Japonii – Tokio Lakons.
Przyglądam się
Kagamiemu w ciszy, nawet nie mrugając. Nie wiem, co powiedzieć, jak zareagować.
Kiedy grałem jeszcze w lidze, często spotykałem się z sytuacjami, gdy na
ulicy zaczepiali mnie fani, ale odkąd zakończyła się moja kariera, więcej mi
się to nie zdarzyło. Dlatego słowa Kagamiego tak na mnie zadziałały, dosłownie
petryfikując.
– Nie bądź taki
zdziwiony – mruczy cicho czerwonowłosy, pocierając dłonią kark, zupełnie jakby
sam był zakłopotany. – To oczywiste, że cię znam. Słuchałeś przecież mojej
historii. Mówiłem, że uwielbiałem oglądać mecze ligowe. Byłem nawet na finale zawodów, w których zdobyliście drugie z
rzędu mistrzostwo. Lakonsi należeli kiedyś do moich ulubionych drużyn, a ciebie
samego podziwiałem. Jestem od ciebie młodszy, więc nigdy nie mieliśmy okazji
zmierzyć się ze sobą na boisku przed moim wypadkiem, ale często wyobrażałem
sobie, jakby to było. Zawsze uwielbiałem mierzyć się z silnymi zawodnikami. A ty
należałeś właśnie do tych najlepszych.
Przyglądam się
Kagamiemu w ciszy. Dziwnie reaguję na jego słowa – odnoszę wrażenie, jakby
mężczyzna był coraz dalej i dalej, jakby moje ciało powoli zatapiało się w
niebycie zdominowanym przez jedną myśl, której do tej pory nie chciałem przyjąć
do wiadomości.
– Kiedy
przeczytałem w magazynie, że w wyniku wypadku rezygnujesz z zawodowstwa, ta
wiadomość mną wstrząsnęła. Zastanawiałem się, czy...
Jego słowa
docierają do mnie coraz mniej wyraźnie. Zupełnie jakby ktoś przyciszał co
chwilę głośniki w radiu.
Spoglądam przed
siebie i wbijam wzrok w stojące po przeciwległej stronie parkingu drzewo.
Przyglądam mu się, starając się ubrać w słowa pytanie, które ciśnie mi się na
język.
– Ty... –
przerywam Kagamiemu w pół zdania. – ...naprawdę straciłeś wzrok w jednym oku?
Słyszę, jak
mężczyzna cicho wzdycha.
– Nie uwierzyłeś
mi, co? Powinienem się spodziewać, że z tobą nie będzie szczególnie łatwo.
Spoglądam na
niego, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli. Jednak kiedy otwieram usta,
żeby go o to zapytać, Kagami unosi dłoń i odgarnia grzywkę z czoła, pokazując
mi swoje lewe oko.
Kolor tęczówki
nie różni się za bardzo od tej w prawym, jest w podobnym odcieniu czerwieni,
może jedynie nieco mniej intensywnym, jakby odrobinę wyblakłym, a sama tęczówka
wydaje się mieć delikatnie rozmyte kontury, choć może to być równie dobrze
zwykła gra światła. Na białku również nie widać niczego, co by szczególnie
przykuwało uwagę. Rzeczą, która sprawia, że mimowolnie wstrzymuję oddech, jest
wygląd źrenicy, a raczej jej brak. Miejsce, w którym normalnie powinna
znajdować się czerń, przykrywa czerwień taka sama jak ta tęczówki. Lewe oko
Kagamiego Taigi nie posiada źrenicy. A przynajmniej widocznej.
Otwieram usta,
jednak nie wiem, co powinienem powiedzieć. Że mi przykro, że współczuję? Na
pewno nie. Sam nie chciałbym czegoś takiego usłyszeć i jestem pewien, że on
również nie chce. Zabawne, choć znajdując się w podobnej sytuacji, teoretycznie
powinienem wiedzieć, jak zareagować, kiedy przychodzi co do czego, jestem
równie bezradny jak każdy inny człowiek.
Kagami opuszcza
grzywkę, spogląda przed siebie i pochyla się, opierając łokcie o swoje uda.
– Trochę przerażające, co?
Skłamałbym
mówiąc, że nie. Widok tak wyglądającego oka mocno mną wstrząsnął, do tej pory
spotykałem się z czymś takim jedynie w filmach. Nie odpowiadam jednak na
pytanie, instynktownie wyczuwając, że Kagami wcale tego nie oczekuje.
Przez pewien, bliżej nieokreślony czas siedzimy obok siebie w ciszy, wpatrując się w
znajdującą się przed nami przestrzeń. Wszystkie moje myśli skupiają się wokół
osoby Kagamiego i jego historii. Teraz, gdy wiem już, że była ona prawdziwa,
jeszcze trudniej mi ją zaakceptować. Wcześniej mogłem to sobie tłumaczyć
manipulacją psychologiczną, ale teraz, kiedy Kagami postawił mnie przed tym
prostym faktem, wszystko się zmieniło. Nie potrafię zrozumieć, jakim cudem
udało mu się tak szybko zmienić priorytety. Z jednej strony, biorąc pod uwagę
cały ten ból związany ze stratą koszykówki, nie wyobrażam sobie, żebym był w
stanie tak jak on przełamać się i zostać menadżerem jakiejkolwiek drużyny. Z
drugiej jednak strony, jestem zazdrosny. Choć wiem, że nie powinna irytować mnie
siła woli Kagamiego, nic nie mogę poradzić na to, że świadomość, iż ktoś był w
stanie zrobić krok, jakiego ja się nie podjąłem, o jakim w ogóle nie
pomyślałem, wprawia mnie w jawną irytację. Przecież każdy, kto w jednej chwili
traci tak wiele, powinien przeżyć moment załamania i rezygnacji. To naturalna
reakcja. Tak przynajmniej do tej pory myślałem.
Więc dlaczego
on...?
– Mogę cię o coś
spytać?
Mrugam,
otrząsając się z zamyślenia. Nie odzywam się jednak. Nie doczekując się
odpowiedzi, Kagami bierze sobie tę moją ciszę za przyzwolenie.
– Dlaczego zrezygnowałeś
z koszykówki?
Unoszę brwi i
spoglądam na niego jak na idiotę.
– A niby jak
miałbym grać w takim stanie? Widziałeś kiedyś, żeby ktoś biegał na wózku? –
odpowiadam, nie siląc się, by choć odrobinę ukryć irytację.
– Hmmm... –
Kagami przygląda mi się uważnie. – Więc mówisz, że powodem, dla którego
przestałeś grać, jest wózek, a nie niepełnosprawność?
– A co to niby za różnica?
– Zasadnicza.
Przyglądam się
Kagamiemu, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
– Widzisz, zdaje mi się, że twój problem tkwi w sposobie postrzegania. Patrzysz na swoją kontuzję zbyt powierzchownie, przez co umyka ci sporo ważnych faktów.
W dalszym ciągu nie mam pojęcia, o co mu chodzi, a psychologiczny żargon wcale nie ułatwia zrozumienia. Z jednej strony czuję się zirytowany faktem, że Kagami wytyka mi powierzchowność, z drugiej chciałbym się dowiedzieć, o co dokładnie mu chodzi – gdzieś we mnie, mimo irytacji, zapala się iskra ciekawości, którą bardzo chciałbym zaspokoić. Nie podoba mi się fakt, że czerwonowłosy może wiedzieć o mnie coś, o czym ja sam nie mam pojęcia.
– Co chcesz przez
to powiedzieć?
Kagami spogląda
na mnie, przekrzywiając lekko głowę na bok.
– Chcesz
wiedzieć? W takim razie mogę pokazać ci coś ciekawego.
– Tak zwyczajnie
i bezinteresownie? Co niby będziesz z tego miał?
Kagami spogląda
mi prosto w oczy, przeszywając intensywnym spojrzeniem.
– Nic wielkiego.
Chcę w zamian tylko jednej rzeczy.
A więc jednak nie
jesteś taki bezinteresowny, co?
– Jakiej? –
pytam, powstrzymując się przed ironicznym parsknięciem śmiechem.
Kagami opiera
brodę na swojej dłoni, mrużąc lekko prawe oko. A potem uśmiecha się w sposób,
który sprawia, że po moich plecach przebiega ostrzegawczy dreszcz.
– Chcę, żebyś umówił się ze
mną na randkę.
Miałam duży dylemat, czy skończyć rozdział w
momencie lekko czy bardzo wkurwiającym dla czytelnika, na szczęście
niezawodna Yuuki przybyła z odsieczą i wybrała drugą opcję. Możecie jej
podziękować~
Łooo ja nie wierzę. Pierwsza!!
OdpowiedzUsuńCLD-senpai słodkie rzeczy wychodzą Ci świetnie! :D
UsuńZa to mhroczne sprawiają ból w tych dolnych częściach ciała.
Za to "Love-oop" sprawia, że chcę wyjść na dwór i pocieszyć się tym, że mogę chodzić! :D
Opowiadanie świetne, oby tak dalej.
Życzę dużo weny. :D
Uh, cieszę się, że w taki sposób odbierasz moją twórczość. Choć słodkich rzeczy to ja za wiele nie piszę xd
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał~
c:
OdpowiedzUsuńNienawidzę cię.
Usuń.
.
.
I siebie też.
Ale... ale jak to ;-;
UsuńNa początek chciałabym wspomnieć iż w tym zdaniu - „Może i Yui jest walniętą yaoistką, która czasem przesadza z dzieleniem się ze mną swoimi fantazjami, ale wiem, że w poważnych kwestiach nigdy nie zrobiłaby nic, co mogłoby mi zaszkodzić. „ - wyczułam utożsamienie głównych bohaterów z tobą i twoim braciszkiem. XDD
Usuń.
.
.
Powyższe słowa napisałam, kiedy byłam w trakcie czytania opowiadania. Potem tak mnie ono wciągnęło, że je skończyłam i dopiero teraz piszę resztę. A powinnam napisać, że na początku chcę powiedzieć, iż cię nienawidzę, i twój rewanż odnoszący się do mojego komentarza pod pierwszym rozdziałem „Love-oop” został dokonany ;_;
PODPUŚCIŁAŚ MNIE Z TYM ZAKOŃCZENIEM! ;_; Zgiń, pedale, nienawidzę Cię za to! ;___; Kończyć w takim momencie to jak zostawić człowieka na skraju orgazmu! Już dochodzi, już, już, już, a ty bezczelnie wychodzisz na balkon zapalić papieroska! ;___;
Gupi pedał ;_________________;
Dobra, jakoś się ogarnę, żeby skleić komentarz...
Widać, że z Kagamim masz bardzo rzadko do czynienia xD Pomijając już sam fakt, że jego zachowanie w tym przypadku jest uzasadnione (stracił wzrok, ale się nie poddał), to ogólnie rzecz biorąc sama jego postać jest taka trochę... nieKagamisiowa (nie miej mi tego za złe, ale masz do czynienia z jego żoną, także no xD). Ale ogólnie jestem w stanie go polubić, w końcu to mój Tygrysek *-*
Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że Kagami też będzie na wózku, i wtedy razem będą grać w kosza-na-wózkach, ale potem stwierdziłam... no,no, CLD, dobrze przemyślane! Dzięki temu będą mogli się seksić :-) A tak to by było, no, ciężko xD
Generalnie rzecz biorąc, praktycznie przez cały rozdział się uśmiechałam. „Pomocnik” Riko mnie dobił, reakcje Aho były prześmieszne, i ogólnie atmosfera w rozdziale była super.
Aczkolwiek...
Zjebałaś zakończenie :-) NIE NALEŻY KOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE. ZGIŃ, ROZUMIESZ TO? NAPISZ LOVE-OOP DO KOŃCA, A POTEM ZGIŃ.
Kiedy kolejny rozdział? Czekam na odpowiedź.
Tak, tam jestem ja i Michał, to jesteśmy my, żywcem wzięci xd Nie mogłam się powstrzymać xd
UsuńCo się tyczy Kagamiego - ja sama doskonale zdaję sobie sprawę, że różni się od kanonicznego. Ale no... ciężko mi było zachować tak po prostu jego właściwy charakter idioty, jeśli musiałam przedstawić go w takim świetle. Kanonicznego Kagamiego można spodziewać się w Requiem, ale na potrzeby Love-oopa musiałam go trochę zmodyfikować. No i i nie umiem nim pisać no!
Ale cieszę się, że jednak jesteś w stanie go polubić. W następnych rozdziałach myślę, że będzie już nieco bardziej swój, więc no xd
No tak, bo przecież seksy są najważniejsze! *tu jebła*
Cieszę się, że udało mi się w tym rozdziale dać pozytywny wydźwięk!
A co do zakończenia - to przepraszam bardzo, ale sama takie wybrałaś xd Więc mi się tu nie rzucaj xd
Nowy rozdział we wrześniu.
Kagami niezmiennie okazał się idiotą.
OdpowiedzUsuńDla tego go uwielbiam. xD
Jest parę rzeczy, które mi się nie spodobały, ale może innym razem o tym wspomnę.
Uff *oddech ulgi* Kagami się spodobał, kamień z serca xd
UsuńCześć, ja tu jestem nowa *macha łapką, chociaż trudno nie zauważyć ubranego na czarno metra osiemdziesięciu pięciu w glanach* Anciel jestem, strasznie miło poznać! Przyznaję bez bicia, że przeczytałam dopiero to ostatnie MidoAka i te AoKagaszki właśnie, ale nadrabiam! Komentuję z telefonu, więc nie będzie powalającej długości, ale ja nawet swoje gejozy piszę na telefonie, więc... przechodząc do rzeczy, uwielbiam Twój styl pisania. Tak, po trzech postach wyrobiłam sobie taką opinię, cicho. Strasznie podoba mi się Twój Aomine i uważam, że prowadzenie postaci niepełnosprawnej wymaga naprawdę dużej wprawy. Kiedyś prowadziłam niewidomego chłopaka i marzy mi się niemowa, ale to Już większy hardkor. Coś mi tu nie gra z Tetsu... Ale pewnie dlatego, że przyzwyczaiłam się, jak wszyscy opisują go jako przerażającego milczka, który jest wszędzie i wie wszystko xD a za końcówkę, pewnie jak większość, hejcę mocno, bo teraz trzeba będzie czekać i w ogóle, jak można coś takiego robić czytelnikowi!
OdpowiedzUsuńNie chcę uskuteczniać chamskiej reklamy, ale i tak miło mi będzie Cię widzieć na kojen-niisan.blogspot.com ;3
Pozdrawiam cieplutko!
Osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu... Weź mi trochę oddaj! Wspomóż nierealny dotychczas plan zrobienia idealnego cosplayu Makishimy! xd
Usuń*kłania się* CLD, wzajemnie~
Cieszę się, że podoba Ci się mój Aomine, bo fakt faktem, że wyzwaniem to on był sporym. Co do niemowy - też mam w planach. Co prawda to za dłuuuugi czas, jak już skończę Requiem, bo opowiadanie z niemową planuje również długie (choć dużo krótsze niż Requiem xd).
Cieszę się, że podoba Ci się mój styl, to niezmiernie miłe~
Co do Testu - w Love-oopie faktycznie przedstawiam go nieco inaczej niż w innych testach. Choć muszę przyznać, że ze względu na to, że AkaKuro to jeden z moich najukochańszych shipów, na moim blogu pełno różnych przestawień Tetsu - jest kanoniczny, jest płatny zabójca, jest nawet seme xd Jeśli jednak jesteś ciekawa mojego przedstawienia go w zgodzie z kanonem, to zapraszam do przeczytania drugiej kontynuowanej wielopartówki, już wcześniej wspomnianej - Requiem dla Psychopaty. Tam na pewno mój sposób postrzegania Tetsu jest przedstawiony najbardziej szczegółowo xd
Haha, co ja poradzę, że lubię kończyć w takich momentach xd Napięcie jest ważne no xd
Znam jedną osobę, która też pisze posty na telefonie. Kiedyś próbowałam, zmuszona brakiem lapka na wyjeździe... Padłam po trzech zdaniach xd Nie dogaduję się za dobrze z telefonem, nawet komentarzy nie lubię na nim pisać, choć ze względu na ogólne zalatanie i pracę często mi się to zdarza.
Umm.. Szczerze? Nie spotkałam się z osobą, której w jednym oku brakuje tylko źrenicy.. Więc noo.. To dla mnie trochę dziwne? Tak w ogóle moszna?'o' Moja ciocia jest na wpół ślepa i w jednym oku ma tylko samo białko - zero źrenicy i zero tęczówki - to dopiero przerażający widok. A co do samego opowiadania? Mnie się podoba. Kagami jest Kagamim :3 Aomine też mi się Twój podoba. Riko jest wedłóg mnie typową Riko. I zakładam, że ten prowadząc z początku to Teppei XD *te przeczucia* Zakończenie.. JA CHCĘ JESZCZE! JA CHCĘ DALEJ! *-*)/ Taaak wiem, muszę się uzbroić w cierpliwość i grzecznie poczekać x3 W każdym razie Weny i czasu~ <3
OdpowiedzUsuńTzn. to nie tak, że on nie ma źrenicy jako takiej, w końcu to dziura, tylko no... Nie widać jej. I tak to jest możliwe. Nie znam dokładnie szczegółów, ale czytałam sobie wcześniej artykuły różne przed napisaniem tego w opku i między innymi taka reakcja może być po różnych substancji chemicznych np. alkaliach. Jak się poszuka, to jest też sporo zdjęć w necie.
UsuńProwadzący akurat jest... nikim xd Przewinął się, żeby Aho mógł ponarzekać i nie jest to żadna konkretna postać xd A co do zakończenia - nie mogłam się powstrzymać xd
Nominowałam Cię do Libster Award na moim blogu!
OdpowiedzUsuńhttp://shinokuroiinu.blogspot.com/2015/08/libster-award.html
^^
Żeby czytać z bluzą na głowie zaczepioną o ekran laptopa - oto do czego prowadzi człowieka desperacja xD
OdpowiedzUsuńNa początek literówki:
'miałoby nam to obierać?' - zjadłaś 'd'
'uważnie świrując spojrzeniem' - znowu 'd'; ta z kolei, wybacz, wywołała w mojej głowie bardzo zabawny obraz Kagamiego z mocnym zezem rozbieżnym xd
Tak myślałam, że Aomine w ostatnim momencie będzie chciał zrezygnować i zawrócić - samej zdarza mi się tak często postępować, choć wiadomo, w sytuacjach bardziej trywialnych. Mniejsza.
No i oczywiście ujął mnie ten fragment, ale wiesz przecież, że nie mogłam przejść obok niego obojętnie:
'(..) ale wiem, że w poważnych kwestiach nigdy nie zrobiłaby nic, co mogłoby mi zaszkodzić. Od zawsze tak było. Choć jako dzieci często się kłóciliśmy, to jednak kiedy ktoś z zewnątrz okazywał względem któregokolwiek z nas złe intencje, drugie zawsze się za pierwszym wstawiało. My mogliśmy się nawzajem obrażać i szarpać za włosy, ale nikt inny nie miał takiego prawa.' - Gdyby ktoś mnie kiedyś o to zapytał, to tak właśnie opisałabym moją relację z bratem. No, ten kawałek jest piękny.
'Może i Yui jest walniętą yaoistką, która czasem przesadza z dzieleniem się ze mną swoimi fantazjami' - To też cudne, przypomniało mi się jak się kiedyś nieco rozpędziłam i kuzyn siedział przy mnie z taką niewyraźną miną mówiącą 'błagam, niech ktoś mnie stąd zabierze' xD
Początek terapii mnie rozwalił. Naprawdę, po takim przywitaniu też bym się zaczęła zastanawiać czy gość nie zwiał z psychiatryka. Owszem, wesołe powitania jak najbardziej, ale nie popadajmy w skrajności. Nieźle się przy tym uśmiałam xD W ogóle początku potraktowałam tego faceta jak jakiegoś randomka, ale potem... Czy to był może Kiyoshi?
Podziwiam tak naturalne i nieprzesadzone poprowadzenie następnej części tekstu - dialogi bywają często wyjątkowo wredne i za cholerę nie chcą wychodzić naturalnie, szczególnie w takich sytuacjach, więc ten, gratuluję~
No i Kagami! Wyszedł idealnie, taki bardzo, hm, 'taigowy' xd
Wiedziałam, że go o to zapyta, no ale w końcu czego innego mógłby chcieć w zamian? xd
Weeeny~
Dziękuję za literówki, poprawię je rano *zaczęła oglądać Akatsuki no Yona i nerdzi przy tym już dobre pięć godzin*
UsuńNo przed takimi dialogami ciężko się powstrzymać, kiedy mam wreszcie możliwość opisać relacje rodzeństwa. Zresztą wiesz i rozumiesz~
Khe, khe, mój brat juz przywykł do moich yaoistycznych odpałów, czasem nawet czyta moje teksty, jeśli ładnie poproszę (czyt. pomęczę xd). Choć tak brutalna, żeby puścić mu dramatyczne pedały, to nie byłam xd
No tego wstępu nie mogłam sobie odpuścić, kiedy wyobraziłam sobie reakcje Aho, to musiałam to napisać xd A co do prowadzącego - random, nikt ważny.
Dialogi wyszły? Cieszę się bardzo~
Kagamiego prowadzić bałam się najbardziej, nie przepraszam za nim, dlatego nie łatwo mi pisać fragmenty z nim, nawet jeśli to AoKaga. Ale jeśli się spodobał, to się cieszę~
Za wenę (mój słownik poprawił na 'węże'... chciałoby się ;-;) dziękuję, choć dzisiaj wyjeżdżam, wiec w ciągu tego tygodnia na nic mi się ona raczej nie przyda. Chyba że w pociągu coś skrobnę... Zobaczymy xd
Aw, powinien Ci się pociąg solidnie spóźnić za takie zakończenie! I to w sumie jedyne zdanie jakie umiem na daną chwilę skleić, bo upał, bo umieram. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że dalej śledzę Twego bloga na bieżąco, i masz +1 osobę, która czeka na kolejny rozdział Love-oppa (i nie tylko...) :'3 No więc, udanego wypoczynku życzę! �� Seo
OdpowiedzUsuńPS. Wszyscy chwalą Aomine i Kagamiego, to ja pochwalę jeszcze Kurosia, bo też jest super ☺️
Nie spóźnił się, ale za to z konwentu uciekłam jeszcze tego samego dnia, w którym przyjechałam, więc można powiedzieć, że Twoje groźby się sprawdziły xd (Niucon to zło, nie wiem, czemu ludzie na to jeżdżą, gorszy konwent trudno zorganizować).
UsuńObecnie mam feelsy na diamentowych pedałów, więc nie wiem, kiedy wrzucę nowy rozdział Love-oppa, w ogóle nie wiem, kiedy pojawi się coś nowego z gejobasu, ale no... Myślę, że jeszcze przed końcem wakacji xd
Cieszę się, że Tetsu się podoba, osobiście cholernie jarała mnie wizja jego jako pisarza, choć tutaj gra rolę tylko drugoplanową... Może napiszę z nim takim coś dłuższego kiedyś, kto wie xd
KAGAMI, TY ULICZNY PODRYWACZU BYLYCH GWIAZD KOSZYKOWKI! XDDDDD
OdpowiedzUsuń*niemozebofeelsynabyleotp*
*onatuwroci*
Kiedy bedzie III rozdzial? :(
OdpowiedzUsuńW środę wrzucam rocznicowego shota, potem następny w kolejności jest rozdział Monopolu. A po nim dopiero trójeczka AoKagi. Bez obaw, nie zapomniałam o Love-oopie, każde opko dokończę. Tyle że obecnie mam naprawdę ograniczony czas przez studia, kursy i pracę, więc posty nie będą pojawiać się tak często jak w wakacje. Rozumiem niecierpliwość, ale, choć bardzo bym chciała, nie zatrzymam czasu xd Dlatego byłabym bardzo wdzięczna za wyrozumiałość~
UsuńA okej,juz sie nie moge doczekac :D
UsuńWow... po prostu... wow...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Kagami tutaj �� ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział <3