sobota, 12 września 2015

Czyste Zło


One-Shot: Jun x Tetsu



   To co musicie o tym shocie przed przeczytaniem wiedzieć – różni się on znacznie od tekstów, jakie zazwyczaj publikuję, ale właśnie taki musiał być. Jest bardzo lekkim, niezobowiązującym, obyczajowym shounen-aiem z ociupinką fluffa i komedii. Nie spodziewajcie się niczego głębokiego, niczego, czym się zachłyśniecie. To ma być po prostu lekki, przyjemny shocik, nic więcej. Co do samej fabuły pomysł na nią chodził mi po głowie od chwili, gdy zobaczyłam pewne dwa arty (wrzucę je pod tekstem), a do tego shipu pasował on idealnie, bo Tetsu i Jun to przecież takie kochane, nieodpowiedzialne zjeby xd 


                                           


    Budzi mnie wysoki, dziecięcy głosik i ręce lekko potrząsające za moje ramiona.
    – Wujku Bródka, jestem głodny!
    Nie otwierając oczu, mruczę coś niezrozumiałego i przekręcam się na drugi bok, próbując zignorować irytującą istotę, wmawiając sobie, że to tylko koszmar, z którego nie zdążyłem się jeszcze obudzić.
    – Wujku Bródkaaa... No, wujku Bródka nooo...
    Przyciskam poduszkę do uszu, jednak irytująca istota nie daje za wygraną. Wchodzi na łóżko i wdrapuje się na mnie, wbijając boleśnie palce w moje żebra.
    – Wujku Bródka, wujku Bródka, wujku Bródkaaa!
    Nie mogąc znieść tego piskliwego głosu, przekręcam się gwałtownie na plecy, zrzucając się z siebie irytującą istotę. Ona jednak, zupełnie się tym nie przejmując, siada tuż obok i spogląda na mnie wielkimi, błyszczącymi, bursztynowymi oczami, po czym uśmiechając się szeroko, unosi ręce i uderza nimi lekko w moje policzki. Po pokoju roznosi się cichy plask, a ja mrugam zaskoczony, nie do końca wierząc w to, co właśnie miało miejsce.
    – Pora wstawać, wujku Bródka!
    Biorę głęboki wdech, unoszę się na łokciach, po czym spoglądam na irytującą istotę wzrokiem, pod którym każda normalna osoba by zadrżała. Jednak siedzące obok mnie „coś” zdecydowanie do normalnych stworzeń nie należy, w związku z czym kompletnie nie przejmuje się gromami, które ciskam w jego stronę. 
    – Teraz to przegiąłeś, bachorze.
    Po sypialni roznosi się głośne skrzypnięcie łóżka, kiedy łapię irytującą istotę w zapaśniczy chwyt i zaczynam ją łaskotać. Ona zaś, zamiast błagać o litość, tylko się śmieje, szamocząc się w moich ramionach. W pewnej chwili jednak przestaje się wyrywać i nieruchomieje. Zaniepokojony puszczam ją, nie będąc pewny, czy nie przesadziłem nieco z siłą chwytu.
    – Ej, co jest, bachorze, dlaczego...
    – Wujku Bródka, siusiu.
    Spoglądam na irytującą istotę, nie rozumiejąc, czemu po prostu nie wstanie i nie pójdzie do łazienki.
    – No to już, sio do toalety. 
    Irytująca istota spogląda na mnie wielkimi oczami, dziwnie wykrzywiając usta. W jakby... smutnym grymasie?
    – Ale... już za późno.
    – Jak to „za późno”?
    Dokładnie w chwili, w której kończę zdanie, przerażające podejrzenie rodzi się w moim umyśle.
    – Oj, oj, nie mów, że...
    Irytująca istota lekko przesuwa się na łóżku, a ja dostrzegam żółtą plamę powstałą na pościeli.

No chyba jaja sobie ze mnie robicie!

    – Przepraszam, wujku Bródka! – krzyczy irytująca istota, po czym zsuwa się z łóżka i wybiega z pokoju, wyrzucając ręce w górę. Macha przy tym nimi w jakiś dziwny sposób, który przywodzi mi na myśl galaretkę kołyszącą się na łyżce.
    – Oj, czekaj, bachorze! Nie zasyf całego mieszkania!
    Nie słyszę jednak odpowiedzi. Wzdycham więc tylko i zrezygnowany spoglądam na żółtą plamę.

I co ja niby mam z tym zrobić? Uprać, odkazić, spryskać środkami anty... antyjakimiśtam? Jak to się nazywało... dezy... deratyzacja?
Cholera, co się robi, jak się dziecko zsika?!

    Targam swoje włosy, wyrażając w ten sposób skrajną frustrację.

Bachory. Same z nimi problemy...
 
    Wzdycham ciężko i przecieram twarz dłońmi. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, dlaczego akurat mnie musiało to spotkać. Dlaczego spośród wszystkich swoich przyjaciół właśnie nas musiał Chris poprosić o pomoc i dlaczego Tetsu się na to zgodził.

Przecież nic by się nie stało, gdyby odmówił.

    Doznając nagłego olśnienia, spoglądam na prawą stronę łóżka, na której zwykł sypiać mój chłopak, mając nadzieję, że może on będzie wiedział, co zrobić ze skażoną pościelą. Niestety spotyka mnie niemiłe rozczarowanie – Tetsu w łóżku nie ma.
    – No rzesz, akurat w takiej chwili musiał gdzieś poleźć – warczę pod nosem, wstając, i zakładając na siebie pierwsze lepsze ubrania, które wyciągam z wielkiego stosu, zalegającego na fotelu.
    Wychodząc z pokoju, zostawiam zainfekowaną dziecięcymi zarazkami pościel w nietkniętym stanie, postanawiając, że najpierw znajdę swojego chłopaka, a potem będziemy się wspólnie zastanawiać, co z tym problemem zrobić.
    – Oj, Tetsu! Gdzie jesteś? Tetsu! Tetsuya, do cholery, gdzieżeś polazł?!
    Niespodziewanie coś łapie mnie za nogę, sprawiając, że się potykam i o mały włos nie wywalam na podłogę. Kiedy udaje mi się ponownie złapać równowagę, spoglądam w dół, dostrzegając wpatrujące się we mnie zza szkieł okularów, duże, bursztynowe oczy bliźniaczo podobne do tych, które zobaczyłem tuż po obudzeniu.

Irytująca istota numer dwa.

     – Wujku Bródka, nieładnie tak krzyczeć z samego rana, sąsiedzi mogą się obudzić.
     Z całych sił powstrzymując się przed wykopaniem irytującej istoty numer dwa na księżyc, ignoruję ją i kontynuuję poszukiwania Tetsu. Zaglądam wszędzie, gdzie się da – sprawdzam łazienkę, pokój gościnny, salon, kuchnię, taras, nawet schowek na środki czystości. Po przeszukaniu całego mieszkania zmuszony jestem jednak sam przed sobą przyznać, że Tetsu najzwyczajniej w świecie wyparował.
    – Cholera no, akurat teraz musiało zachcieć mu się gdzieś zniknąć.
    Zrezygnowany siadam przy stole w kuchni i, opierając brodę na dłoni, zaczynam przyglądać się kafelkom, którymi wyłożone są ściany. Zajęcie to jednak bardzo szybko przerywają mi trzy przekrzykujące się nawzajem głosy.
    – Wujku Bródka, jestem głodny! 
    – Wujku Bródka, chcę owsiankę!
    – Wujku Bródka, zrób omlet!
    – Nie! Mięso! Wujku Bródka, zrób mięso!
    – Nie, omlet!
    – Owsiankę!
    Liczę w myślach do dziesięciu, próbując się uspokoić, powtarzając sobie, że dzieciobójstwo jest karalne, a mnie nieszczególnie uśmiecha się spędzenie reszty życia w więzieniu.
    Kiedy dochodzę do stanu względnego opanowania, wstaję z krzesła, wyjmuję z szafki kilka foliowych siatek, po czym układam je jedną na drugiej na jednym z krzeseł. Potem podchodzę do trzech irytujących istot i unoszę na rękach tę, która skaziła moje łóżko, sadząc ją następnie na zabezpieczonym miejscu.
    – Nie ruszaj się stąd, jasne?
    – Ale, wujku Bródka, a co jeśli...
    – Masz. Się. Stąd. Nie. Ruszać. Pod. Żadnym. Pozorem – mówię, akcentując wyraźnie każde słowo.
    – Nawet, gdyby był koniec świata?
    – Nawet wtedy.

Co to w ogóle za porównanie ma być?

    Irytująca istota numer jeden spogląda na mnie wyraźnie niezadowolona, układając usta w podkówkę, zakładając małe rączki na piersi, jednak posłusznie pozostaje na wskazanym miejscu.
    Wzdycham z ulgą, mając jeden problem z głowy. Następnie spoglądam na pozostałe dwie irytujące istoty i zanim którakolwiek z nich zdąża się odezwać, oznajmiam:
    – Dostaniecie płatki.
    – Dlaczego płatki, chciałem owsiankę!
    – A ja omlet!
    Rzucam bachorom piorunujące spojrzenie.
    – Ale dostaniecie płatki.

No przecież im nie powiem, że moje umiejętności kulinarne kończą się na zalaniu wrzątkiem zupy w proszku.

    Wyjmuję płatki z szafki i mleko z lodówki. Następnie zdejmuję z suszarki trzy małe miski i wkładam je do dużej mikrofalówki, która spokojnie mogłaby pomieścić sporych rozmiarów garnek – prezent od mamy Tetsu, który dostał od niej z okazji usamodzielnienia się i wyprowadzenia z domu. Ustawiam czas grzania i, czekając, aż zadzwoni timer, wystukuję palcami jakiś przypadkowy rytm na kuchennym blacie.
    – Hej, wujku Bródka... – Spoglądam na irytującą istotę numer trzy, która podchodzi do mnie i przygląda mi się spojrzeniem wielkich, błękitnych oczu. – ...a dlaczego grzejesz puste miski?
    Zdezorientowany spoglądam na nieotwartą butelkę mleka i, uświadamiając sobie popełniony błąd, zaczynam czuć, jak na moje policzki wstępuje rumieniec zażenowania. Szybko obracam twarz w stronę ściany, nie chcąc dać dzieciakom powodu do śmiechu, próbując jednocześnie wymyślić jakieś w miarę przekonujące wytłumaczenie.
    – To... to jest taka sekretna metoda. Jeśli podgrzeje się najpierw samą miskę, a potem miskę z mlekiem, to wtedy... – Próbuję przypomnieć sobie cokolwiek z lekcji fizyki, na których zwykłem sypiać w liceum. – ...to wtedy płatki przejmą energię cieplną i organizm będzie miał więcej siły do wykorzystania! – kończę, modląc się w duchu, żeby dzieciaki nie okazały się wyedukowane przez Chrisa w dziedzinie fizyki.
    – Łooo, naprawdę? – Błękitne oczy rozbłyskają niepohamowaną ekscytacją. – Ale super! Wujku Bródka, jesteś genialny!
    – Oczywiście, że jestem, w końcu w szkole byłem uznawany za geniusza, miałem najlepsze oceny ze wszystkich przedmiotów...

...a przynajmniej najlepsze na moje możliwości.

    – Naprawdę?! Ale ekstra!
    Irytująca istota numer trzy podbiega do drugiej i zaczynają skakać wokół siebie, ekscytując się tym, jak mądrego mają wujka. Ja zaś, wykorzystując moment ich nieuwagi, szybko wyjmuję puste miski z mikrofalówki, po czym wstawiam je do niej ponownie, tym razem wypełnione mlekiem. Cieszę się przy tym w myślach, że dzieciaki są na tyle naiwne, że uwierzą w każdą, nawet największą bzdurę wypowiedzianą z odpowiednim przekonaniem.
    Kiedy timer zaczyna pikać, wyjmuję miski z mikrofalówki i wsypuję do nich płatki, stawiając następnie tak przygotowane śniadanie na stole.
    – Oj, gotowe, siadajcie.
    Dzieciaki, które do tej pory skakały po kuchni, jak na komendę wdrapują się na krzesła, po czym, chwytając za łyżki, zaczynają łapczywie pochłaniać jedzenie, próbując dogonić irytującą istotę numer jeden, która zaczęła jeść przed nimi.
    Przyglądam się im, powoli podgryzając wyciągnięty uprzednio z lodówki kawałek kiełbasy, przypominając sobie chwilę, kiedy zobaczyłem te dzieciaki po raz pierwszy.
    Tak właściwie to był to spisek Chrisa i Tetsu, o którym ja nie miałem pojęcia. Mówiąc, że zostałem przez mojego kochanego chłopaka postawiony przed faktem dokonanym, nieszczególnie rozminąłbym się z prawdą. Nie miałem za bardzo prawa głosu, podobnie jak nigdy nie mam go w łóżku, kiedy walczę z Tetsu o dominującą pozycję. Że też demon, który budzi się w nim na boisku, musi się również budzić w nim w sypialni. No naprawdę...
    Poprzedniego dnia Chris miał wpaść do nas po śniadaniu – a przynajmniej tak brzmiała wersja Tetsu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy, owszem, przyjaciel nas odwiedził, ale nie sam – wraz z nim do naszego mieszkania wpadła trójka rozwrzeszczanych dzieciaków, skażając je na zawsze.
    Eijun, Kazuya i Mei Takigawa – młodsi bracia Chrisa. Pierwsza dwójka niemal identyczna – brązowowłosa, z bursztynowymi, jakby wilczymi oczami, bardzo podobna do naszego przyjaciela Mei zaś z wyglądu nieco różniący się od braci – blondynek z niesamowicie jasnymi, błękitnymi tęczówkami – jednak tylko z wyglądu. Pod względem charakteru cała trójka wydała mi się od razu równie głośna i nieznośna. I choć Tetsu bardzo szybko zapamiętał imiona, dla mnie te dzieciaki już na samym wstępie stały się po prostu irytującymi istotami numer jeden, dwa i trzy. Takie określenie opisywało je moim zdaniem najlepiej.
    Chris szybko się ulotnił, dziękując nam za opiekę nad braćmi, prawdopodobnie rozumiejąc, że to jedyny sposób na uniknięcie wybuchu z mojej strony. Kiedy chciałem wypaść za nim z mieszkania, żądając wyjaśnień, Tetsu mnie zatrzymał, mówiąc, że sam mi wszystko wytłumaczy.
    Jak się niebawem przekonałem, mieliśmy przez dwa dni robić za niańki młodszych braci Chrisa, którzy przyjechali do niego na wakacje, a którymi tymczasowo nie mógł się zająć ze względu na swoje praktyki. Nie wiem, co zirytowało mnie bardziej – to, że miałem zajmować się jakimiś bachorami, czy raczej to, że Tetsu tak zwyczajnie przystał na prośbę Chrisa, nie racząc mnie o tym poinformować.

„No przecież byś się nie zgodził, gdybym cię zapytał o zdanie”.

    Oczywiście, że bym się nie zgodził! W końcu nie dość, że nie mam odpowiedniego podejścia do dzieci, to w dodatku nie jestem wystarczająco odpowiedzialny, żeby się nimi zajmować! Poza tym nie lubię ich. Są głośne, irytujące i wymagają stałego poświęcenia uwagi. No i sikają, gdzie popadnie. Zupełnie jak koty. Z tym że te drugie przynajmniej mają miękkie futerko, które przyjemnie się głaszcze. 

No naprawdę, co ten Chris sobie myślał...

    Pierwszy dzień okazał się istną męczarnią. Nie dość, że jeden z dzieciaków nazwał mnie „Wujkiem Bródką”, a reszta to podchwyciła, podczas gdy Tetsu nie otrzymał żadnego głupiego przezwiska, to jeszcze przez kilka godzin te bachory nie dawały nam spokoju choćby na minutę. Biegały po całym mieszkaniu, wdrapywały się na meble, zeskakiwały z nich na podłogę, udając superbohaterów, o mały włos się przy tym nie zabijając, straszyły kota sąsiadki, która zaczęła odprawiać na balkonie czary przeciw złym duchom, przejrzały każdy, nawet najmniejszy zakamarek we wszystkich pokojach, dorwały się nawet jakimś cudem do lubrykanta, wylewając pół jego zawartości na dywan, drugie pół zjadając. W tamtej chwili Tetsu ledwo udało się mnie powstrzymać przed dokonaniem mordu na irytujących istotach. Przecież to był lubrykant jednej z najlepszych firm, na którego kupno nie mógłbym sobie normalnie pozwolić i zrobiłem to jedynie po to, by uczcić piątą rocznicę mojego związku z Tetsu! A te bachory tak zwyczajnie go zeżarły!
    Reszta dnia wcale nie okazała się lepsza. Kiedy dzieciaki zmęczone kilkugodzinną zabawą, poległy gdzieś pod stołem, sam bardzo szybko do nich dołączyłem, zasypiając na fotelu. A kiedy się obudziłem, cała moja twarz pokryta była rysunkami wykonanymi permanentnym markerem, włosy natomiast związane miałem różowymi gumkami. Tetsu zaś, siedząc na fotelu naprzeciw mnie, bezwstydnie robił mi zdjęcia, zachowując przy tym niezwykle poważną minę, która sprawiła, że miałem szczerą ochotę wyrwać narzędzie zbrodni z jego rąk i roztrzaskać je na podłodze, drąc się przy tym, na czym to ten świat stoi. Nie udało mi się niestety wcielić tego ambitnego planu w życie irytujące istoty dopadły mnie, oznajmiając, że od teraz jestem ich księżniczką, a one są moimi rycerzami i będą mnie bronić przed złym smokiem, w którego rolę wcielić miał się Tetsu. Nie wiem, co bardziej mnie zaskoczyło – sam pomysł dzieciaków, czy to, że mój chłopak naprawdę zdecydował się wziąć udział w zabawie i, chodząc na czworaka, wydając przy tym jakieś bliżej nieokreślone dźwięki, udawał bardzo złego smoka.
    Nie mając najmniejszego zamiaru uczestniczenia w tym cyrku, chciałem niepostrzeżenie uciec, ale dzieciaki mi to uniemożliwiły, wskakując na mnie, i powalając na podłogę, tłumacząc, że przecież ich księżniczka nie może odejść od rycerzy, bo zły smok tylko na to czeka. Chcąc nie chcąc więc, zmuszony zostałem wziąć udział w zabawie. Choć tak naprawdę leżałem tylko na podłodze, odgrywając raczej rolę zwłok niż księżniczki, obserwując jednocześnie zaciętą walkę bachorów z Tetsu.
    Tak im się przyglądając, zauważyłem, że mój chłopak zaskakująco łatwo dogadywał się z braćmi Chrisa, bez problemu odnajdując z nimi wspólny język. Choć z początku mnie to zdziwiło, po chwili zrozumiałem, dlaczego wydarzenia przybrały taki właśnie obrót. 
    Tetsu już na początku naszej znajomości wydał mi się bardzo specyficzną osobą. Nie używał nadmiernej ilości słów, w ogóle rzadko się odzywał, nie zdawał się jednak nieśmiały. Czasem potrafił samym swoim zachowaniem wywołać wybuch śmiechu u kolegów z drużyny. Powaga, z jaką zwykł robić idiotyczne rzeczy, była niemalże rozbrajająca. I choć na boisku zmieniał się nie do poznania, stając się prawdziwym demonem baseballu – kapitanem, w którym wszyscy mogli pokładać nadzieje i clean-upem, którego wiedziałem, że nie dane mi będzie nigdy doścignąć to jednak na co dzień dało się dostrzec w nim coś niezwykle zabawnego. Tetsu po prostu już taki był – sprzeczny. Potrafiący rozbawić jednym nawet słowem, a jednocześnie niezwykle charyzmatyczny.
    Sam nie jestem pewien dlaczego ten jego charakter tak bardzo mi się spodobał, ale zdecydowanie to on był powodem, dla którego się z nim zaprzyjaźniłem, a później związałem. Staliśmy się parą w bardzo naturalny, może nawet zbyt naturalny sposób. Tak jakby po tylu latach przyjaźni była to właściwa kolej rzeczy. Ani przez chwilę nie pomyślałem, że taki związek to coś niewłaściwego. Z jakiegoś powodu wszystkie rzeczy związane z Tetsu przychodziły mi niezwykle swobodnie. 

    Obserwując, jak bawił się z braćmi Chrisa, zrozumiałem, że on po prostu taki już jest mimo swojej małomówności, dzięki pozostawaniu niezwykle naturalnym, sprawia, że ludzie nie czują się przy nim skrępowani, dzięki czemu nie ma problemu, by odnaleźć z nimi wspólny język mimo często bardzo różnych charakterów. Myślę, że gdy bawił się z braćmi Chrisa, niezwykle łatwo było mu postawić się na ich miejscu. To tak jakby śmiejąc się z nimi, wydobywał z siebie głęboko ukryte dziecko. I, prawdę powiedziawszy, trochę mnie to ujęło. W tamtej chwili Tetsu wydał mi się naprawdę niezwykle uroczy – tak bardzo, że aż miałem ochotę wstać i, nie zważając na obecność dzieciaków, zaciągnąć go do sypialni i zdominować – a przynajmniej spróbować, choć prawdopodobnie i tak skończyłbym jak zwykle na dole, znając łóżkowy charakter Tetsu, który nie brał pod uwagę mnie jako strony dominującej.
    Moje plany zostały jednak ponownie pokrzyżowane przez irytujące istoty, które oznajmiły, że znudziła im się zabawa i są głodne. Kiedy Tetsu poszedł przygotować kolację, nim któryś z dzieciaków zdążył mnie zatrzymać, szybko uciekłem do łazienki, gdzie przez pół godziny szorowałem twarz mydłem, a potem też i spirytusem, próbując zmyć z niej markerowe rysunki. Efekt nieszczególnie mnie zadowolił. Czarne smugi, które pozostały na mojej skórze, nie wyglądały zachęcająco, ale lepszy był taki efekt niż żaden. Chyba. Tak sobie przynajmniej wmawiałem.
     Po wyjściu z łazienki razem z dzieciakami zjadłem pyszne mięso przyrządzone przez Tetsu, już nie po raz pierwszy dziękując bogom, że mój chłopak umie gotować. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób byśmy funkcjonowali, gdyby na jego umiejętnościach kulinarnych ciążyła taka sama klątwa jak na moich. Bo to wcale nie tak, że jestem beznadziejnym kucharzem, po prostu kuchnia mnie nie lubi i przy każdej potrawie wymagającej użycia kuchenki, buntuje się przeciw mojej obecności, strzelając ogniem, i śmierdząc spalenizną.
    Kiedy dzieciaki się najadły, miałem nadzieję, że pójdą spać, a my będziemy mieć z Tetsu wreszcie trochę spokoju i czasu dla siebie. One jednak bardzo szybko wyprowadziły mnie z błędu, oznajmiając, że chcą się dalej bawić. W tamtej chwili sam się zdziwiłem, że nie wziąłem do rąk siekiery, a z moich uszu nie zaczęła buchać para.
    Ponieważ dzieciaki nie miały pomysłu na żadną konkretną zabawę, Tetsu zaproponował, że nauczy je grać w shōgi. Kiedy wytłumaczył zasady, irytującym istotom numer jeden i trzy niezbyt spodobała się ta gra, jednak okularnik wydał się nią bardzo zainteresowany. Pozostała dwójka, widząc, że ich brat zamierza przyjąć wyzwanie, ostatecznie jednak postanowiła go wspomóc. 


    – Zaczynamy! – oznajmia Tetsu, wykonując pierwszy ruch.
    Irytująca istota numer dwa uważnie spogląda na planszę, chytrze błyskając bursztynowymi oczami zza szkieł okularów. Po kilku chwilach wybiera jedną z figur, odpowiadając na ruch Tetsu. Po głębszym namyśle on również się rusza. Irytująca istota mu odpowiada. I tak w kółko.
    Przestaję obserwować rozgrywkę już po pierwszych kilku ruchach. Nigdy nie byłem fanem shōgi. Raz jeden Tetsu namówił mnie na pojedynek, ale szybko się okazało, że gry strategiczne zdecydowanie nie są dla mnie. Kiedy zirytowany tym, że nie potrafię zapamiętać wagi poszczególnym figur, wyrzuciłem planszę do góry, Tetsu spasował, uszczypliwie komentując, że każda gra wymagająca większego wysiłku intelektualnego okaże się dla mnie za trudna.
    – Tak! – okrzyk zadowolenia wyrywa mnie z zamyślenia, sprawiając, że ponownie spoglądam na grających. Nie znam się za bardzo na zasadach shōgi, ale po zmarszczonych brwiach Tetsu jestem w stanie poznać, że w jakiś niezwykły sposób dzieciaki zagoniły go w kozi róg. Niby wiem, że mimo wieloletniej fascynacji tą grą mój chłopak jest w rzeczywistości wyjątkowo słaby – w liceum niemal każdy z nim wygrywał – ale jednak żeby polec w starciu z bachorami, które po raz pierwszy w życiu mają styczność z shōgi...

Przeszedł samego siebie.

    Próbując się jakoś ratować, Tetsu wykonuje ruch, który, wnioskując po minie irytującej istoty numer dwa, okazuje się całkiem dobry. Przez kilka długich minut dzieciak w okularach się nie rusza, pochylając się nisko nad planszą.
    – Nie umiesz w to grać, Kazu-chan! Tak to się robi! – oznajmia nagle irytująca istota numer jeden, biorąc do ręki przypadkową figurę, przesuwając ją następnie w równie przypadkowe miejsce na planszy.
    – Ooo, dobry ruch. Mądra decyzja, Eijun. – Tetsu z podziwem kiwa głową, a ja widząc to, kompletnie się załamuję. Mam szczerą ochotę podnieść jedno z krzeseł i przywalić sobie nim w twarz, okazując w ten sposób swoje zażenowanie.

Przecież on nawet nie przemyślał tego ruchu!

    Tetsu jednak zdaje się tego nie zauważać. W wyniku dalszych takich, przypadkowych ruchów irytującej istoty numer jeden, do której szybko dołącza błękitnooki braciszek, mój chłopak przegrywa rozgrywkę z kretesem, wywołując u dzieciaków niepohamowany wybuch radości. Nie trwa on jednak zbyt długo – zmęczone grą bachory momentalnie robią się śpiące. Z niemałym trudem zmuszamy je do umycia się przed snem. Następnie, upewniwszy się, że zmieszczą się we trójkę w łóżku dla gości, kładziemy je spać. Kiedy tylko docierają do nas ich miarowe oddechy, razem z Tetsu, nie mając już kompletnie na nic siły, bardzo szybko udajemy się w ich ślady.  
    

    – ...dka! Wujku Bródka!
    – Hmm? – Wyrwany z zamyślenia nieco zamglonym wzrokiem spoglądam na irytującą istotę numer trzy, która ciągnie mnie za rękaw koszuli.
     – Skończyliśmy już jeść. Chodźmy się teraz pobawić.

O nie, nie, nie, tylko nie to.

    Starając się odwlec nieuniknione jak najbardziej, wymiguję się obowiązkiem pozmywania naczyń po śniadaniu i, szorując każdą miskę z dokładnością co najmniej rasowego pedanta, modlę się o ratunek. O dziwo, moje prośby zostają wysłuchane – w mieszkaniu rozchodzi się dźwięk otwieranego zamka, a po chwili do kuchni wkracza zguba z rana.
     – Wujek Tetsu! – krzyczą irytujące istoty numer dwa i trzy, podbiegając do niego, i się z nim witając. Widząc, że bachor, który skaził nasze łóżko, zamierza dołączyć do braci, posyłam mu mordercze spojrzenie, które skutecznie zatrzymuje go na krześle.
    – Cześć, dzieciaki. Cześć, Jun.
    Spoglądam na Tetsu, wycierając ręce w ręcznik.
    – Gdzie byłeś? – pytam, zbyt zirytowany jego nagłym zniknięciem by odpowiedzieć na powitanie.
    – Biegałem.

Biegał! Tak po prostu poszedł sobie pobiegać, skazując mnie na samotne ścieranie się z dziecięcą plagą!

    Choć mam w tej chwili wielką ochotę, by wygarnąć mu, co o jego porannym bieganiu myślę, w szybkiej kalkulacji rzeczy ważnych i ważniejszych wygrywa nasze skażone łóżko.
    – Mamy problem – oznajmiam, po czym prowadzę Tetsu do sypialni i wskazuję na żółtą plamę na pościeli. – Eijun się zsikał, nie mam pojęcia, co z tym zrobić. – Niechętnie przyznaję się do tego, że jednak znam imiona braci Chrisa.
    Przez kilka długich sekund Tetsu tylko przygląda się plamie. Potem spogląda na mnie i, robiąc niezwykle poważną minę, oznajmia:
    – Spalić. To trzeba spalić.
    Nie jestem w stanie stwierdzić, czy Tetsu żartuje, czy mówi poważnie. Woląc jednak uniknąć spalenia pościeli, zastępuję mu drogę, kiedy rusza w stronę łóżka.
    – A nie można jakąś mniej drastyczną metodą?
    Tetsu pociera ręką kark, po czym spogląda na mnie, a w jego brązowych oczach dostrzegam czające się wątpliwości.
    – Uprać? Myślisz, że wystarczy?
    Kręcę lekko głową.
    – Nie wiem. Ale na początek można chyba tego spróbować...
    Tetsu kiwa głową, po czym spogląda w stronę kuchni.
    – Przebrałeś Eijuna? Jego ubranie też trzeba będzie uprać.
    – Nie, nie byłem pewien, co z nim zrobić, więc tylko zabezpieczyłem go folią... – przerywam, spostrzegając, że kąciki ust Tetsu unoszą się lekko do góry. – Z czego się śmiejesz, co?
    – Nie nadawałbyś się na mamę.
    – Oczywiście, że bym się nie nadawał, w końcu jestem facetem! – odpowiadam poirytowany, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie. – Gdzie chcesz go przebrać?
    – Trzeba zabezpieczyć teren. W grę wchodzi więc jedynie łazienka.
    – Dobra. – Kiwam głową na zgodę, po czym udaję się do kuchni po wciąż siedzącą na krześle irytującą istotę numer jeden. Biorę ją na ręce i, uważając, żeby nie dotknąć jej przypadkiem poniżej pasa, ostrożnie zanoszę do łazienki, gdzie Tetsu już wpycha do pralki skażoną pościel. Wkładam dzieciaka do wanny, uznając ją za najbezpieczniejsze miejsce, po czym odsuwam się na bok, pozwalając, by to Tetsu jako ten bardziej odpowiedzialny zdjął z bachora brudne ubranie.
    – Idź po rzeczy na zmianę, które przyniósł Chris. Są w tej dużej torbie.
    Posłusznie wykonuję polecenie chłopaka. Wychodząc z łazienki, słyszę jeszcze, jak Tetsu odkręca wodę.
    Wskazaną torbę znajduję bez problemu. Po pogrzebaniu w niej przez chwilę, udaje mi się odszukać dziecięcą bieliznę i spodenki na zmianę. Zadowolony z sukcesu, szybko wracam do łazienki.
    – Brawo, misja wykonana! – Tetsu przybija piątkę dzieciakowi, z czego wnioskuję, że umycie przebiegło bezproblemowo.
    – Przyniosłem ubrania – mówię, wyciągając rękę w stronę chłopaka.
    – Dzięki. Połóż je tutaj.
    Odkładam ubrania we wskazane miejsce, Tetsu zaś podaje dzieciakowi ręcznik, nie chcąc go własnoręcznie wycierać.
    – Ubierzesz się sam? – upewnia się jeszcze.
    Irytująca istota numer jeden kiwa potakująco głową.
    – W takim razie poczekamy na zewnątrz – oznajmia Tetsu, po czym wychodzi z łazienki, włączywszy uprzednio pranie.
    – Mam już tego dość – jęczę cicho, opierając się o ścianę, kiedy upewniam się, że dzieciak mnie nie usłyszy.
    – Jeszcze tylko kilka godzin, zmęczymy ich czymś i położymy wcześniej spać. A jutro z samego rana przyjedzie Chris – pociesza mnie Tetsu, łapiąc za rękę, i splatając razem nasze palce. – Dasz radę.
    – Mhm... – mruczę, chcąc przedłużyć ten moment najbardziej, jak się tylko da. W końcu odkąd bracia Chrisa pojawili się w naszym mieszkaniu, nie mogliśmy pozwolić sobie na ani jedną chwilę czułości, dlatego w tej chwili nie ma dla mnie znaczenia fakt, że ubranie Tetsu śmierdzi potem, którym przesiąkło podczas biegania.
    – Już! – wykrzykuje irytująca istota numer jeden, wychodząc z łazienki. Tetsu szybko puszcza moją dłoń i uśmiecha się do dzieciaka, stając przede mną, zupełnie jakby wyczuwał, że mam ochotę rzucić się na bachora i rozszarpać go na strzępy.

Co to ma być, żebym we własnym domu nie mógł dotknąć swojego chłopaka?!

    Tetsu prowadzi irytującą istotę numer jeden do pozostałej dwójki, a ja udaję się za nim ciekawy, co takiego miał na myśli, mówiąc, że czymś je zmęczymy. 
     – Chcecie zagrać w coś fajnego? – pyta, kiedy udaje mu się uspokoić dzieciaki, podekscytowane myślą, że jedno z nich nie jest już uziemione na krześle i mogą się razem bawić.
    – Chcemy! – oznajmiają chórem.
    – Brat uczył was grać w baseball?
    – Uczył!
    Tetsu uśmiecha się lekko.
    – W takim razie razem z wujkiem Junem rozegramy sobie mały meczyk.
    – Ale super! – krzyczą dzieciaki niemal jednocześnie, podskakując z radości. Patrząc, jak się ekscytują, ciężko mi uwierzyć, że naprawdę są braćmi wiecznie opanowanego Chrisa.
    – Wyjedziesz samochodem? Spakuję w tym czasie sprzęt.
    Spoglądam na Tetsu i kiwam potakująco głową, nie zastanawiając się jakoś szczególnie nad tym, jakim cudem chce rozegrać mecz w pięć osób.
     Szybko przebieram się w pierwsze lepsze sportowe ubrania i, wyjmując z kieszeni kurtki kluczyki i dokumenty, wychodzę z mieszkania. Zjeżdżam windą na sam dół, aż do parkingu podziemnego i, szybko znajdując naszego granatowego Jeepa, wyjeżdżam nim na zewnątrz.
    Tetsu nie każe mi na siebie długo czekać. Zadziwiająco szybko przygotowuje do gry zarówno sprzęt, jak i dzieciaki. Po niecałych dwudziestu minutach od mojego wyjścia z mieszkania odjeżdżamy już spod naszego bloku.
    – Gdzie mam jechać? – pytam, zerkając w stronę Tetsu, który siedzi po stronie pasażera.
    – Do parku.
    Nie muszę się upewniać, żeby wiedzieć, od której strony mam podjechać. Jeśli Tetsu zamierza grać w parku, to jest tam tylko jedno miejsce z dostatecznie dużą, wolną przestrzenią, by nadawało się do rozegrania prowizorycznego meczu.
    Podróż mija nam w przyjemnej ciszy... A tego przynajmniej bym chciał, jednak dzieciarnia ma na ten temat nieco inne zdanie. Kiedy po niecałej pół godzinie jazdy dojeżdżamy na miejsce, mam ochotę wykroić sobie mózg przez uszy, żeby nie musieć już słuchać paplaniny tych cholernych bachorów. Naprawdę nie rozumiem, jak Tetsu może z takim spokojem znosić ich obecność. Zabawa z nimi to jedno, ale przysłuchiwanie się ich wrzaskom, to zupełnie inna sprawa.
    Po zaparkowaniu samochodu, zajmuję się doniesieniem na miejsce sprzętu i skonstruowaniem prowizorycznego boiska, zwalając na Tetsu obowiązek zajęcia się dzieciakami – tłumaczę sobie ten haniebny postępek tym, że on się z nimi dużo lepiej dogaduje.
    – Wujku Tetsu, jak będziemy grać? – pytają dzieciaki, podczas gdy ja kończę usypywać górkę dla miotacza.
    – Zagramy na auty. Będą dwie drużyny i ta, która zdobędzie więcej wyautowań wygra.
    – No dobra, ale jak masz zamiar to zrobić z nieparzystą liczbą osób? – pytam, podchodząc do Tetsu, zaintrygowany nieco jego pomysłem.
    – Hmm... Ktoś będzie musiał zagrać dla dwóch drużyn...
    – Ja! Będę łapaczem dla obu miotaczy! – Irytująca istota numer dwa wyrywa się, unosząc do góry rękę.
    Tetsu kiwa głową, po czym spogląda na pozostałą dwójkę braci.
    – A wy na jakich pozycjach chcecie grać?
    – Chcę być miotaczem!
    – Ja też!
    – W porządku, w takim razie ja i wujek Jun zostaniemy pałkarzami. Zagram w drużynie z Meiem, a Eijun będzie z Junem. Może tak być?
    Nie mam nawet czasu na jakikolwiek sprzeciw – irytująca istota numer jeden łapie mnie za rękę i odciąga na bok, konspiracyjnym szeptem oznajmiając, że za wszelką cenę musimy wygrać.
    Normalnie pewnie byłbym podekscytowany na samą myśl o zmierzeniu się w taki sposób z Tetsu – uwielbiam konkurować z nim w każdy możliwy sposób. Wątpię jednak, by mogło być coś ciekawego w grze, w której wezmą udział dzieci.

Przecież nie ma szans, żeby wziął je na poważnie.

    Z taką właśnie myślą się rozgrzewam, pilnując, by irytująca istota numer jeden zrobiła to samo.
    Mój chłopak jednak szybko wyprowadza mnie z błędu, tuż po rozpoczęciu gry już jedną z pierwszych piłek posyłając w drzewo za plecami miotacza.
    Zaskoczony otwieram szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, że Tetsu potraktował tego dzieciaka poważnie.
    – Łał... – Bracia spoglądają w ślad za piłką, cicho gwiżdżąc. Z niewyjaśnionego powodu żaden z nich nie zdaje się być przybity ani zniechęcony tym wybiciem – wręcz przeciwnie, wydają się jeszcze bardziej podekscytowani.
    Nie mogąc pozostać w cieniu Tetsu, wychodzę na pałkę z postanowieniem, że ja również popiszę się moimi wspaniałymi umiejętnościami.
    – Dobrze, wujku Bródka, tak trzymaj! – krzyczy irytująca istota numer jeden, kiedy wybijam daleko narzut jej brata.
    – Oj, oj, może wstrzymałbyś się bardziej, Jun? To tylko dzieci. – Tetsu spogląda na mnie, mrużąc nieco swoje brązowe oczy.
    – Jedynym, który powinien się wstrzymać, jesteś ty. – Nie pozostaję mu dłużny.
    – Zabrzmiało jak wyzwanie. – Tetsu uśmiecha się sugestywnie. 
    – Dawaj! – Wskazuję pałką w jego stronę nagle niesamowicie podekscytowany.
    Następne rundy zamieniają się w zawody, kto dalej wybije piłkę. Mimo że gramy z dziećmi, żaden z nas nie potrafi się powstrzymać przed wybijaniem na poważnie. Instynkt zawodnika nie pozwala nam się wstrzymać, kiedy w grę wchodzi konkurowanie ze sobą. Po pewnym czasie przyjemność płynąca z wzajemnej rywalizacji jest tak duża, że zapominam się i zaczynam zwracać się do dzieciaków po imieniu. One zaś przestają próbować narzucać w strefę, starając się za wszelką cenę posłać piłkę w taki sposób, żeby uniemożliwić nam wybicie. Z jakiegoś powodu kompletnie nie przejmują się wielokrotnymi porażkami – wydają się być podekscytowane grą na poważnie nawet bardziej niż Tetsu i ja. Każde kolejne wybicie tylko bardziej je nakręca. Niezależnie od wyniku, ponieważ dopiero się uczą, cieszą się samym faktem, że mogą grać. Po ich błyszczących spojrzeniach jestem w stanie dostrzec miłość do baseballu, którą musiał zarazić ich Chris tę niezwykłą, niewinną, dziecięcą fascynację. 

My też tacy kiedyś byliśmy...

    Spędzamy na grze kilka długich godzin, kończąc ją dopiero, kiedy żaden z naszej piątki nie jest w stanie już dłużej ustać na nogach. Gdy jak na komendę padamy na trawę, zmuszony jestem przyznać, że Chris naprawdę dobrze wpoił dzieciakom podstawy baseballu, zwłaszcza Kazuyi, który jako łapacz sprawdził się podczas gry znakomicie. Pozostała dwójka również dobrze się spisała. 
    Choć dzieciaki dopiero się uczą, dostrzegam drzemiący w nich potencjał. Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli nie zrezygnują i będą dalej ćwiczyć, kiedyś mogą wyrosnąć na naprawę dobrych graczy.

Eh, muszę ci to przyznać... Ciekawe masz rodzeństwo, Chris.

    Do domu wracamy bardzo późnym popołudniem. Podejrzenia Tetsu się sprawdzają i, po umyciu się, dzieciaki momentalnie zasypiają. Położywszy je do łóżka, niezmiernie zadowolony z faktu, że wreszcie mam trochę spokoju, włączam telewizor i zaczynam oglądać jakiś przypadkowy serial, czekając, aż Tetsu zwolni łazienkę. Co prawda, chciałem umyć się razem z nim, rozpierany przez niezaspokajaną od dwóch dni potrzebę, jednak on definitywnie mi zabronił, twierdząc, że muszę mieć oko na dzieciaki, gdyby przypadkiem się obudziły.
    Kiedy Tetsu zwalnia łazienkę, szybko się z nim zamieniam. Mam ochotę na długą, rozluźniającą i regeneracyjną kąpiel. W pomyśle tym jednak przeszkadza mi aromatyczny zapach parzonej kawy, który dociera do mnie z kuchni. Zmieniam więc plany i biorę szybki prysznic, po czym z ręcznikiem owiniętym na biodrach wychodzę z łazienki i kieruję się w stronę kuchni. 
    Na stole zastaję czekający już na mnie kubek kawy, obok którego stoi Tetsu przyglądający mi się tym uważnym wzrokiem, który tak uwielbiam. Kiedy podchodzę do niego i sięgam po kawę, wplata palce w moje mokre po kąpieli włosy, sprawiając, że po karku przebiega mi przyjemny dreszcz. Ostatnią rzeczą, jakiej bym w tej chwili chciał, jest zabranie przez niego ręki.
    – Nie wysuszyłeś włosów. Przeziębisz się.
    Nie spróbowawszy nawet kawy, odstawiam kubek i kładę rękę na dłoni Tetsu, chcąc jak najdłużej czuć jego dotyk.
    – Ja się nie przeziębiam.
    – Kiedyś musi być ten pierwszy raz. – Tetsu delikatnie się do mnie uśmiecha, a ja odczuwam nagłą potrzebę, by go pocałować. Nie zastanawiając się długo, pochylam się w jego stronę i na kilka sekund łączę nasze usta.
    – Dzieci... – zaczyna Tetsu, kiedy się on niego odsuwam.
    – Dzieci i dzieci, ciągle tylko one, mam już tego dość. Gdyby zostały tu dłużej, mogłoby się skończyć na tym, że zawłaszczyłby cię tylko dla siebie – przerywam mu, prychając z irytacją. On jednak uśmiecha się w odpowiedzi.
    – Zazdrosny? 
    – Chciałbyś – mruczę, odwracając głowę w bok. Nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że po cichu się ze mnie śmieje.
    – Tak na nie narzekasz, ale podczas gry zdawałeś się mieć o nich nieco inne zdanie. Przyznaj się, polubiłeś je.
    – W życiu.
    Choć zaprzeczam, sam przed sobą zmuszony jestem przyznać, że naprawdę fajnie mi się z nimi grało. Może jednak mógłbym odjąć jeden poziom irytacji od ogólnej oceny. A za to chyba należy mi się nagroda.
    Odwracam się w stronę Tetsu i spoglądam na niego wyczekująco, a on, odgadując, o co mi chodzi, po długiej chwili przewraca oczami.
    – No dobra, niech ci będzie. Ale tylko jeden raz.
    Uśmiecham się zwycięsko i znowu całuję Tetsu, tym razem przedłużając nieco ten moment, pozwalając, by nasze języki zaczęły się o siebie ocierać. Kiedy jednak pocałunek staje się zbyt intensywny, ku mojemu niezadowoleniu Tetsu mnie odpycha.
    – No weź...
    – Wujku Bródka, dlaczego całujesz wujka Tetsu?
    Mrugam zaskoczony, momentalnie nieruchomiejąc. Po dłużej chwili, czując pełen niepokoju dreszcz przebiegający po plecach, bardzo powoli odwracam się w stronę, z której padło pytanie, modląc się w duchu, żeby okazało się, że tylko się przesłyszałem. Niestety, jak się okazuje, nie miałem omamów – irytujące istoty numer jeden i trzy stoją w wejściu do kuchni, przyglądając nam się szeroko otwartymi oczami.
    – Co tu robicie? Nie powinniście spać? – pyta mądrze Tetsu, podczas gdy ja jestem w stanie jedynie nerwowo przełykać ślinę.
    – Mei-chan musiał siusiu. Więc poszedłem go zaprowadzić.
    Tetsu podchodzi do dzieciaków i łapie irytującą istotę numer trzy za rękę.
    – W takim razie ja zaprowadzę Meia do łazienki, a wujek Jun wszystko ci wytłumaczy.
     Zanim zdążam zaprotestować, Tetsu znika już w korytarzy prowadzącym do łazienki, zostawiając mnie sam na sam z tym problemem na skalę światową. Irytująca istota numer jeden podochodzi do stołu i, spoglądając na mnie z ciekawością wielkimi, bursztynowymi oczami, ponawia pytanie:
    – Wujku Bródka? To dlaczego?
    – Em... no bo... eeee... my... – Kompletnie nie mam pojęcia, jakiej odpowiedzi powinienem udzielić, żeby jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. – Bo widzisz... to taki symbol eee... męskiej przyjaźni. Tylko prawdziwi mężczyźni i eee... przyjaciele mogą tak robić. Bo to znaczy, że yyy... że kogoś naprawdę bardzo lubisz. – Kiedy udaje mi się wreszcie odpowiedzieć, za późno uświadamiam sobie sens własnych słów. Jest już jednak za późno na sprostowanie.
    – Ah, więc to tak, dziękuję, wujku Bródka! – krzyczy irytująca istota numer jeden, wypadając z kuchni w podskokach, pozostawiając mnie w stanie kompletnego załamania. Z jakiegoś powodu jestem pewien, że moja odpowiedź może się okazać tragiczna w skutkach.

Bachory, same z nimi kłopoty.

***

     Głośny dzwonek telefonu, który rozbrzmiewa w sypialni od dobrych pięciu minut, nie pozwala mi spać, z każdą kolejną chwilą coraz bardziej rozwścieczając. Przeklinając w myślach idiotę, który nie chce dać za wygraną, odbieram, mając zamiar wygarnąć mu, co myślę o telefonach o tak wczesnej porze. W końcu, po dwóch dniach męczącej opieki nad dzieciakami, jedenastą rano uważam za zdecydowanie wczesną godzinę. 
    – Tak?! warczę do słuchawki.
    – Cześć, Jun. Dociera do mnie nad wyraz uprzejmy głos Chrisa. Spotkałem się już kilka razy wcześniej z tym brzmieniem i z doświadczenia wiem, że nie wróży ono niczego dobrego. – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego Eijun i Mei od rana prześcigają się w tym, który z nich bardziej lubi Kazuyę, rozstrzygając to za pomocą pocałunków?
    – Yyyy, nie mam pojęcia – mówię, szukając w wymiętej pościeli Tetsu, mając nadzieję, że schował się gdzieś w kołdrze i jest gotowy uratować mnie z opresji. Oczywiście, zgodnie z prawem Murphy'ego, nie znajduję chłopaka.
    – Jun... – Chris przybiera ton głosu, który sprawia, że włosy jeżą mi się na karku. – Chyba będziemy musieli poważnie porozmawiać.
    Zaczynam wydawać z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, przypominające chichot zarzynanego kojota, próbując znaleźć na szybko jakąś dobrą wymówkę. W głębi duszy jednak zdaję sobie sprawę, że nie wymigam się od odpowiedzialności. Wolę nawet nie wyobrażać sobie miny Chrisa, którą obdarzy mnie przy spotkaniu.

Gdyby tylko Mei nie musiał siku!

    Mnąc gwałtownie skrawek kołdry w palcach, przeklinam w duchu irytujące istoty. Zupełnie jakby tylko czekały na to, by wejść do kuchni w najgorszym możliwym momencie.

Dzieci... to czyste zło.



                                                    
Yo, yo, zaskoczeni takim shotem? Na pewno xd Wiem, że jest nie w moim stylu, więc jeśli ktoś będzie nim rozczarowany, zrozumiem, co nie zmienia faktu, że właśnie tak miał on wyglądać. Cholernie chciałam zrobić z Miyukiego, Meia i Sawamury rodzeństwo w takiej właśnie postaci niezobowiązującej i zdania nie zmienię. Nie widzę tego shota w innej formie~ Taka luźna odskocznia była mi bardzo potrzebna.
A teraz obiecane arty. Patrzcie, jakie urocze ♥

22 komentarze:

  1. O KURWA, O KURWA, JUN TETSU. NARESZCIE. MOJE KOCHANE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie... Naprawdę nie wiem, jak mam to skomentować. Czytało mi się zaskakująco szybko, jak nagle zobaczyłam koniec, to trwałam w szoku stulecia, bo jestem przyzwyczajona do tego, że Twoje shoty czytam na dwa/trzy razy, z krótkimi przerwami na oddech, zastanowienie się, na przetrawienie atmosfery i powrót (no, z wyjątkiem Elegii. Ale Elegia odbiera możliwość dostrzegania rzeczywistości, okay? Elegia to co innego, tak?). No, ale przeczytałam. Po pierwsze - wiedziałam od początku, że to będą bracia, no bo mi ten pomysł już opowiadałaś, zresztą widziałam pierwotną wersje. Miałaś rację pisząc, że ten shot to zupełnie co innego, niż piszesz zazwyczaj. Tutaj było tyle... Nie samej akcji, co... czynności. Twoje postaci zwykle nie... nie wykonują jakiś ruchów. Nie jeden po drugim. Czasami o czym rozmyślają, prowadząc monolog wewnętrzny, czasami się zastanawiają, czasami po prostu skupiają na jednej czynności. Tutaj oczywiście coś takiego by nie pasowało - bo jak coś takiego ma pasować do opowiadania o trójce zbyt energicznych dzieci i chłopaku, który nie umie się nimi zajmować? Dlatego doceniam to, że na potrzeby samego pomysłu zmieniłaś swój styl. Chociaż nie było to... To, co zawsze czuje, to jednak opowiadanie wciąż trzymało poziom. Stabilny, dobry. Ale to nie było to... No, to, co zawsze. Nie wbiło w ziemie, a czytało się szybko nie dlatego, że pochłonęło (jak Elegia), ale dlatego, że było ot takim... Przyjemnym tekstem. Pierwszy raz mówię coś takiego o Twoim opowiadaniu i naprawdę nie spodziewałam się, że kiedyś do tego dojdzie. Nie mówię, że to źle. To po prostu inaczej. Zmierzenie się z czymś nowym zawsze w jakiś sposób odświeża myślenie autora i jego sposób pisania, dlatego spodziewam się bardzo wiele po Twoim następnym opublikowanym opowiadaniu. Nie zawiedź mnie, okay (specjalnie tworzy presje, żeby Ekler poczuła się jak Sawamura stojąc na górce i walcząc o mistrzostwa dla swoich senpaiów) ? Co jeszcze to może to, że czuję coś... To nie jest niedosyt, a bardziej... Niedopracowanie. Często czuję coś takiego przy swoich tekstach, że one są... Niepełne. I zawsze Ci tej pełności w jakiś sposób zazdrościłam, chciałam, nie, że pisać tak, jak Ty, ale wiedzieć, że tak, przedstawiłam to właśnie w ten sposób, w jaki chciałam, rozwinęłam maksymalnie postaci, napisałam to, jak powinno się pisać. Takie uczucia miałam po przeczytaniu Twoich opowiadań. Że wszystko, zaczynając od osobowości postaci, poprzez fabułę, kończąc na miejscach akcji - wszystko jest dopracowane, pełne. Tutaj tego nie czułam. Brakowało mi Tetsu, brakowało mi tych dzieciaków, które powinny być kimś ważnym w całym opowiadaniu, brakowało mi nawet Chrisa, choć wiem, że on miał być tylko tłem. Może to przez pierwszoosobówkę Juna, chociaż...Nawet Juna mi tak jakoś brakowało. Przepraszam, ale... To było przyjemne opowiadanie, napisane przyjemnie, przyjemnie się czytało, ale... Ale wiesz, stać Cię na więcej, o wiele, wiele, wiele więcej. Wiem, że to prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy pisałaś w ten sposób, dlatego i tak jestem pełna uznania, że poziom był właśnie taki, no... Stabilny i dobry. I tylko taki.
      Oczywiście, było mnóstwo fajnych momentów i tu Cię zaskoczę - właśnie dużo było komedii, czym mnie zaszokowałaś. Takiej komedii niewymuszonej, takiej lekkie, takiej, której się po prostu nie spodziewałam. Ten Jun wyszedł Ci po prostu zabawnie. I te dzieciaki też wyszły Ci po prostu zabawnie. Ich rozmowy, cała akcja, która się działa, choć wciąż tak niepełna, dalej była zabawna.

      Usuń
    2. . Wszystko zdania, które zapisałaś kursywą, było trafne i celne, i właśnie przez te zdania miałam ochotę krzyczeć: "TAK, TO MÓJ EKLER, TO WŁAŚNIE TO". A to, jak Tetsu grał z chłopakami w shogi - było przezabawne. To, o co się tak martwiłaś, czyli te wszystkie zabawne momenty, wyszły Ci niespodziewanie... bardzo dobrze. Nie czułam tej sztuczności, o której wspominałam Ci przy pierwszej wersji. To było takie naturalne i świetnie wpisywało się w lekkość całego opowiadania (chociaż widać, że rzadko opiekujesz się dziećmi XDDDDD).
      Kocham, bo Tetsu x Jun, bo to było dobre opowiadanie. Jak zauważyłaś, zaznaczyłam Ci wszystkie reakcje, bo tak, bo mogę, bo to przecież jest smutny shot, nie kłóć się ze mną, tragedia łóżka była smutna. XDDDD
      "Spalmy to" XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD A Kiri zwija się w kołdrę i płacze ze smutku, bo spalenie żywcem prześcieradła przerywa jej serce jak śmierć Itachiego. </3
      Więc było zabawnie, było przyjemnie i było... odświeżająco, inaczej.

      Usuń
    3. A, no i dziękuję za ukrytą dedykację (Twoje dedykacje dla mnie są jak ninja z wioski ukrytej w sarkazmie).

      Usuń
    4. No więc tak.
      Po pierwsze - wszystkie moje postacie są martwymi zwłokami. Tetsu w Elegii był zwłoką i Akasz w Elegii był zwłoką. Nawet Nijimura shiper hardy AkaKuro był złowką (choć on w sumie rzeczywistą xd). Jak Ty to robisz, że rozbrajasz mnie takimi określeniami xd
      Po drugie - wiedziałam, że tak je odbierzesz. I cieszę się, bo właśnie tak odebrać je miałaś, z taką myślę je pisałam. Nie oszukujmy się - z powodzeniem mogłam zrobić z tego opowiadania wielopartówkę. Taką, w której więcej jest Juna i Tetsu, więcej samych dzieci. Ale wtedy to już by nie było to. Wtedy zrobiłabym z tego właściwego mojemu stylowi angsta, byłoby dużo przeszłości Juna i Tetsu, pewnie nawet doszłaby jakaś tragedia związana z dziećmi. Bo ja nie mogę pisać innych długich tekstów (a przecież ten shot ma 18 stron). Chciałam, żeby ten shot był taki. Przyjemny. Pozytywny. Ale zwykły. Na fanpejdżu użyłam słowa 'odskocznia'. Właśnie o to mi chodziło. On nie miał Cię wbić w ziemię, nie miałaś się nim zachłysnąć, zakochać się w nim, chcieć do niego wrócić. Nie, miałaś go przeczytać z lekkością, parę razy się uśmiechnąć. O to chodziło. Taka rola odskoczni. Każdy blog czegoś takiego potrzebuje. Przy pięknych, głębokich tekstach u Ciebie, rzucasz głupimi komediami, od których płaczę ze śmiechu. Nie umiem pisać komedii takich jak Ty, dlatego zdecydowałam się na obyczajówkę w takim stylu. Ponieważ chciałam żeby ten shot był lekki i zabawny, ale nic więcej. Żeby był po prostu zwykłym obyczajem, ponieważ właśnie taka forma mi do tego pomysłu pasowała najbardziej. On jest jednocześnie pełny i niepełny. Ponieważ z założenia nie miał taki być, nie miał robić wrażenia jak inne moje teksty. A ponieważ udało mi się tego dokonać, spełnić założenie - dlatego jest w pewien sposób pełny, tak ja to widzę. Rozumiesz, o co mi chodzi, nie?
      Wybacz, ale nie czuję presji xd Właściwie większej chyba po prostu nie da się czuć. Od pierwszego rozdziału Monopolu zależy wszystko. Ponieważ pozostałe rozdziały będą się do niego odnosić. Dlatego jeśli powiem choć o jedno słowo za dużo - zjebię to opowiadanie. Myślisz, że mogę czuć jeszcze większą presję?
      Na koniec powiem, że cieszę się, że mimo mojego stylowego eksperymentu, uważasz tekst za dobry. Lekkość to jedno, ale nie wybaczyłabym sobie, gdybym napisała coś faktycznie złego. Dlatego jeśli uważasz, że trzyma poziom, to ja się bardzo cieszę~! Cel uważam za osiągnięty, misja zakończona!
      Dedykacja jak ninja z wioski ukrytej w sarkazmie - rozbrajasz xd

      P.S
      Takie TetsuJuny takimi TetsuJunami, ale bez obaw, nie byłabym sobą, gdybym nie napisała Ci z nimi shota w moim stylu xd Nieprędko go dostaniesz, ale... napiszę go, don't worry xd

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Okay, na początek, nasza święta tradycja, czyli błędusie-dupusie:

      1)"Kiedy dochodzę do stanu względnego opanowania, wstaję z krzesła, wyjmuję z szafki kilka foliowych siatek, po czym układam je na sobie na jednym z krzeseł." - no tutaj nie ma błędu, ale się zagubiłam z tym "na sobie na jednym z krzeseł". Proponowałabym zamienić to chociaż na "układam je jedną na drugiej na jednym z krzeseł" xD
      2)"No przecież im nie powiem, że moje umiejętności kulinarne kończą się na zalaniu wrzątkiem zupy z kubka. " - no tutaj też niby nie ma błędu, ale "zupa z kubka"? No są kubki do zalania, ale... a dobra, niech będzie xD
      3)" Jak się niebawem przekonałem, mieliśmy przez dwa robić za niańki młodszych braci Chrisa," - dwa... dwa... dwa co? xD
      4)"– Wujek Tetsu! – krzyczą irytujące istoty numer jeden i trzy, podbiegając do niego, i się z nim witając. Widząc, że bachor, który skaził nasze łóżko, zamierza dołączyć do braci, posyłam mu mordercze spojrzenie, które skutecznie zatrzymuje go na krześle. " - numer dwa i trzy, bo irytująca istota numer jeden to Eijun, i to właśnie on siedział na krześle xD
      5)"irytujące istota numer jeden i trzy stoją w wejściu do kuchni, przyglądając nam się szeroko otwartymi oczami. " - istoty
      6)"Mei-chan, musiał siusiu." - bez przecinka

      Przechodząc do opinii ogólnej - nie będzie za ciekawie, w sensie, że nie będzie jakoś tak fajnie w moich różnych stylach (np. wypracowania, opowiadania, czy czegoś tam, jak zawsze xD), bo mam depresje .-.
      I ta depresja nie minie, dopóki nie dostanę mojego "Love-oop" xD Albo chociaż Requiem... Ewentualnie Monopola... NO W OSTATECZNOŚCI CZEGOKOLWIEK XD
      To naprawdę ciężkie uczucie, gdy ma się świadomość, że Twój blog jest chwilowo (CHWILOWO, KURWA? OD PIĘCIU JEBANYCH MIESIĘCY ;________;) nieżywy.
      Twój blog to zwłoki, które tak kochasz ;_; Błagam, ożyw go, gdy tylko nadejdzie chwila przerwy od studiów i ciężkiej nauki *-* Czyli we wakacje, zapewne xD
      Okay, no to ta opinia teraz.
      No więc jestem zachwycona. xD W życiu bym się nie spodziewała po Tobie takiego shota, ale naprawdę wyszedł Ci genialnie - oznacza to, że możesz się wypróbować nie tylko w dramatach/krwawościach/flakościach itp., ale także słodkich komediach *-*
      Ah, to na prawdę było urocze...

      " – Przepraszam, wujku Bródka! – krzyczy irytująca istota, po czym zsuwa się z łóżka i wybiega z pokoju, wyrzucając ręce w górę. Macha przy tym nimi w jakiś dziwny sposób, który przywodzi mi na myśl galaretkę kołyszącą się na łyżce." - tutaj to sobie wyobraziłam takiego biegnącego z wrzaskiem Kevina samego w domu xD
      " ...to wtedy płatki przejmą energię cieplną i organizm będzie miał więcej siły do wykorzystania!" - Poważnie?! *-* O Bosze, idę sobie zrobić płatki! <3 Jun, kocham cię xDDD
      "Że też demon, który budzi się w nim na boisku, musi się również budzić w nim w sypialni. No naprawdę..." O. Boże. Wyobraziłam to sobie xD

      Scena kiedy Jun wyszedł spod prysznica i Tetsu wsunął dłoń w jego włosy, była gorąca. Kuźwa, niby takie NIC, niby prawie żadnego podtekstu nawet nie było, ale... oh *-* shit *-* Co to było za spływające seksem piękno *-*
      Czytając o dzieciaczkach miałam mieszane uczucia - z jednej strony myślałam, że bym je pokochała, z drugiej, że by mnie strasznie irytowały xDDD Ale ostatecznie pozostaje przy twierdzeniu, że dzieci są po prostu zbyt czasochłonne xD To nie dla mnie xD
      No. Więc shot był naprawdę przyjemny, i... kobieto, nie musisz się tłumaczyć, że inaczej tego nie widziałaś, i że kogoś możesz tym opkiem zawieść czy tam rozczarować - na początku uprzedziłaś, że shot jest inny niż większość Twoich prac, i każdy powinien przyjąć to do wiadomości D: Styl i charakter opowiadania może rzeczywiście nie przypomina reszty, ale w dalszym ciągu jest napisany perfekcyjnie - czyta się gładko, przyjemnie i szybko ♥
      Dobra robota, pedale.
      No. Nieskładny ten mój komentarz, ale musisz się nim zadowolić xD

      Usuń
  3. Przeczytałam i nawet komentuję! Czaisz, jaki to cud? 8DDD
    Wlaściwie nie wiem co powiedzieć na temat tego ficka :I
    Podobał mi się i to bardzo. Przyjemnie się czytało, nawet można było heheszkować...cud, miód orzeszki. Podzielam tutaj w zupełności odczucia Wujka Bródki, nie lubię bachorów. Ale mimo to, uważam że u ciebie były całkiem słodkie ;w; *muzyczka z horroru*
    Co ty ze mną robisz kobieto
    I... To by było na tyle z mojej kreatywności xD
    ale ogólnie pisz więcej, weny, gejowej miłości i tak dalej. Lovki, kiski, aokiski xDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czaję, Czaję xd Byłam w ogóle w szokul, że zobaczyłam Cię na moim blogu xd
      Ciesze się, że Ci się podobał (i to bardzo *odwala magiczny taniec szczęścia* czyt. wali głową o ścianę). Zadaniem tego shota miało być bycie przyjemnym i zupełnie niezobowiązującym, dlatego cieszę się, że je spełnił.
      Oj, dzieci to zło. A jeszcze taki pakiet małych szatanów w postaci najbardziej narwanych postaci z diamentowych... Samo zło xd Ale urocze xd

      Usuń
  4. Zaaaa słodziaszneeeeee
    aaaaaaaa
    ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uszkodziłaś mnie
      musisz ponieść tego konsekwencje
      za kare nie będzie wnikliwego komentarza
      (jakby to miała być kara i kogokolwiek obchodził mój komentarz)
      Bródka.
      Tetsu w końcu chciał być panem pszedszkolankiem
      dzieeeci sa złe
      zabrońcie matkom rodzić dzieci
      zabrońcie matkom rodzić

      https://www.youtube.com/watch?v=tP54H9UCHk8

      porzeczki i arbuzy rządzą
      i pamelo
      lubię leśne porzeczki

      Usuń
    2. Po zajrzeniu w zakładkę o Tobie wiem już, dlaczego podobało Ci się Samenai Yume XD Ja do zwłok ma stosunek raczej obojętny, jak i do większości biologicznych rzeczy. Nie chce mi się uczyć, żeby być patomorfologiem, wolę być zootechnikiem. MOŻE NAWET BĘDĄ Z TEGO HAJSY.
      Ciźby fan gore?! :D Naprawdę?! :DDD
      Poleć jakieś, jeśliś gorefan!

      Usuń
    3. Tak, dokładnie dlatego spodobało mi się Samenai Yume xd
      Tetsu chciał być panem przedszkolnikiem, ale to w gejobasu xd W diamentowych nie przypominam sobie takiej chęci xd
      Dzieci są fajne... na 5 sekund i w odległości co najmniej 2 metrów. Tak. Potem już tylko idzie je zabić.
      Arbuzy są oke, ale u mnie wygrywają porzeczki i granaty. Bezkompromisowo.

      Usuń
  5. Gdzie juali
    Dzisiaj mija rok
    Gdzie juali
    Ja sie pytam grzecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufy porwały
      Kosmiczne wibracje przetrzymują
      Grzecznie proszę o oddanie, ale one
      NIEBIESKI EKRAN MI SERWUJĄ

      Usuń
    2. Zebym ja sie musiala za Ciebie tak wstydzic...

      Usuń
    3. Wybaczysz mi, jak wreszcie wrzucę tego spóźnionego shota
      Zapomnisz, że w ogóle miałaś do mnie żal
      Zobaczysz, tak będzie... PRZEZ CHWILĘ
      A POTEM MNIE KULTURALNIE ZAJEBIESZ XD

      Usuń
  6. Chwała mojej bezsennosci - dzieki niej znalazlam chwile, aby tu wrocic. Ten shot to istny cukiereczek 8D Rly, w glebi duszy jestem cukiernikiem. Wiem co mowie. Rozbroilo mnie to, jak Jun nazywal dzieci irutujacymi istotami. Kuros bylby przykladna mamuska ze swoim paleniem poscieli. Ten przemysl bylby mu wdzieczny, bo nie wydaje mi sie zeby przescieradla byly towarem szybkorotujacym. Odbiegajac troche od tematu - zmieniam zamowionko na Kuros x Kagami 8D Jednak Kuroko nie da sie nie kochac. W trakcie czytania zauwazylam jakis blad, ale teraz go juz nie pamietam. Chyba w zdaniu gdzies na poczatku polknelas slowko i bylo, ze Chris zostawil braci na "dwa", ale nie jest napisane co. Musze kiedys pojechac na jakis konwent, na ktorym bedziesz. Usciskam cie za te gejoze (ubolewam, w tym shocie jej strasznie malo). No, na tym skoncze komentarz. Nie ufam sobie, jesli chodzi o pisanie (/mowienie) w srodku nocy. Kochom, xoxo
    /Seo z SzA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej zmiany zamówienia nie mogę przyjąć ;;;; Przepraszam, ale w zamówieniach jest capsem podkreślone, że KagaKuro nie piszę. No wybacz, naprawdę, ale ja nie lubię tego shipu.
      A za komentarz bardzo dziękuję, wywołał na mojej twarzy pięknego banana. Do tego stopnia, że w natłoku nauki znalazłam czas, żeby Ci odpisać xd *spogląda z żalem na zaległości w odpisywaniu na inne komentarze* Będę się musiała za nie jakoś wziąć... Ale póki co muszę czytać o biologicznych podstawach zachowania </3

      Usuń