środa, 29 lipca 2015

Love-oop II



    – Jednak zmieniłem zdanie.
    Spoglądam na wznoszący się przede mną budynek w europejskim stylu, po którego brązowej ścianie wspina się ciemnoczerwony bluszcz. Przed oszklonym wejściem, u szczytu sześciostopniowych schodów stoi grupka ludzi. To właśnie ona najbardziej przykuwa moją uwagę – a raczej znajdujące się w niej osoby, które wyglądają tak, jakby na niczym im specjalnie nie zależało. Nawet z odległości, jaka nas obecnie dzieli, jestem w stanie wyczuć tę deprymującą aurę, która się wokół nich roztacza.
    – W życiu tam nie wejdę.
    Słyszę, jak stojąca za mną Yui cicho wzdycha. Jednak wbrew moim oczekiwaniom dziewczyna się nie odzywa – wyręcza ją Tetsu, który wysiada z samochodu od strony kierowcy.
    – Może i nie wygląda to szczególnie zachęcająco, ale ta terapia jest naprawdę jedną z najbardziej chwalonych. Z tego co słyszałem, prowadzący ma wieloletnie doświadczenie i opinie o sposobie jego pracy są naprawdę dobre. Poza tym, nawet jeśli zniechęca cię wygląd tych ludzi, nie możesz mieć pewności, czy nie pojawi się tam ktoś, z kim odnajdziesz wspólny język.
    Kręcę lekko głową i zwracam wzrok w stronę Tetsu, mrużąc oczy, kiedy spoglądam pod słońce.
    – Czasem zastanawiam się, czy ty nie traktujesz mnie przypadkiem jak bohatera jednej ze swoich książek.
    – No wiesz co, Daiki-kun? Jestem na tym etapie, że umiem jeszcze rozróżnić fikcję od rzeczywistości. – Tetsu udaje obrażonego, choć na pewno doskonale zdaje sobie sprawę, że tylko żartowałem, nawet jeśli nie dało się tego wyczuć po tonie mojego głosu. W końcu zna mnie nie od dziś.
    – Dobra, chłopaki, dość pogaduszek. Spotkanie się niedługo zacznie – przerywa nam Yui, chwytając za oparcie mojego wózka i popychając go lekko do przodu.
    – Przecież powiedziałem, że zmieniłem zdanie! – przypominam, podnosząc nieco ton głosu. Jednocześnie łapię za kółka wózka, uniemożliwiając dziewczynie przesunięcie go do przodu.
    Może i podczas rozmowy przy kolacji uległem siostrze, mając w pamięci zdecydowanie nieprzyjemny sposób perswazji, którym potraktowała mnie poprzednim razem, ale gdy patrzę teraz na tych ludzi, których wygląd nie wydaje się ani trochę zachęcający, moja uparta natura każe mi działać. Nawet jeśli w przeszłości w podobnych konfrontacjach z Yui czy Tetsu rzadko kiedy udawało mi się zwyciężyć.
    – Daiki, daj rzesz, do cholery, spokój! Przecież zgodziłeś się pójść!
    – Ale zmieniłem zdanie!
    – Zajebiście, że akurat wtedy, kiedy przejechaliśmy pół Tokio!
    – Pech i ironia losu.
    – Ja ci zaraz dam ironię!
    Siłuję się z Yui, która z całych sił napiera na wózek, starając się popchnąć go do przodu. Choć wnętrze dłoni zaczyna mnie powoli piec od ocierających się o nie to w jedną, to w drugą stronę kół, nie mam zamiaru puścić. Może i nie jestem już tak silny jak kiedyś, ale jednak te kilka lat, przez które musiałem poruszać wózkiem wyłącznie w oparciu o siłę mięśni ramion, sprawiło, że Yui, która na siłowni okupuje głównie bieżnię, w takim starciu nie ma ze mną większych szans.
    – Eh, z tobą to się czasem naprawdę nie da...
    Dziewczyna wzdycha i staje przede mną, opierając ręce o biodra. Potem spogląda na Tetsu, który nie włączył się do naszej walki o dominację, prawdopodobnie uznając, że na niewiele by się przydał ze swoim szczupłym, wątłym ciałem.
    Rozpierany od wewnątrz przez satysfakcję, że udało mi się wygrać ten pojedynek, puszczam koła wózka i rozcieram lekko zaczerwienione wnętrze dłoni.
    – Nie pozostawiasz mi wyboru, co?
    Gdzieś głęboko w moim umyśle zapala się ostrzegawcza lampka. Coś we mnie zaczyna krzyczeć, bym miał się na baczności, bo Yui prawdopodobnie gotowa jest wytoczyć ciężką artylerię.
    Dziewczyna wzdycha lekko, kuca przede mną i ujmuje moją dłoń w swoje, lekko ją ściskając.
    – Naprawdę myślisz, że zmuszałabym cię do pójścia na spotkanie, gdybym nie miała co do niego pewności?
    Spoglądam na nią zaskoczony. Spodziewałem się wszystkiego – grożenia spaleniem mojej kolekcji magazynów z Mai-chan, nagrań dźwiękowych, a nawet puszczenia ściągniętego na telefon gameplayu z Dramatical Murder, którym potraktowała mnie poprzednim razem – wszystkiego, ale nie czegoś takiego – spokojnego pytania, w którym pobrzmiewa autentyczna troska.
    – Wiem, że myślisz, że jestem w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel, ale akurat w tym przypadku nigdy nie próbowałabym wywrzeć na tobie nacisku, gdybym nie była przekonana, że moje działanie może ci pomóc. Na pewno zdajesz sobie z tego sprawę.
    Ma rację. Może i Yui jest walniętą yaoistką, która czasem przesadza z dzieleniem się ze mną swoimi fantazjami, ale wiem, że w poważnych kwestiach nigdy nie zrobiłaby nic, co mogłoby mi zaszkodzić. Od zawsze tak było. Choć jako dzieci często się kłóciliśmy, to jednak kiedy ktoś z zewnątrz okazywał względem któregokolwiek z nas złe intencje, drugie zawsze się za pierwszym wstawiało. My mogliśmy się nawzajem obrażać i szarpać za włosy, ale nikt inny nie miał takiego prawa. Potem do naszego małego kółka wzajemnego zaufania doszedł jeszcze Tetsu i wprowadził między nas powiew spokoju. Jego opanowana natura sprawiła, że zdecydowanie rzadziej kłóciłem się z Yui. Bardzo się ze sobą zżyliśmy i stan ten utrzymał się nawet, gdy dorośliśmy. 
    – Powiedziałam, że cię tu zaprowadzimy, choćbyś bardzo nie chciał, ale wiesz, że nie mam prawa zmusić cię, byś wszedł do środka. Nie będę przecież stać pod salą i pilnować, żebyś przypadkiem nie uciekł. Zdaję sobie sprawę, co myślisz, gdy patrzysz na tych ludzi. Wiem o tym, ale... chcę, żebyś mi zaufał, żebyś zaufał nam. – Yui przerywa na krótką chwilę, a ja czuję, jak dłoń Tetsu zaciska się lekko na moim ramieniu. – Proszę. Wejdź tam. To tylko jeden raz. Jeśli po dzisiejszym spotkaniu wciąż nie zmienisz zdania, obiecuję, że nigdy więcej żadne z nas o czymś takim nie wspomni. Ale ten jeden raz pójdź. Proszę.
    Spoglądam to na Yui, to na Tetsu i w oczach obojga dostrzegam dziwny błysk, coś, co sprawia, że czuję, jak po moich plecach przebiega ostrzegawczy dreszcz. Odnoszę wrażenie, że to całe spotkanie ma drugie dno i nie chodzi wcale o samo pójście na nie.

Co wy kombinujecie?

    Czuję podnoszące na duchu ciepło dłoni zarówno Tetsu, jak i Yui. Czuję wsparcie, które napływa do mnie wraz z tym dotykiem.
    Prawdę powiedziawszy, spodziewałem się, że ta dwójka zrobi wszystko, byle bym tylko poszedł na to spotkanie, że oboje będą stać pod drzwiami sali, pilnując, żebym nie uciekł. Wcześniej nie zamierzałem się specjalnie opierać, jednak po przyjechaniu na miejsce zmieniłem zdanie. Niestety znacznie trudniej odmówić, kiedy ta dwójka nie próbuje zaciągnąć mnie na spotkanie siłą. Jeśli oboje zachowują się w taki sposób, świadczy to jedynie o tym, że moja obecność na tej terapii jest dla nich naprawdę ważna. Mam tę pewność, ponieważ doskonale ich znam i na podstawie samych ich spojrzeń jestem w stanie stwierdzić, jak bardzo zależy im, bym poszedł na to spotkanie – zdecydowanie bardziej, niż powinno.
    – Daiki-kun, kiedy wrócisz, zrobię na kolację twoje ulubione hamburgery.
    Parskam cicho pod nosem i spoglądam na Tetsu kątem oka.
    – Ale z poczwórną wołowiną.
    Przyjaciel uśmiecha się lekko i kiwa głową. Przez chwilę jeszcze się mu przyglądam, a potem przenoszę spojrzenie na Yui, której granatowe oczy lśnią nieumiejętnie skrywaną nadzieją.
    – Ale tylko ten jeden raz, żeby nie było!
    Dziewczyna uśmiecha się szeroko i kiwa energicznie głową. Ja zaś spoglądam w stronę wejścia do budynku, zaciskając lekko palce na podłokietnikach wózka, przygotowując się mentalnie na spotkanie z tymi nieciekawie wyglądającymi ludźmi.
    Ufam Yui i Tetsu. Dlatego też mam nadzieję, że wiedzą, co robią. A jeśli okaże się, że jednak nie...

...to powieszę za flaki pod sufitem.

***

    Pokój jest obszerny i dziwnie zaokrąglony. Ściany mają barwę morskiej zieleni, podłogę pokrywa wykładzina w szarawym kolorze z powtarzającymi się co jakiś czas białymi wzorkami o bliżej nieokreślonym kształcie. Sufit znajduje się wysoko – jedyny plus owego pomieszczenia, dzięki któremu nie sprawia ono wrażenia klaustrofobicznego. W powietrzu unosi się zdecydowanie zbyt intensywny, niemalże mdlący zapach zielonej herbaty, którą prowadzący spotkanie poczęstował każdego z uczestników. Nie wiem, co ten facet dokładnie zrobił z napojem, ale mdląca woń naparu zdecydowanie zniechęca mnie do wzięcia choćby łyka.
    – Witajcie, przyjaciele, na spotkaniu, które za zadanie ma pomóc wam uporać się z tymi niezwykle bolesnymi problemami, z jakimi musicie się mierzyć.

O cholera.

     Kiedy już zdecydowałem się pójść na to spotkanie, starałem się na nie mentalnie przygotować. Przez kilka dni przeszukiwałem internet w poszukiwaniu artykułów o tym, jak przeżyć wśród dziwnie myślących ludzi, jak radzić sobie z osobami, które próbują wmówić człowiekowi, że ma straszny problem, wyolbrzymiając go, nie mając pojęcia, że takie zachowanie przynosi zupełnie odwrotny skutek. Znalazłem też przy okazji stronę, na której pewien anonim pisał, że po spotkaniu jednej grupy wsparcia chciał popełnić samobójstwo, ale szybko zamknąłem przeglądarkę, obawiając się, że jeszcze uwierzę w słowa, które widniały w otwartej karcie.
    Zaufałem Yui i Tetsu. Tuż przed wejściem do sali postanowiłem sobie, że powstrzymam się od przekleństw i wysłucham tego, co prowadzący, a także inni uczestnicy spotkania będą mieli do powiedzenia. Postanowiłem tak, ale nie sądziłem, że mogę trafić na kogoś, kto skoczył na główkę do basenu uprzednio opróżnionego z wody.
    – Wiem, że niektórzy z was musieli zrezygnować z uprawiania sportu, który stanowił ich „raison d'être”...

Raison de co? O czym on, do cholery, mówi?

    – ...ale nie martwcie się, albowiem jestem tutaj – wszyscy jesteśmy – by ulżyć sobie nawzajem w cierpieniu i dostrzec również pozytywne strony obecnego życia. 

Nie no, to są chyba jakieś jaja.

    Spoglądam na prowadzącego, starając się dostrzec w jego wyglądzie coś, co świadczyłoby o tym, że uciekł z psychiatryka lub stowarzyszenia dla ludzi pseudooczytanych. Niestety niczego takiego nie zauważam. Mężczyzna wygląda zaskakująco przeciętnie, poza niemalże rażącą bielą zębów, którą błyska przy każdym uśmiechu – a robi to wyjątkowo często – i dosyć zniewieściale nogą założoną na nogę, nie sposób dostrzec w nim czegokolwiek, co mogłoby wzbudzić podejrzenia. 

Cóż, widać pozory lubią mylić.

    – Skoro już trafiliśmy do tego kręgu zaufania i przyjaźni, myślę, że powinniśmy się lepiej poznać...
    Przyglądam się mężczyźnie jawnie przerażony, starając się zrozumieć, jak taki wariat mógł zostać psychoterapeutą.

Yui, Tetsu, zamorduję was, kiedy stąd wyjdę, słowo daję.

    Wywód mężczyzny o kręgu przyjaźni i zaufania bardzo szybko zostaje jednak przerwany głośnym trzaskiem. Wszyscy obecni w sali spoglądają zaskoczeni w stronę, z której dobiegł ten dźwięk.
     W otwartych drzwiach stoi młoda, na oko dwudziestoparoletnia kobieta z krótkimi, brązowymi włosami przytrzymywanymi nad czołem przez kolorowe spinki. Uważnie lustruje ona zebranych spojrzeniem, na dłużej zatrzymując je na prowadzącym, który pod wpływem jej wzroku zauważalnie się spina.
     Kobieta wzdycha lekko, kręci głową, po czym zamyka za sobą drzwi i podchodzi do mężczyzny.
    – Przepraszam was wszystkich za spóźnienie, nazywam się Aida Riko i jestem prowadzącą tego spotkania – zwraca się do nas, uśmiechając się sympatycznie. – Ten pan mnie chwilowo zastępował, choć miał wam tylko otworzyć salę. – W tej chwili Riko rzuca samozwańczemu prowadzącemu piorunujące spojrzenie. – Na szczęście już jestem, więc możemy zacząć właściwe spotkanie.
    – Ale ja mogę poprowadzić je do... – Mężczyzna nie kończy, kiedy Riko mruży swoje oczy, spoglądając na niego jeszcze groźniej.
     – Nie, nie możesz – odpowiada tak cicho, że jestem w stanie usłyszeć to tylko dlatego, ponieważ zajmuję miejsce tuż obok prowadzącego.
    Mężczyzna zwiesza lekko głowę, ale po chwili podrywa ją i, błyskając bielą swoich zębów w irytującym uśmiechu, żegna się z nami, życząc wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Kiedy drzwi wreszcie się za nim zamykają, wzdycham z ulgą. Jak szybko zauważam, inni uczestnicy również reagują w podobny sposób.
    – Przepraszam was za niego – mówi Riko. – On się dopiero uczy.

Nie wróżę mu za dobrze w tej branży.

    Kobieta sięga po jeden z kubków i unosi go do ust, pociągając z niego spory łyk.
    – Wiem, że zapach nie wydaje się szczególnie zachęcający, ale ta herbata jest naprawdę smaczna i ma świetnie działanie rozluźniające. Spróbujcie.
    Niechętnie unoszę kubek do ust i przyglądam się warstwie zielonej pianki, unoszącej się na powierzchni naparu. Przez niezwykle długi moment, tak jakby od tego zależało całe moje życie – a przynajmniej zdrowie – rozważam spróbowanie napoju. A potem zamykam oczy, wstrzymuję powietrze, by nie czuć tego mdlącego zapachu i zanurzam wargi w herbacie.
    Smak, który rozchodzi się w moich ustach, jest zaskakująco przyjemny. Lekko mleczny, a jednocześnie orzeźwiający. Rzadko kiedy pijam herbatę, a taką jak ta próbuję po raz pierwszy w życiu.
    – I jak? Smaczna?
    Obecni na spotkaniu potakują, a kobieta się uśmiecha. Potem zakłada nogę na nogę i opiera kubek na swoim udzie.
    – Zacznijmy od krótkiego przedstawienia się, a potem przejdziemy już do właściwej części spotkania. – Riko wskazuje na pierwszą osobę po swojej lewej. – Powiesz nam coś o sobie? Jak się nazywasz, co lubisz robić?
    Wskazany przez nią, lekko anorektyczny chłopak opuszcza wzrok i zaczyna mówić drżącym głosem, jąkając się, bawiąc się jednocześnie nerwowo palcami.
    – Sa-saku-sakurai Ryō się nazy-zywam. Lubię... chy-chyba gotować lu-lubię.
    – Lubisz gotować? To wspaniale! Sama znam jedną osobę, która ma podobne hobby.
    Riko uśmiecha się do Sakuraia promiennie, a on powoli unosi głowę i przez chwilę tylko przygląda się kobiecie. Po kilku sekundach jednak niepewnie odwzajemnia uśmiech.
    Kolejne osoby przedstawiają się według tego samego schematu. Moja kolej przychodzi na samym końcu. 
    – A ty?
    Nie wiedząc, na czym powinienem skupić spojrzenie, wbijam wzrok gdzieś w ścianę i odpowiadam, zanim zdążam ugryźć się w język:
    – Nazywam się Aomine Daiki, a moje hobby to oglądanie magazynów z Mai-chan.
    Przez chwilę w sali panuje cisza. Potem kilka osób parska śmiechem, a sama Riko uśmiecha się rozbawiona.
    – Też lubię je oglądać – mówi tak cicho, że tylko ja jestem w stanie to usłyszeć, po czym mruga do mnie jednym okiem. Zaskoczony jej komentarzem lekko rozchylam usta. 

No nieźle...

    Kiedy śmiechy cichną, Riko spogląda po twarzach zebranych już nieco poważniejszym wzrokiem.
    – Domyślam się, że wszyscy tu obecni to osoby, które z powodu trwałych kontuzji przerwały uprawianie różnych sportów. Jakie dyscypliny to były?
    Odpowiedzi padają naprawdę różne. Od baletu, przez tenis stołowy, aż po baseball. Nikt oprócz mnie nie wypowiada jednak słowa „koszykówka”.
    Wysłuchawszy odpowiedzi, Riko kiwa głową, jakby sama się ze sobą zgadzała, a potem zadaje kolejne pytanie.
    – A co uniemożliwiło wam dalsze uprawianie sportu?
    I tym razem w sali rozbrzmiewają bardzo różne odpowiedzi. Od kontuzji kolana, przez anemię, aż po problemy odpornościowe. Kiedy przychodzi moja kolej na podanie powodu, unoszę sugestywnie brwi. Riko jednak przygląda mi się tak, jakby oczekiwała ode mnie słownego określenia. Wzdycham więc i spełniam tę jej niemą prośbę.
    – Wózek.
    Kobieta unosi lekko brwi zaskoczona, jednak nie komentuje mojej odpowiedzi. Zamiast tego spogląda w stronę drzwi.
    – Możesz wejść, Kagami.
    Mężczyzna, który wkracza do sali przypomina mi tygrysa. Ma rzucające się w oczy czerwone włosy z czarnymi końcówkami i delikatnie asymetryczną grzywkę, przysłaniającą lewe oko. Jest potężnie zbudowany i naprawdę wysoki jak na japończyka. W dodatku bije od niego specyficzna dzikość, którą instynktownie wyczuwam, gdyż grając w Lakonsach, kilkakrotnie spotykałem się z zawodnikami, wokół których roztaczała się podobna aura.
    – To Kagami Taiga, mój wieloletni przyjaciel i osoba taka sama jak wy – przedstawia mężczyznę Riko, po czym wskazuje mu miejsce po swojej lewej stronie. – Chciałabym, żebyście wysłuchali jego historii.
    Czerwonowłosy siada wygodnie na krześle i uśmiecha się do zebranych w sali osób.
    – Tak jak powiedziała Riko, nazywam się Kagami Taiga. Jestem zodiakalnym lwem, mam dwadzieścia pięć lat i sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, ważę osiemdziesiąt dwa kilo, a moja ulubiona potrawa to udon...
    Przyglądam się Kagamiemu z uniesionymi brwiami, nie będąc pewny, czy jest idiotą, czy jedynie próbuje rozluźnić atmosferę panującą w sali, która dzięki Riko stała się i tak dużo mniej napięta, niż była na początku.

Powiedz nam może jeszcze, jaki jest twój ulubiony typ i jak często sobie walisz, co? Wszyscy są tego na pewno niezwykle ciekawi.

    – ...z Riko znam się od dokładnie sześciu lat. Na jej prośbę postanowiłem przyjść tu i podzielić się z wami moją historią. Można powiedzieć, że jestem współprowadzącym tego spotkania – Kagami lekko się uśmiecha. Po chwili jednak poważnieje i zaczyna mówić już nieco twardszym głosem. – W koszykówkę nauczyłem się grać jeszcze jako dziecko. Zawsze podziwiałem zawodowych graczy, uwielbiałem oglądać w telewizji mecze ligowe. Marzyłem, żeby kiedyś stać się na tyle dobry, by przyjęli mnie do jednej z takich drużyn. Dużo ćwiczyłem, poświęcałem się sportowi nawet kosztem nauki, choć to może nie było szczególnie mądrą decyzją...
    Słuchając Kagamiego, ogarnia mnie lekka nostalgia. Jestem zaskoczony. To jak on mówi... Czuję się tak, jakbym słyszał swoją własną historię.
    – Niestety w gimnazjum zdarzył się wypadek, w wyniku którego straciłem wzrok w jednym oku. Lekarzom nie udało się mnie uratować. Od tamtej pory jestem w połowie ślepy.
    Przyglądam się Kagamiemu, czując, jak w mojej piersi rozchodzi się znajome zimno. Jego historia brzmi tak podobnie. Wiem, jakie słowa zaraz padną, jestem pewien, że usłyszę o rezygnacji i frustracji, choć nie mam pojęcia, jak taka opowieść mogłaby pomóc osobom po podobnych przejściach.
    – Jednak ani przez chwilę nie pomyślałem o rezygnacji z marzeń. Mimo częściowego upośledzenia wzroku, grałem dalej – a raczej starałem się grać. Szybko się jednak zorientowałem, że w przypadku koszykówki nawet bardzo ciężka praca nie jest w stanie zrekompensować tego, co odebrał mi wypadek. Ta świadomość, że jednak nie uda mi się osiągnąć mojego marzenia, nieco mnie przybiła, ale i tak nie zrezygnowałem z koszykówki. Choć opuściłem szkolny klub jako zawodnik, pozostałem w nim na pozycji menadżera. Mimo wszystko miałem naprawdę duże doświadczenie. I choć nie mogłem przyczynić się do zwycięstwa drużyny z boiska, wciąż byłem w stanie zrobić to z zewnątrz. Na początku wydawało się to nieco trudne, ale kiedy moja szkoła zajęła pierwsze miejsce na regionalnych zawodach, cieszyłem się, mając świadomość, że wygrana jest po części również zasługą mojej pracy jako menadżera. Dlatego mogłem się szczerze śmiać razem z zawodnikami. Poza tym nie przestałem grać – choć nie mogłem już tego robić w oficjalnych meczach, to jednak nikt nie miał prawa zabronić mi grywać amatorsko.
    Wraz z każdym słowem Kagamiego moje oczy otwierają się nieco szerzej. Nie chce mi się wierzyć, że po wypadku nie stracił nadziei, że tak po prostu przełożył dobro drużyny nad uczucie straty i nauczył się czerpać przyjemność ze wspierania kolegów z zespołu. Nie mogę uwierzyć, że tak zwyczajnie mu się to udało. Nie mogę... a może nie chcę?
    Spoglądam na Kagamiego, czując, jak coś ściska mnie w piersi – coś jakby zazdrość.

Jakim cudem on mógł tak łatwo sobie z tym poradzić?

    – Podobnie było w liceum. A kiedy skończyłem szkołę, udałem się na specjalne kursy instruktorskie. Po dwóch latach szkolenia, udało mi się dostać do jednej z lepszych drużyn ligowych w Japonii. Co prawda nie jako zawodnik, ale jako doradca trenera. W pewnym sensie spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa. W międzyczasie poznałem Riko, a ona przedstawiła mi swój pomysł dotyczący takich spotkań. Kiedy jakiś czas później wcieliła go w życie, zdecydowałem się jej pomóc, gdy mnie o to poprosiła. – Kagami uśmiecha się, a ja zaciskam usta w wąską linię, nie chcąc, by ktokolwiek zauważył ich drżenie.
    – Mówię wam to wszystko, ponieważ chcę, byście zrozumieli, że tak naprawdę nie nasze kontuzje nas ograniczają, ale umysł. Nawet jeśli nie jesteśmy już w stanie dłużej uprawiać sportu, wciąż możemy zrobić coś innego związanego z nim, nauczyć się ponownie czerpać z niego przyjemność. Na początku nigdy nie będzie łatwo, ale to, co możemy zyskać po pewnym czasie, jeśli wytrwamy w swoim celu, zdecydowanie warte jest wysiłku. Tylko od nas samych zależy, czy zdecydujemy się spróbować, nikt nie podejmie tej decyzji za nas. Pewne jest natomiast to, że jeśli nie spróbujemy, nigdy nie dowiemy się, czy było warto. Oczywiście wszystko zależy od motywacji, ale jeśli naprawdę kochaliśmy to, co robiliśmy, dlaczego kontuzja czy cokolwiek innego miałoby nam to odbierać? Przeszkoda stanie przed nami jedynie wówczas, gdy naprawdę uwierzymy, że nie jesteśmy w stanie już zupełnie nic zrobić.
    Cisza, która zapada w sali po tych słowach Kagamiego, pełna jest napięcia. Wszyscy wpatrują się w niego uważnie, przetrawiając to, co powiedział. A on dzielnie znosi liczne, przeszywające go spojrzenia, kolejno spoglądając obecnym w oczy.
    Opuszczam lekko głowę, patrzę na swoje dłonie, które do tej pory bezwiednie zaciskałem na powierzchni kubka z herbatą. Słowa Kagamiego trafiły we mnie z siłą strzały wypuszczonej z kuszy. Niczym ostry grot wbiły się mój umysł i zaczęły odbijać się potężnym echem wewnątrz niego. Wdarły się nieproszone, skupiając wokół siebie całą moją uwagę.
    Naprawdę ciężko mi zrozumieć, jak ktoś, kto w jednej chwili stracił tak wiele, mógł równie szybko się otrząsnąć i zmienić sposób patrzenia na świat. Jego marzenie zostało mu odebrane, a on tak po prostu znalazł sobie nowe, nieco różniące się od poprzedniego. Nie jestem w stanie tego pojąć. Nie wierzę w to, by ktokolwiek posiadał aż tak silną i nieugięta wolę, by ktokolwiek był aż tak odporny psychicznie. To dla mnie zbyt nierealne.

Czyżby kłamał?

    Spoglądam na Kagamiego i zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko nie była tylko tania, psychologiczna zagrywka. To dosyć prawdopodobne, przecież tego typu działanie opiera się zawsze, jakby nie było, na manipulacji. Pomagając komuś, psycholog skłania go, by zaczął myśleć o czymś w inny sposób, by zmienił swoje spojrzenie na daną kwestię. A jak inaczej nazwać coś takiego niż mianem „manipulacji”?

Tyle że on wcale nie brzmiał tak, jakby kłamał. Chociaż dla wyćwiczonej osoby to pewnie nic trudnego.

    – To spotkanie nie ma na celu jedynie sprawić, byście zaakceptowali obecny stan rzeczy, ale byście się przede wszystkim zastanowili, czy naprawdę chcecie zrezygnować na dobre ze sportu, który uprawialiście. Czy chcecie odciąć się całkowicie, czy może jednak spróbujecie podejść do niego od innej strony? Razem z Kagamim pragniemy pokazać wam, że nawet jeśli tego wcześniej nie przyjmowaliście do wiadomości, to wciąż macie wybór, nie musicie rezygnować ze wszystkiego. Tylko od was samych zależy, czy zdecydujecie się działać, ale jeśli właśnie taką decyzję podejmiecie, możecie liczyć na naszą pomoc. Odpowiemy również chętnie na jakiekolwiek pytania, jeśli jakieś chcecie teraz zadać, a w razie gdyby przyszły wam one do głowy później, każdemu z was rozdamy wizytówki z naszymi numerami kontaktowymi. Oboje mamy spore doświadczenie, a także liczne kontakty z osobami, które mimo różnych przeciwności zostały w jakiś sposób przy sporcie, który uprawiały. Jesteśmy całkowicie do waszej dyspozycji. – Riko mówi głośno i wyraźnie, brzmiąc tak, że coś we mnie mimowolnie każe mi jej zaufać.

Ah, te techniki psychologów... naprawdę robią wrażenie.

    – Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że tego typu decyzje wymagają zastanowienia. Jednak jesteśmy tu specjalnie dla was, czas nie ma żadnego znaczenia. Począwszy od tej chwili, na każdym spotkaniu Kagami będzie opowiadał bardziej szczegółowo, jak wyglądał w jego przypadku ten proces podejmowania decyzji, co się w trakcie dokładnie działo, na czym polegało na początku to wspieranie drużyny...
    Przestaję słuchać, co Riko mówi i wbijam wzrok w twarz czerwonowłosego mężczyzny, starając się dostrzec na niej ślad czegoś, co powiedziałoby mi, że to wszystko jest zwykłą ściemą, umiejętną zagrywką psychologiczną. Nic takiego jednak nie dostrzegam.
     Najwyraźniej wyczuwając, że się mu przypatruję, Kagami zwraca głowę w moją stronę i wbija we mnie czujne spojrzenie. Nie odwracam wzroku. Przez jakiś czas po prostu się tak w siebie wpatrujemy. Nie chcę być tym, który jako pierwszy ucieknie spojrzeniem, bo to by oznaczało, że przegrałem. Wygląda jednak na to, że Kagami również nie zamierza odpuścić.
    Nasz wzrokowy pojedynek zostaje przerwany przez pytanie jednej z obecnych na spotkaniu osób, skierowane w stronę czerwonowłosego mężczyzny. Kagami odrywa ode mnie spojrzenie i z uśmiechem na ustach udziela odpowiedzi. Nie przysłuchuję się jej jednak, nie jestem w stanie skupić się w chwili obecnej na czyichkolwiek słowach. Zbyt wiele myśli kłębi się w mojej głowie, bym potrafił skoncentrować się na spotkaniu choćby na moment. Całą jego resztę spędzam w zamyśleniu, z którego wyrywa mnie dopiero uderzenie w gong.
    – Dobrze, na dzisiaj koniec, kolejne spotkanie odbędzie się za tydzień o tej samej godzinie. Mam nadzieję, że do tego czasu uda wam się to wszystko przemyśleć. W razie jakichkolwiek wątpliwości nie wahajcie się dzwonić do mnie czy do Kagamiego. Zaraz rozdam wam wizytówki z naszymi numerami kontaktowymi. – Riko kończy mówić i wstaje, wyjmując z kieszeni plik małych, prostokątnych papierków. Potem rozdaje je po kolei wszystkim uczestnikom spotkania.
    – Jeśli nie macie już żadnych pytań, to możecie wyjść. Kubki po herbacie zostawcie na tym stoliku przy drzwiach – oznajmia kobieta, po czym żegna się z nami.
    Kiedy ludzie zaczynają podnosić się ze swoich miejsc, szybko wykręcam wózkiem, chcąc uniknąć tłumu i, zostawiając kubek z ledwo spróbowaną herbatą na wskazanym stoliku, opuszczam salę, a zaraz potem cały budynek.
    Gdy tylko znajduję się na zewnątrz, biorę głęboki wdech. Przez chwilę trwam tak ze wstrzymanym powietrzem, dopiero po kilku sekundach powoli je wypuszczając. Potem zjeżdżam po zejściu dla inwalidów i kieruję się na parking. 
    Nie wiem, czy Yui i Tetsu zdawali sobie sprawę, jak będzie wyglądała ta terapia, czy kierowali się jedynie zasłyszanymi wcześniej opiniami. W każdym razie w jednym muszę im przyznać rację – spotkanie na pewno do zwykłych nie należało. I nawet jeśli to wszystko była tylko manipulacja psychologiczna, to jednak skłamałbym, mówiąc, że nie wywarła ona na mnie żadnego wrażenia.
    W dalszym ciągu słysząc w umyśle echo słów Kagamiego, zaczynam powoli jechać wzdłuż parkingu, starając się wychwycić wzrokiem błękitnego pick–upa siostry, która obiecała mnie odebrać. Nie zauważam go jednak. Nie będąc pewny, czy to wynik mojego zamyślenia, ponownie przejeżdżam całą długość parkingu, starając się nieco bardziej skupić. Kiedy jednak i tym razem nie zauważam błękitnego samochodu, lekko zaskoczony, wyciągam ze spodni telefon, wybierając numer Yui. Nie jestem zaniepokojony nieobecnością siostry, każdy czasami się spóźnia, choć, fakt faktem, że jej zdarza się to naprawdę wyjątkowo rzadko.
    Yui odbiera po czwartym sygnale.
    – Tak?
    – Za ile będziesz? Bo pamiętasz, że miałaś mnie odebrać?
    Po drugiej stronie słuchawki na krótki moment zapada cisza, po chwili jednak w tle zaczynają rozbrzmiewać jakieś przytłumione odgłosy, których nie jestem w stanie rozpoznać.
    – Yui?
    – Aaaa, tak. Wybacz, ale utknęłam w kosmicznym korku, był wypadek. Nie wygląda na to, by coś się miało zmienić przez najbliższą godzinę...
    – To co, mam tu sterczeć jak kretyn?! –  Nieco poirytowany podnoszę głos.
    – Nie drzyj się na mnie, nie moja wina, że jakiś idiota przejechał na czerwonym świetle! – Yui nie pozostaje mi dłużna.
    Wzdycham ciężko i na krótką chwilę przymykam oczy. Wiem, że nie powinienem na nią krzyczeć, to przecież nie jej wina. Ale nic nie poradzę na to, że nie uśmiecha mi się tak długie czekanie.
    – Okej, daj znać, jak już coś się ruszy. Poczekam. 
    – Jesteś pewien? 
    – A co innego mam zrobić?
    Dziewczyna nie odpowiada, przez długą chwilę po drugiej stronie słuchawki panuje cisza.
    – No dobra, to jesteśmy w kontakcie – odzywa się wreszcie.
    – Jesteśmy – potakuję i kończę połączenie. Potem chowam telefon do kieszeni i wykręcam wózkiem, wracając nieco bliżej wejścia do budynku, w którym odbyło się spotkanie. Nie żebym miał ochotę spotkać kogoś z uczestników, po prostu parking w dużej mierze znajduje się w cieniu i powoli zaczyna robić mi się zimno.
    Kiedy ponownie czuję promienie słońca na swojej twarzy, zatrzymuję wózek przy murku i, odchylając głowę do tyłu, zamykam oczy, nie widząc lepszego sposobu na spożytkowanie czasu, który zmuszony jestem spędzić, czekając na Yui.
    Siedząc tak w promieniach słońca, otoczony przyjemną ciszą, robię się nieco senny. Jednocześnie wszystkie moje myśli związane ze spotkaniem, które do tej pory mnie męczyły, zaczynają powoli dawać za wygraną.
    – Opalasz się?

I cholera wzięła całą ciszę.

    Niechętnie otwieram jedno oko i spoglądam na osobę, która stoi obok mnie, choć po samym jej głosie, jestem w stanie poznać, kto to.
    – Pewnie. O taką opaleniznę trzeba dbać, bo zejdzie – odpowiadam nieco sarkastycznie. 
    – Hę? To opalenizna, a nie naturalny kolor? – Kagami wydaje się być szczerze zaskoczony. Zastanawiam się, czy naprawdę jest tak głupi, że połknął haczyk, czy tylko udaje.
    – Pewnie. Najprawdziwsza na świecie solarka.
    Przez chwilę Kagami tylko mi się przygląda, potem jednak wybucha śmiechem.
    – Dobre. Naprawdę dobre. Wyglądałeś tak poważnie, że ktoś inny pewnie by się nabrał.
    – Ktoś inny? A ty czemu się nie nabrałeś?
    Kagami siada obok mnie na murku i uśmiecha się szeroko.
    – Ponieważ już wcześniej wiedziałem, że to twoja naturalna karnacja.
    Zaskoczony prostuję się na wózku.
    – Wiedziałeś? Skąd?
    – Z wywiadu dla magazynu Sports Way.
    – Z wywiadu... – Otwieram nieco szerzej oczy, kiedy dociera do mnie znaczenie słów, które Kagami właśnie wypowiedział. – Ty... ty... co do... – Nie jestem w stanie zadać składnego pytania.
    Mężczyzna uśmiecha się do mnie tak jakoś dziwnie – w sposób, który sprawia, że mam ochotę przywalić mu w twarz. A potem pochyla się nade mną lekko, uważnie świdrując spojrzeniem. Dopiero w tak bliskiej odległości dostrzegam, że jego oczy mają barwę intensywnej czerwieni. A przynajmniej jedno – to niezasłonięte przez grzywkę. 
    – Tak, doskonale wiem, kim jesteś. Aomnie Daiki, były as niegdyś najlepszej drużyny w Japonii – Tokio Lakons.
    Przyglądam się Kagamiemu w ciszy, nawet nie mrugając. Nie wiem, co powiedzieć, jak zareagować. Kiedy grałem jeszcze w lidze, często spotykałem się z sytuacjami, gdy na ulicy zaczepiali mnie fani, ale odkąd zakończyła się moja kariera, więcej mi się to nie zdarzyło. Dlatego słowa Kagamiego tak na mnie zadziałały, dosłownie petryfikując.
    – Nie bądź taki zdziwiony – mruczy cicho czerwonowłosy, pocierając dłonią kark, zupełnie jakby sam był zakłopotany. – To oczywiste, że cię znam. Słuchałeś przecież mojej historii. Mówiłem, że uwielbiałem oglądać mecze ligowe. Byłem nawet na finale zawodów, w których zdobyliście drugie z rzędu mistrzostwo. Lakonsi należeli kiedyś do moich ulubionych drużyn, a ciebie samego podziwiałem. Jestem od ciebie młodszy, więc nigdy nie mieliśmy okazji zmierzyć się ze sobą na boisku przed moim wypadkiem, ale często wyobrażałem sobie, jakby to było. Zawsze uwielbiałem mierzyć się z silnymi zawodnikami. A ty należałeś właśnie do tych najlepszych.
    Przyglądam się Kagamiemu w ciszy. Dziwnie reaguję na jego słowa – odnoszę wrażenie, jakby mężczyzna był coraz dalej i dalej, jakby moje ciało powoli zatapiało się w niebycie zdominowanym przez jedną myśl, której do tej pory nie chciałem przyjąć do wiadomości.
    – Kiedy przeczytałem w magazynie, że w wyniku wypadku rezygnujesz z zawodowstwa, ta wiadomość mną wstrząsnęła. Zastanawiałem się, czy...
    Jego słowa docierają do mnie coraz mniej wyraźnie. Zupełnie jakby ktoś przyciszał co chwilę głośniki w radiu.
    Spoglądam przed siebie i wbijam wzrok w stojące po przeciwległej stronie parkingu drzewo. Przyglądam mu się, starając się ubrać w słowa pytanie, które ciśnie mi się na język.
    – Ty... – przerywam Kagamiemu w pół zdania. – ...naprawdę straciłeś wzrok w jednym oku?
    Słyszę, jak mężczyzna cicho wzdycha.
    – Nie uwierzyłeś mi, co? Powinienem się spodziewać, że z tobą nie będzie szczególnie łatwo.
    Spoglądam na niego, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli. Jednak kiedy otwieram usta, żeby go o to zapytać, Kagami unosi dłoń i odgarnia grzywkę z czoła, pokazując mi swoje lewe oko.
    Kolor tęczówki nie różni się za bardzo od tej w prawym, jest w podobnym odcieniu czerwieni, może jedynie nieco mniej intensywnym, jakby odrobinę wyblakłym, a sama tęczówka wydaje się mieć delikatnie rozmyte kontury, choć może to być równie dobrze zwykła gra światła. Na białku również nie widać niczego, co by szczególnie przykuwało uwagę. Rzeczą, która sprawia, że mimowolnie wstrzymuję oddech, jest wygląd źrenicy, a raczej jej brak. Miejsce, w którym normalnie powinna znajdować się czerń, przykrywa czerwień taka sama jak ta tęczówki. Lewe oko Kagamiego Taigi nie posiada źrenicy. A przynajmniej widocznej.
    Otwieram usta, jednak nie wiem, co powinienem powiedzieć. Że mi przykro, że współczuję? Na pewno nie. Sam nie chciałbym czegoś takiego usłyszeć i jestem pewien, że on również nie chce. Zabawne, choć znajdując się w podobnej sytuacji, teoretycznie powinienem wiedzieć, jak zareagować, kiedy przychodzi co do czego, jestem równie bezradny jak każdy inny człowiek.
    Kagami opuszcza grzywkę, spogląda przed siebie i pochyla się, opierając łokcie o swoje uda.
    – Trochę przerażające, co?
    Skłamałbym mówiąc, że nie. Widok tak wyglądającego oka mocno mną wstrząsnął, do tej pory spotykałem się z czymś takim jedynie w filmach. Nie odpowiadam jednak na pytanie, instynktownie wyczuwając, że Kagami wcale tego nie oczekuje.
    Przez pewien, bliżej nieokreślony czas siedzimy obok siebie w ciszy, wpatrując się w znajdującą się przed nami przestrzeń. Wszystkie moje myśli skupiają się wokół osoby Kagamiego i jego historii. Teraz, gdy wiem już, że była ona prawdziwa, jeszcze trudniej mi ją zaakceptować. Wcześniej mogłem to sobie tłumaczyć manipulacją psychologiczną, ale teraz, kiedy Kagami postawił mnie przed tym prostym faktem, wszystko się zmieniło. Nie potrafię zrozumieć, jakim cudem udało mu się tak szybko zmienić priorytety. Z jednej strony, biorąc pod uwagę cały ten ból związany ze stratą koszykówki, nie wyobrażam sobie, żebym był w stanie tak jak on przełamać się i zostać menadżerem jakiejkolwiek drużyny. Z drugiej jednak strony, jestem zazdrosny. Choć wiem, że nie powinna irytować mnie siła woli Kagamiego, nic nie mogę poradzić na to, że świadomość, iż ktoś był w stanie zrobić krok, jakiego ja się nie podjąłem, o jakim w ogóle nie pomyślałem, wprawia mnie w jawną irytację. Przecież każdy, kto w jednej chwili traci tak wiele, powinien przeżyć moment załamania i rezygnacji. To naturalna reakcja. Tak przynajmniej do tej pory myślałem.

Więc dlaczego on...?

    – Mogę cię o coś spytać?
    Mrugam, otrząsając się z zamyślenia. Nie odzywam się jednak. Nie doczekując się odpowiedzi, Kagami bierze sobie tę moją ciszę za przyzwolenie.
    – Dlaczego zrezygnowałeś z koszykówki?
    Unoszę brwi i spoglądam na niego jak na idiotę.
    – A niby jak miałbym grać w takim stanie? Widziałeś kiedyś, żeby ktoś biegał na wózku? – odpowiadam, nie siląc się, by choć odrobinę ukryć irytację.
    – Hmmm... – Kagami przygląda mi się uważnie. – Więc mówisz, że powodem, dla którego przestałeś grać, jest wózek, a nie niepełnosprawność?
    – A co to niby za różnica?
    – Zasadnicza.
    Przyglądam się Kagamiemu, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
    – Widzisz, zdaje mi się, że twój problem tkwi w sposobie postrzegania. Patrzysz na swoją kontuzję zbyt powierzchownie, przez co umyka ci sporo ważnych faktów.
    W dalszym ciągu nie mam pojęcia, o co mu chodzi, a psychologiczny żargon wcale nie ułatwia zrozumienia. Z jednej strony czuję się zirytowany faktem, że Kagami wytyka mi powierzchowność, z drugiej chciałbym się dowiedzieć, o co dokładnie mu chodzi – gdzieś we mnie, mimo irytacji, zapala się iskra ciekawości, którą bardzo chciałbym zaspokoić. Nie podoba mi się fakt, że czerwonowłosy może wiedzieć o mnie coś, o czym ja sam nie mam pojęcia.
    – Co chcesz przez to powiedzieć?
    Kagami spogląda na mnie, przekrzywiając lekko głowę na bok.
    – Chcesz wiedzieć? W takim razie mogę pokazać ci coś ciekawego. 
    – Tak zwyczajnie i bezinteresownie? Co niby będziesz z tego miał?
    Kagami spogląda mi prosto w oczy, przeszywając intensywnym spojrzeniem.
    – Nic wielkiego. Chcę w zamian tylko jednej rzeczy.
   
A więc jednak nie jesteś taki bezinteresowny, co?

    – Jakiej? – pytam, powstrzymując się przed ironicznym parsknięciem śmiechem.
    Kagami opiera brodę na swojej dłoni, mrużąc lekko prawe oko. A potem uśmiecha się w sposób, który sprawia, że po moich plecach przebiega ostrzegawczy dreszcz.
    – Chcę, żebyś umówił się ze mną na randkę.



                                       
Miałam duży dylemat, czy skończyć rozdział w momencie lekko czy bardzo wkurwiającym dla czytelnika, na szczęście niezawodna Yuuki przybyła z odsieczą i wybrała drugą opcję. Możecie jej podziękować~

24 komentarze:

  1. Łooo ja nie wierzę. Pierwsza!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CLD-senpai słodkie rzeczy wychodzą Ci świetnie! :D
      Za to mhroczne sprawiają ból w tych dolnych częściach ciała.
      Za to "Love-oop" sprawia, że chcę wyjść na dwór i pocieszyć się tym, że mogę chodzić! :D
      Opowiadanie świetne, oby tak dalej.
      Życzę dużo weny. :D

      Usuń
    2. Uh, cieszę się, że w taki sposób odbierasz moją twórczość. Choć słodkich rzeczy to ja za wiele nie piszę xd
      Cieszę się, że rozdział się podobał~

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nienawidzę cię.
      .
      .
      .
      I siebie też.

      Usuń
    2. Ale... ale jak to ;-;

      Usuń
    3. Na początek chciałabym wspomnieć iż w tym zdaniu - „Może i Yui jest walniętą yaoistką, która czasem przesadza z dzieleniem się ze mną swoimi fantazjami, ale wiem, że w poważnych kwestiach nigdy nie zrobiłaby nic, co mogłoby mi zaszkodzić. „ - wyczułam utożsamienie głównych bohaterów z tobą i twoim braciszkiem. XDD
      .
      .
      .
      Powyższe słowa napisałam, kiedy byłam w trakcie czytania opowiadania. Potem tak mnie ono wciągnęło, że je skończyłam i dopiero teraz piszę resztę. A powinnam napisać, że na początku chcę powiedzieć, iż cię nienawidzę, i twój rewanż odnoszący się do mojego komentarza pod pierwszym rozdziałem „Love-oop” został dokonany ;_;
      PODPUŚCIŁAŚ MNIE Z TYM ZAKOŃCZENIEM! ;_; Zgiń, pedale, nienawidzę Cię za to! ;___; Kończyć w takim momencie to jak zostawić człowieka na skraju orgazmu! Już dochodzi, już, już, już, a ty bezczelnie wychodzisz na balkon zapalić papieroska! ;___;
      Gupi pedał ;_________________;
      Dobra, jakoś się ogarnę, żeby skleić komentarz...
      Widać, że z Kagamim masz bardzo rzadko do czynienia xD Pomijając już sam fakt, że jego zachowanie w tym przypadku jest uzasadnione (stracił wzrok, ale się nie poddał), to ogólnie rzecz biorąc sama jego postać jest taka trochę... nieKagamisiowa (nie miej mi tego za złe, ale masz do czynienia z jego żoną, także no xD). Ale ogólnie jestem w stanie go polubić, w końcu to mój Tygrysek *-*
      Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że Kagami też będzie na wózku, i wtedy razem będą grać w kosza-na-wózkach, ale potem stwierdziłam... no,no, CLD, dobrze przemyślane! Dzięki temu będą mogli się seksić :-) A tak to by było, no, ciężko xD
      Generalnie rzecz biorąc, praktycznie przez cały rozdział się uśmiechałam. „Pomocnik” Riko mnie dobił, reakcje Aho były prześmieszne, i ogólnie atmosfera w rozdziale była super.
      Aczkolwiek...
      Zjebałaś zakończenie :-) NIE NALEŻY KOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE. ZGIŃ, ROZUMIESZ TO? NAPISZ LOVE-OOP DO KOŃCA, A POTEM ZGIŃ.
      Kiedy kolejny rozdział? Czekam na odpowiedź.

      Usuń
    4. Tak, tam jestem ja i Michał, to jesteśmy my, żywcem wzięci xd Nie mogłam się powstrzymać xd
      Co się tyczy Kagamiego - ja sama doskonale zdaję sobie sprawę, że różni się od kanonicznego. Ale no... ciężko mi było zachować tak po prostu jego właściwy charakter idioty, jeśli musiałam przedstawić go w takim świetle. Kanonicznego Kagamiego można spodziewać się w Requiem, ale na potrzeby Love-oopa musiałam go trochę zmodyfikować. No i i nie umiem nim pisać no!
      Ale cieszę się, że jednak jesteś w stanie go polubić. W następnych rozdziałach myślę, że będzie już nieco bardziej swój, więc no xd
      No tak, bo przecież seksy są najważniejsze! *tu jebła*
      Cieszę się, że udało mi się w tym rozdziale dać pozytywny wydźwięk!
      A co do zakończenia - to przepraszam bardzo, ale sama takie wybrałaś xd Więc mi się tu nie rzucaj xd
      Nowy rozdział we wrześniu.

      Usuń
  3. Kagami niezmiennie okazał się idiotą.
    Dla tego go uwielbiam. xD

    Jest parę rzeczy, które mi się nie spodobały, ale może innym razem o tym wspomnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff *oddech ulgi* Kagami się spodobał, kamień z serca xd

      Usuń
  4. Cześć, ja tu jestem nowa *macha łapką, chociaż trudno nie zauważyć ubranego na czarno metra osiemdziesięciu pięciu w glanach* Anciel jestem, strasznie miło poznać! Przyznaję bez bicia, że przeczytałam dopiero to ostatnie MidoAka i te AoKagaszki właśnie, ale nadrabiam! Komentuję z telefonu, więc nie będzie powalającej długości, ale ja nawet swoje gejozy piszę na telefonie, więc... przechodząc do rzeczy, uwielbiam Twój styl pisania. Tak, po trzech postach wyrobiłam sobie taką opinię, cicho. Strasznie podoba mi się Twój Aomine i uważam, że prowadzenie postaci niepełnosprawnej wymaga naprawdę dużej wprawy. Kiedyś prowadziłam niewidomego chłopaka i marzy mi się niemowa, ale to Już większy hardkor. Coś mi tu nie gra z Tetsu... Ale pewnie dlatego, że przyzwyczaiłam się, jak wszyscy opisują go jako przerażającego milczka, który jest wszędzie i wie wszystko xD a za końcówkę, pewnie jak większość, hejcę mocno, bo teraz trzeba będzie czekać i w ogóle, jak można coś takiego robić czytelnikowi!
    Nie chcę uskuteczniać chamskiej reklamy, ale i tak miło mi będzie Cię widzieć na kojen-niisan.blogspot.com ;3
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu... Weź mi trochę oddaj! Wspomóż nierealny dotychczas plan zrobienia idealnego cosplayu Makishimy! xd
      *kłania się* CLD, wzajemnie~
      Cieszę się, że podoba Ci się mój Aomine, bo fakt faktem, że wyzwaniem to on był sporym. Co do niemowy - też mam w planach. Co prawda to za dłuuuugi czas, jak już skończę Requiem, bo opowiadanie z niemową planuje również długie (choć dużo krótsze niż Requiem xd).
      Cieszę się, że podoba Ci się mój styl, to niezmiernie miłe~
      Co do Testu - w Love-oopie faktycznie przedstawiam go nieco inaczej niż w innych testach. Choć muszę przyznać, że ze względu na to, że AkaKuro to jeden z moich najukochańszych shipów, na moim blogu pełno różnych przestawień Tetsu - jest kanoniczny, jest płatny zabójca, jest nawet seme xd Jeśli jednak jesteś ciekawa mojego przedstawienia go w zgodzie z kanonem, to zapraszam do przeczytania drugiej kontynuowanej wielopartówki, już wcześniej wspomnianej - Requiem dla Psychopaty. Tam na pewno mój sposób postrzegania Tetsu jest przedstawiony najbardziej szczegółowo xd
      Haha, co ja poradzę, że lubię kończyć w takich momentach xd Napięcie jest ważne no xd
      Znam jedną osobę, która też pisze posty na telefonie. Kiedyś próbowałam, zmuszona brakiem lapka na wyjeździe... Padłam po trzech zdaniach xd Nie dogaduję się za dobrze z telefonem, nawet komentarzy nie lubię na nim pisać, choć ze względu na ogólne zalatanie i pracę często mi się to zdarza.

      Usuń
  5. Umm.. Szczerze? Nie spotkałam się z osobą, której w jednym oku brakuje tylko źrenicy.. Więc noo.. To dla mnie trochę dziwne? Tak w ogóle moszna?'o' Moja ciocia jest na wpół ślepa i w jednym oku ma tylko samo białko - zero źrenicy i zero tęczówki - to dopiero przerażający widok. A co do samego opowiadania? Mnie się podoba. Kagami jest Kagamim :3 Aomine też mi się Twój podoba. Riko jest wedłóg mnie typową Riko. I zakładam, że ten prowadząc z początku to Teppei XD *te przeczucia* Zakończenie.. JA CHCĘ JESZCZE! JA CHCĘ DALEJ! *-*)/ Taaak wiem, muszę się uzbroić w cierpliwość i grzecznie poczekać x3 W każdym razie Weny i czasu~ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tzn. to nie tak, że on nie ma źrenicy jako takiej, w końcu to dziura, tylko no... Nie widać jej. I tak to jest możliwe. Nie znam dokładnie szczegółów, ale czytałam sobie wcześniej artykuły różne przed napisaniem tego w opku i między innymi taka reakcja może być po różnych substancji chemicznych np. alkaliach. Jak się poszuka, to jest też sporo zdjęć w necie.
      Prowadzący akurat jest... nikim xd Przewinął się, żeby Aho mógł ponarzekać i nie jest to żadna konkretna postać xd A co do zakończenia - nie mogłam się powstrzymać xd

      Usuń
  6. Nominowałam Cię do Libster Award na moim blogu!
    http://shinokuroiinu.blogspot.com/2015/08/libster-award.html
    ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Żeby czytać z bluzą na głowie zaczepioną o ekran laptopa - oto do czego prowadzi człowieka desperacja xD
    Na początek literówki:
    'miałoby nam to obierać?' - zjadłaś 'd'
    'uważnie świrując spojrzeniem' - znowu 'd'; ta z kolei, wybacz, wywołała w mojej głowie bardzo zabawny obraz Kagamiego z mocnym zezem rozbieżnym xd
    Tak myślałam, że Aomine w ostatnim momencie będzie chciał zrezygnować i zawrócić - samej zdarza mi się tak często postępować, choć wiadomo, w sytuacjach bardziej trywialnych. Mniejsza.
    No i oczywiście ujął mnie ten fragment, ale wiesz przecież, że nie mogłam przejść obok niego obojętnie:
    '(..) ale wiem, że w poważnych kwestiach nigdy nie zrobiłaby nic, co mogłoby mi zaszkodzić. Od zawsze tak było. Choć jako dzieci często się kłóciliśmy, to jednak kiedy ktoś z zewnątrz okazywał względem któregokolwiek z nas złe intencje, drugie zawsze się za pierwszym wstawiało. My mogliśmy się nawzajem obrażać i szarpać za włosy, ale nikt inny nie miał takiego prawa.' - Gdyby ktoś mnie kiedyś o to zapytał, to tak właśnie opisałabym moją relację z bratem. No, ten kawałek jest piękny.
    'Może i Yui jest walniętą yaoistką, która czasem przesadza z dzieleniem się ze mną swoimi fantazjami' - To też cudne, przypomniało mi się jak się kiedyś nieco rozpędziłam i kuzyn siedział przy mnie z taką niewyraźną miną mówiącą 'błagam, niech ktoś mnie stąd zabierze' xD
    Początek terapii mnie rozwalił. Naprawdę, po takim przywitaniu też bym się zaczęła zastanawiać czy gość nie zwiał z psychiatryka. Owszem, wesołe powitania jak najbardziej, ale nie popadajmy w skrajności. Nieźle się przy tym uśmiałam xD W ogóle początku potraktowałam tego faceta jak jakiegoś randomka, ale potem... Czy to był może Kiyoshi?
    Podziwiam tak naturalne i nieprzesadzone poprowadzenie następnej części tekstu - dialogi bywają często wyjątkowo wredne i za cholerę nie chcą wychodzić naturalnie, szczególnie w takich sytuacjach, więc ten, gratuluję~
    No i Kagami! Wyszedł idealnie, taki bardzo, hm, 'taigowy' xd
    Wiedziałam, że go o to zapyta, no ale w końcu czego innego mógłby chcieć w zamian? xd

    Weeeny~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za literówki, poprawię je rano *zaczęła oglądać Akatsuki no Yona i nerdzi przy tym już dobre pięć godzin*
      No przed takimi dialogami ciężko się powstrzymać, kiedy mam wreszcie możliwość opisać relacje rodzeństwa. Zresztą wiesz i rozumiesz~
      Khe, khe, mój brat juz przywykł do moich yaoistycznych odpałów, czasem nawet czyta moje teksty, jeśli ładnie poproszę (czyt. pomęczę xd). Choć tak brutalna, żeby puścić mu dramatyczne pedały, to nie byłam xd
      No tego wstępu nie mogłam sobie odpuścić, kiedy wyobraziłam sobie reakcje Aho, to musiałam to napisać xd A co do prowadzącego - random, nikt ważny.
      Dialogi wyszły? Cieszę się bardzo~
      Kagamiego prowadzić bałam się najbardziej, nie przepraszam za nim, dlatego nie łatwo mi pisać fragmenty z nim, nawet jeśli to AoKaga. Ale jeśli się spodobał, to się cieszę~
      Za wenę (mój słownik poprawił na 'węże'... chciałoby się ;-;) dziękuję, choć dzisiaj wyjeżdżam, wiec w ciągu tego tygodnia na nic mi się ona raczej nie przyda. Chyba że w pociągu coś skrobnę... Zobaczymy xd

      Usuń
  8. Aw, powinien Ci się pociąg solidnie spóźnić za takie zakończenie! I to w sumie jedyne zdanie jakie umiem na daną chwilę skleić, bo upał, bo umieram. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że dalej śledzę Twego bloga na bieżąco, i masz +1 osobę, która czeka na kolejny rozdział Love-oppa (i nie tylko...) :'3 No więc, udanego wypoczynku życzę! �� Seo
    PS. Wszyscy chwalą Aomine i Kagamiego, to ja pochwalę jeszcze Kurosia, bo też jest super ☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spóźnił się, ale za to z konwentu uciekłam jeszcze tego samego dnia, w którym przyjechałam, więc można powiedzieć, że Twoje groźby się sprawdziły xd (Niucon to zło, nie wiem, czemu ludzie na to jeżdżą, gorszy konwent trudno zorganizować).
      Obecnie mam feelsy na diamentowych pedałów, więc nie wiem, kiedy wrzucę nowy rozdział Love-oppa, w ogóle nie wiem, kiedy pojawi się coś nowego z gejobasu, ale no... Myślę, że jeszcze przed końcem wakacji xd
      Cieszę się, że Tetsu się podoba, osobiście cholernie jarała mnie wizja jego jako pisarza, choć tutaj gra rolę tylko drugoplanową... Może napiszę z nim takim coś dłuższego kiedyś, kto wie xd

      Usuń
  9. KAGAMI, TY ULICZNY PODRYWACZU BYLYCH GWIAZD KOSZYKOWKI! XDDDDD
    *niemozebofeelsynabyleotp*
    *onatuwroci*

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy bedzie III rozdzial? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W środę wrzucam rocznicowego shota, potem następny w kolejności jest rozdział Monopolu. A po nim dopiero trójeczka AoKagi. Bez obaw, nie zapomniałam o Love-oopie, każde opko dokończę. Tyle że obecnie mam naprawdę ograniczony czas przez studia, kursy i pracę, więc posty nie będą pojawiać się tak często jak w wakacje. Rozumiem niecierpliwość, ale, choć bardzo bym chciała, nie zatrzymam czasu xd Dlatego byłabym bardzo wdzięczna za wyrozumiałość~

      Usuń
    2. A okej,juz sie nie moge doczekac :D

      Usuń
  11. Wow... po prostu... wow...
    Podoba mi się Kagami tutaj �� ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń