One-Shot: Jun x Tetsu
To co musicie o tym shocie przed przeczytaniem wiedzieć –
różni się on znacznie od tekstów, jakie zazwyczaj publikuję, ale
właśnie taki musiał być. Jest bardzo lekkim, niezobowiązującym, obyczajowym
shounen-aiem z ociupinką fluffa i komedii. Nie spodziewajcie się niczego głębokiego, niczego, czym się zachłyśniecie. To ma być po prostu lekki, przyjemny shocik, nic więcej. Co do samej fabuły – pomysł na nią
chodził mi po głowie od chwili, gdy zobaczyłam pewne dwa arty (wrzucę
je pod tekstem), a do tego shipu pasował on idealnie, bo Tetsu i Jun to
przecież takie kochane, nieodpowiedzialne zjeby xd
Budzi mnie
wysoki, dziecięcy głosik i ręce lekko potrząsające za moje ramiona.
– Wujku Bródka,
jestem głodny!
Nie otwierając
oczu, mruczę coś niezrozumiałego i przekręcam się na drugi bok, próbując
zignorować irytującą istotę, wmawiając sobie, że to tylko koszmar, z którego
nie zdążyłem się jeszcze obudzić.
– Wujku
Bródkaaa... No, wujku Bródka nooo...
Przyciskam
poduszkę do uszu, jednak irytująca istota nie daje za wygraną. Wchodzi na łóżko
i wdrapuje się na mnie, wbijając boleśnie palce w moje żebra.
– Wujku Bródka, wujku Bródka, wujku Bródkaaa!
– Wujku Bródka, wujku Bródka, wujku Bródkaaa!
Nie mogąc znieść
tego piskliwego głosu, przekręcam się gwałtownie na plecy, zrzucając się z
siebie irytującą istotę. Ona jednak, zupełnie się tym nie przejmując, siada tuż
obok i spogląda na mnie wielkimi, błyszczącymi, bursztynowymi oczami, po czym
uśmiechając się szeroko, unosi ręce i uderza nimi lekko w moje policzki. Po
pokoju roznosi się cichy plask, a ja mrugam zaskoczony, nie do końca wierząc w
to, co właśnie miało miejsce.
– Pora wstawać,
wujku Bródka!
Biorę głęboki
wdech, unoszę się na łokciach, po czym spoglądam na irytującą istotę wzrokiem,
pod którym każda normalna osoba by zadrżała. Jednak siedzące obok mnie „coś”
zdecydowanie do normalnych stworzeń nie należy, w związku z czym kompletnie nie
przejmuje się gromami, które ciskam w jego stronę.
– Teraz to
przegiąłeś, bachorze.
Po sypialni
roznosi się głośne skrzypnięcie łóżka, kiedy łapię irytującą istotę w
zapaśniczy chwyt i zaczynam ją łaskotać. Ona zaś, zamiast błagać o litość,
tylko się śmieje, szamocząc się w moich ramionach. W pewnej chwili jednak
przestaje się wyrywać i nieruchomieje. Zaniepokojony puszczam ją, nie będąc
pewny, czy nie przesadziłem nieco z siłą chwytu.
– Ej, co jest,
bachorze, dlaczego...
– Wujku Bródka,
siusiu.
Spoglądam na
irytującą istotę, nie rozumiejąc, czemu po prostu nie wstanie i nie pójdzie do
łazienki.
– No to już, sio
do toalety.
Irytująca istota
spogląda na mnie wielkimi oczami, dziwnie wykrzywiając usta. W jakby... smutnym
grymasie?
– Ale... już za
późno.
– Jak to „za
późno”?
Dokładnie w
chwili, w której kończę zdanie, przerażające podejrzenie rodzi się w moim
umyśle.
– Oj, oj, nie
mów, że...
Irytująca istota
lekko przesuwa się na łóżku, a ja dostrzegam żółtą plamę powstałą na pościeli.
No chyba jaja
sobie ze mnie robicie!
– Przepraszam, wujku Bródka! – krzyczy
irytująca istota, po czym zsuwa się z łóżka i wybiega z pokoju, wyrzucając ręce
w górę. Macha przy tym nimi w jakiś dziwny sposób, który przywodzi mi na myśl
galaretkę kołyszącą się na łyżce.
– Oj, czekaj,
bachorze! Nie zasyf całego mieszkania!
Nie słyszę jednak
odpowiedzi. Wzdycham więc tylko i zrezygnowany spoglądam na żółtą plamę.
I co ja niby mam z tym zrobić? Uprać, odkazić, spryskać
środkami anty... antyjakimiśtam? Jak to się nazywało... dezy... deratyzacja?
Cholera, co się robi, jak się dziecko zsika?!
Cholera, co się robi, jak się dziecko zsika?!
Targam swoje
włosy, wyrażając w ten sposób skrajną frustrację.
Bachory. Same z nimi problemy...
Wzdycham ciężko i
przecieram twarz dłońmi. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, dlaczego akurat mnie
musiało to spotkać. Dlaczego spośród wszystkich swoich przyjaciół właśnie nas
musiał Chris poprosić o pomoc i dlaczego Tetsu się na to zgodził.
Przecież nic by się nie stało, gdyby odmówił.
Doznając nagłego
olśnienia, spoglądam na prawą stronę łóżka, na której zwykł sypiać mój chłopak,
mając nadzieję, że może on będzie wiedział, co zrobić ze skażoną pościelą.
Niestety spotyka mnie niemiłe rozczarowanie – Tetsu w łóżku nie ma.
– No rzesz,
akurat w takiej chwili musiał gdzieś poleźć – warczę pod nosem, wstając, i
zakładając na siebie pierwsze lepsze ubrania, które wyciągam z wielkiego stosu,
zalegającego na fotelu.
Wychodząc z pokoju,
zostawiam zainfekowaną dziecięcymi zarazkami pościel w nietkniętym stanie,
postanawiając, że najpierw znajdę swojego chłopaka, a potem będziemy się
wspólnie zastanawiać, co z tym problemem zrobić.
– Oj, Tetsu!
Gdzie jesteś? Tetsu! Tetsuya, do cholery, gdzieżeś polazł?!
Niespodziewanie
coś łapie mnie za nogę, sprawiając, że się potykam i o mały włos nie wywalam na
podłogę. Kiedy udaje mi się ponownie złapać równowagę, spoglądam w dół,
dostrzegając wpatrujące się we mnie zza szkieł okularów, duże, bursztynowe oczy
bliźniaczo podobne do tych, które zobaczyłem tuż po obudzeniu.
Irytująca istota numer dwa.
– Wujku Bródka,
nieładnie tak krzyczeć z samego rana, sąsiedzi mogą się obudzić.
Z całych sił
powstrzymując się przed wykopaniem irytującej istoty numer dwa na księżyc,
ignoruję ją i kontynuuję poszukiwania Tetsu. Zaglądam wszędzie, gdzie się da –
sprawdzam łazienkę, pokój gościnny, salon, kuchnię, taras, nawet schowek na
środki czystości. Po przeszukaniu całego mieszkania zmuszony jestem jednak sam
przed sobą przyznać, że Tetsu najzwyczajniej w świecie wyparował.
– Cholera no,
akurat teraz musiało zachcieć mu się gdzieś zniknąć.
Zrezygnowany
siadam przy stole w kuchni i, opierając brodę na dłoni, zaczynam przyglądać się
kafelkom, którymi wyłożone są ściany. Zajęcie to jednak bardzo szybko
przerywają mi trzy przekrzykujące się nawzajem głosy.
– Wujku Bródka,
jestem głodny!
– Wujku Bródka,
chcę owsiankę!
– Wujku Bródka,
zrób omlet!
– Nie! Mięso!
Wujku Bródka, zrób mięso!
– Nie, omlet!
– Owsiankę!
Liczę w myślach
do dziesięciu, próbując się uspokoić, powtarzając sobie, że dzieciobójstwo jest
karalne, a mnie nieszczególnie uśmiecha się spędzenie reszty życia w więzieniu.
Kiedy dochodzę do
stanu względnego opanowania, wstaję z krzesła, wyjmuję z szafki kilka foliowych
siatek, po czym układam je jedną na drugiej na jednym z krzeseł. Potem podchodzę do
trzech irytujących istot i unoszę na rękach tę, która skaziła moje łóżko,
sadząc ją następnie na zabezpieczonym miejscu.
– Nie ruszaj się
stąd, jasne?
– Ale, wujku
Bródka, a co jeśli...
– Masz. Się.
Stąd. Nie. Ruszać. Pod. Żadnym. Pozorem – mówię, akcentując wyraźnie każde
słowo.
– Nawet, gdyby
był koniec świata?
– Nawet wtedy.
Co to w ogóle za
porównanie ma być?
Irytująca istota
numer jeden spogląda na mnie wyraźnie niezadowolona, układając usta w podkówkę,
zakładając małe rączki na piersi, jednak posłusznie pozostaje na wskazanym
miejscu.
Wzdycham z ulgą,
mając jeden problem z głowy. Następnie spoglądam na pozostałe dwie irytujące
istoty i zanim którakolwiek z nich zdąża się odezwać, oznajmiam:
– Dostaniecie
płatki.
– Dlaczego
płatki, chciałem owsiankę!
– A ja omlet!
Rzucam bachorom
piorunujące spojrzenie.
– Ale dostaniecie
płatki.
No przecież im nie
powiem, że moje umiejętności kulinarne kończą się na zalaniu wrzątkiem zupy w proszku.
Wyjmuję płatki z
szafki i mleko z lodówki. Następnie zdejmuję z suszarki trzy małe miski i
wkładam je do dużej mikrofalówki, która spokojnie mogłaby pomieścić sporych
rozmiarów garnek – prezent od mamy Tetsu, który dostał od niej z okazji
usamodzielnienia się i wyprowadzenia z domu. Ustawiam czas grzania i, czekając,
aż zadzwoni timer, wystukuję palcami jakiś przypadkowy rytm na kuchennym
blacie.
– Hej, wujku
Bródka... – Spoglądam na irytującą istotę numer trzy, która podchodzi do mnie i
przygląda mi się spojrzeniem wielkich, błękitnych oczu. – ...a dlaczego
grzejesz puste miski?
Zdezorientowany
spoglądam na nieotwartą butelkę mleka i, uświadamiając sobie popełniony błąd,
zaczynam czuć, jak na moje policzki wstępuje rumieniec zażenowania. Szybko
obracam twarz w stronę ściany, nie chcąc dać dzieciakom powodu do śmiechu,
próbując jednocześnie wymyślić jakieś w miarę przekonujące wytłumaczenie.
– To... to jest
taka sekretna metoda. Jeśli podgrzeje się najpierw samą miskę, a potem miskę z
mlekiem, to wtedy... – Próbuję przypomnieć sobie cokolwiek z lekcji fizyki, na
których zwykłem sypiać w liceum. – ...to wtedy płatki przejmą energię cieplną i
organizm będzie miał więcej siły do wykorzystania! – kończę, modląc się w
duchu, żeby dzieciaki nie okazały się wyedukowane przez Chrisa w dziedzinie
fizyki.
– Łooo, naprawdę?
– Błękitne oczy rozbłyskają niepohamowaną ekscytacją. – Ale super! Wujku
Bródka, jesteś genialny!
– Oczywiście, że
jestem, w końcu w szkole byłem uznawany za geniusza, miałem najlepsze oceny ze
wszystkich przedmiotów...
...a przynajmniej najlepsze na moje możliwości.
– Naprawdę?! Ale ekstra!
Irytująca istota numer trzy
podbiega do drugiej i zaczynają skakać wokół siebie, ekscytując się tym, jak
mądrego mają wujka. Ja zaś, wykorzystując moment ich nieuwagi, szybko wyjmuję
puste miski z mikrofalówki, po czym wstawiam je do niej ponownie, tym razem
wypełnione mlekiem. Cieszę się przy tym w myślach, że dzieciaki są na tyle
naiwne, że uwierzą w każdą, nawet największą bzdurę wypowiedzianą
z odpowiednim przekonaniem.
Kiedy timer zaczyna pikać,
wyjmuję miski z mikrofalówki i wsypuję do nich płatki, stawiając następnie tak
przygotowane śniadanie na stole.
– Oj, gotowe, siadajcie.
Dzieciaki, które do tej pory
skakały po kuchni, jak na komendę wdrapują się na krzesła, po czym, chwytając
za łyżki, zaczynają łapczywie pochłaniać jedzenie, próbując dogonić irytującą
istotę numer jeden, która zaczęła jeść przed nimi.
Przyglądam się im, powoli
podgryzając wyciągnięty uprzednio z lodówki kawałek kiełbasy, przypominając
sobie chwilę, kiedy zobaczyłem te dzieciaki po raz pierwszy.
Tak właściwie to był to
spisek Chrisa i Tetsu, o którym ja nie miałem pojęcia. Mówiąc, że zostałem
przez mojego kochanego chłopaka postawiony przed faktem dokonanym,
nieszczególnie rozminąłbym się z prawdą. Nie miałem za bardzo prawa głosu,
podobnie jak nigdy nie mam go w łóżku, kiedy walczę z Tetsu o dominującą
pozycję. Że też demon, który budzi się w nim na boisku, musi się również budzić
w nim w sypialni. No naprawdę...
Poprzedniego dnia Chris miał
wpaść do nas po śniadaniu – a przynajmniej tak brzmiała wersja Tetsu. Jakie
było moje zdziwienie, kiedy, owszem, przyjaciel nas odwiedził, ale nie sam –
wraz z nim do naszego mieszkania wpadła trójka rozwrzeszczanych dzieciaków,
skażając je na zawsze.
Eijun, Kazuya i Mei Takigawa
– młodsi bracia Chrisa. Pierwsza dwójka niemal identyczna – brązowowłosa, z
bursztynowymi, jakby wilczymi oczami, bardzo podobna do naszego przyjaciela – Mei zaś z wyglądu nieco różniący się od braci – blondynek z niesamowicie jasnymi,
błękitnymi tęczówkami – jednak tylko z wyglądu. Pod względem charakteru cała
trójka wydała mi się od razu równie głośna i nieznośna. I choć Tetsu bardzo
szybko zapamiętał imiona, dla mnie te dzieciaki już na samym wstępie stały się
po prostu irytującymi istotami numer jeden, dwa i trzy. Takie określenie
opisywało je moim zdaniem najlepiej.
Chris szybko się ulotnił,
dziękując nam za opiekę nad braćmi, prawdopodobnie rozumiejąc, że to jedyny
sposób na uniknięcie wybuchu z mojej strony. Kiedy chciałem wypaść za nim z
mieszkania, żądając wyjaśnień, Tetsu mnie zatrzymał, mówiąc, że sam mi wszystko
wytłumaczy.
Jak się niebawem
przekonałem, mieliśmy przez dwa dni robić za niańki młodszych braci Chrisa, którzy
przyjechali do niego na wakacje, a którymi tymczasowo nie mógł się zająć ze
względu na swoje praktyki. Nie wiem, co zirytowało mnie bardziej – to, że
miałem zajmować się jakimiś bachorami, czy raczej to, że Tetsu tak zwyczajnie
przystał na prośbę Chrisa, nie racząc mnie o tym poinformować.
„No przecież byś się nie zgodził,
gdybym cię zapytał o zdanie”.
Oczywiście, że bym się nie
zgodził! W końcu nie dość, że nie mam odpowiedniego podejścia do dzieci, to w
dodatku nie jestem wystarczająco odpowiedzialny, żeby się nimi zajmować! Poza
tym nie lubię ich. Są głośne, irytujące i wymagają stałego poświęcenia uwagi.
No i sikają, gdzie popadnie. Zupełnie jak koty. Z tym że te drugie przynajmniej
mają miękkie futerko, które przyjemnie się głaszcze.
No naprawdę, co ten Chris sobie myślał...
Pierwszy dzień okazał się
istną męczarnią. Nie dość, że jeden z dzieciaków nazwał mnie „Wujkiem Bródką”,
a reszta to podchwyciła, podczas gdy Tetsu nie otrzymał żadnego głupiego przezwiska, to
jeszcze przez kilka godzin te bachory nie dawały nam spokoju choćby na minutę.
Biegały po całym mieszkaniu, wdrapywały się na meble, zeskakiwały z nich na
podłogę, udając superbohaterów, o mały włos się przy tym nie zabijając,
straszyły kota sąsiadki, która zaczęła odprawiać na balkonie czary przeciw złym
duchom, przejrzały każdy, nawet najmniejszy zakamarek we wszystkich pokojach,
dorwały się nawet jakimś cudem do lubrykanta, wylewając pół jego zawartości na
dywan, drugie pół zjadając. W tamtej chwili Tetsu ledwo udało się mnie
powstrzymać przed dokonaniem mordu na irytujących istotach. Przecież to był
lubrykant jednej z najlepszych firm, na którego kupno nie mógłbym sobie
normalnie pozwolić i zrobiłem to jedynie po to, by uczcić piątą rocznicę mojego
związku z Tetsu! A te bachory tak zwyczajnie go zeżarły!
Reszta dnia wcale nie
okazała się lepsza. Kiedy dzieciaki zmęczone kilkugodzinną zabawą, poległy
gdzieś pod stołem, sam bardzo szybko do nich dołączyłem, zasypiając na fotelu.
A kiedy się obudziłem, cała moja twarz pokryta była rysunkami wykonanymi
permanentnym markerem, włosy natomiast związane miałem różowymi gumkami. Tetsu
zaś, siedząc na fotelu naprzeciw mnie, bezwstydnie robił mi zdjęcia, zachowując
przy tym niezwykle poważną minę, która sprawiła, że miałem szczerą ochotę
wyrwać narzędzie zbrodni z jego rąk i roztrzaskać je na podłodze, drąc się przy
tym, na czym to ten świat stoi. Nie udało mi się niestety wcielić tego
ambitnego planu w życie – irytujące istoty dopadły mnie, oznajmiając, że od
teraz jestem ich księżniczką, a one są moimi rycerzami i będą mnie bronić przed
złym smokiem, w którego rolę wcielić miał się Tetsu. Nie wiem, co bardziej mnie
zaskoczyło – sam pomysł dzieciaków, czy to, że mój chłopak naprawdę zdecydował
się wziąć udział w zabawie i, chodząc na czworaka, wydając przy tym jakieś
bliżej nieokreślone dźwięki, udawał bardzo złego smoka.
Nie mając najmniejszego
zamiaru uczestniczenia w tym cyrku, chciałem niepostrzeżenie uciec, ale
dzieciaki mi to uniemożliwiły, wskakując na mnie, i powalając na podłogę,
tłumacząc, że przecież ich księżniczka nie może odejść od rycerzy, bo zły smok
tylko na to czeka. Chcąc nie chcąc więc, zmuszony zostałem wziąć udział w
zabawie. Choć tak naprawdę leżałem tylko na podłodze, odgrywając raczej rolę
zwłok niż księżniczki, obserwując jednocześnie zaciętą walkę bachorów z Tetsu.
Tak
im się przyglądając,
zauważyłem, że mój chłopak zaskakująco łatwo dogadywał się z braćmi
Chrisa, bez
problemu odnajdując z nimi wspólny język. Choć z początku mnie to
zdziwiło, po chwili zrozumiałem, dlaczego wydarzenia przybrały taki
właśnie obrót.
Tetsu już na początku naszej
znajomości wydał mi się bardzo specyficzną osobą. Nie używał nadmiernej ilości
słów, w ogóle rzadko się odzywał, nie zdawał się jednak nieśmiały. Czasem
potrafił samym swoim zachowaniem wywołać wybuch śmiechu u kolegów z drużyny. Powaga,
z jaką zwykł robić idiotyczne rzeczy, była niemalże rozbrajająca. I choć na
boisku zmieniał się nie do poznania, stając się prawdziwym demonem baseballu –
kapitanem, w którym wszyscy mogli pokładać nadzieje i clean-upem, którego
wiedziałem, że nie dane mi będzie nigdy doścignąć –
to jednak na co dzień dało
się dostrzec w nim coś niezwykle zabawnego. Tetsu po prostu już taki był –
sprzeczny. Potrafiący rozbawić jednym nawet słowem, a jednocześnie niezwykle
charyzmatyczny.
Sam nie jestem pewien dlaczego ten jego charakter tak bardzo mi się spodobał, ale zdecydowanie to on był powodem, dla którego się z nim zaprzyjaźniłem, a później związałem. Staliśmy się parą w bardzo naturalny, może nawet zbyt naturalny sposób. Tak jakby po tylu latach przyjaźni była to właściwa kolej rzeczy. Ani przez chwilę nie pomyślałem, że taki związek to coś niewłaściwego. Z jakiegoś powodu wszystkie rzeczy związane z Tetsu przychodziły mi niezwykle swobodnie.
Obserwując, jak bawił się z braćmi Chrisa, zrozumiałem, że on po prostu taki już jest – mimo swojej małomówności, dzięki pozostawaniu niezwykle naturalnym, sprawia, że ludzie nie czują się przy nim skrępowani, dzięki czemu nie ma problemu, by odnaleźć z nimi wspólny język mimo często bardzo różnych charakterów. Myślę, że gdy bawił się z braćmi Chrisa, niezwykle łatwo było mu postawić się na ich miejscu. To tak jakby śmiejąc się z nimi, wydobywał z siebie głęboko ukryte dziecko. I, prawdę powiedziawszy, trochę mnie to ujęło. W tamtej chwili Tetsu wydał mi się naprawdę niezwykle uroczy – tak bardzo, że aż miałem ochotę wstać i, nie zważając na obecność dzieciaków, zaciągnąć go do sypialni i zdominować – a przynajmniej spróbować, choć prawdopodobnie i tak skończyłbym jak zwykle na dole, znając łóżkowy charakter Tetsu, który nie brał pod uwagę mnie jako strony dominującej.
Sam nie jestem pewien dlaczego ten jego charakter tak bardzo mi się spodobał, ale zdecydowanie to on był powodem, dla którego się z nim zaprzyjaźniłem, a później związałem. Staliśmy się parą w bardzo naturalny, może nawet zbyt naturalny sposób. Tak jakby po tylu latach przyjaźni była to właściwa kolej rzeczy. Ani przez chwilę nie pomyślałem, że taki związek to coś niewłaściwego. Z jakiegoś powodu wszystkie rzeczy związane z Tetsu przychodziły mi niezwykle swobodnie.
Obserwując, jak bawił się z braćmi Chrisa, zrozumiałem, że on po prostu taki już jest – mimo swojej małomówności, dzięki pozostawaniu niezwykle naturalnym, sprawia, że ludzie nie czują się przy nim skrępowani, dzięki czemu nie ma problemu, by odnaleźć z nimi wspólny język mimo często bardzo różnych charakterów. Myślę, że gdy bawił się z braćmi Chrisa, niezwykle łatwo było mu postawić się na ich miejscu. To tak jakby śmiejąc się z nimi, wydobywał z siebie głęboko ukryte dziecko. I, prawdę powiedziawszy, trochę mnie to ujęło. W tamtej chwili Tetsu wydał mi się naprawdę niezwykle uroczy – tak bardzo, że aż miałem ochotę wstać i, nie zważając na obecność dzieciaków, zaciągnąć go do sypialni i zdominować – a przynajmniej spróbować, choć prawdopodobnie i tak skończyłbym jak zwykle na dole, znając łóżkowy charakter Tetsu, który nie brał pod uwagę mnie jako strony dominującej.
Moje plany zostały jednak
ponownie pokrzyżowane przez irytujące istoty, które oznajmiły, że znudziła im
się zabawa i są głodne. Kiedy Tetsu poszedł przygotować kolację, nim któryś z
dzieciaków zdążył mnie zatrzymać, szybko uciekłem do łazienki, gdzie przez pół
godziny szorowałem twarz mydłem, a potem też i spirytusem, próbując zmyć z niej
markerowe rysunki. Efekt nieszczególnie mnie zadowolił. Czarne smugi, które
pozostały na mojej skórze, nie wyglądały zachęcająco, ale lepszy był taki efekt
niż żaden. Chyba. Tak sobie przynajmniej wmawiałem.
Po wyjściu z łazienki razem z dzieciakami zjadłem pyszne mięso przyrządzone przez Tetsu, już nie po raz pierwszy dziękując bogom, że mój chłopak umie gotować. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób byśmy funkcjonowali, gdyby na jego umiejętnościach kulinarnych ciążyła taka sama klątwa jak na moich. Bo to wcale nie tak, że jestem beznadziejnym kucharzem, po prostu kuchnia mnie nie lubi i przy każdej potrawie wymagającej użycia kuchenki, buntuje się przeciw mojej obecności, strzelając ogniem, i śmierdząc spalenizną.
Po wyjściu z łazienki razem z dzieciakami zjadłem pyszne mięso przyrządzone przez Tetsu, już nie po raz pierwszy dziękując bogom, że mój chłopak umie gotować. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób byśmy funkcjonowali, gdyby na jego umiejętnościach kulinarnych ciążyła taka sama klątwa jak na moich. Bo to wcale nie tak, że jestem beznadziejnym kucharzem, po prostu kuchnia mnie nie lubi i przy każdej potrawie wymagającej użycia kuchenki, buntuje się przeciw mojej obecności, strzelając ogniem, i śmierdząc spalenizną.
Kiedy dzieciaki się najadły,
miałem nadzieję, że pójdą spać, a my będziemy mieć z Tetsu wreszcie trochę
spokoju i czasu dla siebie. One jednak bardzo szybko wyprowadziły mnie z błędu,
oznajmiając, że chcą się dalej bawić. W tamtej chwili sam się zdziwiłem, że nie
wziąłem do rąk siekiery, a z moich uszu nie zaczęła buchać para.
Ponieważ dzieciaki nie miały
pomysłu na żadną konkretną zabawę, Tetsu zaproponował, że nauczy je grać w
shōgi. Kiedy wytłumaczył zasady, irytującym istotom numer jeden i trzy niezbyt
spodobała się ta gra, jednak okularnik wydał się nią bardzo zainteresowany.
Pozostała dwójka, widząc, że ich brat zamierza przyjąć wyzwanie, ostatecznie
jednak postanowiła go wspomóc.
– Zaczynamy! – oznajmia Tetsu, wykonując pierwszy ruch.
Irytująca istota numer dwa uważnie spogląda na planszę, chytrze błyskając bursztynowymi oczami zza szkieł okularów. Po kilku chwilach wybiera jedną z figur, odpowiadając na ruch Tetsu. Po głębszym namyśle on również się rusza. Irytująca istota mu odpowiada. I tak w kółko.
Przestaję obserwować rozgrywkę już po pierwszych kilku ruchach. Nigdy nie byłem fanem shōgi. Raz jeden Tetsu namówił mnie na pojedynek, ale szybko się okazało, że gry strategiczne zdecydowanie nie są dla mnie. Kiedy zirytowany tym, że nie potrafię zapamiętać wagi poszczególnym figur, wyrzuciłem planszę do góry, Tetsu spasował, uszczypliwie komentując, że każda gra wymagająca większego wysiłku intelektualnego okaże się dla mnie za trudna.
– Tak! – okrzyk zadowolenia wyrywa mnie z zamyślenia, sprawiając, że ponownie spoglądam na grających. Nie znam się za bardzo na zasadach shōgi, ale po zmarszczonych brwiach Tetsu jestem w stanie poznać, że w jakiś niezwykły sposób dzieciaki zagoniły go w kozi róg. Niby wiem, że mimo wieloletniej fascynacji tą grą mój chłopak jest w rzeczywistości wyjątkowo słaby – w liceum niemal każdy z nim wygrywał – ale jednak żeby polec w starciu z bachorami, które po raz pierwszy w życiu mają styczność z shōgi...
Próbując się jakoś ratować, Tetsu wykonuje ruch, który, wnioskując po minie irytującej istoty numer dwa, okazuje się całkiem dobry. Przez kilka długich minut dzieciak w okularach się nie rusza, pochylając się nisko nad planszą.
– Nie umiesz w to grać, Kazu-chan! Tak to się robi! – oznajmia nagle irytująca istota numer jeden, biorąc do ręki przypadkową figurę, przesuwając ją następnie w równie przypadkowe miejsce na planszy.
– Ooo, dobry ruch. Mądra decyzja, Eijun. – Tetsu z podziwem kiwa głową, a ja widząc to, kompletnie się załamuję. Mam szczerą ochotę podnieść jedno z krzeseł i przywalić sobie nim w twarz, okazując w ten sposób swoje zażenowanie.
Tetsu jednak zdaje się tego nie zauważać. W wyniku dalszych takich, przypadkowych ruchów irytującej istoty numer jeden, do której szybko dołącza błękitnooki braciszek, mój chłopak przegrywa rozgrywkę z kretesem, wywołując u dzieciaków niepohamowany wybuch radości. Nie trwa on jednak zbyt długo – zmęczone grą bachory momentalnie robią się śpiące. Z niemałym trudem zmuszamy je do umycia się przed snem. Następnie, upewniwszy się, że zmieszczą się we trójkę w łóżku dla gości, kładziemy je spać. Kiedy tylko docierają do nas ich miarowe oddechy, razem z Tetsu, nie mając już kompletnie na nic siły, bardzo szybko udajemy się w ich ślady.
– ...dka! Wujku Bródka!
– Zaczynamy! – oznajmia Tetsu, wykonując pierwszy ruch.
Irytująca istota numer dwa uważnie spogląda na planszę, chytrze błyskając bursztynowymi oczami zza szkieł okularów. Po kilku chwilach wybiera jedną z figur, odpowiadając na ruch Tetsu. Po głębszym namyśle on również się rusza. Irytująca istota mu odpowiada. I tak w kółko.
Przestaję obserwować rozgrywkę już po pierwszych kilku ruchach. Nigdy nie byłem fanem shōgi. Raz jeden Tetsu namówił mnie na pojedynek, ale szybko się okazało, że gry strategiczne zdecydowanie nie są dla mnie. Kiedy zirytowany tym, że nie potrafię zapamiętać wagi poszczególnym figur, wyrzuciłem planszę do góry, Tetsu spasował, uszczypliwie komentując, że każda gra wymagająca większego wysiłku intelektualnego okaże się dla mnie za trudna.
– Tak! – okrzyk zadowolenia wyrywa mnie z zamyślenia, sprawiając, że ponownie spoglądam na grających. Nie znam się za bardzo na zasadach shōgi, ale po zmarszczonych brwiach Tetsu jestem w stanie poznać, że w jakiś niezwykły sposób dzieciaki zagoniły go w kozi róg. Niby wiem, że mimo wieloletniej fascynacji tą grą mój chłopak jest w rzeczywistości wyjątkowo słaby – w liceum niemal każdy z nim wygrywał – ale jednak żeby polec w starciu z bachorami, które po raz pierwszy w życiu mają styczność z shōgi...
Przeszedł samego siebie.
Próbując się jakoś ratować, Tetsu wykonuje ruch, który, wnioskując po minie irytującej istoty numer dwa, okazuje się całkiem dobry. Przez kilka długich minut dzieciak w okularach się nie rusza, pochylając się nisko nad planszą.
– Nie umiesz w to grać, Kazu-chan! Tak to się robi! – oznajmia nagle irytująca istota numer jeden, biorąc do ręki przypadkową figurę, przesuwając ją następnie w równie przypadkowe miejsce na planszy.
– Ooo, dobry ruch. Mądra decyzja, Eijun. – Tetsu z podziwem kiwa głową, a ja widząc to, kompletnie się załamuję. Mam szczerą ochotę podnieść jedno z krzeseł i przywalić sobie nim w twarz, okazując w ten sposób swoje zażenowanie.
Przecież on nawet nie przemyślał tego ruchu!
Tetsu jednak zdaje się tego nie zauważać. W wyniku dalszych takich, przypadkowych ruchów irytującej istoty numer jeden, do której szybko dołącza błękitnooki braciszek, mój chłopak przegrywa rozgrywkę z kretesem, wywołując u dzieciaków niepohamowany wybuch radości. Nie trwa on jednak zbyt długo – zmęczone grą bachory momentalnie robią się śpiące. Z niemałym trudem zmuszamy je do umycia się przed snem. Następnie, upewniwszy się, że zmieszczą się we trójkę w łóżku dla gości, kładziemy je spać. Kiedy tylko docierają do nas ich miarowe oddechy, razem z Tetsu, nie mając już kompletnie na nic siły, bardzo szybko udajemy się w ich ślady.
– ...dka! Wujku Bródka!
– Hmm? –
Wyrwany z zamyślenia nieco zamglonym wzrokiem spoglądam na irytującą istotę
numer trzy, która ciągnie mnie za rękaw koszuli.
–
Skończyliśmy już jeść. Chodźmy się teraz pobawić.
O nie, nie, nie, tylko nie to.
Starając
się odwlec nieuniknione jak najbardziej, wymiguję się obowiązkiem pozmywania
naczyń po śniadaniu i, szorując każdą miskę z dokładnością co najmniej rasowego
pedanta, modlę się o ratunek. O dziwo, moje prośby zostają wysłuchane – w mieszkaniu
rozchodzi się dźwięk otwieranego zamka, a po chwili do kuchni wkracza zguba z rana.
– Wujek
Tetsu! – krzyczą irytujące istoty numer dwa i trzy, podbiegając do niego, i
się z nim witając. Widząc, że bachor, który skaził nasze łóżko, zamierza dołączyć
do braci, posyłam mu mordercze spojrzenie, które skutecznie zatrzymuje go na
krześle.
– Cześć,
dzieciaki. Cześć, Jun.
Spoglądam na Tetsu, wycierając ręce w ręcznik.
Spoglądam na Tetsu, wycierając ręce w ręcznik.
– Gdzie
byłeś? – pytam, zbyt zirytowany jego nagłym zniknięciem by odpowiedzieć na
powitanie.
–
Biegałem.
Biegał! Tak po prostu poszedł
sobie pobiegać, skazując mnie na samotne ścieranie się z dziecięcą plagą!
Choć mam w
tej chwili wielką ochotę, by wygarnąć mu, co o jego porannym bieganiu myślę, w
szybkiej kalkulacji rzeczy ważnych i ważniejszych wygrywa nasze skażone łóżko.
– Mamy
problem – oznajmiam, po czym prowadzę Tetsu do sypialni i wskazuję na żółtą
plamę na pościeli. – Eijun się zsikał, nie mam pojęcia, co z tym zrobić. –
Niechętnie przyznaję się do tego, że jednak znam imiona braci Chrisa.
Przez
kilka długich sekund Tetsu tylko przygląda się plamie. Potem spogląda na mnie
i, robiąc niezwykle poważną minę, oznajmia:
– Spalić.
To trzeba spalić.
Nie jestem
w stanie stwierdzić, czy Tetsu żartuje, czy mówi poważnie. Woląc jednak uniknąć
spalenia pościeli, zastępuję mu drogę, kiedy rusza w stronę łóżka.
– A nie
można jakąś mniej drastyczną metodą?
Tetsu
pociera ręką kark, po czym spogląda na mnie, a w jego brązowych oczach
dostrzegam czające się wątpliwości.
– Uprać?
Myślisz, że wystarczy?
Kręcę
lekko głową.
– Nie
wiem. Ale na początek można chyba tego spróbować...
Tetsu kiwa
głową, po czym spogląda w stronę kuchni.
–
Przebrałeś Eijuna? Jego ubranie też trzeba będzie uprać.
– Nie, nie
byłem pewien, co z nim zrobić, więc tylko zabezpieczyłem go folią... –
przerywam, spostrzegając, że kąciki ust Tetsu unoszą się lekko do góry. – Z
czego się śmiejesz, co?
– Nie
nadawałbyś się na mamę.
–
Oczywiście, że bym się nie nadawał, w końcu jestem facetem! – odpowiadam
poirytowany, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie. – Gdzie chcesz go
przebrać?
– Trzeba
zabezpieczyć teren. W grę wchodzi więc jedynie łazienka.
– Dobra. –
Kiwam głową na zgodę, po czym udaję się do kuchni po wciąż siedzącą na krześle
irytującą istotę numer jeden. Biorę ją na ręce i, uważając, żeby nie dotknąć
jej przypadkiem poniżej pasa, ostrożnie zanoszę do łazienki, gdzie Tetsu już wpycha do
pralki skażoną pościel. Wkładam dzieciaka do wanny, uznając ją za
najbezpieczniejsze miejsce, po czym odsuwam się na bok, pozwalając, by to Tetsu
jako ten bardziej odpowiedzialny zdjął z bachora brudne ubranie.
– Idź po
rzeczy na zmianę, które przyniósł Chris. Są w tej dużej torbie.
Posłusznie
wykonuję polecenie chłopaka. Wychodząc z łazienki, słyszę jeszcze, jak Tetsu
odkręca wodę.
Wskazaną
torbę znajduję bez problemu. Po pogrzebaniu w niej przez chwilę, udaje mi się
odszukać dziecięcą bieliznę i spodenki na zmianę. Zadowolony z sukcesu, szybko
wracam do łazienki.
– Brawo,
misja wykonana! – Tetsu przybija piątkę dzieciakowi, z czego wnioskuję, że
umycie przebiegło bezproblemowo.
– Przyniosłem
ubrania – mówię, wyciągając rękę w stronę chłopaka.
– Dzięki.
Połóż je tutaj.
Odkładam
ubrania we wskazane miejsce, Tetsu zaś podaje dzieciakowi ręcznik, nie chcąc go
własnoręcznie wycierać.
–
Ubierzesz się sam? – upewnia się jeszcze.
Irytująca
istota numer jeden kiwa potakująco głową.
– W takim
razie poczekamy na zewnątrz – oznajmia Tetsu, po czym wychodzi z łazienki,
włączywszy uprzednio pranie.
– Mam już
tego dość – jęczę cicho, opierając się o ścianę, kiedy upewniam się, że
dzieciak mnie nie usłyszy.
– Jeszcze
tylko kilka godzin, zmęczymy ich czymś i położymy wcześniej spać. A jutro z
samego rana przyjedzie Chris – pociesza mnie Tetsu, łapiąc za rękę, i splatając
razem nasze palce. – Dasz radę.
– Mhm... –
mruczę, chcąc przedłużyć ten moment najbardziej, jak się tylko da. W końcu
odkąd bracia Chrisa pojawili się w naszym mieszkaniu, nie mogliśmy pozwolić
sobie na ani jedną chwilę czułości, dlatego w tej chwili nie ma dla mnie
znaczenia fakt, że ubranie Tetsu śmierdzi potem, którym przesiąkło podczas
biegania.
– Już! –
wykrzykuje irytująca istota numer jeden, wychodząc z łazienki. Tetsu szybko
puszcza moją dłoń i uśmiecha się do dzieciaka, stając przede mną, zupełnie
jakby wyczuwał, że mam ochotę rzucić się na bachora i rozszarpać go na strzępy.
Co to ma być, żebym we własnym
domu nie mógł dotknąć swojego chłopaka?!
Tetsu
prowadzi irytującą istotę numer jeden do pozostałej dwójki, a ja udaję się za
nim ciekawy, co takiego miał na myśli, mówiąc, że czymś je zmęczymy.
– Chcecie
zagrać w coś fajnego? – pyta, kiedy udaje mu się uspokoić dzieciaki,
podekscytowane myślą, że jedno z nich nie jest już uziemione na krześle i mogą
się razem bawić.
– Chcemy!
– oznajmiają chórem.
– Brat
uczył was grać w baseball?
– Uczył!
Tetsu
uśmiecha się lekko.
– W takim
razie razem z wujkiem Junem rozegramy sobie mały meczyk.
– Ale
super! – krzyczą dzieciaki niemal jednocześnie, podskakując z radości. Patrząc,
jak się ekscytują, ciężko mi uwierzyć, że naprawdę są braćmi
wiecznie opanowanego Chrisa.
–
Wyjedziesz samochodem? Spakuję w tym czasie sprzęt.
Spoglądam
na Tetsu i kiwam potakująco głową, nie zastanawiając się jakoś szczególnie nad
tym, jakim cudem chce rozegrać mecz w pięć osób.
Szybko
przebieram się w pierwsze lepsze sportowe ubrania i, wyjmując z kieszeni kurtki
kluczyki i dokumenty, wychodzę z mieszkania. Zjeżdżam windą na sam dół, aż do
parkingu podziemnego i, szybko znajdując naszego granatowego Jeepa, wyjeżdżam
nim na zewnątrz.
Tetsu nie
każe mi na siebie długo czekać. Zadziwiająco szybko przygotowuje do gry zarówno
sprzęt, jak i dzieciaki. Po niecałych dwudziestu minutach od mojego wyjścia z
mieszkania odjeżdżamy już spod naszego bloku.
– Gdzie
mam jechać? – pytam, zerkając w stronę Tetsu, który siedzi po stronie pasażera.
– Do
parku.
Nie muszę
się upewniać, żeby wiedzieć, od której strony mam podjechać. Jeśli Tetsu
zamierza grać w parku, to jest tam tylko jedno miejsce z dostatecznie dużą,
wolną przestrzenią, by nadawało się do rozegrania prowizorycznego meczu.
Podróż
mija nam w przyjemnej ciszy... A tego przynajmniej bym chciał, jednak
dzieciarnia ma na ten temat nieco inne zdanie. Kiedy po niecałej pół godzinie
jazdy dojeżdżamy na miejsce, mam ochotę wykroić sobie mózg przez uszy, żeby nie
musieć już słuchać paplaniny tych cholernych bachorów. Naprawdę nie rozumiem,
jak Tetsu może z takim spokojem znosić ich obecność. Zabawa z nimi to jedno,
ale przysłuchiwanie się ich wrzaskom, to zupełnie inna sprawa.
Po
zaparkowaniu samochodu, zajmuję się doniesieniem na miejsce sprzętu i
skonstruowaniem prowizorycznego boiska, zwalając na Tetsu obowiązek zajęcia się
dzieciakami – tłumaczę sobie ten haniebny postępek tym, że on się z nimi dużo
lepiej dogaduje.
– Wujku
Tetsu, jak będziemy grać? – pytają dzieciaki, podczas gdy ja kończę
usypywać górkę dla miotacza.
– Zagramy
na auty. Będą dwie drużyny i ta, która zdobędzie więcej wyautowań wygra.
– No
dobra, ale jak masz zamiar to zrobić z nieparzystą liczbą osób? – pytam,
podchodząc do Tetsu, zaintrygowany nieco jego pomysłem.
– Hmm...
Ktoś będzie musiał zagrać dla dwóch drużyn...
– Ja! Będę
łapaczem dla obu miotaczy! – Irytująca istota numer dwa wyrywa się, unosząc do
góry rękę.
Tetsu kiwa
głową, po czym spogląda na pozostałą dwójkę braci.
– A wy na
jakich pozycjach chcecie grać?
– Chcę być
miotaczem!
– Ja też!
– W
porządku, w takim razie ja i wujek Jun zostaniemy pałkarzami. Zagram w drużynie
z Meiem, a Eijun będzie z Junem. Może tak być?
Nie mam
nawet czasu na jakikolwiek sprzeciw – irytująca istota numer jeden łapie mnie
za rękę i odciąga na bok, konspiracyjnym szeptem oznajmiając, że za wszelką
cenę musimy wygrać.
Normalnie
pewnie byłbym podekscytowany na samą myśl o zmierzeniu się w taki sposób z
Tetsu – uwielbiam konkurować z nim w każdy możliwy sposób. Wątpię jednak, by mogło być coś ciekawego w grze, w której wezmą udział dzieci.
Przecież nie ma szans, żeby
wziął je na poważnie.
Z taką
właśnie myślą się rozgrzewam, pilnując, by irytująca istota numer jeden zrobiła to samo.
Mój chłopak jednak szybko wyprowadza mnie z błędu, tuż po rozpoczęciu gry już jedną z pierwszych piłek posyłając w drzewo za plecami miotacza.
Mój chłopak jednak szybko wyprowadza mnie z błędu, tuż po rozpoczęciu gry już jedną z pierwszych piłek posyłając w drzewo za plecami miotacza.
Zaskoczony
otwieram szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, że Tetsu potraktował tego
dzieciaka poważnie.
– Łał... – Bracia spoglądają w ślad za piłką, cicho gwiżdżąc. Z niewyjaśnionego powodu
żaden z nich nie zdaje się być przybity ani zniechęcony tym wybiciem – wręcz
przeciwnie, wydają się jeszcze bardziej podekscytowani.
Nie mogąc
pozostać w cieniu Tetsu, wychodzę na pałkę z postanowieniem, że ja również
popiszę się moimi wspaniałymi umiejętnościami.
– Dobrze,
wujku Bródka, tak trzymaj! – krzyczy irytująca istota numer jeden, kiedy
wybijam daleko narzut jej brata.
– Oj, oj,
może wstrzymałbyś się bardziej, Jun? To tylko dzieci. – Tetsu spogląda na mnie,
mrużąc nieco swoje brązowe oczy.
– Jedynym,
który powinien się wstrzymać, jesteś ty. – Nie pozostaję mu dłużny.
–
Zabrzmiało jak wyzwanie. – Tetsu uśmiecha się sugestywnie.
– Dawaj! –
Wskazuję pałką w jego stronę nagle niesamowicie podekscytowany.
Następne
rundy zamieniają się w zawody, kto
dalej wybije piłkę. Mimo że gramy z dziećmi, żaden z nas nie potrafi się
powstrzymać przed wybijaniem na poważnie. Instynkt zawodnika nie pozwala
nam
się wstrzymać, kiedy w grę wchodzi konkurowanie ze sobą. Po pewnym
czasie przyjemność płynąca z wzajemnej rywalizacji
jest tak duża, że zapominam się i zaczynam zwracać się do dzieciaków po
imieniu. One zaś przestają próbować narzucać w strefę, starając się za
wszelką
cenę posłać piłkę w taki sposób, żeby uniemożliwić nam wybicie. Z
jakiegoś
powodu kompletnie nie przejmują się wielokrotnymi porażkami – wydają się
być
podekscytowane grą na poważnie nawet bardziej niż Tetsu i ja. Każde
kolejne wybicie tylko bardziej je nakręca. Niezależnie od wyniku,
ponieważ dopiero się uczą, cieszą się samym faktem, że mogą grać. Po ich
błyszczących spojrzeniach jestem w stanie dostrzec miłość do baseballu,
którą musiał zarazić ich Chris – tę niezwykłą, niewinną, dziecięcą fascynację.
My też tacy kiedyś byliśmy...
Spędzamy
na grze kilka długich godzin, kończąc ją dopiero, kiedy żaden z naszej piątki
nie jest w stanie już dłużej ustać na nogach. Gdy jak na komendę padamy na
trawę, zmuszony jestem przyznać, że Chris naprawdę dobrze wpoił dzieciakom
podstawy baseballu, zwłaszcza Kazuyi, który jako łapacz sprawdził się podczas
gry znakomicie. Pozostała dwójka również dobrze się spisała.
Choć dzieciaki dopiero się uczą, dostrzegam drzemiący w nich potencjał. Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli nie zrezygnują i będą dalej ćwiczyć, kiedyś mogą wyrosnąć na naprawę dobrych graczy.
Choć dzieciaki dopiero się uczą, dostrzegam drzemiący w nich potencjał. Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli nie zrezygnują i będą dalej ćwiczyć, kiedyś mogą wyrosnąć na naprawę dobrych graczy.
Eh, muszę ci to przyznać... Ciekawe masz rodzeństwo, Chris.
Do domu
wracamy bardzo późnym popołudniem. Podejrzenia Tetsu się sprawdzają i, po umyciu się,
dzieciaki momentalnie zasypiają. Położywszy je do łóżka, niezmiernie zadowolony z
faktu, że wreszcie mam trochę spokoju, włączam telewizor i zaczynam oglądać
jakiś przypadkowy serial, czekając, aż Tetsu zwolni łazienkę. Co prawda, chciałem umyć się
razem z nim, rozpierany przez niezaspokajaną od dwóch dni potrzebę, jednak on definitywnie mi
zabronił, twierdząc, że muszę mieć oko na dzieciaki, gdyby przypadkiem się obudziły.
Kiedy
Tetsu
zwalnia łazienkę, szybko się z nim zamieniam. Mam ochotę na
długą, rozluźniającą i regeneracyjną kąpiel. W pomyśle tym jednak przeszkadza mi
aromatyczny zapach
parzonej kawy, który dociera do mnie z kuchni. Zmieniam więc plany i
biorę szybki prysznic, po czym z ręcznikiem owiniętym na biodrach
wychodzę z łazienki i kieruję się w stronę kuchni.
Na stole zastaję czekający już na mnie kubek kawy, obok którego stoi
Tetsu przyglądający mi się tym uważnym wzrokiem, który tak uwielbiam. Kiedy podchodzę do niego i sięgam po kawę,
wplata palce w moje mokre po kąpieli włosy, sprawiając, że po karku
przebiega mi przyjemny dreszcz. Ostatnią rzeczą, jakiej bym w tej chwili chciał, jest zabranie przez niego ręki.
– Nie
wysuszyłeś włosów. Przeziębisz się.
Nie spróbowawszy nawet kawy, odstawiam kubek i kładę rękę na dłoni Tetsu, chcąc jak najdłużej
czuć jego dotyk.
– Ja się
nie przeziębiam.
– Kiedyś
musi być ten pierwszy raz. – Tetsu delikatnie się do mnie uśmiecha, a ja
odczuwam nagłą potrzebę, by go pocałować. Nie zastanawiając się długo, pochylam
się w jego stronę i na kilka sekund łączę nasze usta.
–
Dzieci... – zaczyna Tetsu, kiedy się on niego odsuwam.
–
Dzieci i dzieci, ciągle tylko one, mam już tego dość. Gdyby zostały tu
dłużej, mogłoby się skończyć na tym, że zawłaszczyłby cię tylko dla
siebie – przerywam mu,
prychając z irytacją. On jednak uśmiecha się w odpowiedzi.
– Zazdrosny?
– Chciałbyś – mruczę, odwracając głowę w bok. Nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że po cichu się ze mnie śmieje.
– Zazdrosny?
– Chciałbyś – mruczę, odwracając głowę w bok. Nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że po cichu się ze mnie śmieje.
– Tak na nie narzekasz, ale podczas
gry zdawałeś się mieć o nich nieco inne zdanie. Przyznaj się, polubiłeś je.
– W życiu.
Choć
zaprzeczam, sam przed sobą zmuszony jestem przyznać, że naprawdę fajnie mi się
z nimi grało. Może jednak mógłbym odjąć jeden poziom irytacji od ogólnej oceny.
A za to chyba należy mi się nagroda.
Odwracam się w stronę Tetsu i spoglądam
na niego wyczekująco, a on, odgadując, o co mi chodzi, po długiej chwili
przewraca oczami.
– No
dobra, niech ci będzie. Ale tylko jeden raz.
Uśmiecham
się zwycięsko i znowu całuję Tetsu, tym razem przedłużając nieco ten moment,
pozwalając, by nasze języki zaczęły się o siebie ocierać. Kiedy jednak
pocałunek staje się zbyt intensywny, ku mojemu niezadowoleniu Tetsu mnie
odpycha.
– No
weź...
– Wujku
Bródka, dlaczego całujesz wujka Tetsu?
Mrugam
zaskoczony,
momentalnie nieruchomiejąc. Po dłużej chwili, czując pełen niepokoju
dreszcz przebiegający po plecach, bardzo powoli odwracam się w stronę, z
której padło pytanie, modląc się w duchu, żeby okazało się, że tylko
się przesłyszałem. Niestety, jak się okazuje, nie miałem omamów –
irytujące istoty numer jeden i trzy stoją w wejściu do kuchni,
przyglądając nam
się szeroko otwartymi oczami.
– Co tu
robicie? Nie powinniście spać? – pyta mądrze Tetsu, podczas gdy ja jestem w
stanie jedynie nerwowo przełykać ślinę.
– Mei-chan musiał siusiu. Więc poszedłem go zaprowadzić.
Tetsu
podchodzi do dzieciaków i łapie irytującą istotę numer trzy za rękę.
– W takim
razie ja zaprowadzę Meia do łazienki, a wujek Jun wszystko ci wytłumaczy.
Zanim zdążam zaprotestować, Tetsu znika już
w korytarzy prowadzącym do łazienki, zostawiając mnie sam na sam z tym
problemem na skalę światową. Irytująca istota numer jeden podochodzi do stołu i, spoglądając na mnie
z ciekawością wielkimi, bursztynowymi oczami, ponawia pytanie:
– Wujku
Bródka? To dlaczego?
– Em... no
bo... eeee... my... – Kompletnie nie mam pojęcia, jakiej odpowiedzi powinienem
udzielić, żeby jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. – Bo widzisz... to taki symbol eee... męskiej przyjaźni. Tylko
prawdziwi mężczyźni i eee... przyjaciele mogą tak robić. Bo to znaczy,
że yyy... że kogoś naprawdę bardzo lubisz. – Kiedy udaje mi się wreszcie odpowiedzieć, za późno
uświadamiam sobie sens własnych słów. Jest już jednak za późno na sprostowanie.
– Ah, więc
to tak, dziękuję, wujku Bródka! – krzyczy irytująca istota numer jeden, wypadając
z kuchni w podskokach, pozostawiając mnie w stanie kompletnego załamania. Z jakiegoś powodu
jestem pewien, że moja odpowiedź może się okazać tragiczna w skutkach.
Bachory, same z nimi kłopoty.
***
Głośny
dzwonek telefonu, który rozbrzmiewa w sypialni od dobrych pięciu minut,
nie pozwala mi spać, z każdą kolejną chwilą coraz bardziej
rozwścieczając. Przeklinając w myślach idiotę, który nie chce dać za
wygraną, odbieram, mając zamiar wygarnąć mu, co myślę o
telefonach o tak wczesnej porze. W końcu, po dwóch dniach męczącej opieki nad dzieciakami,
jedenastą rano uważam za zdecydowanie wczesną godzinę.
– Tak?! – warczę do słuchawki.
– Tak?! – warczę do słuchawki.
– Cześć,
Jun. –
Dociera do mnie nad wyraz uprzejmy głos Chrisa. Spotkałem się
już kilka razy wcześniej z tym brzmieniem i z doświadczenia wiem, że nie wróży ono
niczego dobrego. – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego Eijun i Mei od rana
prześcigają się w tym, który z nich bardziej lubi Kazuyę,
rozstrzygając to za pomocą pocałunków?
–
Yyyy,
nie mam pojęcia – mówię, szukając w wymiętej pościeli Tetsu, mając
nadzieję, że schował się gdzieś w kołdrze i jest gotowy uratować mnie z
opresji. Oczywiście, zgodnie z prawem Murphy'ego, nie znajduję chłopaka.
– Jun... –
Chris przybiera ton głosu, który sprawia, że włosy jeżą mi się na karku. –
Chyba będziemy musieli poważnie porozmawiać.
Zaczynam wydawać z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, przypominające chichot zarzynanego kojota, próbując znaleźć na szybko jakąś dobrą wymówkę. W
głębi duszy jednak zdaję sobie sprawę, że nie wymigam się od
odpowiedzialności. Wolę nawet nie wyobrażać sobie miny Chrisa, którą
obdarzy mnie przy spotkaniu.
Mnąc gwałtownie skrawek kołdry w palcach, przeklinam w duchu irytujące istoty. Zupełnie jakby tylko czekały na to, by wejść do kuchni w najgorszym możliwym momencie.
Gdyby tylko Mei nie musiał siku!
Mnąc gwałtownie skrawek kołdry w palcach, przeklinam w duchu irytujące istoty. Zupełnie jakby tylko czekały na to, by wejść do kuchni w najgorszym możliwym momencie.
Dzieci... to czyste zło.
Yo, yo, zaskoczeni takim shotem? Na pewno xd Wiem, że jest nie w moim stylu, więc jeśli ktoś będzie nim rozczarowany, zrozumiem, co nie zmienia faktu, że właśnie tak miał on wyglądać. Cholernie chciałam zrobić z Miyukiego, Meia i Sawamury rodzeństwo w takiej właśnie postaci – niezobowiązującej – i zdania nie zmienię. Nie widzę tego shota w innej formie~ Taka luźna odskocznia była mi bardzo potrzebna.
A teraz obiecane arty. Patrzcie, jakie urocze ♥
O KURWA, O KURWA, JUN TETSU. NARESZCIE. MOJE KOCHANE.
OdpowiedzUsuńWłaściwie... Naprawdę nie wiem, jak mam to skomentować. Czytało mi się zaskakująco szybko, jak nagle zobaczyłam koniec, to trwałam w szoku stulecia, bo jestem przyzwyczajona do tego, że Twoje shoty czytam na dwa/trzy razy, z krótkimi przerwami na oddech, zastanowienie się, na przetrawienie atmosfery i powrót (no, z wyjątkiem Elegii. Ale Elegia odbiera możliwość dostrzegania rzeczywistości, okay? Elegia to co innego, tak?). No, ale przeczytałam. Po pierwsze - wiedziałam od początku, że to będą bracia, no bo mi ten pomysł już opowiadałaś, zresztą widziałam pierwotną wersje. Miałaś rację pisząc, że ten shot to zupełnie co innego, niż piszesz zazwyczaj. Tutaj było tyle... Nie samej akcji, co... czynności. Twoje postaci zwykle nie... nie wykonują jakiś ruchów. Nie jeden po drugim. Czasami o czym rozmyślają, prowadząc monolog wewnętrzny, czasami się zastanawiają, czasami po prostu skupiają na jednej czynności. Tutaj oczywiście coś takiego by nie pasowało - bo jak coś takiego ma pasować do opowiadania o trójce zbyt energicznych dzieci i chłopaku, który nie umie się nimi zajmować? Dlatego doceniam to, że na potrzeby samego pomysłu zmieniłaś swój styl. Chociaż nie było to... To, co zawsze czuje, to jednak opowiadanie wciąż trzymało poziom. Stabilny, dobry. Ale to nie było to... No, to, co zawsze. Nie wbiło w ziemie, a czytało się szybko nie dlatego, że pochłonęło (jak Elegia), ale dlatego, że było ot takim... Przyjemnym tekstem. Pierwszy raz mówię coś takiego o Twoim opowiadaniu i naprawdę nie spodziewałam się, że kiedyś do tego dojdzie. Nie mówię, że to źle. To po prostu inaczej. Zmierzenie się z czymś nowym zawsze w jakiś sposób odświeża myślenie autora i jego sposób pisania, dlatego spodziewam się bardzo wiele po Twoim następnym opublikowanym opowiadaniu. Nie zawiedź mnie, okay (specjalnie tworzy presje, żeby Ekler poczuła się jak Sawamura stojąc na górce i walcząc o mistrzostwa dla swoich senpaiów) ? Co jeszcze to może to, że czuję coś... To nie jest niedosyt, a bardziej... Niedopracowanie. Często czuję coś takiego przy swoich tekstach, że one są... Niepełne. I zawsze Ci tej pełności w jakiś sposób zazdrościłam, chciałam, nie, że pisać tak, jak Ty, ale wiedzieć, że tak, przedstawiłam to właśnie w ten sposób, w jaki chciałam, rozwinęłam maksymalnie postaci, napisałam to, jak powinno się pisać. Takie uczucia miałam po przeczytaniu Twoich opowiadań. Że wszystko, zaczynając od osobowości postaci, poprzez fabułę, kończąc na miejscach akcji - wszystko jest dopracowane, pełne. Tutaj tego nie czułam. Brakowało mi Tetsu, brakowało mi tych dzieciaków, które powinny być kimś ważnym w całym opowiadaniu, brakowało mi nawet Chrisa, choć wiem, że on miał być tylko tłem. Może to przez pierwszoosobówkę Juna, chociaż...Nawet Juna mi tak jakoś brakowało. Przepraszam, ale... To było przyjemne opowiadanie, napisane przyjemnie, przyjemnie się czytało, ale... Ale wiesz, stać Cię na więcej, o wiele, wiele, wiele więcej. Wiem, że to prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy pisałaś w ten sposób, dlatego i tak jestem pełna uznania, że poziom był właśnie taki, no... Stabilny i dobry. I tylko taki.
UsuńOczywiście, było mnóstwo fajnych momentów i tu Cię zaskoczę - właśnie dużo było komedii, czym mnie zaszokowałaś. Takiej komedii niewymuszonej, takiej lekkie, takiej, której się po prostu nie spodziewałam. Ten Jun wyszedł Ci po prostu zabawnie. I te dzieciaki też wyszły Ci po prostu zabawnie. Ich rozmowy, cała akcja, która się działa, choć wciąż tak niepełna, dalej była zabawna.
. Wszystko zdania, które zapisałaś kursywą, było trafne i celne, i właśnie przez te zdania miałam ochotę krzyczeć: "TAK, TO MÓJ EKLER, TO WŁAŚNIE TO". A to, jak Tetsu grał z chłopakami w shogi - było przezabawne. To, o co się tak martwiłaś, czyli te wszystkie zabawne momenty, wyszły Ci niespodziewanie... bardzo dobrze. Nie czułam tej sztuczności, o której wspominałam Ci przy pierwszej wersji. To było takie naturalne i świetnie wpisywało się w lekkość całego opowiadania (chociaż widać, że rzadko opiekujesz się dziećmi XDDDDD).
UsuńKocham, bo Tetsu x Jun, bo to było dobre opowiadanie. Jak zauważyłaś, zaznaczyłam Ci wszystkie reakcje, bo tak, bo mogę, bo to przecież jest smutny shot, nie kłóć się ze mną, tragedia łóżka była smutna. XDDDD
"Spalmy to" XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD A Kiri zwija się w kołdrę i płacze ze smutku, bo spalenie żywcem prześcieradła przerywa jej serce jak śmierć Itachiego. </3
Więc było zabawnie, było przyjemnie i było... odświeżająco, inaczej.
A, no i dziękuję za ukrytą dedykację (Twoje dedykacje dla mnie są jak ninja z wioski ukrytej w sarkazmie).
UsuńNo więc tak.
UsuńPo pierwsze - wszystkie moje postacie są martwymi zwłokami. Tetsu w Elegii był zwłoką i Akasz w Elegii był zwłoką. Nawet Nijimura shiper hardy AkaKuro był złowką (choć on w sumie rzeczywistą xd). Jak Ty to robisz, że rozbrajasz mnie takimi określeniami xd
Po drugie - wiedziałam, że tak je odbierzesz. I cieszę się, bo właśnie tak odebrać je miałaś, z taką myślę je pisałam. Nie oszukujmy się - z powodzeniem mogłam zrobić z tego opowiadania wielopartówkę. Taką, w której więcej jest Juna i Tetsu, więcej samych dzieci. Ale wtedy to już by nie było to. Wtedy zrobiłabym z tego właściwego mojemu stylowi angsta, byłoby dużo przeszłości Juna i Tetsu, pewnie nawet doszłaby jakaś tragedia związana z dziećmi. Bo ja nie mogę pisać innych długich tekstów (a przecież ten shot ma 18 stron). Chciałam, żeby ten shot był taki. Przyjemny. Pozytywny. Ale zwykły. Na fanpejdżu użyłam słowa 'odskocznia'. Właśnie o to mi chodziło. On nie miał Cię wbić w ziemię, nie miałaś się nim zachłysnąć, zakochać się w nim, chcieć do niego wrócić. Nie, miałaś go przeczytać z lekkością, parę razy się uśmiechnąć. O to chodziło. Taka rola odskoczni. Każdy blog czegoś takiego potrzebuje. Przy pięknych, głębokich tekstach u Ciebie, rzucasz głupimi komediami, od których płaczę ze śmiechu. Nie umiem pisać komedii takich jak Ty, dlatego zdecydowałam się na obyczajówkę w takim stylu. Ponieważ chciałam żeby ten shot był lekki i zabawny, ale nic więcej. Żeby był po prostu zwykłym obyczajem, ponieważ właśnie taka forma mi do tego pomysłu pasowała najbardziej. On jest jednocześnie pełny i niepełny. Ponieważ z założenia nie miał taki być, nie miał robić wrażenia jak inne moje teksty. A ponieważ udało mi się tego dokonać, spełnić założenie - dlatego jest w pewien sposób pełny, tak ja to widzę. Rozumiesz, o co mi chodzi, nie?
Wybacz, ale nie czuję presji xd Właściwie większej chyba po prostu nie da się czuć. Od pierwszego rozdziału Monopolu zależy wszystko. Ponieważ pozostałe rozdziały będą się do niego odnosić. Dlatego jeśli powiem choć o jedno słowo za dużo - zjebię to opowiadanie. Myślisz, że mogę czuć jeszcze większą presję?
Na koniec powiem, że cieszę się, że mimo mojego stylowego eksperymentu, uważasz tekst za dobry. Lekkość to jedno, ale nie wybaczyłabym sobie, gdybym napisała coś faktycznie złego. Dlatego jeśli uważasz, że trzyma poziom, to ja się bardzo cieszę~! Cel uważam za osiągnięty, misja zakończona!
Dedykacja jak ninja z wioski ukrytej w sarkazmie - rozbrajasz xd
P.S
Takie TetsuJuny takimi TetsuJunami, ale bez obaw, nie byłabym sobą, gdybym nie napisała Ci z nimi shota w moim stylu xd Nieprędko go dostaniesz, ale... napiszę go, don't worry xd
Zajmuję! *-*
OdpowiedzUsuńOkay, na początek, nasza święta tradycja, czyli błędusie-dupusie:
Usuń1)"Kiedy dochodzę do stanu względnego opanowania, wstaję z krzesła, wyjmuję z szafki kilka foliowych siatek, po czym układam je na sobie na jednym z krzeseł." - no tutaj nie ma błędu, ale się zagubiłam z tym "na sobie na jednym z krzeseł". Proponowałabym zamienić to chociaż na "układam je jedną na drugiej na jednym z krzeseł" xD
2)"No przecież im nie powiem, że moje umiejętności kulinarne kończą się na zalaniu wrzątkiem zupy z kubka. " - no tutaj też niby nie ma błędu, ale "zupa z kubka"? No są kubki do zalania, ale... a dobra, niech będzie xD
3)" Jak się niebawem przekonałem, mieliśmy przez dwa robić za niańki młodszych braci Chrisa," - dwa... dwa... dwa co? xD
4)"– Wujek Tetsu! – krzyczą irytujące istoty numer jeden i trzy, podbiegając do niego, i się z nim witając. Widząc, że bachor, który skaził nasze łóżko, zamierza dołączyć do braci, posyłam mu mordercze spojrzenie, które skutecznie zatrzymuje go na krześle. " - numer dwa i trzy, bo irytująca istota numer jeden to Eijun, i to właśnie on siedział na krześle xD
5)"irytujące istota numer jeden i trzy stoją w wejściu do kuchni, przyglądając nam się szeroko otwartymi oczami. " - istoty
6)"Mei-chan, musiał siusiu." - bez przecinka
Przechodząc do opinii ogólnej - nie będzie za ciekawie, w sensie, że nie będzie jakoś tak fajnie w moich różnych stylach (np. wypracowania, opowiadania, czy czegoś tam, jak zawsze xD), bo mam depresje .-.
I ta depresja nie minie, dopóki nie dostanę mojego "Love-oop" xD Albo chociaż Requiem... Ewentualnie Monopola... NO W OSTATECZNOŚCI CZEGOKOLWIEK XD
To naprawdę ciężkie uczucie, gdy ma się świadomość, że Twój blog jest chwilowo (CHWILOWO, KURWA? OD PIĘCIU JEBANYCH MIESIĘCY ;________;) nieżywy.
Twój blog to zwłoki, które tak kochasz ;_; Błagam, ożyw go, gdy tylko nadejdzie chwila przerwy od studiów i ciężkiej nauki *-* Czyli we wakacje, zapewne xD
Okay, no to ta opinia teraz.
No więc jestem zachwycona. xD W życiu bym się nie spodziewała po Tobie takiego shota, ale naprawdę wyszedł Ci genialnie - oznacza to, że możesz się wypróbować nie tylko w dramatach/krwawościach/flakościach itp., ale także słodkich komediach *-*
Ah, to na prawdę było urocze...
" – Przepraszam, wujku Bródka! – krzyczy irytująca istota, po czym zsuwa się z łóżka i wybiega z pokoju, wyrzucając ręce w górę. Macha przy tym nimi w jakiś dziwny sposób, który przywodzi mi na myśl galaretkę kołyszącą się na łyżce." - tutaj to sobie wyobraziłam takiego biegnącego z wrzaskiem Kevina samego w domu xD
" ...to wtedy płatki przejmą energię cieplną i organizm będzie miał więcej siły do wykorzystania!" - Poważnie?! *-* O Bosze, idę sobie zrobić płatki! <3 Jun, kocham cię xDDD
"Że też demon, który budzi się w nim na boisku, musi się również budzić w nim w sypialni. No naprawdę..." O. Boże. Wyobraziłam to sobie xD
Scena kiedy Jun wyszedł spod prysznica i Tetsu wsunął dłoń w jego włosy, była gorąca. Kuźwa, niby takie NIC, niby prawie żadnego podtekstu nawet nie było, ale... oh *-* shit *-* Co to było za spływające seksem piękno *-*
Czytając o dzieciaczkach miałam mieszane uczucia - z jednej strony myślałam, że bym je pokochała, z drugiej, że by mnie strasznie irytowały xDDD Ale ostatecznie pozostaje przy twierdzeniu, że dzieci są po prostu zbyt czasochłonne xD To nie dla mnie xD
No. Więc shot był naprawdę przyjemny, i... kobieto, nie musisz się tłumaczyć, że inaczej tego nie widziałaś, i że kogoś możesz tym opkiem zawieść czy tam rozczarować - na początku uprzedziłaś, że shot jest inny niż większość Twoich prac, i każdy powinien przyjąć to do wiadomości D: Styl i charakter opowiadania może rzeczywiście nie przypomina reszty, ale w dalszym ciągu jest napisany perfekcyjnie - czyta się gładko, przyjemnie i szybko ♥
Dobra robota, pedale.
No. Nieskładny ten mój komentarz, ale musisz się nim zadowolić xD
*KLEP KLEP*
OdpowiedzUsuń*wróci tu*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i nawet komentuję! Czaisz, jaki to cud? 8DDD
OdpowiedzUsuńWlaściwie nie wiem co powiedzieć na temat tego ficka :I
Podobał mi się i to bardzo. Przyjemnie się czytało, nawet można było heheszkować...cud, miód orzeszki. Podzielam tutaj w zupełności odczucia Wujka Bródki, nie lubię bachorów. Ale mimo to, uważam że u ciebie były całkiem słodkie ;w; *muzyczka z horroru*
Co ty ze mną robisz kobieto
I... To by było na tyle z mojej kreatywności xD
ale ogólnie pisz więcej, weny, gejowej miłości i tak dalej. Lovki, kiski, aokiski xDDDD
Czaję, Czaję xd Byłam w ogóle w szokul, że zobaczyłam Cię na moim blogu xd
UsuńCiesze się, że Ci się podobał (i to bardzo *odwala magiczny taniec szczęścia* czyt. wali głową o ścianę). Zadaniem tego shota miało być bycie przyjemnym i zupełnie niezobowiązującym, dlatego cieszę się, że je spełnił.
Oj, dzieci to zło. A jeszcze taki pakiet małych szatanów w postaci najbardziej narwanych postaci z diamentowych... Samo zło xd Ale urocze xd
Zaaaa słodziaszneeeeee
OdpowiedzUsuńaaaaaaaa
...
uszkodziłaś mnie
Usuńmusisz ponieść tego konsekwencje
za kare nie będzie wnikliwego komentarza
(jakby to miała być kara i kogokolwiek obchodził mój komentarz)
Bródka.
Tetsu w końcu chciał być panem pszedszkolankiem
dzieeeci sa złe
zabrońcie matkom rodzić dzieci
zabrońcie matkom rodzić
https://www.youtube.com/watch?v=tP54H9UCHk8
porzeczki i arbuzy rządzą
i pamelo
lubię leśne porzeczki
Po zajrzeniu w zakładkę o Tobie wiem już, dlaczego podobało Ci się Samenai Yume XD Ja do zwłok ma stosunek raczej obojętny, jak i do większości biologicznych rzeczy. Nie chce mi się uczyć, żeby być patomorfologiem, wolę być zootechnikiem. MOŻE NAWET BĘDĄ Z TEGO HAJSY.
UsuńCiźby fan gore?! :D Naprawdę?! :DDD
Poleć jakieś, jeśliś gorefan!
Tak, dokładnie dlatego spodobało mi się Samenai Yume xd
UsuńTetsu chciał być panem przedszkolnikiem, ale to w gejobasu xd W diamentowych nie przypominam sobie takiej chęci xd
Dzieci są fajne... na 5 sekund i w odległości co najmniej 2 metrów. Tak. Potem już tylko idzie je zabić.
Arbuzy są oke, ale u mnie wygrywają porzeczki i granaty. Bezkompromisowo.
Gdzie juali
OdpowiedzUsuńDzisiaj mija rok
Gdzie juali
Ja sie pytam grzecznie
Ufy porwały
UsuńKosmiczne wibracje przetrzymują
Grzecznie proszę o oddanie, ale one
NIEBIESKI EKRAN MI SERWUJĄ
WSTYD
UsuńZebym ja sie musiala za Ciebie tak wstydzic...
UsuńWybaczysz mi, jak wreszcie wrzucę tego spóźnionego shota
UsuńZapomnisz, że w ogóle miałaś do mnie żal
Zobaczysz, tak będzie... PRZEZ CHWILĘ
A POTEM MNIE KULTURALNIE ZAJEBIESZ XD
Chwała mojej bezsennosci - dzieki niej znalazlam chwile, aby tu wrocic. Ten shot to istny cukiereczek 8D Rly, w glebi duszy jestem cukiernikiem. Wiem co mowie. Rozbroilo mnie to, jak Jun nazywal dzieci irutujacymi istotami. Kuros bylby przykladna mamuska ze swoim paleniem poscieli. Ten przemysl bylby mu wdzieczny, bo nie wydaje mi sie zeby przescieradla byly towarem szybkorotujacym. Odbiegajac troche od tematu - zmieniam zamowionko na Kuros x Kagami 8D Jednak Kuroko nie da sie nie kochac. W trakcie czytania zauwazylam jakis blad, ale teraz go juz nie pamietam. Chyba w zdaniu gdzies na poczatku polknelas slowko i bylo, ze Chris zostawil braci na "dwa", ale nie jest napisane co. Musze kiedys pojechac na jakis konwent, na ktorym bedziesz. Usciskam cie za te gejoze (ubolewam, w tym shocie jej strasznie malo). No, na tym skoncze komentarz. Nie ufam sobie, jesli chodzi o pisanie (/mowienie) w srodku nocy. Kochom, xoxo
OdpowiedzUsuń/Seo z SzA
Tej zmiany zamówienia nie mogę przyjąć ;;;; Przepraszam, ale w zamówieniach jest capsem podkreślone, że KagaKuro nie piszę. No wybacz, naprawdę, ale ja nie lubię tego shipu.
UsuńA za komentarz bardzo dziękuję, wywołał na mojej twarzy pięknego banana. Do tego stopnia, że w natłoku nauki znalazłam czas, żeby Ci odpisać xd *spogląda z żalem na zaległości w odpisywaniu na inne komentarze* Będę się musiała za nie jakoś wziąć... Ale póki co muszę czytać o biologicznych podstawach zachowania </3